Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Czas Apokalipsy / Apocalypse Now Redux

Po lekturze Conrada zachciało mi się obejrzeć luźną ekranizację, i to w wersji rozszerzonej, bo kto bogatemu zabroni. Wojna w Wietnamie, w górę rzeki płynie kapitan Willard[1] z tajną misją likwidacji pułkownika Kurtza, który robi rzeczy nieakceptowane przez amerykańską armię. I wiem, mamy XXI wiek i wiemy, że mało jest rzeczy, których nie robiła amerykańska armia, ale już wtedy kapitan Willard - obserwujący zrzut napalmu w akompaniamencie “Lotu Walkirii”, Króliczki Playboya, przypadkowe śmierci cywilów - srodze się zastanawia, czym Kurtz przegiął. I jakkolwiek w finale jest dość srogo - tortury, ciała pomordowanych, zachwyt bezlitosnym etosem Viet Congu - film już tak nie szokuje, jak kilkadziesiąt lat temu. Na plus - muzyka, światło i kadry oraz to naprawdę dobra ekranizacja, w duchu "Jądra ciemności". Na minus - toporny, nawet jak na koniec lat 70. voice over (tak, czytałam, kto nagrywał). Z perspektywy razi też filmowe przedstawienie "Wietnamu" i "Kambodży", może wrócę na chwilę do Nguyena. Nie wiem, czy warto wersję reżyserską, ponad 3 godziny oglądania, dla mnie trzy wieczory.

[1] Młody Martin Sheen wygląda jak zlepek Esteveza i Charliego, nie wyprze się synów. Niespodziewane cameo Harrisona Forda, a Lawrence'a Fishburne'a nie poznałam, na swoje usprawiedliwienie mam, że miał wtedy 14 lat.

Napisane przez Zuzanka w dniu Monday December 22, 2025

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Po co znowu do tego Berlina?!

Serio, skąd to pytanie. To, że byłam w Berlinie jakieś 20 razy albo więcej, to, że jeżdżę co najmniej raz do roku, a czasem częściej, nie oznacza, że nie mogę chcieć jechać kolejny raz i znajdować nowe miejsca. Poproszę o pół roku w Berlinie, ale nie że workation, tylko pomieszkać i codziennie gdzieś, to wtedy może stwierdzę, że po co znowu do. Albo i nie.

Zaczęło się niefortunnie, bo najpierw przejechaliśmy się kawałkiem autostrady w jedną, a potem w drugą (zapomniany portfel, który jednak z nami jechał), potem wisiałam na wszystkich możliwych formach kontaktu z apartamentem i bookingiem (odezwali się następnego dnia, a wcześniej wystawiono mi “agenta AI”, nie polecam), bo recepcja kończyła pracę o 17, a ja nie dostałam kodu do skrzynki z kluczami. Jak już kod dotarł, okazało się, że mimo opłacenia parkingu, nie ma pilota do parkingu. Nazajutrz po pół godzinie wyjaśnień, w które zaangażowano trzy osoby z obsługi, okazało się, że zawiódł mityczny system, który opłatę za parking naliczył… za sierpień. Nie mam słów, ale dostałam zwrot nadpłaty za jeden dzień, zwróciła mi się autostrada i parkowanie na strefie. A potem już była plaża. Jeśli w grudniu może być plaża; było całkiem przyjemnie, było słonko, aczkolwiek młodzież narzekała na marznące ręce.

Spacer po Mall of Berlin, spacer do Figuyi i na jarmark Winterzauber na Gendanmensmarkt (stoisko z serami! stoisko z bombkami!), wizyta w galerii Abstract Sunday, do której wreszcie udało mi się dotrzeć w dzień otwarty i wspólnie kupiliśmy sobie w prezencie album i kalendarz, wieczorne zwiedzanie Reichstagu, o czym za chwilę, zakupy spożywki i niemieckiej chemii, te same restauracje co zwykle z jednym wyjątkiem - pierwszy raz odwiedzona urocza japońska brunchownia “House of Small Wonder”. Nie mam bonusu od polecania, ale co mi szkodzi.

