Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Katarzyna Bonda - Pochłaniacz

Zamiast profilera Huberta M. pojawiła się nowa bohaterka, Sasza Załuska. Niby nowa, ale z przeszłością w trójmiejskiej policji, skomplikowana, po przejściach i z bliznami po poparzeniu na plecach. Samotna, ale z małą córką. Do śledztwa wchodzi mimochodem - została poproszona o ekspertyzę profilerską w sprawie pogróżek, po czym okazało się, że zlecający nie był tym, za kogo się podawał, a z osób, które miała przesłuchać, jedna została zastrzelona, druga jest w stanie ciężkim po postrzale w szpitalu, a trzecia jest podejrzana o to, ze strzelała. Policja początkowo nie jest chętna na udział profilerki, ale stare kontakty działają i za sprawą sympatycznego patologa o ksywie Jekyll zostaje zaakceptowana jako partnerka.

Sprawa jest o tyle skomplikowana, bo strzelanina miała miejsce w klubie muzycznym, prowadzonym przez eks-policjanta, Buliego. Wiadomo też, że klub służył jako miejsce przerzutowe dla handlarzy narkotyków, prało się brudne pieniądze, bywała nierejestrowana broń, złoto i inne dobra, natomiast nie do końca wiadomo, czy aktualna policja nie jest też w sprawę wmieszana i czy warto wchodzić bardzo głęboko. Sprawa, jak się łatwo z wielowątkowej narracji domyślić, prowadzi w przeszłość - zabity piosenkarz, Igła, jako nastolatek przyjaźnił się z Marcinem, siostrzeńcem lokalnego mafioza, Słonia. Koniec lat 80., zmiany ustrojowe, łatwo się było wzbogacić, łatwo zginąć. Igła przeżył, drugi z paczki - Przemek - zginął, a Marcin został księdzem, zapewne po traumie po śmierci siostry Przemka, Moniki. Igła znany był z jednego przeboju, w którego tekście profilerka - zamiast powszechnego odbioru, że o miłości, bo ballada - odkrywa tekst o zemście.

Wszystko fajnie, ale jakże mi się ta książka dłużyła. Już we Florystce miałam poczucie wkładania zbyt wielu jajek do jednego koszyka - tutaj wątków jest sporo, czasem się ze sobą wiążą, czasem nie. Sporo jest profilerskich technikaliów, badania zapachu (oraz wyjaśniania ignoracji policji w kwestii moralnego prowadzenia się psów policyjnych), roztrząsania układów i procedur. Owszem, jest to ciekawe, ale wymaga wysiłku przebicia się przez otoczkę, żeby dojść do właściwej akcji. Końcówka nieco rozczarowuje łopatologicznością - to naprawdę nie jest tak, że przeszłość musi człowieka zawsze dogonić, ale domyślam się, że to podwalina pod początek cyklu. Co na plus - główna bohaterka to kobieta, prowadzący sprawę komisarz Duchnowski, zwany Duchem, jest dość kompetentny i niegłupi (chociaż nie dba o kota i nie mówi po angielsku). Jest potencjał, ale wolałabym mniej procedurala, więcej akcji.

Inne tej autorki tu.

#10

Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 21, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panie, kryminal - Komentarzy: 2


