Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Douglas Coupland - JPod

Marzec, a ja już mam kandydaturę na największe książkowe rozczarowanie roku. Bo to nie jest zła książka, bynajmniej. Są doskonałe sytuacje, jest groteska i absurd, autor ma niesamowite ucho do korpo-bełkotu, potrafi zbudować i napięcie, i ładnie z niego wyjść, tylko...

Tak jak w "Poddanych Microsoftu" jest zachwyt erą start-upów, poczuciem, że można wszystko, z przyjemnością, a do tego nagle mogą pojawić się niebagatelne pieniądze, tak tu jest epoka wypalonych dzieci korporacji. W firmie tworzącej gry komputerowe pracuje grupa nieco autystycznych nerdów (zebrana w jednym kubiku tylko dlatego, że ich nazwiska zaczynająsię na literę "J"), z dziwactwami i przyzwyczajeniami, z nałogami i niesamowitą umiejętnością prokrastynacji, która wykształciła się jako walka z firmowymi absurdami (typu wsadzenie postaci wesołego żółwia do zręcznościowej gry z jazdą na deskorolce czy przerobienie tej gry na przygodówkę fantasy, na szczęście już bez żółwia). Ethan, główny bohater, ma też pokręconą rodzinę - matkę hodującą marihuanę, której zdarza się przypadkowo doprowadzić do śmierci dealera bądź zamieszkać w lesbijskiej komunie, ojca - aktora statystującego w kolejnych filmach i czekającego na rolę mówioną czy wreszcie brata, agenta nieruchomości, przypadkiem zaplątanego w handle narkotykami i przemytem ludzi. I jak byłam skłonna zaakceptować ten świat z jego umownością, brakiem konsekwencji prawnych i nieprzewidywalnością, tak wprowadzenie samego autora, Złego a Demonicznego Douga Couplanda, jako jednego z bohaterów, dodatkowo w roli deus ex machina, uważam za chwyt słaby i wskazujący na to, że autor nie ogarnął kwestii poprowadzenia akcji i zakończenia książki. A to ratuje Ethana z bezdroży chińskiej prowincji, a to wysyła go do sklepu po buty, kiedy reszcie jego rodziny i przyjaciół proponuje intratny biznes, wyśmiewając się potem ze swojego bohatera, że stracił okazję. Głupie, toporne, może o klasę lepsze niż "a potem się obudził" i kompletnie zaburzające działanie świata opisanego.

Drugą, chociaż mniejszą, wadą książki jest sztuczne rozdęcie przez wklejone między rozdziałami dodatki - kilka stron maili spamowych, 41 stron rozwinięcia liczby pi chyba do 10 tys. miejsc po przecinku, lista angielskich słów trzyliterowych akceptowanych w scrabble, fragmenty zabaw, jakimi załoga JPod-a zajmowała się w czasie pracy itp.

A szkoda, bo był potencjał. Mam poczucie, że dostałam półprodukt.

Inne tego autora: tu.

#25

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 6, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 2

« Kawałek metra (1) - Kawałek metra (2) »

Komentarze

yacoob

Tak, JPod zdecydowanie był marny. Miał być Microserfs 2, a wyszło bylejak.

Alex

@yaco

Nie miał być Microserfs 2. Nie da się drugi raz wierzyć w wersję 1.0. (BTDT).

Zu, przyjmuję Twój punkt widzenia, chociaż nie do końca się zgadzam, bo na tym jest zbudowany jeszcze jeden poziom kompozycyjny (rozegranie chwytów z kiczowatych książek, patrz np „Tęsknotę za Wolverhampton” Adriana Mole'a). Ale OK, nie każdy musi to lubić.

Skomentuj