Mall of BerlinGendarmenmarktStoisko z serami (zwłaszcza roquefort z gruszką)Galeria Abstract Sunday House of Small WondersMitte / Alt-Berliner WirtshausSzprewa / Stacja Friedrichstraße

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday December 21, 2025

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: berlin, niemcy, sztuka - Skomentuj


Robert Louis Stevenson - Wyspa skarbów

Jakoś tak jest, że “chłopackie” książki się lepiej starzeją niż dla dziewcząt. Mogę się oczywiście czepiać rasizmu czy szowinizmu, ale to tak oczywiste jak oddychanie. “Wyspa” jest całkiem zacną przygodową opowieścią o młodym chłopcu, Jimie Hawkinsie, który wraz z owdowiałą matką prowadził tawernę “Admiral Benbow” i mieli pecha (czy - jak się potem okazuje - szczęście), że zalągł im się lokator: stary, paskudny marynarz. Po nagłej śmierci gościa w jego bagażu znalazło się tajemnicze zawiniątko z mapą skarbu, udało się odeprzeć atak jego dawnych kamratów, a potem matkę-karczmarkę zostawiono samą sobie (oddychanie, tak), a młody Jim z lokalnym lordem, zaufanym służącym i domowym lekarzem kupili okręt, zebrali załogę i wybrali się w podróż życia. Oczywiście wnikliwa czytelniczka od razu wiedziała, że dziwnie wyglądająca załoga zebrana przez jednonogiego kucharza niekoniecznie będzie posłusznie wykonywać rozkazy kapitana, ale protagoniści dowiedzieli się o tym dopiero na wyspie, kiedy wtem większość załogi okazała się piratami. Trochę strzelania i biegania po wyspie, sprytny ocaleniec, dyplomacja lekarza oraz brawura młodego Jima, to wszystko przyczyniło się do pokonania piratów i triumfalnego powrotu ze skarbem.

#116

Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday December 20, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, mlodziezowe, panowie - Skomentuj


Torrey Peters - Trans i pół, bejbi

Reese i Amy były kiedyś parą, ale rozstały się w dramatycznych okolicznościach. Teraz Amy, wcześniej transkobieta, przeszła detranzycję i jako Ames weszła w związek z cis-kobietą Katriną. I, niespodziewanie, poczęli dziecko. Dygresyjna historia o związkach współczesnych i z przeszłości kręci się dookoła decyzji, czy Katrina chce urodzić dziecko, czy Ames będzie w stanie być ojcem oraz czy ogromny, niezaspokojony biologicznie instynkt transkobiety Reese pozwoli jej wejść w ten dziwny związek jako druga matka.

Od razu powiem, że nie jest to książka dla mnie; nie czuję tematyki trans, ale czuję, że to ważna powieść dla osób w tranzycji czy w spektrum płciowym. O dysforii, czuciu własnego ciała, wstręcie i pożądaniu, tłumieniu odruchów, jakie społecznie zostały obu płciowym wdrukowanie, ale nie są naturalne. Jednocześnie to powieść lekka, ale o tyle istotna, że osoby trans są jej pierwszoplanowymi bohaterkami, nie epizodem w tle, ewenementem i dziwadłem. Dużo wnikliwej analizy można znaleźć w artykule J. Szpilki.

#115

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday December 19, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panie - Skomentuj


Berlin - Muzeum Bodego

[14.12.2025]

W ramach “czegoś nowego” odwiedzam berlińskie muzea. Jeszcze mi na trochę starczy, bo nawet nie obejrzałam całej Wyspy Muzeów. W słoneczną niedzielę odwiedziłam zupełnie klasyczne Bode Museum; gmach zachwycał mnie od dawna, a w środku takie typowe muzeum-muzeum - trochę obrazów, trochę rzeźb, bogata kolekcja monet (również polskie!), czasem zabawne, czasem ciekawe. W środku kawiarnia z widokiem, dodatkowo jest jeszcze piękna biblioteka, ale w niedzielę była zamknięta. Młodzież wchodzi darmo. Można spacerkiem wzdłuż Szprewy.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday December 18, 2025

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: berlin, muzeum, niemcy - Skomentuj


Fallout

Lata 50. Wtem wybuchają bomby jądrowe na całym świecie, najczęściej USA jest przygotowanie - przedstawiciele ludzkości chowają się w wyspecjalizowanych bunkrach firmy Vault-Tec, żeby po oczyszczeniu powierzchni mogli ją ponownie zasiedlić. Mija 200 lat, Lucy, córka nadzorcy z bunkra 33 bierze ślub z partnerem z bunkra 32, regularna wymiana genów, te sprawy. Niestety, świętowanie przeradza się w masakrę, w wyniku której zostaje porwany Paul Atryda 50 lat później, ojciec Lucy. Dziewczyna wyrusza na niebezpieczną wyprawę. Po drodze trafia na Bena z “Losta”, zdeterminowanego naukowca z psem, giermka pechowego rycerza Titusa oraz pewnego ghula, który wprawdzie nie ma nosa[1], ale za to doskonale się orientuje w historii Vault-Tec. Wszyscy się spotykają w finale w siedzibie buntowniczki Moldaver, gdzie wychodzą na jaw pewne niespodzianki.

