Czerwiec 1982. Cała Polska czeka na rozpoczęcie pierwszego mundialowego meczu z polską reprezentacją (Viva Espana i Antoni Piechniczek), tylko sierżant Słomiany czeka na miłe tête-à-tête z panią Krysią na jej działce. Okazuje się jednak, że oprócz tego przestępcy czekają na konwojowane przez sierżanta worki z pieniędzmi na wypłaty dla "Ceglorza"[1] i zamiast na mecz i na działkę trzech milicjantów[2] i jeden bandyta trafiają do kostnicy, a pieniądze (50 albo 100 milionów, w zależności od tego, kto opowiada) znikają. Ekipa poznańska rozpoczyna śledztwo, ku nieskrywanemu żalowi Teofila Olkiewicza, który właśnie zbierał się z kolegami na solidną wypitkę. Zastrzelony przestępca okazuje się być zwykłym szuszwolem z Chwaliszewa, a nie żadnym mega-gangsterem, stąd wniosek, że ktoś tę akcję zaplanował "z góry". Trop wiedzie do wystających pod Peweksami koników, zrzeszonych w różnych gildiach; Mirek Brodziak wykorzystuje swoje stare kontakty i zaczyna środowisko infiltrować. Trochę celowo, trochę przypadkiem - trafia na piękną Asię, w której się kochał w szkole, a teraz - za rozsądną opłatą - kochało się pół Poznania, bynajmniej nie platonicznie. Jednocześnie w Pile zostaje znaleziony "samobójca", powieszony na strychu swojej kamienicy. Kapitan Szwarc odkrywa, że to były oficer SB. Chwilę potem z jeziora wyłowiony zostaje kolejny SB-ek, tym razem z wydziału paszportowego, który - jak się okazuje - wydawał dokumenty z ekskluzywnymi wizami lekką ręką i bezzwrotnie[3] zamieszanym w sprawę przestępcom. Teoś udaje się więc do Piły, żeby sprawę rozpracować. Wprawdzie w nocy widzi Hitlera w swoim pokoju i ma chwilę załamania (obiecuje abstynencję), ale rano mu przechodzi. Tylko kac zostaje.
Mam trochę poczucie, że fabuła szwankuje - wiadomo, wszystko, co złe można zrzucić na SB, ale poza tym panuje wszechresortowy bałagan. Całość ratuje krajobraz letniego Poznania i dzielny Teofil, który nawet korzysta z uroków pozamałżeńskiego pożycia intymnego.
[1] Aka Zakłady im. Hipolita Cegielskiego.
[2] W tym sierżant Pluta, zamieszkały w Suchym Lesie.
[3] Bo po co komu paszport w domu, jeszcze zgubi.
Inne tego autora tu.
#126
Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 17, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, kryminal, panowie
- Skomentuj
Ustaliliśmy z TŻ-em, że trzeba nadrobić zaległości z 2013/2014 i zrobiłam listę filmów must have. Ten jest na samym szczycie listy. Żeby nie było - doskonale spełnia test Bechdel (aczkolwiek nie wiem, jak zakwalifikować tu lady Gagę).
