Całkiem zgrabna seria kryminałów, dziejących się w Lipowie - małym miasteczku koło Brodnicy, tuż przy uroczym jeziorze Bachotek. Wszystko kręci się dookoła Daniela Podgórskiego, atrakcyjnego (choć pulchnego[1]) młodszego aspiranta, który we współpracy ze służbami z pobliskiej Brodnicy rozwiązuje sprawy, zwykle przywleczone przez wydarzenia z przeszłości. W trzech tomach pojawia się Klementyna Kopp, prawie 60-letnia (chociaż ciągle pełna życia) wytatuowana śledcza, zawsze w skórzanej kurtce, bezczelna i niecierpliwa, ale skuteczna. Akcja dziejąca się bardzo współcześnie (2013-2014) przerywana jest wstawkami sprzed lat oraz enigmatycznie opisanymi myślami mordercy.
W "Motylku" Weronika, właśnie rozwiedziona[2], rozpoczyna nowe życie w zaniedbanym dworku w podbrodnickiej wsi. Zima, pięknie, gdy nagle ktoś brutalnie rozjeżdża samochodem zakonnicę. Sprawa krąży wokół lokalnych bogaczy, którzy sprzedali Weronice dworek. Akcja się zacieśnia, bo Weronika odczuwa niesamowity pociąg do przystojnego Podgórskiego. Spokojna wieś okazuje się siedliskiem problemów - wychodzi kwestia adopcji sprzed lat, nieletnia jest w ciąży z dorosłym, a przemoc domowa[3] na porządku dziennym.
W "Więcej czerwieni" trwa lato, nad Bachotkiem pojawiają się seryjny morderca - katuje swoje ofiary, a potem odcina im kolejno usta, uszy i wyłupia oczy. Do pomocy przyjeżdża śledczy Wiktor Cybulski (nie z tych Cybulskich), koneser wina i dobrego jedzenia, nieco irytujący współpracowników swoim kwiecistym sposobem wyrażania się. Jest snuff porno, zdrada małżeńska, Danielowi nie układa się z Weroniką, a Klementyna - trochę wbrew sobie, wszak jest lesbijką - zakochuje się w Danielu.
[1] Nie dziwota, skoro pani Maria, matka Daniela, poza zarządzaniem posterunkiem zajmuje się pieczeniem ciast, które przynosi na każde spotkanie. Dla równowagi, Weronika jest antytalentem i przypala nawet jajecznicę.
[2] Wątek byłego męża Weroniki jest dość niespójny - jest warszawskim
śledczym kryminalnym, ale kumpluje się z bogaczami i funduje eks-żonie
jako rekompensatę dworek ze stajnią.
[3] Damskim bokserem okazuje się jeden z policjantów, który regularnie tłucze swoją żonę, dodatkowo jest niesamowicie chamski i bucowaty również w pracy. Nikomu to specjalnie nie przeszkadza, czasem pani Maria go prostuje, ale bez większych rezultatów.
Inne tej autorki:
#1-2
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 15, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Bardzo brytyjski i posępny 3-odcinkowy kryminał o glinach z Manchesteru. W pierwszej serii Marcus (Simms, Tyler z "Life on Mars") z ekipą odkopuje zwłoki, odkrywa tożsamość denata i idzie po akta do archiwum. Otrzymuje dwie dyskietki 3,5 cala, z którymi nie wie, co zrobić, wieczorem jedzie więc do niegdyś swojego domu z rozwiedzioną żoną i synami, wygrzebuje stareńki komputer i usiłuje odcyfrować stare akta. Nie udaje mu się, bo wdaje się w kłótnię z żoną i zostaje zmuszony do opuszczenia lokalu. Kiedy następnego dnia wraca po zapomniane w awanturze dyski, zostaje zamordowaną żonę i jednego z synów. Nagle zostaje aresztowany jako podejrzany o podwójne zabójstwo, drugi syn nie chce z nim rozmawiać, a wszyscy koledzy uważają, że coś z nim nie tak. I pewnie na tym by się sprawa zakończyła, ale podczas konwoju zostaje zaatakowany przez współwięźnia, a podczas kotłowaniny i w konsekwencji wypadku udaje mu się zbiec. Zaczyna prowadzić własne śledztwo z całą policją na karku.
Śledztwo prowadzi Susan, policjantka z problemami prywatnymi - nie umie pogodzić się z tym, że jej partner ją zostawił i ma dziecko z kolejną dziewczyną. Na początku wierzy w winę Marcusa, potem, kiedy odkrywa różne sekrety z przeszłości, już nieco mniej.
Chyba nawet na chwilę nie przestaje padać zimny deszcz. Manchester i okolice są brzydkie i szare, mieszkania klaustrofobiczne i dalekie od designerskich magazynów wnętrzarskich.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 11, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 1
(A ja nic o tym).
