Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o podroze

Ben Aitken - Anglik w Poznaniu

Już sam podtytuł - “Mój nieprawdopodobny rok w Polsce” - powinien być ostrzeżeniem, ale rzuciłam się na ten tytułowy Poznań. Jest rok 2016, początkujący angielski pisarz przyjeżdża na wariata do Polski, żeby zrozumieć, czemu Polacy emigrują do Wielkiej Brytanii. Ląduje w Poznaniu, dobrzy ludzie ogarniają mu mieszkanie i kolejne kiepsko płatne prace, co pozwala autorowi prowadzić miałkie rozmowy o życiu w kraju nad Wisłą. I jakkolwiek pomysł jest fajny, tak jest to książka, która pokazuje, czemu nie każda beletryzacja “blogowych” notatek ma sens. Obserwacje Aitkena są raczej powierzchowne, typu brudny chodnik, zaskakująco dobre jedzenie, ludzie się nie uśmiechają, spóźniłem się na pociąg, opowiedz mi o socjalizmie, czy wtedy ludzie byli bardziej życzliwi niż teraz, co myślcie o Brexicie, często powtarza się motyw “zapiłem, wydałem całą dniówkę na dwa drinki i mam kaca” oraz smętne rozważania, czemu pewna Polka się nim nie interesuje. Nawet Poznań oczami osoby w przelocie nie ma specjalnego uroku. Autor dokłada trochę lokalnych wyjazdów - Łódź, Oświęcim, Katowice, Kraków, w finale opisuje epicką wyprawę okazją, pociągiem i promem z Polski do Anglii. Na plus - czuć sarkastyczny humor i sporo autoironii, chociaż ewidentnie wiele zdań lepiej brzmiało w oryginale. Mocno niekonieczne, nawet dla Poznaniaków.

#66

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 18, 2023

Link permanentny - Tagi: 2023, panowie, podroze, reportaz - Skomentuj


Michael Palin - Full Circle

Przy okazji przeglądu książek do odstrzału, wyjęłam “Full Circle” z półki, bo w zasadzie po co mi przeczytana książka po angielsku, kiedy - ha ha - okazało się, że jednak jej nie czytałam. I już nie chcę się pozbyć, bo jest świetnym dokumentem podróży po świecie, którego już częściowo nie ma. Ale mogę pożyczyć.

Przez 245 dni na przełomie 1995 i 1996 roku, Michael Palin z ekipą BBC objechali Pacyfik: trasa 80 tysięcy kilometrów prowadziła z wyspy Diomede w Cieśninie Beringa przez Rosję, Japonię, Południową Koreę, Chiny, Wietnam, Filipiny, Malezję, Indonezję, Australię, Nową Zelandię, Chile, Boliwię, Peru, Kolumbię, Meksyk, Stany Zjednoczone, Kanadę i ponownie Stany Zjednoczone (Alaskę). Okazało się, że wcale nie tak prosto było ustalić trasę, którą da się pokryć jakąkolwiek komunikacją, nie wspominając nawet o wyborze komercyjnych środków transportu, a dodatkowo w erze wczesnointernetowej, podstawowym środkiem planowania był ciągle telefon (gdzie walenie pięścią w stół i krzyczenie na rozmówcę pomagało). Zdarzały się awarie, opóźnienia z powodu pogody, przestoje, a do tego opuszczenie życia prywatnego na ponad 9 miesięcy czasem było ponad siły - jednemu z członków ekipy urodziło się dziecko (nie poleciał do domu, nie był przecież niezbędny, ech), a żona Palina przeszła ratującą życie operację tętniaka, przez co jeden z etapów podróży prowadził przez Londyn, żeby podróżnik mógł spędzić z nią trochę czasu podczas rekonwalescencji.

Wspominałam o świecie, którego już nie ma, ale to, co podnosiło mi brwi, była rewolucja, jaka się wydarzyła przez ostatnie 25 lat w postrzeganiu świata. Palin stara się być obiektywny, ale bez zażenowania i próby jakiegokolwiek wytłumaczenia wspomina o brytyjskim kolonializmie (jadąc czasem np. po mocarstwowości amerykańskiej), na ochotnika śpiewa w odeskim chórze marynarki wojennej o gierojach Krasnoj Armii, obserwuje walkę kogutów na Filipinach czy przysłuchuje się szkoleniu młodych Filipinek przed wyjazdem za granicę, gdzie są (były) pożądane do prac opiekuńczych, co czasami kończyło się śmiercią, opresją, gwałtem lub więzieniem. Pomaga wykluć się małym krokodylkom, nie dziwiąc się, że ich przeznaczeniem jest stać się torebkami z wielkich domów mody, je w restauracji należącej do kartelu narkotykowego czy mija się w hotelu z ówcześnie rządzącym Pinochetem. Sporo jest takich miejsc w relacji, przeplatanych jednak zachwytem świata, poczuciem humoru (“the famously smelly delicacy durian, which, as they say here, ‘smells like him, tastes like her’”) i (auto)ironią oraz opisem trudów bycia podróżnikiem, nawet z takim zapleczem i budżetem jakie miał podczas podróży. Warto przeczytać, żeby sobie samemu porównać, ile z tego się zmieniło.

