Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Hello, I see you

Jest jeden (z wielu) powód, dla którego marzę, żeby się przeprowadzić do Krainy Wolności. Nienawidzę Polskiej Sąsiedzkiej Wojny na miny. Mijam człowieka z workiem ze śmieciami i czekam, aż dotknie mnie wzrokiem, mówiącym Mówimy sobie "dzień dobry", czy mijamy się bez słowa? A może Ty pierwsza, paniusiu, się złamiesz i powiesz "dzień dobry", a ja będę mógł bez dylematów odpowiedzieć?. Drodzy mijający mnie sąsiedzi, ja Was nie rozpoznaję. "Dzień dobry" mówię losowo. Często się uśmiecham i kiwam głową, chociaż z tym też uważam, bo jedna babcia, z której wnuczkiem i z nią samą często widuję się na placu zabaw, na widok mojego uśmiechu robi minę kota srającego na puszczy. Czy nie prościej byłoby się uśmiechać do wszystkich? Bez napinki i ustalania hierarchii, kto komu? Jestem starą kobietą, laboga i zbieram chrust, a w Kalifornii jest prościej.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 30, 2012

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 8


Projekt Jeżyce - Reja

Maj na huśtawce zamyka oczy. Zapytana, czemu tak robi, zeznała, że sobie wyobraża. A co sobie wyobrażasz? Nasz balkon. Ja z kolei na Jeżycach wyobrażam sobie, jakby ta dzielnica wyglądała bez samochodów, zaparkowanych wzdłuż każdego dostępnego chodnika (i wzdłuż, i w poprzek niedostępnych też). Reja to śliczna, krótka uliczka między Słowackiego a Sienkiewicza, dosłownie z kilkoma kamienicami po obu stronach, z wylotem na dawną zajezdnię tramwajową na Gajowej. Byłoby lepiej widać, że śliczna, gdyby nie służyła za parking. Ale i tak. W promieniach jesiennego słońca pokazuje, że warto było inwestować w detale. Najbardziej lubię zakątek na rogu Słowackiego, o którym dawno temu pisałam - podwórko na zapleczu nieistniejącego już kina Amarant.

GALERIA ZDJĘĆ (również inne ulice).

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 29, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce - Komentarzy: 1


Zenon Borkowski - Hurtownicy zbrodni

Trzeci tom nieco zbeletryzowanych dokumentów śledczych dotyczących "wielkich" przestępców PRL-u. Na jednej stronie pojawia się długoletnie śledztwo w sprawie nożownika, atakującego kobiety i dzieci, zaraz obok - przerażająca historia o technologu porcelany, który - gasp - miał hutę z odlewami kryształowymi i zatrudniał więcej pracowników niż mu było wolno oraz nie płacił domiaru (oraz złowieszcza szajka złodziei papierosów czy ukradkowym nalewaczy państwowej benzyny). Zbeletryzowanie jest na tyle słabe, że miałam poczucie przeglądania wyciągu z akt sprawy. Dwóch poprzednich tomów nie będę szukać.

Inne tego autora.

#72

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 29, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, opowiadania, panowie, prl - Skomentuj


O zaletach zmiany rozkładu PKP

Kolej dzieli miasto na część lepszą i gorszą. Jest miasto właściwe i "za torami". W Poznaniu oddziela Jeżyce od Centrum, nie wiem natomiast, jak jest w Toruniu. Zdumiewa mnie jednak, że nie wiedziałam, że najlepiej na starówkę wysiadać na stacji Toruń Miasto, bo się wysiada wprost tam, gdzie się chce, tylko z drugiej strony.

Nie byłam w Toruniu od 12 lat chyba. Wszystko jest nowe, nowe sklepy, nowe restauracje, nowe pomniki (a pomniki są urocze), strefy parkowania. A jednocześnie wszystko jest takie same jak wtedy, kiedy obładowana materiałami papierniczymi udawałam się na nauki plastyczne. Księgarnia Hobbit, gołębie, kasztanowce, ławeczki i bruk.