Nowa praca mnie nieustająco zaskakuje rzeczami skądinąd oczywistymi. Że ktoś dba o to, żebym miała czas. Na przeczytanie, zapoznanie się z, na uzyskanie i sprawdzenie dostępów. Że konsekwencją podpisania umowy o równym traktowaniu ze względu na płeć, orientację seksualną, etniczność czy wiarę jest brak często cytowanych w poprzednim miejscu zatrudnienia fraz o tym, gdzie powinni skończyć uchodźcy, a gdzie homoseksualiści i ciemnoskórzy (podpowiem - blisko siebie, daleko od "nas"). Że nikt mnie nie mikromenedżuje, mimo że to były cztery pierwsze dni. I że ludzie, z którymi siedzę, są mnie ciekawi. Jedna z piękniejszych willi (w zasadzie to nawet nie bałabym się nazwać jej pałacem[1]) na Sołaczu. W kuchni kawa, 30 rodzajów herbat, a na wejściu zestaw startowy do pracy biurowej (w tym naklejki). I co jakiś czas przychodzi ktoś z wyraźną troską, jak się czuję, czy wszystko w porządku i czy nie mam za dużo pracy. No więc czekam, aż będę miała na co narzekać. Bo na razie tylko marudziłam (cicho!) na kilkunastopniowy mróz oraz zalodzony brukowany podjazd.
Więc jak się martwiliście, to się nie martwcie.
[1] To skądinąd zabawne, jak bardzo jestem pozbawiona tzw. przeczuć. Z ogromnym zainteresowaniem przejeżdżałam koło zabytkowego budyneczku na dziedzińcu Instytutu Zachodniego przy Mostowej, pac - przepracowałam tam prawie 4 miesiące. Teraz weszłam po schodach między marmurowe kolumny, które zawsze podziwiałam sprzed bramy Ogrodu Dendrologicznego z drugiej strony Niestachowskiej. A nie spodziewałam się, żeby kiedykolwiek.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 10, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
SOA#1
- Komentarzy: 6
Pope (Robert de Niro) ma kasyno oraz twarde zasady, między innymi takie, że nikt mu nic nie ukradnie oraz że nie rozdaje pieniędzy. Kiedy jeden z jego krupierów, Vaughn (uroczy detektyw z "Good Wife"), potrzebuje pieniędzy na operację ratującą życie jego córce, nie dziwi się, że Pope go wyrzuca za drzwi i z pracy. Nie dziwi się, ale jest zły i razem z przygodnie poznanymi kolegami planują okraść kasyno z pranych w nim co tydzień pieniędzy. Jak planują, tak robią, tyle że kierowca na odgłos strzałów zwiewa, zatrzymują więc autobus, biorą zakładników i - jak w "Speed" - jadą. Ściga ich najpierw młoda policjantka, potem już pół lokalnej policji. Sytuacja wydaje się bez wyjścia, nie mają dokąd uciec, jeden z porywaczy jest ranny, drugi niestabilny emocjonalnie, a Vaughn mimo wysiłków może nie uratować wszystkich pasażerów (a to dobry człowiek jest).
Film ma trochę dziur fabularnych, rozwiązanie jest dość karkołomne, ale na zimowy wieczór się nadaje.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 6, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Jest sobie barman, który nie umie opowiadać dowcipów. Wtem do baru wchodzi spragniony klient, zamawia procentowy napój i od słowa do słowa zakłada się z barmanem, że opowie mu taką historię, jakiej jeszcze nigdy nie słyszał. I opowiada. Problem w tym, że barman jest agentem Instytutu Podróży w Czasie i zaskakująco dużo wie o tym, o czym opowiada klient, po czym proponuje mu możliwość wyrównania rachunków z przeszłością.
Post factum doczytałam, że to ekranizacja opowiada Heinleina "All Your Zombies" (jeśli kto ma w wersji e-, chętnie pożyczę). Sam film, chociaż od pewnego momentu dość oczywisty fabularnie, jest zrealizowany z ogromną dbałością o szczegóły (choć jest raczej kameralny, a środki do pokazania podróży w czasie są naprawdę ascetyczne). Ogromnie mi się podobał. I nie, nie wiem, jakim cudem na niego trafiłam (pewnie dlatego, ze gra tam Ethan Hawke).