Mary Higgins Clark - Sen o nożu

Zaczyna się grubo, bo od porwania. W letni dzień spod domu znika 4-letnia Laurie, niedopilnowana i znudzona. Znika na dwa lata, podczas których jest więziona i krzywdzona przez porywaczy - charyzmatycznego kaznodzieję Bica i jego żonę Opal. Przez przypadek rozpoznaje ją kasjerka na stacji benzynowej i oprawcy decydują się dziewczynkę wypuścić, strasząc ją jednak konsekwencjami, jeśli złamie milczenie. Laurie wraca do domu z dziurą w pamięci, jakby tych dwóch lat nie było. Jej rodzice nie chcą chodzić z dzieckiem do psychologa, uważają, że o wszystkim można tylko zapomnieć, ale starsza siostra, Sarah, widzi, że Laurie jest już zupełnie innym dzieckiem. Lata mijają, Sarah zostaje prokuratorem, Laurie studiuje; nagle kolejne nieszczęście spada na siostry - rodzice giną w wypadku. Laurie uważa, że to jej wina, bo nie zawiozła auta na przegląd, chociaż przyczyna wypadku jest inna. Od tego momentu się wszystko zmienia - młodsza zaczyna zachowywać się na tyle dziwnie, ze starsza umawia ją z psychiatrą. Okazuje się, że Laurie ma zaburzenie dysocjacyjne osobowości - podczas dwóch lat w domu psychopaty stworzyła sobie w głowie obrońców, którzy pozwolili jej przeżyć czas koszmaru i teraz, po stracie rodziców, znowu ich potrzebuje. Nie pomaga to w powrocie do normalności, tym bardziej, że dookoła nich znowu zaczynają krążyć Bic i Opal, unikający do tej pory wymiaru sprawiedliwości. Kiedy ginie jeden z wykładowców, w którym kochała się jedna z osobowości Laurie, a wszystkie ślady wskazują właśnie na nią, zaczyna się kolejny koszmar - proces o morderstwo. Sarah rzuca pracę i ze wszystkich sił z dwoma psychiatrami i prywatnym detektywem usiłuje uratować siostrę.

Biorę poprawkę na to, że to nie jest literatura ocierająca się o fachową, ale czytadło, ale nawet z taką poprawką liczba zbiegów okoliczności jest zbyt niesamowita. Bic wychodzi z każdego zakątka jak zły demon, osobowości Laurie nie chronią jej przed zagrożeniem, a manipulacja ludźmi jest na porządku dziennym.

Abstrahując od intrygi, jest mnóstwo pięknych kwiatków obyczajowych, zaczynając od ochrony danych osób podejrzanych, a konkretnie jej braku (gazety opisują ze szczegółami i z nazwiska Laurie i jej siostrę, pokazują zdjęcie domu), szczegóły ubioru dziewcząt bez względu na związek z akcją czy wreszcie elementy mieszkaniowe (pokój ma 3,5 na 5,5 metra, więc wystarcza na sypialnię).

#9/#3 (można odsłuchać z YouTube'a [2021 - link nieaktualny]).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 18, 2015

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2015, panie, kryminal - Skomentuj


Projekt Jeżyce - Jackowskiego

Jackowskiego to ulica początków. Z jednej strony rejestruje się samochody w Starostwie Powiatowym, z drugiej wjeżdża się w bramę kliniki położniczej na Polnej (bo brama od Jackowskiego). Dodatkowo to jedna z niewielu ulic, która jest niby jednokierunkowa, ale nie do końca, bo można z Polnej wjechać kawałek "pod prąd" specjalnym pasem, żeby do szpitala. Większość Jackowskiego to piękne kamienice, zapełniające kompletne kwartały. Wyrwy pojawiają się lewej stronie, najpierw Starostwo, obrzydliwe warsztaty i hangary, potem - po kawałku kamienic - szpital. Chciałam połączyć przejście ulicą z lanczem w wegetariańskim Wypasie, niestety - zamknięty jest z powodu remontu. Ale wrócę, bo J. mi obiecała, że ze mną pójdzie, a do tego brama z Wypasem to jedna z piękniejszych, tyle że zamkniętych.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 17, 2015

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce - Skomentuj


O meandrach, czyli o niespaniu

Kilka dni temu, zasypiając, złapałam się na natarczywej myśli, że nie wiem, jak to możliwe, ale nie mam suwmiarki. Potem nie mogłam długo zasnąć z tym poczuciem braku.

