Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Projekt Jeżyce - Wąska/Żurawia

Wąska w zasadzie nie jest wąska, tylko całkiem normalna, za to jest bardzo krótka - ma długość jednego kwartału domów, z czego połowa to dziki parking. Służy do dojeżdżania z Kościelnej do Poznańskiej i to by było na tyle. Oraz jest przy niej jeden z ładniejszych murali w okolicy.


(tak, to mniej więcej cała ulica)

Żurawia jest ciut dłuższa, prowadzi od Rynku Jeżyckiego do Poznańskiej (z drugiej strony niż Wąska). Można zaglądać w podwórka i spotykać nieco nieufne, choć piękne koty. Można - i to była moja główna motywacja - iść na dobrą kawę do Tłoka, a na świeżo przygotowaną mini-pizzę do Sztosu. 6 rodzajów w stałej ofercie plus dwa rodzaje zmieniające się co tydzień; jadłam pizzę z boczkiem, suszonymi śliwkami i czerwoną cebulą, pycha, chrupiąca, na cienkim cieście.

Adresy:
Sztos - Żurawia 19.
Tłok - Żurawia 13.
Cukiernia Hanusia - Żurawia 5.

GALERIA ZDJĘĆ (również inne ulice).

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 17, 2015

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce - Tag: murale - Skomentuj


Jerzy Edigey - Nagła śmierć kibica

Mam wrażenie, że to książka z gatunku sf albo napisana bez żadnego zbadania realiów. Gospodarze przyjęcia, odbywającego się w willi na ulicy Prezydenckiej w Warszawie, w której dochodzi do śmierci jednego z gości, mają 6-letniego syna. Podobno. Bo od rozpoczęcia przyjęcia o godzinie 17 w sobotę nie pokazuje się, mimo głośnej kłótni, a potem śmierci gościa, przyjazdu karetki i milicji. Jasne. Nie znam sześciolatka, który takie akcje przesiedziałby grzecznie w swoim pokoju.

Zaczyna się grubo, bo od próby zatajenia zgonu (przez byłego lekarza milicyjnego, najsławniejszego polskiego kardiologa[1]), po próbę zatuszowania sprawy (przez adwokata, znajomego pułkownika Niemirocha). Wszystko to w celu uniknięcia skandalu, bo gospodarz jest na tajnej liście kandydatów do Nobla z chemii (poniewczasie już wiemy, że nie dostał). I pewnie by się udało, gdyby nie uparty lekarz pogotowia, który zarządził sekcję, dzięki czemu szybko wyszło, że jednak nie atak serca, a cyjanek. Co ciekawe, śledztwo w zasadzie prowadzi sam Niemiroch, zirytowany próbami podejścia wymiaru sprawiedliwości. Porucznik Mierzejewski jest głównie protokolantem, widzem, służy do załatwiania spraw poza Pałacem Mostowskich, czasem tylko przesłuchuje, zwłaszcza panie, bo młodszy. Unosi się bardzo (aż do sugestii, że dałby przesłuchiwanemu w mordę, gdyby mógł), kiedy zeznaje emigrant, profesor Cambridge, który przestawia pochwałę wolnego rynku, niedwuznacznie sugerując, że próba podkupienia polskiego wynalazku jest czynnością chwalebną, a nie szpiegostwem przemysłowym[2].

Zamordowany docent mimo wstępnie wystawionych laurek okazuje się być nie lada kanalią - wyrzucił z domu młodą żonę na bruk, po czym - już po rozwodzie - podważył męskość jej kolejnego męża, twierdząc, że to on był ojcem ich dziecka. Donosił na kolegów, żeby nie otrzymali paszportu, rujnował ich kariery, wyciągając kułackie pochodzenie, był uważany (chociaż niesłusznie) za źródło wpadki komórki ruchu oporu podczas wojny, oszukał kolegę-naukowca i zdyskredytował jego instytut. Do tego wyglądało na to, że zamierza sprzedać na Zachód wynalazek cudownej masy plastycznej (lżejszej a bardziej wytrzymałej od stali). Solidarność przesłuchiwanych pęka, najpierw panie zaczynają "sypać" (również pogrążając urodę i prowadzenie się rywalek), panowie opowiadają o coraz większych świństwach, ale każdy twierdzi, że jednak urazy do docenta po latach aż takiej nie miał. Tym razem sprawę udaje się wyjaśnić dzięki niesztampowemu podejściu Niemirocha do śledztwa - eksperymentu na podejrzanym i niezobowiązującej rozmowie ze świadkiem.