Nie grałam w grę, ale historia bardzo mi się podobało. Bardzo zgrabny świat postapokaliptyczny, bywa zabawnie, bywa dramatycznie, serial trochę klimat lekko ironicznych filmów z lat 90. Na specjalną wzmiankę zasługuje przerośnięty aksolotl z rączkami, dawno się tak nie śmiałam.

[1] How does he smell? Awful!

Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday December 16, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 2


P. G. Wodehouse - Niezastąpiony Jeeves

Luźne epizody, związane osobą niejakiego Bingo, przyjaciela Bertiego z Klubu Trutni, który niesamowicie łatwo zakochuje się w kolejnych flamach - kelnerce, działaczce socjalistycznej, córce lorda, znanej z innych tomów Honorii Glossop, a potem prosi Bertiego o wsparcie. Pojawiają się dwaj niesforni siostrzeńcy apodyktycznej ciotki Agaty oraz cała galeria postaci, które chcą coś ugrać czy zarobić. Wiadomo, zawsze w finale sekretna akcja Jeevesa pomaga sytuację naprawić, a Bertie jak zwykle obrywa rykoszetem, będąc na przykład posądzony o ubóstwo intelektualne. Bardzo przyjemne jako przerywnik, zupełnie nieodróżnialne od innych tomików, część historii pojawiła się w serialu.

Inne tego autora.

#114

Napisane przez Zuzanka w dniu Monday December 15, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, humor, panowie - Skomentuj


Petra Soukupová - Zawsze jest ktoś

Nie pisałam, bo byłam w Berlinie, o czym niebawem. Książkę dostałam od ^dees, która zachęciła słowami “wciąga, ale lekkie nie jest”. I powiadam Wam, jak przy poprzedniej książce miałam PTSD, to Soukupová to suma wszystkich strachów o przyszłość.

Narracja jest trójstronna - o wydarzeniach opowiada Vera, żona i matka dwójki nastolatków oraz dzieciaki - starsza Maja i młodszy Misiek. Vera czuje się całkiem ok, ma dobry związek z Michałem, dzieciaki sobie radzą, chociaż weganizm Mai jest kłopotliwy, Misiek jak to Misiek, jeszcze jest młody i sprawia zwykłe, chłopackie problemy, jak coś zbroi, praca w bibliotece jest spokojna, ale satysfakcjonująca, zwłaszcza że aktualnie kończą się przygotowania do ważnej imprezy. Jedynym cierniem w bukiecie są rodzice - mieszkają na wsi, domagają się przyjeżdżania co weekend, a wtedy zaczyna się festiwal toksyczności. Dziadkowie obiecują dzieciakom basen, który wybudowali specjalnie dla wnuków, ale zapominają podgrzać wody; ostatnio babcia nakarmiła Maję pyszną zupką… na kurczaku; Vera słyszy o tym, jak bardzo jest nieudania i zawiodła nadzieje, w przeciwieństwie do starszej siostry, która chociaż mieszka w Anglii. Vera się wije, bo poczucie obowiązku, z drugiej strony wcale nie ma ochoty na zmarnowanie weekendu narzuconego przez matkę, obiecuje wizytę kiedyś, niedługo, za chwilę wakacje. Wtem matka umiera i na narratorkę spada zimny prysznic - musi zorganizować pogrzeb i zająć się ojcem, który ma początki demencji oraz schorowanymi psami z hodowli matki, których ojciec - jak się okazuje - nie cierpi i nie umie o nie dbać. Na siostrę nie może liczyć. A wszystko to 100 kilometrów od Pragi, bo rodzice się “pobudowali” i nawet nie w cichości ducha liczyli, że córka się do nich wprowadzi.