Wczoraj obudziłam się przed budzikiem, w czym zapewne wydatnie pomógł kot Koka, zrzucając z komody mój notes. I jak to bywa, wpadł mi do głowy obsesyjny problem, który już nie dał mi zasnąć. Otóż zapomniałam, jak nazywała się trzecia wiedźma. Pamiętałam o Niani Ogg i Babci Weatherwax, po czym napotkałam na pustkę, gdzie powinna być - jak niebawem po wywleczeniu się z łóżka sprawdziłam - Magrat.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 16, 2015

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 1


John le Carré - Perfekcyjne morderstwo

Niespodzianka - zamiast thrillera szpiegowskiego[1] pyszny kryminał, osadzony Anglii w latach 60. Pani Brimley, dziennikarka prowadząca niszowe czasopismo katolickie, dostaje list od jednej z prenumeratorek. Stella Rode, żona wykładowcy w ekskluzywnym koledżu na chłopców przy niewielkim miasteczku, wyznaje, że boi się swojego męża, chcącego ją zabić. Ponieważ nie jest tylko gryzipiórkiem, ale sprytną i odważną kobietą, udaje się do kolegi z wywiadu, skromnego pana Smileya, z którym pracowała w czasie wojny i prosi o sprawdzenie. Szybko się okazuje, że już jest za późno - policja właśnie stoi nad świeżymi zwłokami pani Rode. Smiley, który zajmuje się hobbystycznie studiami nad niemieckim barokiem w literaturze, udaje się - nieco z nudów - do miasteczka, z którego przypadkiem pochodziła jego niewierna żona. Jak to bywa przy angielskich szkoła z tradycjami, jest konflikt między uczelnią a miastem, szkoła odcina się od odpowiedzialności, a lokalna policja ma skrępowane ręce. Tym chętniej przyjmuje więc pomoc emerytowanego oficera wywiadu, który zwodząc wszystkich swoją nieśmiałością, przepytuje lokalnych notabli, zaprzyjaźnionych z zamordowaną, która okazuje się być niezłą heterą, pytanie więc zmienia się z "kto zabił" na "czemu dopiero teraz". Żartuję, dalej ważne jest, kto zabił.

Bohaterowie są opisywani prześlicznymi sformułowaniami typu "krzyżówka humpty-dumpty z kornwalijskim elfem". Wszystko rozbija się o koneksje - kto z kim chodził do szkoły, do jakiego kościoła należy, kto u kogo bywa, kto się otarł o szlachtę. Hotel, w którym mieszka Smiley, zasługuje na nagrodę dla najgorszego hotelu - kaloryfery nie działają, za grzejnik trzeba płacić szylinga dziennie, portier jest nieuprzejmy i żeby coś zrobił, trzeba mu podrzucić napiwek, restauracja niechętnie wydaje jedzenie i napoje, bo to praca. W tle angielska zima - kilka stopni mrozu i wszystko zasypane śniegiem, potem już błoto i plucha po ociepleniu.

[1] Le Carré kojarzy się dość jednoznacznie. Ale nabrałam chęci na kolekcję.

Inne tego autora:

#8/#2

Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 14, 2015

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal - Komentarzy: 2


Maria Pawlikowska-Jasnorzewska - Wojnę szatan spłodził

Trudna książka, bo niebeletrystyczna. To luźny zapis ostatnich lat życia poetki (1939-1945), najpierw w przedwojennym Krakowie, potem na nagłej - przez Rumunię do Anglii - emigracji. Zapiski, z założenia robione tylko dla siebie, mają wszelkie wady tego typu źródeł - są niekompletne, pełne niedomówień, fragmentaryczne i rzadko kiedy utrzymują ciągłość narracji. I prześlizgnęłam się przez scenki emigracyjne, często opisane kąśliwie i z dużym poczuciem wyższości i unikalności wśród motłochu, przez referowanie własnego wyglądu i niezaspokojenia towarzyskiego, co w zestawieniu z powagą sytuacji politycznej (kraj pod okupacją, śmierć znajomych i bliskich, mąż-lotnik codziennie ryzykujący życiem) było nieco zniechęcające. Druga część - od początkowo ignorowanej diagnozy - jest mocniejsza i mimo upływu lat przeraźliwie realna. Zwłaszcza że w XXI wieku w Polsce umiera się na raka szyjki macicy mimo diagnostyki i lepszych możliwości medycyny.

