Połączenie dwóch rzeczy czasem przynosi wartość dodaną, ale nie zawsze (nie, nie padnie tu modne słowo, ale i tak wiecie, do czego aluzja). Tak niestety jest z książkami Böcklera - to połączenie słabego kryminału i przewodnika po regionie. Umiera sędziwa Otylia Barkow i w pozostawia w spadku swój niebagatelny majątek wnukom - snobującemu się handlarzowi wina, Rudolfowi oraz lekkoduchowi zajmującemu się fotografią mody, Markowi. Rudolf nie dostaje prawie nic, a Mark - willę nad jeziorem Garda, 4,5 miliona marek niemieckich i lokatorkę, piękną przewodniczkę po Wenecji - Laurę. Niedługo potem ktoś porywa Marka i żąda okupu w wysokości odziedziczonego majątku.
I wszystko byłoby ok, gdyby nie była to nieco egzotyczniejsza i bardziej rozerotyzowana wersja przygód Pana Samochodzika. Jeździmy, spacerujemy i jemy z bohaterami w Wenecji i okolicach, słuchając szczegółowych wykładów Laury o weneckich zabytkach, czytając rys historyczny miast, willi, kurortów i winnic oraz poznając biografie znanych ludzi, którzy się o te miejsca otarli. I owszem, klimat magicznej Wenecji czuć, ale widać ślady kleju, którym jest sklejony z fabułą. 1/4 książki to dodatek zawierający alfabetyczną listę ciekawostek - miejscowości, zabytków, postaci historycznych i przepisów kulinarnych. Mój zmysł porządku burzy się na widok skorowidza, w którym obok siebie znajduje się notka o biegu rzeki Pad, przepis na polentę i pole golfowe Pra' delle Torri.
#34 (mam jeszcze dwie tego autora, ale chyba sobie podaruję).
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 20, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, kryminal, panowie
- Skomentuj
Któreś z kolei czytanie nieco rozczarowuje. Nie w warstwie językowej czy w kreacji postaci, ale widać, że fabuła klejona była trochę na kolanie. Śmierć zostaje odwołany ze stanowiska w trybie nagłym, albowiem Audytorzy i nadzorujący ich Azrael uznali, że Śmierć stał się zbyt ludzki. Jak to w dużych organizacjach bywa, wymówienie wręcza się szybko, tylko potem się okazuje, że nie jest łatwo znaleźć zastępstwo, więc przez jakiś - zwykle dłuższy czas - panuje rozgardiasz i bezhołowie. W Świecie Dysku wzbiera siła życiowa, a magowie i spora grupa bardziej magicznych stworzeń przestaje umierać. I z jednej strony emerytowany Śmierć podejmuje tradycyjną akcję żniwną na farmie panny Flitworth, a z drugiej nieumarły mag Windle Poons z gromadą przedziwnych stworzeń - nieśmiałym banshee, strachem, parą nietypowych wilkołaków, Bibliotekarzem i chyba najbardziej przerażającą panią Cake - usiłują rozprawić się z rozpasaną siłą życiową.
Tom sponsoruje hasło "Dumny, bo z trumny". Przyjemne jest to, że widać zarys przyszłych bohaterów - Casanundy, drugiego najlepszego kochanka na Dysku, zombiego Reg Shoe czy pierwowzoru Anguy - Ludmiły.
Inne tego autora.
#33, czytam, bo pożyczałam P. (jeszcze innemu P.) i mi się pałętało po torbie, a jak już zaczęłam, to wiadomo.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 20, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, panowie, sf-f
- Skomentuj
Przychodzi, jak siedzimy w piaskownicy. Poza tym czytam pięć książek naraz. I głowa mnie boli.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 19, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Maja, Fotografia+
- Komentarzy: 9
Jeszcze nie razem, jeszcze tylko dla mnie. Jeszcze za dużo wbiegania na rozłożone na poziomie ziemi rzeczy, konieczności odciągania i odnoszenia na z góry upatrzone pozycje. Ale już wyciągam portfel nie dla siebie, tylko po to, żeby kupić "kokka" i szklane kryształki do powieszenia na szybie ciągle jeszcze już-niebawem-jej-pokoju, dawniej znanego jako biblioteka.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 16, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 3
Z przykrością muszę stwierdzić, że jak uważam, że Laurie jest świetnym aktorem, tak pisarzem - niekoniecznie. Sensacyjna historia o eks-żołnierzu Gwardii Szkockiej, wplątanym w międzynarodową intrygę bogatych ludzi, handlujących bronią i nie wahających się w obronie własnych interesów sprzątnąć kilka bądź kilkanaście niewygodnych osób, jeśli im to tylko przyniesie odpowiedni profit, przypomina w klimacie historie o Bondzie, Jamesie Bondzie i zapewne świetnie da się zekranizować, ale czytanie jej męczy. Mam taki problem ze wszystkimi książkami pisanymi pod Hollywood, pod które można podczas czytania podstawić sobie głosy aktorów z potencjalnej obsady. To się sprzeda, bo Thomas Lang, najemnik z niewyparzoną gębą, przyciągnie do kin panie, z kolei panowie dostaną kilka pokazów jazdy na szybkim motocyklu, sporo bijatyk, zaawansowany technologicznie śmigłowiec oraz trzy piękne panie - córkę bogatego przemysłowca, uroczą pracownicę galerii sztuki i egzotyczną terrorystkę, co to nie zawsze nosi majtki, jeśli wiecie, co chcę powiedzieć.