Realia epoki:

* Się pije (na bogato, bo w domu luminarza nauki): wino Egribikawer (pani domu), koniaczek (Martell), likiery (fiołkowy, ananasowy). Do drinków podjada się migdały, co poniekąd wyjaśnia nieuwagę w kwestii zatrucia cyjankiem.
* Cena gazety - 50 groszy (po podwyżkach 1 zł).
* Samochodu się nie opłaca mieć, bo po co narażać nerwy na kontakty z warsztatami naprawczymi i sklepami "Pomozbytu".
* W kawiarni "Danusia" koło dworca bywają tylko dziewczęta "drugiego rzutu", "panowie na delegacji" i - oczywiście - milicyjni wywiadowcy.
* Przyjęcie brydżowe polega na tym, że pani domu jest "wychodzącą" i w trakcie zajmuje się gotowaniem i zmywaniem, wspomagana przez inne panie. Panowie czasem wychodzą po lód do napojów.
* Narzeczona zamordowanego, głupiutka aktoreczka, wyśmiewa niskie według niej zarobki denata, który zarabiał 8-9 tysięcy miesięcznie. Przesłuchujący ją Mierzejewski nie odzywa się, bo to dwukrotność jego pensji.

[1] Który nie może się powstrzymać od palenia.

[2] Ekspat sugeruje też niedwuznacznie, że jedną z opcji wyjaśnienia morderstwa jest udział służb szpiegowskich. Pojawia się przepiękny dialog:



Niemiroch śmiał się widząc wzburzenie porucznika Mierzejewskiego.
- Mój drogi, do pewnego stopnia Lepato [Lepatowicz] miał rację. Tam, na Zachodzie, w Stanach Zjednoczonych czy w jakimś stopniu w Anglii, walka konkurencyjna jest bezpardonowa. Jeden trup to żaden ewenement w tym zapasach.
- Ale nie nasz kontrwywiad.
- Nasz na pewno nie. Ale czy inny nie postąpiłby w ten sposób? Nie wiem.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#38

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 17, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, 2015, kryminal, prl, z-jamnikiem - Komentarzy: 2


Hammond Innes - Ziemia, którą Bóg dał Kainowi

Lata 50. Młody inżynier, Fergusson, dowiedział się, że jego sparaliżowany podczas wojny ojciec umarł z wysiłku, jakimś cudem wstając i próbując powiedzieć coś ważnego. Do ostatniej chwili życia nasłuchiwał swoją amatorską radiostacją sygnałów od zaginionej wyprawy na bezdrożach Kanady. Członków wyprawy oficjalnie uznano za martwych, policja Fergussonowi nie uwierzyła, ale ponieważ lubił wkładać palce między drzwi, wbrew prośbom matki, psim swędem poleciał do Kanady. Przeglądając dokumenty ojca (i odkrywając własne, schowane gdzieś w głębi umysłu, wspomnienia) rozpoczął mozolne wyjaśnianie również przeszłości własnej rodziny, przemilczanej przed nim przez matkę - jego dziadek zginął podczas analogicznej wyprawy wśród śniegów Labradoru.

Z jednej strony to pionierska opowieść o budowie kolei pośród dzikich i nieprzyjaznych terenów, o soli ziemi, czyli inżynierach. Z drugiej - kolejna historia o tym, że nie zawsze warto docierać do prawdy, bo może to przynieść tylko rozczarowanie. Dodatkowo raczej nie polecam czytania zimą - śnieg, mróz, zawierucha.

Największy problem mentalny miałam oczywiście z tym, że rzecz się dzieje na Labradorze. Nie umiałam wyczyścić z głowy wizji ogromnego, przyjaznego kremowego futrzaka, po którym idą kolejne ekipy poszukują zaginionej wyprawy, rozbijają namioty i rozpalają ogniska.

Inne z tej serii.