Książka jest komplementarna do serialu telewizyjnego, cudownym trafem dostępnego w całości na youtube. Warto oba jednocześnie, bo w książce pojawiają się rzeczy, których nie ma w serialu i odwrotnie.

Inne tego autora.

#30

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 2, 2023

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam, Fotografia+ - Tagi: 2023, panowie, podroze - Komentarzy: 2


Rachel Cusk - Ostatnia wieczerza

Z Cusk mam taki trochę love-hate relationship: uwielbiam jej obserwacje macierzyńsko-feministyczne, ale nudzi mnie jej przeintelektualizowanie, dodatkowo kompletnie nie umie w fabułę. “Ostatnia wieczerza” to reportażowa relacja z trzymiesięcznych wakacji we Włoszech, na które autorka pojechała z dwiema małymi wtedy córkami i mężem (którego jednak w zasadzie w narracji nie ma). Wszystko jest detalicznie rozpisane - trasa, ludzie spotkani po drodze, wynajęte domy, reakcja córek na opuszczenie lokum w Toskanii, gdzie spędzili najwięcej czasu, wizyty w muzeach[1] czy zatrzymanie pociągu na nieplanowany postój. Ta warstwa ciekawiła mnie nader, zwłaszcza że kilka lat temu sama spędziłam tydzień na styku Umbrii i Toskanii, odwiedzając wspomniane przez Cusk Arezzo i Asyż. Trochę rozważań o idei podróży jako takiej, to też dobrze rezonowało ze mną. Niestety, to wszystko polane zostało typowo brytyjskim poczuciem wyższości i niezmienności; Cusk nie pojechała do Włoch, żeby otworzyć się na nowe doznania, zrozumieć, poszerzyć, tylko żyć takim samym życiem, jakim żyła w rodzinnym angielskim mieście. Z każdej strony wybrzmiewało rozczarowanie innością, z rzadka pojawiał się zachwyt. W pewnym momencie przyznała się nawet, że boi się odpowiedzieć sama przed sobą na pytanie zadane w Neapolu: "Co my tu w zasadzie robimy?". Ciekawym podejściem z kolei jest odbiór podróży oczami dzieci - ich porównywalny do żałoby żal po stracie angielskich przyjaciółek, podróż jako kontakt z rodzicami w stopniu nieograniczonym (rzecz się dzieje przed rokiem 2009, przed rozwodem rodziców, opisanym w uznanym za skandalistyczne "Po. O małżeństwie i rozstaniu"), marzenia o powrocie do Włoch jako osoby dorosłe, pozbawienie codziennych rytuałów i stabilizacji.

Od zawsze mnie ten pomysł fascynuje - jak by wyglądało moje życie, jakbym mogła po prostu podróżować. Zostać w jakimś miejscu tak długo, ile chcę, nie patrzeć na kalendarz, żyć w stanie zawieszenia pomiędzy przeszłością ze zobowiązaniami, znajomymi i codziennością, a anonimową przygodą. Ciekawe, jak szybko by mi się znudziło. Autorka przyznaje, że w pewnym momencie zwyczajnie skończyły im się pieniądze i gdyby nie niespodziewany zakup jednej z jej książek przez chyba koreańskie wydawnictwo, wróciliby wcześniej. Opowieść urywa się w momencie zbliżania się do promu do Anglii, bez kody o powrocie.

[1] I tu wjeżdża kilkanaście stron szczegółowo rozpisanego życia Rafaela Santi, wraz z analizą obrazów, wpływem innych artystów na jego sztukę i czarno-białymi zdjęciami wybranych obrazów. Po co, ja się pytam. Wierszówka i chwalenie się researchem, cynicznie odpowiadam w duchu.

Inne tej autorki tutaj.

#110

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 24, 2022

Link permanentny - Tagi: beletrystyka, panie, podroze, 2022 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Michael Palin - Korea Północna. Dziennik podróży

Po długich przygotowaniach Michael Palin w 2018 roku wraz z ekipą trafia do Korei Północnej, gdzie próbują nakręcić serię programów o państwie, o którym wiadomo niewiele więcej ponad to, co oficjalna propaganda życzy sobie pokazać. Z właściwym sobie sarkastycznym humorem podróżnik opisuje ograniczenia, jakie napotkali przed i w trakcie filmowania, opiekę smutnych panów w czarnych garniturach, pieczołowicie skonstruowany plan wyprawy i mimo tego wszystkiego ludzkie oblicze za zasłoną systemu. Dwa tygodnie w Korei to z jednej strony festiwal absurdów - zakaz fotografowania monumentalnych posągów wielkich wodzów od tyłu, nie podpięty do prądu skaner bezpieczeństwa na lotnisku, przez który trzeba przepuścić i tak cały bagaż i sprzęt, bo procedury, przedstawienie zaaranżowane dla ekipy, żeby pokazać im taką Koreę, jaką władze chcą się pochwalić, z drugiej strony jednak to melancholijna obserwacja ludzi, którzy nie mieli innej opcji niż zaadaptowanie się do ekstremalnych warunków państwa-więzienia, z jego niedostatkami, fasadowością, kultem jednostki (jednostek) i legendami założycielskimi, w które lepiej uwierzyć i ich nie kwestionować.