Nieco zabrakło mi solidniejszego opracowania materiału - przypisy czasem są dość absurdalne, bo wyjaśnianie, kim był Boy Żeleński czy Sławoj-Składkowski, jest zbędne, podczas gdy chociażby brakuje osadzenia poszczególnych wpisów z pamiętnika na tle losów reszty rodziny.

#7

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 13, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, biografia, panie - Komentarzy: 2


Dorota Masłowska - Kochanie, zabiłam nasze koty

Rzadko kiedy zostaję po przeczytaniu książki z poczuciem "ale w zasadzie o co chodziło"; tutaj jest ten raz. Owszem, mogę chwalić język, niesamowite zdolności obserwacji świata wokół autorki, kompozycję ronda, doszukiwać się wątków autobiograficznych, ale nie bardzo mam poczucie sensu, bo zabrakło mi treści.

Gdzieś w bliżej niesprecyzowanej Ameryce Farah i Joanne chodzą na jogę, trochę się przyjaźnią, ale jednak nie bardzo. Joanne poznaje nieciekawego faceta, Farah jest zazdrości i się dziwi, bo uważa, że ona jest ładniejsza, więc szuka przyjaciółki gdzie indziej. Jest otyły, jadący na silnych psychotropach sąsiad, alter ego autorki z blokadą pisania, którą chce przełamać przeprowadzką, sikający na poduszkę kot i hipsterski wernisaż, pokazujący sztukę śmieci. Wszystko to przeplatane jest psychodelicznymi snami, które bohaterowie czasem współdzielą, czasem ktoś kogoś zabija, stara i niepełnosprawna syrena wyłudza spodnie od piżamy, a pod blokiem leży martwy kot. Ten, co sikał na poduszkę.

Chyba pozostanę tu na stanowisku, że za mało znam się na literaturze współczesnej, żeby to zrozumieć. Trochę boję się kolejnych utworów, skoro ten - według wywiadu - był najbardziej przemyślany.

Inne tej autorki:

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 11, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, beletrystyka, panie - Skomentuj


Co robimy w ukryciu

Nie my, a wampiry w Nowej Zelandii. We wspólnym mieszkaniu żyją wampiry w różnym wieku. Najstarszy, Petyr, niespecjalnie jeszcze przypominający człowieka, ma ponad 8000 lat i mieszka w najgłębszej piwnicy (i raczej nie używa naczyń), pozostali - Viago, Vladislav i Deacon - mają po kilkaset lat i są już nieco bardziej cywilizowani. Niestety, nie jest łatwo być współcześnie wampirem. Ciężko złowić ofiarę (i żeby jeszcze była dziewicą), ktoś musi za dnia usunąć ślady, pomyć naczynia i zanieść do pralni zakrwawioną przyodziewę. Z samą odzieżą jest problem, albowiem trudno dobrać elegancki outfit, jak się nie można przejrzeć w lustrze. Nie do wszystkich lokali można wejść, bo wampir musi być zaproszony. Życie nie jest łatwe, zdecydowanie. Dodatkowo po dzielni szwendają się wilkołaki, czasem bardzo nieokrzesane, choć się starają ("we've werewolves, not swearwolves, remember?"). Abominacja.

Wprawdzie krew się leje i to z rozpryskiem[1], a trup czasem się ściele, ale cudowne mockumentary dwóch ekscentrycznych młodzieńców znanych z serialu Flight of the Conchords to jedna z lepszych niskobudżetowych komedii, jakie ostatnio widziałam. Wszystko jest piękne - wywiady do kamery, hipnotyzowanie policjantów, pyskówki z wilkołakami, sympatyczny analityk komputerowy Stu czy przyjęcie nieumarłych.

[1]- (...) Krew na mojej zabytkowej kanapie!
- Tej czerwonej?
- Teraz już jest czerwona...