Zaczyna się bardzo spokojnie, bo dopiero w 6. minucie odpada pierwsza głowa (oraz daje do myślenia na temat szkolenia żołnierzy US, którzy spokojnie obserwują dekapitację dowódcy). Potem już dynamika rusza - człowiek przecięty w poprzek się malowniczo rozpada, maczeta podpięta pod wysokie napięcie ma sporą siłę rażenia, a sam Machete wykazuje emocję. Szybko się okazuje, że dramatis personae to: prezydent US (Charlie Sheen, dla zmyłki podpisany jako Carlos Estevez, chyba przeszedł jakąś wewnętrzną przemianę), Miss stanu Texas, meksykański rewolucjonista z zaburzeniami osobowości i kiepskim gustem co do ubiorów (ale - jak Iron Man - ze stalowym sercem), burdelmama ze strzelającym biustonoszem (Sofia Vergara w mega szpilkach) oraz strap-onem ("give me my Double D's!") czy wreszcie Naczelny Złoczyńca (podobno pierwsza rola Mela Gibsona po ciemnej stronie mocy). A, jest jeszcze jednooka komandoska (Michelle Rodriguez) oraz Zabójca-Kameleon (człowiek o wielu twarzach, co jednej to lepszej). Cała ekipa gania się więc z jednej strony granicy US-Meksyk na drugą i twórczo wykorzystuje różne elementy uzbrojenia. Wiadomo, zawsze przydaje się analogowa, chociaż technicznie podrasowana maczeta, ale to, co można zrobić z koroną miss, wirnikiem helikoptera, molekularnym blasterem czy śrubą łodzi, zasługuje na osobny rozdział (aczkolwiek stalowy przeciwpancerny stanik miotający pociski słabo sprawdza się w starciu z defibrylatorem). Machete wprawdzie don't joke, don't text i don't tweet, ale nieustająco lubi ładne panie oraz ma dużo umiejętności dodatkowych - potrafi z lecącego helikoptera spaść na pędzącą motorówkę i puszczać kaczki rakietą ziemia-ziemia. Nie da się go powiesić, zastrzelić ani zawstydzić. Przeciwnicy też nie są tacy ostatni - atakują, trzymając w jednej ręce flaki z rozprutego brzucha, aczkolwiek - owszem - jak się im odetnie rękę, to już nie strzelają. W sumie body count to 101 osób.
W paru miejscach pojawia się trailer kolejnej części - tym razem Machete będzie zabijał w kosmosie. Zdecydowanie to tytuł, który obejrzę, chociaż plotki mówią, że to żart. Panie Rodrigez, jeśli to żart, to takich żartów się nie robi. Rozumiem, że zabawne jest powieszenie zapachowej choinki w helikopterze, ale nie żartuje się z poważnych widzów. A ja jestem bardzo poważna. Bardzo.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 15, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2
Wizja lokalna, poza określeniem stanu podłogi (jeśli ktoś chce w okolicach marca około 90 m2 drewnianej mozaiki, którą podobno świetnie się pali w piecu, proszę się zgłaszać) wyjaśniła też, że z przebiciem się między kuchnią z salonem nie będzie tak zupełnie prosto. I to nie dlatego, że ściana nośna, chociaż i owszem. Ale pierwsze: aktualnie od strony kuchni stoi przy niej kaloryfer, jedyny w kuchni. Kaloryfery i rury do nich prowadzące to w ogóle temat-rzeka, albowiem w mieszkaniu był swego czasu piec węglowy, który na przestrzeni dziejów został zastąpiony kaloryferami i rurami puszczonymi metodą full-disclosure po ścianach. Zapewne to rozwiązanie bardzo wygodne w realizacji, natomiast wygląd nieco mnie boli w estetykę (tak, wiem, w aktualnym mieszkaniu mam idącą przez środek przedpokoju rurę gazową, z którą nic nie zrobiłam).
Ale kaloryfer da się zapewne przestawić pod okno w miarę bezkonfliktowo, natomiast pojawia się ale drugie. W rogu za drzwiami, na ścianie między kuchnią a salonem został błyskotliwie umieszczony licznik gazowy.
Idea była, żeby zniknąć całkowicie ścianę oraz dwie pary drzwi, uzyskując otwarcie korytarza na przestrzeń kuchnio-salonu, prawdopodobnie zakończoną stołem. Zapewne da się to zrobić dokonując wymagających wielostronnych konsultacji z firmą dostarczającą gaz, żeby przesunąć rury gazowe omijając ścianę i przenosząc licznik. Wygląda mi to na przygodę mało zabawną, dość kosztowną i czasochłonną. Wyjściem alternatywnym jest pozostawienie licznika i rur tam, gdzie je błyskotliwy inaczej monter umieścił, zostawiając kawałek ściany w formie kolumny. Może nawet użytkowej lub chociaż ozdobnej.
Inspiracje otwartej kuchni:
Źródło: homedsgn.com (warto zobaczyć cały projekt, bardzo ciekawy).