Z kolei z sentymentu dla "starego" Mad Maxa obejrzałam świeżą historię ze świata spalin i postapokaliptycznego kurzu, czego serdecznie nie polecam, chyba że ktoś lubi same widoczki i ryk silnika. W skrócie - jednoręka wojowniczka ma konwojować transport cennej wody, należący do zdeformowanego kacyka Skalnego Grodu, tyle że niebawem po starcie zwiewa i okazuje się, że podebrała też młode płodne żony temuż kacykowi, co go - nie dziwne - na tyle zirytowało, więc kazał gonić zdrajczynię przez pustynię. Wplątuje się w to samotny podróżny, Max, schwytany przez bojówki kacyka w celu używania jako przenośna stacja krwiodawstwa. Jadą więc, demolują sobie wzajemnie kolejne auta, czasem bladzi kamikadze, znęceni obietnicą Walhalli, sprejują sobie usta srebrolem i podejmują samobójczy atak na konwój. Dojeżdżają do potencjalnego raju, który okazuje się nie istnieć i stwierdzają, że wrócą. I wracają.
To naprawdę zły film, fabuła zdecydowanie jest dilerska (C Kaczka), chociaż obrazki bardzo ładne. Akcje raczej nie dla młodzieży (typu rozrywanie przez samochody czy dokonywanie cesarskiego cięcia na żywca), ale jest kilka zabawnych scenek typu trzymanie na ciężarówce gitarzysty w roli maskotki. Można obejrzeć na własną odpowiedzialność, wszak tyle dobrych filmów wokół.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 4, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Simon, pracownik domu aukcyjnego, brew zaleceniom zwierzchnika próbuje udaremnić kradzież dzieła sztuki. Obrywa w głowę, po czym doznaje amnezji. Problem w tym, że to właśnie on był jednym z członków gangu i uczestniczył w kradzieży, a z zupełnie nieznanych sobie aktualnie powodów sam ukradł płótno za 17 milionów. Dodatkowo zapomniał, gdzie to płótno schował. Po porcji tortur w celu poprawy pamięci szef gangu próbuje rozwiązać problem za pomocą hipnozy. Piękna pani psycholog zaczyna wyciągać sekrety najpierw nieszczęsnego Simona z amnezją, potem - reszty gangu.
Nie wiem, jakim cudem nie słyszałam o tym filmie - doskonała obsada (Cassel, Dawson), a do tego moja ulubiona tematyka - początkowo film z lekkim komediowym zabarwieniem o skoku na dom aukcyjny przeradza się w mroczny thriller z twistem. Dla pań - gołe tyłki Jamesa McAvoya i Vincenta Cassela, dla panów - całkiem naga Rosario Dawson.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 3, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Trójka astronautów (Bullock, Clooney i aktor pochodzenia hiduskiego, grający głosem) naprawiają coś w przestrzeni kosmicznej. Żartują sobie, podskakują, opowiadają historie (najbarwniej Clooney, chociaż baza już wszystkie zna), aż tu nagle lecą w ich kierunku resztki rosyjskiej satelity. Rozwalają połowę sprzętu, giną wszyscy poza Bullock i Clooneyem, a do tego szlag trafia połączenie z Ziemią. Ocaleńcy usiłują dolecieć do leżącej obok stacji Rosjan, bo jest szansa, że będzie czym wrócić. Bullock kończy się tlen, ale cudem udaje się jej dotrzeć do stacji, Clooney, aby jej nadać napęd, odlatuje samotnie w kosmos. Rosyjska stacja się pali, ale Bullock udaje się dotrzeć do kapsuły i mimo niepowodzeń na testach, uruchamia ją. Tyle że w kapsule nie ma paliwa. Po malowniczym załamaniu i halucynacjach astronautka decyduje się skorzystać z ostatniej szansy i leci na stację Chińczyków, bo to ostatnia szansa na powrót do domu.
Jakbym obejrzała przed "Marsjaninem, podobałoby mi się bardziej. A tak - złe nie było, ale bez rewelacji. Prześliczne obrazki, zabawny Clooney, okrutnie doświadczona i jojcząca pół filmu Bullock, a do tego sporo dramy.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 2, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Sasza Załuska podejmuje pracę w trójmiejskiej policji, u komisarza Duchnowskiego. Skoczy tylko jeszcze do Hajnówki upewnić się, że przestępca, z którym była blisko związana, rzeczywiście jest w tamtejszym zakładzie psychiatrycznym. Na miejscu okazuje się, że profilerka od ręki wplątuje się w sam środek wieloletnich układów przestępczych, obejmujących też lokalną policję, a dodatkowo - ponieważ traci dokumenty - traci status quasi-policjantki, za to zostaje uznana za podejrzaną (po odkryciu zwłok i przypadkowym byciu świadkiem porwania). Odcięta od wszystkiego, zaczyna wyjaśniać nawarstwiającą się latami sprawę, dziwnie zazębiającą się z jej życiem prywatnym.
