Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

O tym, jak zrobiłam prawo jazdy

Suspensu nie będzie, bo wiadomo, że już.

Zajęło mi to rok, bo specjalnie wyrywna nie jestem. Nie chce mi się wywlekać z czeluści notek, które pisałam w trakcie kursu, więc w skrócie. Najpierw popełniłam błąd, idąc do Babskiej Szkoły Jazdy, której, a szczególnie właścicielki w roli instruktorki, serdecznie nie polecam, chyba że ktoś chce posłuchać w ramach 30 godzin teorii o tym, jak źle jeżdżą mężczyźni, że żona jeździ tylko wtedy, kiedy mąż pijany wraca z imprezy i że lepiej z mężem w roli pasażera nie jeździć, bo szykanuje i krytykuje itd. (kupa śmiechu z przewagą kupy).

Pół części praktycznej zmarnowałam na jazdę z panią E., która wsiadała przeraźliwie wściekła i czekała tylko na pierwszą okazję, żeby wybuchnąć, szarpnąć kierownicą bądź uderzyć mnie po ręku, bo źle skręcałam. Albo coś. Wytrzymałam chyba 14 godzin, licząc, że jeżdżąc z analogiem niestabilnej nauczycielki matematyki w szkole podstawowej z linijką w gotowości nie będzie mi straszny żaden egzaminator. Szczęśliwie zmieniłam instruktora na panią M., przemiłą kobietę, z którą dojeździłam do trzeciego egzaminu (konsekwentnie uwalanego na łuku, albowiem nie umiałam zmieścić się w kopercie albo mi gasł silnik przy ruszaniu, albo wiatr, wilki, wiadomo). Niestety pani M. się rozchorowała (zdrowia życzę) i trafiłam z polecenia do pani I., która po wstępnym obwąchaniu wydawała się kompetentna i sympatyczna, ale po niezdanym egzaminie zaczęła powtarzać metody pani E., wciskając za mnie sprzęgło, tłumacząc, jaka to ja głupiutka jestem i opowiadając historie o byłych krnąbrnych kursantach, których to ona wyprowadziła swoim uporem a wbrew ich oślemu uporowi na ludzi. Podziękowałam. Najsympatyczniejszy był epizod z R., eks-policjantem z niesamowitym oldskulowym placem manewrowym (tak, to na Promienistej), który spokojnie mi wyjaśniał, co zjebałam tym razem oraz że jeżdżę nieźle, ale po poprzednich instruktorkach mam skurwiałe nawyki.

W efekcie kilkunastu godzin z R. (i kilku z jego współpracownikami) przejechałam dziś łuk, na górce mi zgasł, bo zapomniałam ustawić luzu i zdjęłam nogę ze sprzęgła, w mieście raz czy dwa zapomniałam o kierunkowskazach, ale udało mi się nikogo nie rozjechać, więc po niecałych 40 minutach i porcji kręcenia nosem, że jeszcze dość szarpię, jak ruszam (no halo, jak wciskałam sprzęgło, to czułam, że mi się pół samochodu i szyna tramwajowa przesuwała!), dostałam świsteczek oznajmujący, że POZYTYWNIE. Czy muszę mówić, jak bardzo mnie ten fakt napawa radością?

Między 12. maja 2010 a 13. maja 2011 poznałam mnóstwo uroczych zakątków Poznania, o których nie miałam wcześniej pojęcia, kilka malowniczych ruinek, parę restauracji ("Pani Małgosiu, podobno dobra") i przegadałam mnóstwo godzin z pasażerem. Nie powiem, żeby była to rozrywka tania i niestresująca, ale warto było. Dziś róbcie dla mnie hałas (© ^cashew).

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 13, 2011

Link permanentny - Kategoria: Moje prawo jazdy - Komentarzy: 18

« Niczego nie żałuję - Edith Piaf - Szalona żona pana Rochestera »

Komentarze

wonderwoman

uuuuuuuuu
(to był substytut hałasu) i dużo ścisków :)
(to kiedy do mnie przyjedziesz, kiedy?)

Baronowa

Gratulacje! Moja przyjaciółka Ela zdawała 13 razy - chciali w łapę...

Zuzanka

@Baronowo, podobnież 13 raz darmo ;-) (nie jest to prawdą jednak?)

zofia

gratulacje! :) … i polewam z pana R. , musiało być wesoło w sumie ;)

Kakunia

haaaałaaaaaas!