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 12, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
P jak Posesja, Fotografia+
- Skomentuj
Rudolf Heinz podleczył sobie reumatyzm, ale z kolei przestało mu się układać i z synem-studentem, i w pracy, z szefem-palantem. Oddala się więc szybko do Warszawy na prośbę swojego kolegi, żeby pomóc w sprawie tak na oko seryjnego zabójcy. Ofiarami są bezdomni menele, kręcący się po obrzeżach miasta, ale jeden z nich okazuje się być dawnym ochroniarzem w firmie bogatego biznesmena, który całkiem niedawno przeniósł się na łono Abrahama. Heinz dużo pije, słucha muzyki, oprócz śledztwa męczy się z faktem, że jego eks-współpracownica, Gotycka Jolka, umiera na nowotwór. W tle toczy się wątek osadzonego w psychiatryku mordercy-podpalacza, którego schwytał, prawie przy tym tracąc życie, Heinz. Epizodycznie pojawia się wnuk Zygi Maciejewskiego, również policjant.
Dużo wątków, ale lektura niespecjalnie wciąga. Irytowały mnie powtarzające się wstawki, że Heinz był już o krok od odkrycia, ale jednak nie tym razem. Już miał coś na końcu języka, ale jednak nie złapał.
Inne tego autora tutaj.
#125
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 11, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, kryminal, panowie
- Skomentuj
Plac Wolności.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 10, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 4
Nastoletni Jon, słowiański protoplasta w czasach pierwszych misjonarzy, łamie przedchrześcijańskie tabu i przepływa na zakazany brzeg rzeki, żeby uratować tonącą dziewczynkę. W tym momencie słyszy głos boga, Bezimiennego/Światowida. Ostatni z wioskowych szamanów wraz z chrześcijańskim kapłanem zgadzają się, że musi zostać wykonawcą poleceń Bezimiennego. Jon dorasta, żeni się z uratowaną przez siebie Gają, ale co jakiś czas wyrusza na wyprawę do kamiennego posągu boga. Odległość nieduża, ale okazuje się, że podróżuje w czasie. Raz jest chirurgiem wszczepiającym chłopcu nowe serce (które za sprawą Królowej Lodu okazuje się sercem mordercy), drugi raz - pomaga Joannie d'Arc wypełnić misję, która kończy się stosem. Kolejna wyprawa to Palestyna, w której Judasz za worek srebrników zdradza Jezusa. Wszędzie kręci się krótko ostrzyżona dziewczyna i chłopiec, który ma serce z lodu, a przez to żadnych wyrzutów sumienia. Każda wyprawa pokazuje coraz większą erozję posągu Bezimiennego, przy jednoczesnym rozwoju chrześcijaństwa w świecie Jona.
Może jestem uprzedzona, ale wynudziłam się przy lekturze bardzo. Pratchett historie o tym, że to wiara ludzi utrzymuje bogów przy życiu, podaje w sposób o wiele przyjemniejszy, wnikliwszy i pozwalający na wyłowienie z postmodernistycznej historii czegoś uniwersalnego. Tutaj jest, żeby nie użyć deprecjonujących określeń, dość pretensjonalnie. Dużo rozważań o tym, czy Bóg jest jeden, czy wielu, tylko różnie postrzegani i nazywani, czy warto było oddawać życie za wiarę, żeby we współczesności frazy "O, Jezu" czy "O boże" ludzie używali jako przecinka, kiedy rozleją kawę. Przyznam, że książki bym zapewne nie skończyła, audiobooka przesłuchałam, choć bez zachwytu.