Edycyjnie książka jest ładnie wydana, z dobrej jakości zdjęciami (chociaż przydałyby się pod nimi podpisy), zaskoczyło mnie jednak rozepchanie książki przez dodanie między poszczególnymi rozdziałami kartki ze wzorkami. Owszem, wzorki ładne, każdy inny, ale sensowność tego jest dla mnie żadna. Tytuły rozdziałów doskonale oddzielają jeden od drugiego, a dodatkowo odpada opcja, że rozdział zawsze ma się zaczynać od prawej strony, bo jedna czy dwie kartki ze wzorkami wypadają właśnie po prawej, gdy rozdział kończy się na stronie lewej. Prawie 20 pustych stron, po co. Dodatkowo zdarzają się czasem kiksy w tłumaczeniu/redakcji, na przykład gdy Łuk Zjednoczenia w Pyongyang z oryginalnej wysokości 98 stóp rośnie w opisie do prawie 100 metrów.

Inne tego autora.

#51

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 21, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, panowie, podroze - Skomentuj


Filip Springer - Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast

W 1999 roku 49 województw zostało zastąpione w nowym podziale przez 16, w efekcie ponad 30 miast utraciło swoją dawną pozycję. Zmiana jednak nie nastąpiła tylko na poziomie urzędowym, ale - w wielu przypadkach - oznaczała pogarszająca się jakość życia, mniej pieniędzy na rozwój, upadek gospodarczy i stopniowe starzenie się mieszkańców. 15 lat po wprowadzeniu aktualnego podziału, Springer przez kilka miesięcy jeździ z miasta do miasta, rozmawia z mieszkańcami, obserwuje pogłębianie się podziałów między miejscami, gdzie spływają pieniądze z inwestycji centralnych i tymi, gdzie już - według władz - nie warto inwestować. Czasem aktualna kondycja miasta jest efektem jednej decyzji sprzed lat (np. prestiżowa organizacja Dożynek czy ekspresówka przez środek miasta), czasem - zbiorem wielu. Sporo miejsca zajmują - jak to częste u autora - budynki i architektura, ale porównywalnie też sporo jest o ludziach, którzy w mniejszych miastach żyją (i dlaczego). Zdarzają się i historie pozytywne, bo i w mniejszych miastach da się zrobić coś unikalnego i cennego; problem w tym, że rzadko o tym wiadomo. Są zdjęcia, bardzo ciekawe.

Pochodzę z Włocławka, dawnego miasta wojewódzkiego, zdegradowanego obecnie do niczego, jako że województwo kujawsko-pomorskie rozdzieliło większość urzędów między Toruniem a Bydgoszczą. U Springera o Włocławku jest mało - bohaterką jest niszczejąca i zaniedbana okolica ulicy 3 Maja, niegdyś reprezentacyjnego deptaku, teraz miejsca, gdzie nie warto się za głęboko w bok zapuszczać (trochę można zobaczyć tu). Szkoda, że tylko tyle.

Inne tego autora tutaj.

#47

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 2, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, panowie, podroze, reportaz - Skomentuj


Robert Makłowicz - Cafe Muzeum

Niewielka objętościowo dygresyjna relacja z wyjazdów Makłowicza do tej części Europy, która kiedyś należała do Austro-Węgier - Dalmacji, Transylwanii, Węgier i krajów byłej Jugosławii. Niewielka, ale pyszna, zarówno kulinarnie, jak i językowo. Kilka historii nostalgicznie hrabalowskich w duchu (o tym, że świniobicie jednak lepiej wypada w literaturze niż w rzeczywiści), o radości z zacierania się granic między kulturami i pokojowym współistnieniu, o nadużywaniu alkoholu i skutkach sypiania w podłym hotelu. Lubię zwłaszcza ten cytat:


Gdy już sam mogłem decydować o miejscu własnego pobytu, a los sprawił, że granice stały się przekraczalne, podejmowałem nieraz wyprawy bez konkretnie określonego celu, byle tylko usłyszeć inny język, zjeść inny rodzaj zupy, spróbować innego alkoholu, zobaczyć inny krajobraz. By zobaczyć własne odbicie w innym lustrze.

W zasadzie nie ma przepisów (poza "weź dobre i świeże").

Inne tego autora tu.

#74

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 22, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, panowie, podroze - Komentarzy: 3