(Tutaj w 1964 r. realizowano zdjęcia do filmu "Prawo i pięść")

Nie wiem, czy tęskniłam za Toruniem, ale miło było wrócić. Znalazłam restaurację kreolską, chatkę z piernikami i widziałam, jak wózkowa matka atakuje wózkiem kierowcę samochodu (mam nadzieję, że wózek nie zawierał zawartości adekwatnej, bardzo proszę). Tyle w temacie dyskursu społecznego. Dodatkowe podziękowania dla PKP, dzięki przestawieniu pociągu o półtorej godziny poszłam na spacer i przeczytałam dwie książki (wcześniej wyjazd do Torunia składał się z jazdy taksówką, pociągiem, taksówką, jazdy w biurze, taksówką, pociągiem i zwykle TŻ-em, który czekał na mnie ze stęsknionym Majem).

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 27, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: polska, toruń - Komentarzy: 3


Etgar Keret - Nagle pukanie do drzwi

Zbiór krótkich opowiadań rodem z Izraela. I znowu - po audycjach w radiowej Trójce, po zachwytach nad mistrzostwem krótkiej formy - nastawiłam się na więcej niż dostałam. Z przykrością muszę stwierdzić, że po przeczytaniu tomiku nie zostało mi nic - nie kojarzę treści żadnego z opowiadań (no może jedno o światach równoległych), nic mnie nie zaskoczyło, żadnej błyskotliwej pointy. Ba, nawet niektóre brzmiały, jakby zostały urwane w połowie. Ot, takie historyjki pisane dla zabicia czasu, bez początku, bez końca.

Nie wiem, czy chcę szukać dalej tego, co fajne w Kerecie.

#71

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 26, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, beletrystyka, opowiadania, panowie - Skomentuj


Wielkopolska w weekend - Czerniejewo (2)

Prawie co do dnia wróciliśmy po dwóch latach (a dwa lata temu było tak). Pewne rzeczy się nie zmieniają - dalej kawa do wyboru (rozpuszczalna albo jacobs z fusami), światło przeświecające przez gałęzie kasztanowców i majestatyczny budynek pałacu, który odsłania się po przejechaniu przez zdobioną bramę. Tym razem nie było koni w stajni (a przynajmniej nie wystawały w aurze much i landluftu), za 3,5 zł od łebka (młodzież nie płaci) można było obejrzeć pałac od środka i - już bez opłat - złupić park z jesiennych walorów. Jeśli by się wybierać do samego parku, to bez rewelacji, Kórnik znacznie wdzięczniejszy, ale łącznie z pałacem to bardzo miłe miejsce na niedzielne popołudnie. Madame była zachwycona i nam się też udzieliło.

GALERIA ZDJĘĆ: 2012 i i 2010.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 26, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ - Tagi: czerniejewo, polska - Komentarzy: 3


James Herriot - Wszystkie stworzenia duże i małe 1-3

Pierwsze trzy tomy cyklu (jest więcej, ale więcej nie mam na półce):

  • Jeśli tylko potrafiłyby mówić
  • To nie powinno się zdarzyć [weterynarzowi]
  • Nie budźcie zmęczonego weterynarza

James Herriot, młody weterynarz świeżo po studiach, przyjeżdża w latach 30. na angielską prowincję, do Darrowby w Yorkshire i zaczyna praktykę u lokalnego weterynarza, Siegfrieda Farnona. Mniejszym szokiem jest dla niego kontakt ze zwierzętami (chociaż takie wpychanie wypadniętej krowiej macicy czy przyjmowanie porodu u konia robi wrażenie), znacznie większym - kontakt z mieszkańcami wsi: od bogatych acz skąpych lordów, do uczciwych, ciężko pracujących i gościnnych chłopów. Bez względu na stan posiadania, wiek i liczbę zwierząt w obejściu, ludzie dzielą się na tych, którzy traktują zwierzęta jak towar/lokatę kapitału i na tych, którzy je kochają; wszystkim zależy im na tym, żeby weterynarz wyleczył, niektórym za to niekoniecznie na tym, żeby zapłacić. Ściąganie należności, radzenie sobie ze wstawaniem w środku zimy o 4 rano, noszenie przez nieprzejezdne drogi na odległe farmy jest mniej wyczerpujące niż walka z leczeniem metodami "domowymi" typu obcinanie krowie ogona. I jak pewnym przerażeniem napawało mnie czytanie o operacjach, chorobach, śmierci i trudnościach, tak w warstwie społecznej są to urocze książki. Stosunki między braćmi Farnonami - wiecznym studentem Tristanem i prowadzącym praktykę kapryśnym Siegfriedem - budzą moją ogromną radość, podchody Herriota do uroczej Helen Alderson - pobłażanie i sympatię. Obrazki z życia angielskiej wsi, lordowie i koniuszy, pieski wysyłające zaproszenia na bal i doskonały koniak - jak ktoś lubi okres międzywojenny w zielonej Anglii, to znajdzie coś dla siebie.

I tak jak Herriot, nie przepadam za końmi. A za kotami i owszem.

Poprzednia recenzja tu.

#68-70

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 25, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 8



Ciepło w słońcu

Weszliśmy z Majutem w specjalizację. Od pewnego momentu przestaliśmy zbierać wszystkie ładne kasztany, zaczęliśmy wybierać tylko te, które jeszcze były w skorupkach i można było je pracowicie wyłuskać (albo same wypadały). Nie wiem po co, ale mamy trzy koszyki kasztanów. I trochę żołędzi w czapeczkach. I trochę czarnego żwiru (to Majut, nie chciał zeznać, po co żwir, ale widać - trzeba).



Wesołe miasteczko przy TTKF na Mieszka I jest identyczne, jak rok temu (i - jakkolwiek był to jeden z lepszych i bezkonfliktowych dni z madame - był to również dzień nader kosztowny, albowiem ceny podskoczyły). Tym razem weszliśmy na diabelski młyn we troje, z Majutem. I, co mnie fascynuje, zupełnie się nie bałam. Bo że moje dziecko nie zna strachu i z równą radością jeździ pyrkającą ciuchcią oraz wspina się na kilka metrów w samolocie, to jakoś mnie nie dziwi. Bardzo miły weekend był, tylko się nie wyspałam. I jutro też nie wyśpię. Witaj, 5:15. Brr.

(dyniowa karoca z dedykacją dla Kaczki).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 23, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 2


Obsługiwałem angielskiego króla

Nie jestem zbyt sprawna w metaforach, a teatr to dla mnie metafora zbudowana nad tekstem. Nie umiem więc ocenić, na ile to, że przedstawienie w Teatrze Nowym mi się niesamowicie podobało, jest zasługą inscenizacji czy samego tekstu Hrabala. A podobało mi się - niesamowity rozmach przy przygotowaniu niby prostej, a jednocześnie bardzo trafnej dekoracji (stare deski, świetne użycie żaróweczek, kwiatki do wbijania w ściany, bar zorganizowany przed pierwszym rzędem[1] na widowni, przez co w zasadzie czułam się uczestnikiem[1]), ogromna i świetna obsada (Elis, Machalica, Grudziński czy Zabielski w roli cesarza Abisynii). Dynamiczna, zabawna ("Konopasek niam niam!") i zagrana z pasją sztuka; na końcu brawa przez dobre 5 minut. Warto, następna okazja w listopadzie.

"Obsługiwałem" to dialog starego Jana, skazanego za bycie milionerem przez socjalistyczny sąd, Jana, który przeżył już całe swoje życie z młodym Janem, tym, który jeszcze nie wyjechał z małego dworca pod Pragą. Historia o starciu jednostki z historią, o tym, że nawet najpiękniejsze marzenie może nie przynieść szczęścia, przyprawione czeską łagodną rezygnacją nawet w obliczu krachu świata.

[1] Mogłabym dotykać przebiegających aktorów, yay.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 22, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Tag: teatr - Skomentuj