#124 / #11
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 8, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Więc jeśli ktoś uważa, że serial był beznamiętnie brutalny, to chyba zapomniał (jak ja), jak bardzo brutalny był oryginalny film Cohenów. Optymistyczna i trudna do zirytowania czy przestraszenia Marge, prowadząca śledztwo znad talerza z jedzeniem (bądź powstrzymująca mdłości, bo początek ciąży) odkrywa po kolei drugą stronę oszustwa, które niechcący poszło w złą stronę. Jerry, sprzedawca samochodów, chce zrobić spory interes, ale na rozkręcenie potrzebuje pieniędzy. Teść ma, ale niespecjalnie poważa zięcia jako biznesmena i woli sam zarobić, a zięciowi odpalić jakiś drobiazg. Jerry wpada na pomysł, że szemrani koledzy znajomego porwą jego żonę, a z okupu on rozwiąże swoje problemy finansowe oraz spłaci kolegów. Porwanie nie idzie bezśladowo - porywaczy zatrzymuje policjant, widzą przypadkowi podróżujący, zaczyna lać się krew. Nikt nie przejmuje się mikrośladami, DNA czy dowodami, wystarczy zwykła, solidna policyjna robota. W tle zima stulecia, barwny półświatek i malowniczy świadkowie z małego miasteczka.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 7, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Kolejny zbiór opowiadań, również o związkach i o kobietach. O córce, która wraca z niedokończonych studiów do domu ojca-lekarza, domu, w którym się nie rozmawia innymi słowami niż zezwala ojciec. O pielęgniarce, która opiekuje się śmiertelnie chorą kobietą i słyszy jej ostatnie wyznanie, które zmienia cały świat, mimo ze pielęgniarki bezpośrednio nie dotyczy. O młodym małżeństwie i wścibskiej sąsiadce. O hippisach i młodej matce, która nie umie kochać swojego męża bezwarunkowo. Wszystkie historie są wielowymiarowe, bogate w szczegóły, postaci oddychają, domy mają kurz, kolor i zapach. Niestety, tak jak w poprzednio czytanym tomie, męczy mnie forma - opowiadanie to za mało, żeby mieć przyjemność z lektury. Dodatkowo, w prawie każdym brakuje pointy. Jest element zaskoczenia, jest zmiana perspektywy, ale historie kończą się niedopowiedziane, czytelnik dostaje wycinek, nie całość.
Inne tej autorki tu.
#123
Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 3, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, opowiadania, panie
- Skomentuj
[30.11.2014]
Nieco zdradliwie przedzimowe słońce wyciągnęło nas z ciepłego domu na mróz, na Ostrów Tumski i Śródkę. Uzbrojeni w audioprzewodniki - TŻ dla dorosłych, ja z Majutem dla dzieci (wspólne odtwarzacz z kabelkami do dwóch par słuchawek) - weszliśmy w sale Centrum. Od razu powiem, że lepiej, żeby rodzic połączony z dzieckiem był raczej mikrych rozmiarów, bo jedną z atrakcji jest wchodzenie POD makietę i wyglądanie przez kopułki jak surykatka (albo, dla starszych, gadające głowy z Futuramy), a pod makietą jest tak koło metra przestrzeni. Może metr dziesięć. Wyznam, że wiele o historii okolic się nie dowiedziałam, bo polowałyśmy na uśmiechnięte buźki, w które się klikało i miały być podpowiedzi. Niestety, dotyczące tylko lokalizacji następnego czujnika, więc zwiedzanie odbywało się w tempie szybkim. Z przystankiem na grę planszową, zarysowanie śladów "węglem" czy patrzenie przez "lornetki". Pewnie dzieci nieco starsze będą miały więcej cierpliwości, z 5-latką jest szybko. Z uwagi na taki mamy klimat, sorry, lepiej się wybrać latem, bo jednym z elementów questu jest wyjście na taras widokowy, co bez odzieży wierzchniej jest dość, powiedzmy, ekstrawaganckie. Zostawiłam więc dziecko TŻ-owi i wyszłam na 5 zdjęć i jedną panoramkę. Jeszcze żyję, ale trochę zatykało. Co ciekawe, mojego błędnika w ogóle nie ruszyły przeszklone kładki między salami.
Nie wiem, czy warto merytorycznie - mnie się podobało graficznie. Sale są ciekawie zaaranżowane, dużo zabawy światłem, witraże, przesłony. Niespecjalnie lubię zwiedzanie czegokolwiek w trybie autystycznym (ze słuchawkami na uszach), a tu to wymóg.
GALERIA ZDJĘĆ.
Bilet rodzinny - 30 zł, w cenie można w ciągu 10 dni wypożyczyć dodatkowo audioprzewodniki po samym Ostrowie. Przed wejściem bardzo przyjemna kawiarnia, gdzie kawa, koktajle, niedrogie ciasta i kanapki robione na miejscu.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 1, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
ostrow-tumski, srodka
- Skomentuj
Po długim tentegowaniu w głowie ustaliłam sama ze sobą, że jednak zrobię sobie nowy blog, o tym, że nabyłam drogą kupna nowe mieszkanie. Pisałam już o tym na facebooku, ale na wszelki wypadek proszę tędy - moje113metrow.blogspot.com.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 28, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
P jak Posesja
- Komentarzy: 1