#37

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 16, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal, z-jamnikiem - Skomentuj


Niby cieplej

Życie składa się z tych przemilczanych kawałków - porannego wstawania, zaganiania do mycia, przeładowań zmywarki i pralki, wchodzenia i schodzenia po schodach, często z siatkami pełnymi zakupów. Ostatnio przemilczam też te kawałki, które odróżniają dzień od dnia. Chyba nawet przemilczam siebie, w drodze między budową, na której kryzys za kryzysem, a pracą w zawodzie wyuczonym, gdzie podobnie. To nie tak, że jest źle. Bo nie jest. Jest nieopisywalnie. Błaho. Bez fabuły. Wstać, wykąpać się, zjeść śniadanie, skonsultować, napisać, zadzwonić, ustalić, zadzwonić, wysłać, sprawdzić, poprawić, pralka, obiad, odebrać z przedszkola, na lody, patrzeć w niebo na schodkach pod lodziarnią, wrócić, sprawdzić, zadzwonić, zapuścić skrypt, poczekać... Powtarzalnie, chociaż za każdym razem inaczej.

Jakoś nijak mi tej wiosny, psychicznie i fizycznie nijak. Chociaż niby nic. Kupiłam nowe buty, może mi się poprawi.

40 milionów w Lotto, a ja nie strzeliłam nawet w jedynkę.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 12, 2015

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 5


Ann Cleeves - Stłumione głosy / Szklany pokój

Stłumione głosy

Lekarz kazał Verze trochę o siebie zadbać, zaczęła więc chodzić na basen w hotelu z siłownią, dość daleko od komendy i domu. Dużo się nie napływała, bo w saunie znalazła zwłoki kobiety (a patolog na widok pary wodnej użył słów, więc odcisków palców nie było). Kobieta - Jenny Lister - okazała się być kuratorką, zajmującą się adopcjami, uwikłaną jakiś czas wcześniej w sprawę, która zakończyła się zabójstwem dziecka. Vera oczywiście rzuca pływanie, a zaczyna śledztwo. Joe Ashwortowi rodzi się w międzyczasie trzecie dziecko, więc - teoretycznie - mniej chętny jest na przeciągające się nadgodziny, pracę w nocy, spotkania przy piwie w domu Very "dla podsumowania" po każdym dniu. Ale nie - lubi być prymusem, cały czas lawiruje między zirytowaną jego nieobecnością żoną a zirytowaną brakiem postępów w śledztwie szefową.

Szklany pokój (a w zasadzie taras przylegający) jest miejscem pierwszego morderstwa w książce, mieści się w posiadłości, do której przyjeżdżają pisarze, żeby pisać. Tuż przy plaży z muszlami, mnóstwo zakamarków, stara kaplica, ogród - sama bym pojechała pisać, tylko żeby nikt nie mordował.

Dla odmiany Vera trafia na miejsce zbrodni w zasadzie w chwilę jej popełnienia - przyjeżdża do Domu Pisarza na wybrzeżu w poszukiwaniu sąsiadki. Sąsiadka znajduje się szybko, niedaleko zwłok, dodatkowo z nożem w ręku, co dodaje pikanterii sytuacji. Zamordowano znanego krytyka literackiego, niespecjalnie lubianego w środowisku, a niedługo potem właścicielkę posiadłości, w której odbywał się kurs pisania kryminałów. Sceny zostały zaaranżowane na wzór utworów literackich, co - absurdalnie - ułatwiło śledztwo. Verę irytują wszyscy poza Ashtonem, a ten ostatni zakochuje się w chudej pisarce.

Inne tej autorki tutaj.

#35-36

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 9, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panie, kryminal - Skomentuj


Better Call Saul

Nie wiem, skąd wzięło mi się przekonanie, że "BCS" będzie komediową kontynuacją "Breaking Bad". Szybko, bo już po połowie pierwszego odcinka mi się to rozwiało, ale nie oznacza to, że serial jest zły. Nawet ostrożnie oceniłabym pierwszy sezon jako godnego następcę "BB", i ze względu na scenariusz czy postaci, i ze względu na filmowanie. To świat, o którym wiadomo, że nie będzie toczył się szczęśliwie już zawsze, bo rzecz się dzieje, zanim przedsiębiorczy a zdesperowany nauczyciel chemii odkrył, że świetnie mu idzie produkcja popularnego narkotyku. James McGill, pechowy adwokat z dyplomem z Wyższej Szkoły Tego, Owego i Prawa, ma gabinet za azjatyckim salonem mani-pedi (woda ogórkowa gratis i zniżka na pedicure) i usiłuje złapać jakiekolwiek, nawet byle jakie zlecenie, tylko żeby przeżyć. Braki formalne uzupełnia wyszczekaniem i tą niesamowitą dozą bezczelności, która pozwala mu wejść tam, gdzie go nie chcą. A nie chcą go wszędzie.

