Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Nie pisałam, bo byłam w Berlinie, o czym niebawem. Książkę dostałam od ^dees, która zachęciła słowami “wciąga, ale lekkie nie jest”. I powiadam Wam, jak przy poprzedniej książce miałam PTSD, to Soukupová to suma wszystkich strachów o przyszłość.
Narracja jest trójstronna - o wydarzeniach opowiada Vera, żona i matka dwójki nastolatków oraz dzieciaki - starsza Maja i młodszy Misiek. Vera czuje się całkiem ok, ma dobry związek z Michałem, dzieciaki sobie radzą, chociaż weganizm Mai jest kłopotliwy, Misiek jak to Misiek, jeszcze jest młody i sprawia zwykłe, chłopackie problemy, jak coś zbroi, praca w bibliotece jest spokojna, ale satysfakcjonująca, zwłaszcza że aktualnie kończą się przygotowania do ważnej imprezy. Jedynym cierniem w bukiecie są rodzice - mieszkają na wsi, domagają się przyjeżdżania co weekend, a wtedy zaczyna się festiwal toksyczności. Dziadkowie obiecują dzieciakom basen, który wybudowali specjalnie dla wnuków, ale zapominają podgrzać wody; ostatnio babcia nakarmiła Maję pyszną zupką… na kurczaku; Vera słyszy o tym, jak bardzo jest nieudania i zawiodła nadzieje, w przeciwieństwie do starszej siostry, która chociaż mieszka w Anglii. Vera się wije, bo poczucie obowiązku, z drugiej strony wcale nie ma ochoty na zmarnowanie weekendu narzuconego przez matkę, obiecuje wizytę kiedyś, niedługo, za chwilę wakacje. Wtem matka umiera i na narratorkę spada zimny prysznic - musi zorganizować pogrzeb i zająć się ojcem, który ma początki demencji oraz schorowanymi psami z hodowli matki, których ojciec - jak się okazuje - nie cierpi i nie umie o nie dbać. Na siostrę nie może liczyć. A wszystko to 100 kilometrów od Pragi, bo rodzice się “pobudowali” i nawet nie w cichości ducha liczyli, że córka się do nich wprowadzi.
To jest tak gęsta proza, że aż można kroić nożem. Z kolejnych relacji ukazuje się obraz rozsypującej rodziny, której Vera nie jest w stanie skleić sama, podobnie jak rozdzielić czas między dwójkę coraz bardziej jej potrzebujących dzieci, męża i pracę. Krzyczałam w duchu do kindla, że potrzebuje wsparcia, nie udźwignie, że ktoś mógłby jej pomóc, że nie musi być dzielna i sama wszystko, że za chwilę sama się wypali i nie da rady. Rollercoaster emocjonalny, nie mogłam się oderwać, boję się kolejnych książek tej autorki.
#113