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 11, 2015

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Milan Kundera - Nieznośna lekkość bytu

W życiu Tomasza, lekarza-chirurga, życie to szala, na której rzeczy przechodzą z kategorii "lekkie" - łatwe, proste, powtarzalne, nierefleksyjne i w ostatecznym rozrachunku nieznaczące, do kategorii "ciężkie" - czasem trudne, niewdzięczne, z konsekwencjami, ale sprawiające, że czuje się życie. Bo "Einmal is Keinmal" ("raz się nie liczy"), życie jest tylko jedno i nie ma możliwości sprawdzenia, co by było, gdyby pójść inną drogą. Tomasz, znawca i koneser wielu kobiet[1], niezobowiązująco oczywiście, nagle zakochuje się w Teresie, przypadkowo spotkanej kelnerce z małego miasteczka. Mimo miłości do niej, która jest zupełnie niezależna od seksu, dalej spotyka się z innymi kobietami, między innymi z Sabiną, malarką, która wiecznie coś lub kogoś (w tym siebie zdradza). Na orbicie znajduje się Franz, profesor z Genewy, kochanek Sabiny, którego ta jednak - w kolejnej zdradzie - opuszcza. Tomasz z Teresą są cały czas razem, ale oddalają się często od siebie, czy to z powodów politycznych, czy też uczuciowych (włosy Tomasza ciągle pachną wydzieliną jego kochanek).

Książka to ciągła zmiana perspektywy - te same historie, opowiedziane z punktu widzenia Tomasza, Teresy czy Sabiny i Franza, czasem kilkukrotnie doprecyzowane o nowe szczegóły, budują skomplikowany obraz życia, które częściowo się odbywa tylko w ludzkich umysłach. Dodatkowo rzecz się dzieje w Pradze w latach 60., podczas Praskiej Wiosny i po inwazji latem 1968 roku. Polityka mocno dotyka wszystkich - Tomasz po publikacji artykułu, który można odczytać jako krytykę prosowieckiego rządu, emigruje do Szwajcarii, skąd wraca, bo Teresa z kolei tam nie może żyć. Nachodzony przez "towarzyszy", rezygnuje ze stanowiska i myje okna w praskich sklepach i mieszkaniach, jako swego rodzaju maskotka spółdzielni. Koło Teresy, pracującej jako barmanka w podłej knajpie, kręci się "bezpieka", szukając na nią haka. Oboje uciekają na wieś, do pracy w spółdzielni rolniczej.

Nie wiem zupełnie, czemu mnie ta książka aż tak zaskoczyła. Wszak to czeska klasyka, a nie dziwi chyba nikogo, że Czesi równie chętnie i z podobnym zaangażowaniem piszą o erotyce, śmierci, miłości, polityce i wydalaniu. W paru miejscach jednak zdziwiła mnie aż taka bezpośredniość, zwłaszcza w kwestiach fizjologii.

W wersji audio fantastycznie czytał Marek Barbasiewicz.

[1] Raptem 8 nowych kobiet rocznie, co przez 25 lat sypiania daje koło 200. Nie dziwmy się ciągłej irytacji Teresy.

#5/#1

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 9, 2015

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2015, panowie, beletrystyka - Skomentuj


Olga Rudnicka - Martwe jezioro / Czy ten rudy kot to pies?

Beata, młoda obiecująca specjalistka od podatków (obowiązkowo zarwane weekendy, bo trzeba robić karierę) odkrywa, że jej ojciec nie jest jej ojcem (wykluczenie pokrewieństwa z powodu grupy krwi). Gorzej, wynajęty prywatny detektyw odkrywa, że urodzona w Stanach Beata umarła tydzień po narodzinach, więc i matka niekoniecznie jest jej matką. Beatę to o tyle nie dziwi, że rodzice serdecznie jej nie lubili, a po aferze z nadpobudliwą erotycznie siostrą i eks-narzeczonym Beaty to tę ostatnią wyrzucili z domu. Tym bardziej zaskakuje ją, że nagle zapraszają ją na ślub niewydarzonej siostry. Beata jedzie w towarzystwie Jacka, brata swojej współlokatorki, bo przy okazji chce wyjaśnić sprawę swojego pochodzenia. I wyjaśnia.