(wg mojej wiedzy 13 raz płatny jak wszystkie inne, niestety. acz nie testowałam osobiście)

kruszyzna

Noooooooooooooo, gratulacje!!!!!
Ale z mężem jako pasażerem prawdy wiele jest. Oczywiście wszystko zależy od męża, ale znam takie, które dysponują egzemplarzem wybitnie stresującym. Widziałam w akcji i gdybym to ja siedziała za kierownicą, zakneblowałabym delikwenta wprzódy. Po prostu nie da się jeździć.
Gratuluję z całego serca, bo pamiętam, jak mnie ulżyło, kiedy w końcu okazało się, że pozytywnie :) Poza tym to poczucie niezależności - bezcenne :)

Daszka

Gratuluję. Dla mnie nauka jazdy z moim instruktorem była doświadczeniem dalece niemiłym, wpędzającym z stany nagłego miechu i płaczu, naprzemiennie w krótkich odstępach czasu.
Koniec końców po zdanym egzaminie, jak dotąd nie ujeżdżam żadnego wozu, a ładnych parę lat już minęło, ale może to i lepiej dla mieszkańców naszego uroczego miasta. Niemniej raz jeszcze gratulacje moje szczere składam, musisz teraz trenować tukanie się w czoło, wymachiwanie ręką, nerwicowe trąbienie, no akcję zimny łokieć ( to żart taki oczywiście ;))
Pozdrawiam serdecznie

bere

gratuluję!

Tores-

Podziwiam... i szacun na dzielni :)

kurt.wagner

Uraaaa! :)
A ja zmobilizowana Twoim przykładem i zmianą miejsca pracy miałam w środę pierwszą jazdę. Czeka mnie ciekawy rok.

Zuzanka

@kurt.wagner, jesteś dzielna :-) Jak nie trafisz na zestaw przeszkadzajek, to masz sporą szansę zrobić to szybciej. U mnie najpierw odwlekały się jazdy, bo zmieniałam instruktora w sezonie urlopowym, potem czekałam prawie miesiąc na wypisanie zaświadczenia o ukończeniu kursu, po tym, jak instruktorka się rozchorowała, bujałam się ponad 3 tygodnie z zaświadczeniem o dodatkowych jazdach po trzecim podejściu do egzaminu, potem kolejna zmiana instruktora i czekanie. W sumie dałoby się sam kurs + jazdy ścisnąć do czterech miesięcy.

Anto

Gratuluje Ci serdecznie! Mialem podobna sytuacje. Zdawalem na prawko 5 lat temu, a wiec w wieku raczej balzakowskim. Powodem byla niezla fobia - jako dziecko znajdowalem sie w samochodzie, ktory spowodowal wypadek z zejsciem smiertelnym i tak jakos mi sie ten strach utrwalil. Ale kiedys musialem go pokonac. Poniewaz tutaj kosztuje prawko ok. 800 Euronow, postanowilem, ze dokonam swiadomego wyboru - odwiedzilem kilka firm i stawialem od razu pytanie, czy maja opanowanych i spokojnych nauczycieli. I tak trafilem na nauczyciela - absolwenta socjologii. Byl naprawde wyrozumialy. A moje pierwsze jazdy (tutaj od razu na ruchliwych ulicach!) - kierownice mozna bylo wyzymac! Podczas egzaminu praktycznego pan egzaminator odwracal moja uwage pytaniami, m.in. o kino i film. I tu moglem zapunktowac niezaleznym kinem europejskim, Kieslowskim, Almodovarem, Passolinim itd. Zaczarowany egzaminator przymknal oko na male bledy i zdalem od razu. Tak, to piekne uczucie - niezaleznosci i wolnosci i mnostwa czasu. I mozesz jechac sobie wszedzie. Dzis jezdze duzo, codziennie i dobrze. Ale nadal cieszy mnie ta umiejetnosc i mozliwosci. Zycze Ci tego rowniez, moze tak "maly" wypad na Mazury?

Theli

Gratulacje :)
Aha, najpierw przeczytałam post późniejszy (,,Zuza miała jazdy''), potem ten. Jazdy, te jazdy.

beemwe

Gratulacje

constanz

No czapka z daszkiem z głowy:) Gratulować:) A jeśli chodzi o krytycznego męża, to wszystko kwestią odpowiedniego ustawienia, męża:)

antygona82

Gratulacje :)

allegra_walker

Gratulacje :-)
(i hałas, ale tylko w duchu, żeby się domownicy nie przestraszyli)

stelli

Ale w końcu wszystko się szczęśliwie skończyło. Zobaczcie też http://moje-prawo-jazdy.pl/blog

Skomentuj