W poprzednim tomie narzekałam na procedural - tu dla od odmiany jest sama akcja. Niestety, przez maksymalne skomplikowanie spraw, ciągnących się od wojny, dołożenie bojówek narodowościowych (wszak teren zamieszkują przeważnie Białorusini) oraz elementów jak z horroru, całość jest dość ciężka. Nie wiem, skąd zamiłowanie autorki do groteskowej masakry (odcięcie przyrodzenia czy wampirze zabawy z krwią[1]), ale to też nie pomaga. Są elementy zabawne typu umieszczenie ultra-prawicowego publicysty w roli brutalnego gwałciciela, co jednak nie sprawia, że sam gwałt jest mniej okrutny. Jakkolwiek doceniłam epizodyczne pojawienie się bohatera cyklu obok - profilera Huberta Meyera, tak niespecjalnie zachwyciły mnie elementy kryptoreklamowe (zaproszenie do czytania portalu o kryminałach i osadzenie jego autora jako statysty w jednej ze scen czy lista restauracji jako podziękowanie dla właścicieli - tego typu rzeczy można wkleić w i tak już obszernym posłowiu). Problem mam też z wiarygodnością samej akcji - ludzie latami ukrywający się "na zapleczu" czy dla odmiany, ukrywanie w stylu Bena Kenobiego - zaginiona kilkadziesiąt lat temu 17-latka okazuje się być znaną w miasteczku postacią, nawet całkiem podobną do siebie sprzed lat, ale nikt jej nie skojarzył. I wreszcie zakończenie - wiem, autorka szykuje jeszcze dwa tomy, ale zostawienie dwóch osób umierających, jednej zaginionej, a głównych przestępców na wolności jest dość słabe.
[1] Zawsze mnie fascynowało, po co xłhć bsvneę frgxnzv vtvrł wrqabpmrśavr, żrol fvę cbjbyv jlxejnjvnłn (eójavrż an cbqłbtę), mnzvnfg temrpmavr cbqcvąć fvę jragsybarz v jlpvhexnć xerj ormfgengavr. Poza tym, że to malownicze.
Inne tej autorki tu.
#104 (jeszcze z 2015)
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 2, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2016, panie, kryminal
- Skomentuj
Była pewna obawa, jak bardzo huczny jest Sylwester na Dębcu, ale było całkiem cywilizowanie - owszem, fajerwerki[1], petardy, ale tak 20 minut po północy[2] było po wszystkim. Padający całą noc i cały dzień śnieg przykrył wszystko, jak należy. O poranku Maj obejrzał śnieg przez wszystkie możliwe okna i władował się nam do łóżka.
[1] - Ja chcę oglądać fajerwerki! - rzekł Majut wieczorem, ale rozziewał się i poszedł do łóżka. Chwilę przed północą zaczęło walić, okna bynajmniej nie tłumią, poszłam więc sprawdzić, czy nie strach. - Masz ochotę popatrzeć na fajerwerki? - zapytałam wiercącego się stwora podkołdrowego. - Tak... - Stwór wyjęty i zaniesiony pod okno mętnie popatrzył, oświadczył, że za głośno, po czym przysnął na rękach. Tyle o fajerwerkach.
[2] Ja rozumiem, północ, się strzela. Ale temu tytanowi intelektu, który uznał, że jak już wszystko ucichło, tak koło 2 w nocy, jak niektórzy (np. ja) już przysnęli, rzucenie petardą tuż pod oknem jest świetnym pomysłem, życzę sraczki z siłą wodospadu.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 1, 2016
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+
- Skomentuj
Kingę znam z internernetsów, zaczęłyśmy siebie najpierw czytać, potem rozmawiać. I nagle (nie aż tak nagle, ale utrzymajmy dramaturgię) w księgarniach jest książka Kingi. Jakbym miała ją zaklasyfikować, to taki blogo-reportaż o tym, jak się człowiek wkręca w koci wolontariat - skąd, dlaczego, jak działa dom tymczasowy, czemu się sterylizuje i wypuszcza dzikie koty, co się dzieje w schroniskach, czemu fucha karmiciela kotów jest niekoniecznie wdzięcznym społecznie zajęciem. Co mnie ujęło, to brak lukru - łatwiej jest trudne moralnie tematy owijać w słodką watę niedomówień, spieszczeń i udawanek, że słodko. A nie zawsze jest, czasem człowiek musi sobie kichnąć, żeby zamaskować łzy. Mimo że o kotach (i ze zdjęciami), tak naprawdę to książka o samej autorce - jej dylematach (np. ile kotów w domu można obsłużyć bez szkody dla siebie), migawkach z życia, jej mamie (pozdrawiam!); zaproszenie do domu, w którym prowadzi się rozmowy i koty głaszcze.
#103
Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 30, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panie, reportaz
- Skomentuj