Z ekipy "BB" pojawia się epizodycznie kilku członków gangu meksykańskiego i nieco częściej Mike Ehrmantraut, czyściciel gangu, tutaj jako emerytowany policjant, rozwiązujący krzyżówki w budce parkingowej pod sądem.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 7, 2015

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


Ręce, które leczo #hermetyczne

Najpierw, podczas (wiem, jak to brzmi, ale naprawdę) przetwarzania wsadowego, błąd w zapytaniu. Mała paniczka, brakuje kolumny, drop table, create as select tak jak powinna wyglądać. Po czym, jednak, przedziwna awaria. Niby loguje, ale nie loguje, jak zrobię wstecz, to czasami się pojawia zawartość. Sprawy nie ułatwia, że rzecz się dzieje w iframe. Nade mną i TŻ jęczący Majut, bo na plac zabaw miał obiecane. Cholera wie, po czyjej stronie, serwer sesji działa w innych serwisach, z którymi współdzieli, w logach niewiele. Poprosiłam o kontakt z serwisem, który zarządza otoczką iframe'a, może jakaś awaria. Wreszcie TŻ znalazł błąd, dziwny, dotyczący zapytania. Pobrał dziecko na plac zabaw, a ja zostałam z logami. Zapytanie okazało się być w porządku, ale funkcja pobierająca wynik rzuca critical errorem. Przedziwne. Śledzę to, co robi przetwarzanie, przeglądam dane w tablicach, których dotyka. Wszystko jest. Zmian w kodzie nie było.

Poddałam się.

Poszłam wygarnąć śmieci z nadkuwetowego schowka, żeby TŻ je wywlókł na śmietnik. Święta w końcu. Cuda, wianki, wiaderko przeterminowanej farby, odmrażacz do szyb bez pryskadełka, gwarancja do ostatnio zepsutego trymera do brody razem z przypiętym paragonem, niepotrzebne wieszaki i rdzewiejący stojak do wina. I nagle strzał prosto w przysadkę czy co tam mam do kojarzenia: z jakiego użytkownika była utworzona tablica po dropnięciu? Hahaha, nie z tego, co trzeba. I jeszcze Burszyka wystraszyłam, jak gnałam do komputera sprawdzić \dt.

Wiesz, córeczko, mama jest takim detektywem. W komputerze.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 4, 2015

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 3


Ann Cleeves - Przynęta/Droga przez kłamstwa

Vera Stanhope jest brzydka - otyła, niezgrabna, ma problemy skórne, zwłaszcza jeśli zamienia workowate sukienki na poliestrowe spodnie (dostaje wtedy egzemy). Do tego jest wścibska i nietaktowna, dużo pije, ale łatwo nawiązuje kontakty. Absurdalnie czyni to z niej całkiem dobrą detektyw. Prywatnie jest niezbyt szczęśliwa - zdominowana przez ekscentrycznego ojca-obserwatora ptaków, nie miała szansy na ułożenie sobie samodzielnego życia. Kiedy umarł, odkryła, że nie bardzo nadaje się do bycia w związku, ale nieustająco prowadzi ze sobą monolog na temat potencjalnego macierzyństwa (że nie czuje potrzeby, ale może jednak coś w tym jest?). I, co nie dziwne, chciałaby być kochana. Nie jest specjalnie lubiana w pracy, ma problemy z delegowaniem zadań i w zasadzie jedyną osobą, której ufa, jest młody policjant, Jon Ashwort.

Jak na razie pierwsze trzy tomy[1] powielają pewien schemat - małe miasteczka, tajemnica sprzed lat i nagła konsekwencja tu i teraz.

Przynęta

Małe miasteczko na wzgórzach, tuż obok lokalni bogacze planują otworzyć ponownie zamkniętą jakiś czas temu kopalnię. Sprawę rozpoczyna samobójstwo jednej z farmerek, w zasadzie nie budzące podejrzeń, ale Anna, zaangażowana w badania ekologiczne na terenach mającej powstać kopalni, przyjaciółka nieżyjacej już Belli, uważa, że ktoś ją do tego zmusił. Kiedy ginie kolejna osoba - pracująca w ekipie ekologicznej młoda biolożka Grace - wiadomo, że dzieje się coś dziwnego. Vera pojawia się stosunkowo późno, wchodząc częściowo w świat swojego dzieciństwa - bywała w chacie ekscentrycznej naukowiec, w której teraz mieszkają prowadzące badania kobiety. Vera niedyskretnie wchodzi w świat układów między lokalną szlachtą w wiejskiej posiadłości, właścicielem firmy mającym romans, farmerami, a w tle pojawia się ponury szpital psychiatryczny.