#32
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 14, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, kryminal, panowie
- Skomentuj
Poprzednio węgierski pisarz i podróżnik kupował dom we Włoszech, zaprzyjaźniał się z sąsiadami, jadł i pił i oglądał skąpane we włoskim słońcu krajobrazy. Teraz zdecydował się kupić zrujnowane opactwo wraz z przynależną do niego winnicą, wyremontować średniowieczne domostwo (i to jeszcze tak, żeby wyglądało odpowiednio staro) oraz zapuścić kilka szczepów winorośli i produkować doskonałe wino. Sądząc z umieszczonych na końcu książki recenzji z prasy fachowej - udało się.
Jest sielsko i zabawnie - fachowcy remontujący hacjendę to mili, różnorodni i pracowici ludzie, zdarza się mała demolka traktorem czy złe rozplanowanie, ale wszyscy się lubią i jedzą sobie wspólnie toskańskie specjały (lista kilku dość rozbudowanych przepisów na końcu książki). Máté ciepło i często autoironicznie opowiada o tym, że tworzenie od podstaw winnicy, planowanie zakupów, wybór szczepów winorośli, sadzenie, podlewanie i winobranie to ciężki kawałek chleba, ale warto. Mimo poczucia pewnego chaosu w opisywanej historii, dygresyjności, wplatania opowieści o rzeczach codziennych, znajomych i rzeczach przypadkowych, przez co książka robi wrażenie zbeletryzowanych notatek z życia, a nie przemyślanej powieści, zostawia takie miłe ciepełko po przeczytaniu.
I jak ostatnio narzekałam na tłumaczenia, tak ta jest przetłumaczona świetnie, z żywym językiem, zgrabnymi frazami i zwyczajnie gładko.
Inne tego autora:
#31
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 14, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, panowie, podroze
- Skomentuj
Kiedy zadzwoniłam wczoraj do TŻ-a, żeby pochwalić się, że tym razem wracam z tarczą, zza słuchawki rozległy się owacje jego kołorkerów (tu pozdrawiam). Owacje zapewne miały niejaki związek z tym, że TŻ często przychodził do pracy później, wyjaśniając, że zajmował się dzieckiem, bo "Zuza miała jazdy".
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 14, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Moje prawo jazdy
- Skomentuj
Suspensu nie będzie, bo wiadomo, że już.
Zajęło mi to rok, bo specjalnie wyrywna nie jestem. Nie chce mi się wywlekać z czeluści notek, które pisałam w trakcie kursu, więc w skrócie. Najpierw popełniłam błąd, idąc do Babskiej Szkoły Jazdy, której, a szczególnie właścicielki w roli instruktorki, serdecznie nie polecam, chyba że ktoś chce posłuchać w ramach 30 godzin teorii o tym, jak źle jeżdżą mężczyźni, że żona jeździ tylko wtedy, kiedy mąż pijany wraca z imprezy i że lepiej z mężem w roli pasażera nie jeździć, bo szykanuje i krytykuje itd. (kupa śmiechu z przewagą kupy).
Pół części praktycznej zmarnowałam na jazdę z panią E., która wsiadała przeraźliwie wściekła i czekała tylko na pierwszą okazję, żeby wybuchnąć, szarpnąć kierownicą bądź uderzyć mnie po ręku, bo źle skręcałam. Albo coś. Wytrzymałam chyba 14 godzin, licząc, że jeżdżąc z analogiem niestabilnej nauczycielki matematyki w szkole podstawowej z linijką w gotowości nie będzie mi straszny żaden egzaminator. Szczęśliwie zmieniłam instruktora na panią M., przemiłą kobietę, z którą dojeździłam do trzeciego egzaminu (konsekwentnie uwalanego na łuku, albowiem nie umiałam zmieścić się w kopercie albo mi gasł silnik przy ruszaniu, albo wiatr, wilki, wiadomo). Niestety pani M. się rozchorowała (zdrowia życzę) i trafiłam z polecenia do pani I., która po wstępnym obwąchaniu wydawała się kompetentna i sympatyczna, ale po niezdanym egzaminie zaczęła powtarzać metody pani E., wciskając za mnie sprzęgło, tłumacząc, jaka to ja głupiutka jestem i opowiadając historie o byłych krnąbrnych kursantach, których to ona wyprowadziła swoim uporem a wbrew ich oślemu uporowi na ludzi. Podziękowałam. Najsympatyczniejszy był epizod z R., eks-policjantem z niesamowitym oldskulowym placem manewrowym (tak, to na Promienistej), który spokojnie mi wyjaśniał, co zjebałam tym razem oraz że jeżdżę nieźle, ale po poprzednich instruktorkach mam skurwiałe nawyki.