To jest tak gęsta proza, że aż można kroić nożem. Z kolejnych relacji ukazuje się obraz rozsypującej rodziny, której Vera nie jest w stanie skleić sama, podobnie jak rozdzielić czas między dwójkę coraz bardziej jej potrzebujących dzieci, męża i pracę. Krzyczałam w duchu do kindla, że potrzebuje wsparcia, nie udźwignie, że ktoś mógłby jej pomóc, że nie musi być dzielna i sama wszystko, że za chwilę sama się wypali i nie da rady. Rollercoaster emocjonalny, nie mogłam się oderwać, boję się kolejnych książek tej autorki.

#113

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday December 14, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Beatriz Serrano - Ogród rozpaczy ziemskich

Marisa pracuje w agencji reklamowej. Doskonale gra w biuro, przygotuje prezentację, ma świetnie pomysły, umie udawać zajętą, wie, co powiedzieć na kolejnym spotkaniu; nikt nie wie, ile ją to kosztuje. Bo Marisa zdaje sobie sprawę, jak daremna jest to praca, jak bardzo jej nienawidzi i nie jest w stanie funkcjonować bez tabletek poprawiających nastrój. Jedyne chwile szczęścia to oglądanie filmików na YT i uciekanie z pracy do muzeum Prado, gdzie zawsze ląduje przed obrazem Boscha. Albo do całodobowego Carrefoura. Ma jedno marzenie, że przejedzie ją samochód w drodze do pracy i nie będzie musiała tam iść. Zamiast tego dociera do biura i z fałszywym uśmiechem jedzie na wyjazd integracyjny, gdzie cringe przeplata się z nienawiścią.

Urlop jest jak plaster na ranę po toporze. Jedziesz do miejsc, gdzie nigdy nie zamieszkasz, prowadzisz styl życia, na który cię nie stać, a potem wracasz, a w wiadomościach telewizyjnych mówią o “syndromie pourlopowym”, chociaż tak naprawdę powinni mówić: “Twoje życie jest beznadziejne, że popadasz w depresję, kiedy musisz do niego wrócić po dwóch tygodniach fantazji”.
Czytając, miałam PTSD, w głowie ciągle żywe epizody z pracy w agencji reklamowej. Ale tak naprawdę każda praca sprowadza się do tego, że wyjmujesz z “normalnego” życia ileś godzin dziennie, 5 dni w tygodniu, 48 tygodni w roku, przez 35 lat. To są najlepsze lata Twojego życia, mogłabyś robić rzeczy ciekawe i potrzebne, ale nie - zajmujesz się z pełną intensywnością czymś ulotnym, co po roku okazuje się niepotrzebne. W zasadzie miałam ochotę przepisać pół książki, bo podsumowuje moje życie zawodowe. I nie zrozumcie mnie źle, staram się wybierać taką pracę, w której jestem dobra, a warunki są wystarczająco komfortowe, ale zwyczajnie chciałabym przestać pracować. Może nie tak drastycznie, jak bohaterka, która w zaskakującym finale otrzymuje kartę wyjścia z więzienia, ale więcej sensu widzę w sadzeniu tulipanów (jeszcze w tym roku nie posadziłam!) czy pisaniu o przeczytanych książkach. I czytaniu, jestem świetna w czytaniu.

A.I., dzięki za pożyczenie, fantastyczna książka.

#112

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday December 10, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panie - Komentarzy: 4


Marta Dzido - Sezon na truskawki

Zbiorek opowiadań (ech), ale jednak Marty Dzido (samo gęste). Dla kobiet o kobietach, nostalgicznie, zmysłowo, erotycznie, refleksyjnie, kontrowersyjnie. “Pępowina” jest o doświadczeniu bycia matką i stopniowym pozwalaniu dziecku na samodzielność, z nadzieją, że jednak coś - mimo odległości i innych doświadczeń - będzie do końca życia łączyć. “Luna” to opowieść o kobiecym podnieceniu. “Kochanek” i “Czerwone ferrari” mają podobną nutę - powroty do dawnej miłości, czy to w formie okazjonalnego FwB, czy odnalezienia się po latach. W innych widać niechciane male gaze (i żeby tylko spojrzenie, brr) i tęsknotę za drugą kobietą. Ładne, do powolnej lektury.

Inne tej autorki.

#111

Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday December 9, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, opowiadania, panie - Komentarzy: 1