Droga przez kłamstwa

Tym razem miasteczko nadmorskie, koło Hull. Vera zostaje gościnnie zatrudniona do ponownego przeprowadzenia śledztwa sprzed 10 lat. Została wtedy zamordowana nastoletnia córka lokalnego prominenta o nieco uszarganej opinii, rudowłosa i nielicząca się z innymi Abigail, znaleziona przez swoją najlepszą przyjaciółkę, córkę nagle nawróconego kuratora sądowego. Po latach okazuje się, że aresztowana za morderstwo kochanka ojca zamordowanej była niewinna, a zbrodniarz chodzi wolny. Vera ma problem, bo lokalny komisariat nie bardzo chce z nią współpracować, a ekipa prowadząca poprzednie śledztwo już nie pracuje w policji. Cała sprawa jest takim melancholijnym, mglistym snujem, w którym jedyną nie apatyczną osobą jest Vera.

[1] Chronologia tomów nie jest specjalnie istotna, aczkolwiek mam wrażenie, że niekoniecznie dzieją się w kolejności pisania - w tomie trzecim ("Ukryta głębia") asystent Very, gładkolicy Ashwort, spodziewa się dziecka, zaś w tomie pierwszym i drugim już je ma. EDIT: Z rozpędu przeczytałam "Ukrytą głębię" ponownie (oczywiście nie pamiętałam, kto zabił prawie do końca), okazało się, że Ashwort czekał na narodziny drugiego dziecka, więc dramatu chronologicznego nie ma.

Inne tej autorki tutaj.

#33-34

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 4, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panie, kryminal - Skomentuj


O gazach szlachetnych

Jedno z moich pierwszych wspomnień z nocnego Poznania to przejazd tramwajem ze Śródki w okolice Starego Rynku, gdzie mijało się budynki, zdaje się, seminarium Duchownego, na których wisiał neon JEZUS NA WIEKI. Czasem z nieczynną literą I. Bardzo mnie to odświeżało duchowo.

Wsparłam więc dzisiaj lokalny folklor niebagatelną kwotą prawie 120 zł, kupując bilet na wystawę, pocztówki i album "Nocny Poznań w blasku neonów", z czego album za niebagatelną kwotę 99 zł. Ale warto - i bilet, i pocztówkę, i album. Bilet - bo wystawa zaaranżowana jest fantastycznie - w wyciemnionych wnętrzach na rusztowaniach wiszą neony. Tak, żeby dało się nacieszyć oko, na odpowiedniej wysokości. Gaz syczy, tu i ówdzie mruga, tu coś się nie świeci. Jak kiedyś. Większości neonów już nie ma, kilka jeszcze można znaleźć pośród wyświetlaczy LED i podświetlanych reklam tego i owego - kino Rialto na Jeżycach, kino Apollo w Centrum, sklep z kapeluszami na Podgórnej czy chyba najbardziej znane Poznańskie Słowiki na Świętym Marcinie i AKUMULATORY, które zepchnęły w zapomnienie oryginalną nazwę akademika przy Kaponierze. Wiadomo, niedosyt - neonów w szczytowym okresie było ponad tysiąc, materialnie przetrwało niewiele. Dlatego warto album - w środku mnóstwo zdjęć starego Poznania, czasem jeszcze przedwojennego, czasem tego niesławnie PRL-owskiego, biednego, ale dzięki neonom chociaż nocą uchodzącego za metropolię.

Robimy wieczorny rajd przez metropolię w poszukiwaniu ocalałych neonów? Oczywiście, jak przestanie być tak, excuse le mot, radośnie wiosennie.

Bilety: 12 zł (normalne), 8 zł (ulgowe), dzieci poniżej 6 lat nie płacą (a były całkiem zainteresowane). Trzeba mieć gotówkę, również do sklepu z pamiątkami.
Wystawa [2019 - link nieaktualny] dostępna do 7 czerwca 2015 w Muzeum Narodowym.

GALERIA ZDJĘĆ, ale jak macie blisko, to koniecznie idźcie zobaczyć i weźcie rodzinę.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 2, 2015

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tagi: muzeum, sztuka - Komentarzy: 5