W efekcie kilkunastu godzin z R. (i kilku z jego współpracownikami) przejechałam dziś łuk, na górce mi zgasł, bo zapomniałam ustawić luzu i zdjęłam nogę ze sprzęgła, w mieście raz czy dwa zapomniałam o kierunkowskazach, ale udało mi się nikogo nie rozjechać, więc po niecałych 40 minutach i porcji kręcenia nosem, że jeszcze dość szarpię, jak ruszam (no halo, jak wciskałam sprzęgło, to czułam, że mi się pół samochodu i szyna tramwajowa przesuwała!), dostałam świsteczek oznajmujący, że POZYTYWNIE. Czy muszę mówić, jak bardzo mnie ten fakt napawa radością?
Między 12. maja 2010 a 13. maja 2011 poznałam mnóstwo uroczych zakątków Poznania, o których nie miałam wcześniej pojęcia, kilka malowniczych ruinek, parę restauracji ("Pani Małgosiu, podobno dobra") i przegadałam mnóstwo godzin z pasażerem. Nie powiem, żeby była to rozrywka tania i niestresująca, ale warto było. Dziś róbcie dla mnie hałas (© ^cashew).
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 13, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Moje prawo jazdy
- Komentarzy: 18
[Do numer 4. B&B]
Chciałabym napisać, że film pokazuje barwne i fascynujące życie jednej z najbardziej znanych ikon francuskiej piosenki, ale nie mogę. Biografia Piaf jest chaotyczna, składa się z rozrzuconych chronologicznie scen z życia śpiewaczki - ciężkiego dzieciństwa, licznych chorób, kilku wypadków, drogi do kariery, śmierci dziecka, lekko nakreślonych związków, uzależnienia od alkoholu, narkotyków i leków, występów, imprez, kłótni i powolnego umierania. W zasadzie nie jest biografią, tylko wspomnieniami z końca życia, kadrami z różnych - pewnie ważnych - momentów, tyle że nie składa się w całość, nie pozwala na zrozumienie fenomenu artystki poza tym, że zwyczajnie sobie na nieurodzajnej glebie francuskiej ulicy wyrósł.
Nie traktowałabym jednak czasu poświęconego na oglądanie jako straconego. Warto zobaczyć, jak piękna filigranowa Marion Cotillard zagrała coraz starszą, zmęczoną i zniszczoną chorobą i używkami kobietę. Była tak ekspansywna, że w zasadzie zasłoniła pozostałych bohaterów, mimo że był to i Gerard Depardieu, i Emmanuelle Seigner. Miałam wrażenie, że tylko postać Piaf była trójwymiarowa, reszta - przyjaciele, kochankowie, współpracownicy, podobnie jak przedwojenny biedny Paryż i powojenne sale koncertowe - zostali wycięci z szarawego papieru.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 11, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Dwie mamy - Nic i Jules i ich dwójka dzieci - 18-letnia Joni i 15-letni Laser, żyją sobie w miłym domeczku, spokojnie i bez większych tarć. Nic jest ambitną i wiecznie zajętą lekarką, Jules niespełnionym architektem i właśnie rozkręca firmę projektującą ogrody. Sielankę burzy Laser, który z pomocą siostry odnajduje dawcę spermy. Biologiczny ojciec - Paul, właściciel ekologicznej hodowli warzyw i restaurator - okazuje się sympatycznym i miłym człowiekiem, nieco nieuporządkowanym i nieustatkowanym, wita nagłe pojawienie się nowej rodziny entuzjazmem i odkrywa, że całkiem fajnie byłoby mieć całkiem dorosłe już dzieci i fajną mamę obok. I już uporządkowana rodzina zaczyna mieć o jednego rodzica za dużo.
Uroczy, troszeczkę sielankowy, leniwy film prawie że familijny (bo z golizną, z pościelowymi akcentami i z mocniejszymi słowami), ładnie uzupełniony muzyką. Typowy film na festiwal w Sundance, z ciekawą obsadą - ostrą, apodyktyczną Anette Benning, artystyczną i nieuporządkowaną Julianne Moore i dziecięco dojrzałą Mią Wasikowską.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 9, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj