Autor był (jest?) korespondentem Polskiego Radia od 2002 roku, a książka to jego podejście do wyjaśnienia Stanów Zjednoczonych tym, którzy ich nie znają. Oględnie powiem, że Ameryki nie odkrył, ale może w roku 2012 było to świeże i ciekawe. Niestety, w 2025 roku luźna relacja z pomieszkiwania w Waszyngtonie i kilku podróży przez USA, bogato przetykana rocznikami statystycznymi, wydaje się bardzo naiwna. Wałkuski jest zwolennikiem prawdopośrodkizmu i z kamienną twarzą, a nawet w tonie entuzjastycznym opowiada o zaletach szeroko pojmowanej wolności osobistej, nawet jeśli kosztem tego są strzelaniny na porządku dziennym. Zżyma się, że media eksponują spaczony obraz tego kraju, podczas gdy według niego to najlepsze miejsce na Ziemi, najbogatsze, z najlepszą opinią (wydano w 2012, przypominam, nie kopcie leżącego) i z najlepszymi perspektywami. Broni nawet najbardziej idiotycznych rzecz - kolosalnych kredytów studenckich, braku opieki zdrowotnej, palenia papierosów i jeżdżenia wysokolitrażowym samochodem w opozycji do wyśmiewanej europejskiej ekologii, gdzie transport publiczny, sortowanie śmieci, rowery i miasta z ograniczonym ruchem w ścisłym centrum. Jak już myślę, że nie przeczytam nic bardziej egzotycznego, trafiam na passus o tym, że lepiej, żeby półślepy 90-latek jeździł ciężkim samochodem i powodował wypadki, niż żeby męczył się w autobusie albo wręcz nie wychodził z domu. Rozśmieszyło mnie też szermowanie polskimi nazwiskami i ich ważnością dla Amerykanów (spoiler alert: mało kto kojarzy, że Kościuszko, Pułaski, Wałęsa, Brzeziński, Sikorski i JP2 to Polacy), a już kąciki ust mi popękały, kiedy dojechałam do dobroczynnej działalności rządu USA dla świata, nieco tylko wspomaganego rękami bogatych filantropów. Mocno niekoniecznie, chyba że autor wyda książkę ponownie z aktualnym komentarzem.
Obiecałam sobie, że wyczyszczę zaczęte książki z czytnika, zanim kupię stos nowych; jak już kupiłam i zaczęłam, to mi się zmarnuje. Kiedyś się nauczę, że jeśli przerwałam lekturę książki, to był po temu powód. Wałkuskiego zaczynałam dwa razy, nie zachwycił, mogłam zostawić niedoczytanego.
#118
PS Spokojnych świąt.
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday December 24, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, panowie, reportaz
- Skomentuj
Szwajcarski przedsiębiorca, Anton Miller, mimo swojego średniego wieku i blizny na policzku, dalej jest atrakcyjnym mężczyzną. Wprawdzie jego celem jest załatwianie interesów i dlatego pojawia się w RPA, ale nie wyrzuca uroczej pokojówki, która spontanicznie ładuje mu się do łóżka. Wracając do interesów, Miller tak naprawdę nie jest Szwajcarem, nie nazywa się Miller, a blizna jest sztuczna. Cały czas czekałam na jakąś zakrętkę fabularną, że Miller okaże się panem Milewskim, sprytnym emigrantem PRL-owskim, ale nie; to nietypowa dla autora powieść sensacyjna, dziejąca się w wielkim świecie. Otóż pan Miller, po nieudanym skoku na bank w Marsylii, przez swojego znajomego nakręca transakcję na wolfram, którego RPA potrzebuje dużo, a trzymające łapę na brazylijskich zasobach USA limituje. Następuje karkołomna operacja, w wyniku której ruda wolframu jest kupiona dla Japonii, tyle że tam nie dociera. I oprócz zarobku na metalu “biznesmeni” mieliby jeszcze ubezpieczenie od Lloyda, bo załadowany rudą statek niespodziewanie tonie, ale wszystko się sypie, bo jeden z marynarzy chciał uratować drogi aparat fotograficzny i złamał nogę.
Nie wiem, czy ta książka jest bardziej seksistowska, rasistowska czy neokolonialna. Miller kręci się wszędzie tam, gdzie są konflikty zbrojne - Biafra, dawna Rodezja, Kambodża; tu sprzeda broń, tu kupi jakieś cenne surowce, absolutnie wszystko jedno komu i od kogo, byle kasa się zgadzała, strona etyczna w ogóle go nie interesuje. Co kilka stron padają deprecjonujące czarnych określenia, wśród których “czarny zboczeniec” jest jednym z łagodniejszych. Co do pań - Miller nie opędza się od wspomnianej pokojówki, robi też wielokrotnie “małą grzeczność” (sic!) towarzyszącej mu japońskiej przewodniczce, mimo że ta ma krótkie nóżki[1]. Szkoda mu zamordowanej recepcjonistki, bo była ładna i się do niego uśmiechała. Cudownie. Trochę wspominków podróżniczych - ewidentnie autor zwiedzał Kioto, uczestniczył w ceremonii parzenia herbaty i spędził nieco czasu w Kapsztadzie.
[1] I, jak się okazuje, narzeczonego, a z Millerem sypiała służbowo, w ramach obowiązków. Co Millera zaskakuje, ale nie dziwi, wszak jest przyzwyczajony do damskiej atencji.
Inne tego autora.
#117
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday December 23, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, kryminal, panowie
- Skomentuj
Po lekturze Conrada zachciało mi się obejrzeć luźną ekranizację, i to w wersji rozszerzonej, bo kto bogatemu zabroni. Wojna w Wietnamie, w górę rzeki płynie kapitan Willard[1] z tajną misją likwidacji pułkownika Kurtza, który robi rzeczy nieakceptowane przez amerykańską armię. I wiem, mamy XXI wiek i wiemy, że mało jest rzeczy, których nie robiła amerykańska armia, ale już wtedy kapitan Willard - obserwujący zrzut napalmu w akompaniamencie “Lotu Walkirii”, Króliczki Playboya, przypadkowe śmierci cywilów - srodze się zastanawia, czym Kurtz przegiął. I jakkolwiek w finale jest dość srogo - tortury, ciała pomordowanych, zachwyt bezlitosnym etosem Viet Congu - film już tak nie szokuje, jak kilkadziesiąt lat temu. Na plus - muzyka, światło i kadry oraz to naprawdę dobra ekranizacja, w duchu "Jądra ciemności". Na minus - toporny, nawet jak na koniec lat 70. voice over (tak, czytałam, kto nagrywał). Z perspektywy razi też filmowe przedstawienie "Wietnamu" i "Kambodży", może wrócę na chwilę do Nguyena. Nie wiem, czy warto wersję reżyserską, ponad 3 godziny oglądania, dla mnie trzy wieczory.
[1] Młody Martin Sheen wygląda jak zlepek Esteveza i Charliego, nie wyprze się synów. Niespodziewane cameo Harrisona Forda, a Lawrence'a Fishburne'a nie poznałam, na swoje usprawiedliwienie mam, że miał wtedy 14 lat.
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday December 22, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
[12-14.12.2025]
Serio, skąd to pytanie. To, że byłam w Berlinie jakieś 20 razy albo więcej, to, że jeżdżę co najmniej raz do roku, a czasem częściej, nie oznacza, że nie mogę chcieć jechać kolejny raz i znajdować nowe miejsca. Poproszę o pół roku w Berlinie, ale nie że workation, tylko pomieszkać i codziennie gdzieś, to wtedy może stwierdzę, że po co znowu do. Albo i nie.
Zaczęło się niefortunnie, bo najpierw przejechaliśmy się kawałkiem autostrady w jedną, a potem w drugą (zapomniany portfel, który jednak z nami jechał), potem wisiałam na wszystkich możliwych formach kontaktu z apartamentem i bookingiem (odezwali się następnego dnia, a wcześniej wystawiono mi “agenta AI”, nie polecam), bo recepcja kończyła pracę o 17, a ja nie dostałam kodu do skrzynki z kluczami. Jak już kod dotarł, okazało się, że mimo opłacenia parkingu, nie ma pilota do parkingu. Nazajutrz po pół godzinie wyjaśnień, w które zaangażowano trzy osoby z obsługi, okazało się, że zawiódł mityczny system, który opłatę za parking naliczył… za sierpień. Nie mam słów, ale dostałam zwrot nadpłaty za jeden dzień, zwróciła mi się autostrada i parkowanie na strefie. A potem już była plaża. Jeśli w grudniu może być plaża; było całkiem przyjemnie, było słonko, aczkolwiek młodzież narzekała na marznące ręce.
Spacer po Mall of Berlin, spacer do Figuyi i na jarmark Winterzauber na Gendanmensmarkt (stoisko z serami! stoisko z bombkami!), wizyta w galerii Abstract Sunday, do której wreszcie udało mi się dotrzeć w dzień otwarty i wspólnie kupiliśmy sobie w prezencie album i kalendarz, wieczorne zwiedzanie Reichstagu, o czym za chwilę, zakupy spożywki i niemieckiej chemii, bobrowanie po sklepach z czarną odzieżą i pchlim targu w Mauerpark; te same restauracje co zwykle z jednym wyjątkiem - pierwszy raz odwiedzona urocza japońska brunchownia “House of Small Wonder”. Nie mam bonusu od polecania, ale co mi szkodzi.
Mall of Berlin


Gendarmenmarkt

Stoisko z serami (zwłaszcza roquefort z gruszką)


Galeria Abstract Sunday
House of Small Wonders


Mitte / Alt-Berliner Wirtshaus
Szprewa / Stacja Friedrichstraße
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday December 21, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
berlin, niemcy, sztuka
- Skomentuj
Jakoś tak jest, że “chłopackie” książki się lepiej starzeją niż dla dziewcząt. Mogę się oczywiście czepiać rasizmu czy szowinizmu, ale to tak oczywiste jak oddychanie. “Wyspa” jest całkiem zacną przygodową opowieścią o młodym chłopcu, Jimie Hawkinsie, który wraz z owdowiałą matką prowadził tawernę “Admiral Benbow” i mieli pecha (czy - jak się potem okazuje - szczęście), że zalągł im się lokator: stary, paskudny marynarz. Po nagłej śmierci gościa w jego bagażu znalazło się tajemnicze zawiniątko z mapą skarbu, udało się odeprzeć atak jego dawnych kamratów, a potem matkę-karczmarkę zostawiono samą sobie (oddychanie, tak), a młody Jim z lokalnym lordem, zaufanym służącym i domowym lekarzem kupili okręt, zebrali załogę i wybrali się w podróż życia. Oczywiście wnikliwa czytelniczka od razu wiedziała, że dziwnie wyglądająca załoga zebrana przez jednonogiego kucharza niekoniecznie będzie posłusznie wykonywać rozkazy kapitana, ale protagoniści dowiedzieli się o tym dopiero na wyspie, kiedy wtem większość załogi okazała się piratami. Trochę strzelania i biegania po wyspie, sprytny ocaleniec, dyplomacja lekarza oraz brawura młodego Jima, to wszystko przyczyniło się do pokonania piratów i triumfalnego powrotu ze skarbem.
#116
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday December 20, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, mlodziezowe, panowie
- Skomentuj
Reese i Amy były kiedyś parą, ale rozstały się w dramatycznych okolicznościach. Teraz Amy, wcześniej transkobieta, przeszła detranzycję i jako Ames weszła w związek z cis-kobietą Katriną. I, niespodziewanie, poczęli dziecko. Dygresyjna historia o związkach współczesnych i z przeszłości kręci się dookoła decyzji, czy Katrina chce urodzić dziecko, czy Ames będzie w stanie być ojcem oraz czy ogromny, niezaspokojony biologicznie instynkt transkobiety Reese pozwoli jej wejść w ten dziwny związek jako druga matka.
Od razu powiem, że nie jest to książka dla mnie; nie czuję tematyki trans, ale czuję, że to ważna powieść dla osób w tranzycji czy w spektrum płciowym. O dysforii, czuciu własnego ciała, wstręcie i pożądaniu, tłumieniu odruchów, jakie społecznie zostały obu płciowym wdrukowanie, ale nie są naturalne. Jednocześnie to powieść lekka, ale o tyle istotna, że osoby trans są jej pierwszoplanowymi bohaterkami, nie epizodem w tle, ewenementem i dziwadłem. Dużo wnikliwej analizy można znaleźć w artykule J. Szpilki.
#115
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday December 19, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Skomentuj
[14.12.2025]
W ramach “czegoś nowego” odwiedzam berlińskie muzea. Jeszcze mi na trochę starczy, bo nawet nie obejrzałam całej Wyspy Muzeów. W słoneczną niedzielę odwiedziłam zupełnie klasyczne Bode Museum; gmach zachwycał mnie od dawna, a w środku takie typowe muzeum-muzeum - trochę obrazów, trochę rzeźb, bogata kolekcja monet (również polskie!), czasem zabawne, czasem ciekawe. W środku kawiarnia z widokiem, dodatkowo jest jeszcze piękna biblioteka, ale w niedzielę była zamknięta. Młodzież wchodzi darmo. Można spacerkiem wzdłuż Szprewy.












GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday December 18, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
berlin, muzeum, niemcy
- Skomentuj
Lata 50. Wtem wybuchają bomby jądrowe na całym świecie, najczęściej USA jest przygotowanie - przedstawiciele ludzkości chowają się w wyspecjalizowanych bunkrach firmy Vault-Tec, żeby po oczyszczeniu powierzchni mogli ją ponownie zasiedlić. Mija 200 lat, Lucy, córka nadzorcy z bunkra 33 bierze ślub z partnerem z bunkra 32, regularna wymiana genów, te sprawy. Niestety, świętowanie przeradza się w masakrę, w wyniku której zostaje porwany Paul Atryda 50 lat później, ojciec Lucy. Dziewczyna wyrusza na niebezpieczną wyprawę. Po drodze trafia na Bena z “Losta”, zdeterminowanego naukowca z psem, giermka pechowego rycerza Titusa oraz pewnego ghula, który wprawdzie nie ma nosa[1], ale za to doskonale się orientuje w historii Vault-Tec. Wszyscy się spotykają w finale w siedzibie buntowniczki Moldaver, gdzie wychodzą na jaw pewne niespodzianki.