Drugi tom to z kolei przygody współlokatorki Beaty, Ulki. Zdecydowanie nie warto czytać przed "Martwym jeziorem", albowiem pieczołowicie, szczegółowo (i to kilkukrotnie) jest zdradzana intryga z tomu pierwszego. Ula jest roztargniona na tyle, że stan cywilny swojego szefa, z którym ma romans, odkrywa, kiedy małżonka tego ostatniego wchodzi do sali konferencyjnej i żąda wyrzucenia z firmy tej lafiryndy. Czyli jej. Oczywiście otrzymuje wymówienie, po czym ucieka na wycieczkę do Irlandii. Ale nie dojeżdża, bo najpierw myli autobus, a potem wysiada za wcześnie, lądując w podwrocławskiej wsi. I tu zaczyna się seria niesamowitych zbiegów okoliczności - zostaje rozpoznana przez posterunkowego jako oszustka matrymonialna i doprowadzona siłą do aresztu. Oczywiście sprawa się wyjaśnia, ale siniaki pozostają, dzięki czemu rezolutna (i śliczna[1]) panna szantażuje policjanta i jego brata, postępowego rolnika, zamieszkując u nich (do Irlandii nie ma jak dojechać, a do Poznania[2] nie wróci, bo się wstydzi nieogarnięcia). Szybciutko zakochuje się w Sławku, bracie-rolniku[3], ale ponieważ nie dowierza swojej ocenie płci przeciwnej, zleca znanemu z poprzedniego tomu detektywowi śledztwo. Okazuje się, że dom, do którego przypadkowo trafiła, ma kilka tajemnic, które łączą się z akcją tomu pierwszego. Zanim nastąpi przeraźliwie słodki finał (skojarzone TRZY pary zakochanych, w tym dwie od pierwszego wejrzenia i nie liczę tu Beaty i Jacka, bo oni się skojarzyli w pierwszym tomie), Ulka prawie od ręki znajduje dobrą pracę we Wrocławiu (wszak jest cenioną prawniczką!), ratuje katowanego konia z ręki sąsiada-pijaka oraz opiekuje się czterema kociętami. I odkrywa, kim była matka Beaty.

[1] Jakkolwiek obie książki się nieźle (i szybko) czyta, tak dawno nie widziałam świata wyciętego z kartonu. Dobrzy (Beata, Ula, Jacek, potem bracia Juszczakowie i Stenia) są fantastyczni - studiowali, ciężko pracując na własne utrzymanie, błyskotliwi, nadzwyczaj moralni, same zalety, talenty i do tego niesamowicie atrakcyjni fizycznie. Źli (Ania, Adam, rodzice) to dno - pozbawieni jakiejkolwiek empatii, po trupach do celu, młodzi dodatkowo są alkoholikami, narkomanami i odpowiednio gwałcicielami/erotomankami.

[2] Absolutnie niewykorzystany potencjał geograficzny. W drugim tomie jeszcze pojawia się jakiś klimat lokalny w postaci wrocławskiego rynku, ale w pierwszym tomie Poznań ogranicza się do bliżej nieokreślonego biura[4] Beaty, bliżej nieokreślonego biura firmy detektywistycznej, bliżej nieokreślonego mieszkania na jednym z osiedli oraz ulubionej przez Beatę "restauracji egipskiej" w "centrum" (zgaduję, że chodziło o nieszczęsnego Sfinksa na Gwarnej).

[3] Normalnie "Rolnik szuka żony".

[4] Pierwszy tom zawiera także sporo uroczych, choć absolutnie niekoniecznych ze względu na akcję, scenek biurowych, zwłaszcza ze stażystką Kingą, która wszechstronnie nie rokuje.

Inne tej autorki:

#3-4

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 8, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panie, kryminal - Komentarzy: 3