Nie grałam w grę, ale historia bardzo mi się podobało. Bardzo zgrabny świat postapokaliptyczny, bywa zabawnie, bywa dramatycznie, serial trochę klimat lekko ironicznych filmów z lat 90. Na specjalną wzmiankę zasługuje przerośnięty aksolotl z rączkami, dawno się tak nie śmiałam.
[1] How does he smell? Awful!
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday December 16, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 2
Luźne epizody, związane osobą niejakiego Bingo, przyjaciela Bertiego z Klubu Trutni, który niesamowicie łatwo zakochuje się w kolejnych flamach - kelnerce, działaczce socjalistycznej, córce lorda, znanej z innych tomów Honorii Glossop, a potem prosi Bertiego o wsparcie. Pojawiają się dwaj niesforni siostrzeńcy apodyktycznej ciotki Agaty oraz cała galeria postaci, które chcą coś ugrać czy zarobić. Wiadomo, zawsze w finale sekretna akcja Jeevesa pomaga sytuację naprawić, a Bertie jak zwykle obrywa rykoszetem, będąc na przykład posądzony o ubóstwo intelektualne. Bardzo przyjemne jako przerywnik, zupełnie nieodróżnialne od innych tomików, część historii pojawiła się w serialu.
Inne tego autora.
#114
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday December 15, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, humor, panowie
- Skomentuj
Nie pisałam, bo byłam w Berlinie, o czym niebawem. Książkę dostałam od ^dees, która zachęciła słowami “wciąga, ale lekkie nie jest”. I powiadam Wam, jak przy poprzedniej książce miałam PTSD, to Soukupová to suma wszystkich strachów o przyszłość.
Narracja jest trójstronna - o wydarzeniach opowiada Vera, żona i matka dwójki nastolatków oraz dzieciaki - starsza Maja i młodszy Misiek. Vera czuje się całkiem ok, ma dobry związek z Michałem, dzieciaki sobie radzą, chociaż weganizm Mai jest kłopotliwy, Misiek jak to Misiek, jeszcze jest młody i sprawia zwykłe, chłopackie problemy, jak coś zbroi, praca w bibliotece jest spokojna, ale satysfakcjonująca, zwłaszcza że aktualnie kończą się przygotowania do ważnej imprezy. Jedynym cierniem w bukiecie są rodzice - mieszkają na wsi, domagają się przyjeżdżania co weekend, a wtedy zaczyna się festiwal toksyczności. Dziadkowie obiecują dzieciakom basen, który wybudowali specjalnie dla wnuków, ale zapominają podgrzać wody; ostatnio babcia nakarmiła Maję pyszną zupką… na kurczaku; Vera słyszy o tym, jak bardzo jest nieudania i zawiodła nadzieje, w przeciwieństwie do starszej siostry, która chociaż mieszka w Anglii. Vera się wije, bo poczucie obowiązku, z drugiej strony wcale nie ma ochoty na zmarnowanie weekendu narzuconego przez matkę, obiecuje wizytę kiedyś, niedługo, za chwilę wakacje. Wtem matka umiera i na narratorkę spada zimny prysznic - musi zorganizować pogrzeb i zająć się ojcem, który ma początki demencji oraz schorowanymi psami z hodowli matki, których ojciec - jak się okazuje - nie cierpi i nie umie o nie dbać. Na siostrę nie może liczyć. A wszystko to 100 kilometrów od Pragi, bo rodzice się “pobudowali” i nawet nie w cichości ducha liczyli, że córka się do nich wprowadzi.
To jest tak gęsta proza, że aż można kroić nożem. Z kolejnych relacji ukazuje się obraz rozsypującej rodziny, której Vera nie jest w stanie skleić sama, podobnie jak rozdzielić czas między dwójkę coraz bardziej jej potrzebujących dzieci, męża i pracę. Krzyczałam w duchu do kindla, że potrzebuje wsparcia, nie udźwignie, że ktoś mógłby jej pomóc, że nie musi być dzielna i sama wszystko, że za chwilę sama się wypali i nie da rady. Rollercoaster emocjonalny, nie mogłam się oderwać, boję się kolejnych książek tej autorki.
#113
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday December 14, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 2