Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Andaluzja 2025: Fuengirola

[22.04.2025]

Nastolatka niespecjalnie życzyła sobie chodzić, ale zdecydowanie życzyła sobie popływać. Stąd łódka. W teorii jeszcze nie zaczął się sezon, ale praktyka pokazała, że wystarczy pojechać do Puerto Deportivo w Fuengiroli i już w drugim punkcie były miejsca i to na za chwilę. Mała łódź, 12 osób, trzy inne rodziny, w tym jedna bardzo zdeterminowana dama, która chciała popływać na pełnym morzu. Ok, 16 stopni, pozdrawiam serdecznie. Dama okazała się być Finką, rzeczywiście się zanurzyła, zebrała brawa, wszyscy zadowoleni. Wiał wiatr, słonko świeciło, rose i oliwki, tak można żyć w kwietniowy wtorek, mimo że delfiny nie dopisały. Po powrocie oczywiście musiałam zjeść w przybrzeżnej restauracji o dźwięcznej nazwie Wilda Schnitzelhaus, nie było opcji, żeby nie; czy nastolatka wolała KFC? Być może. W drodze do pobliskiej Benalmádeny, o czym za chwilę, urocze rondka - z autkiem albo, bez zdjęcia, ze słoniami (poszukajcie Rotonda de los Elefantes). Szanuję. Same miasteczko ma typowy deptak wzdłuż plaży, zatrzęsienie knajpek oferujących full english breakfast cały dzień, sklepów z mydłem i powidłem, w tym ulubiony nastolatkowy Ale-Hop i okazjonalnie karaoke.

Adresy:

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 4, 2025

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: andaluzja, hiszpania, fuengirola - Komentarzy: 2


Joanna Chmielewska - Krokodyl z Kraju Karoliny

Alicja, przyjaciółka Joanny, czegoś się boi. Ale nie powie, tylko robi aluzje, Joanna oczywiście angażuje się w grę, daje cudowne lekarstwo na uspokojenie, nie analizując przyczyn, wtem ktoś Alicję morduje. Narratorka pieczołowicie udaje głupią mimo swojej miłości do służb, ale pęka, bo milicję wspiera jej konkubent, prokurator Diabeł, a jemu się nie da kłamać na dłuższą metę. Z właściwym sobie brakiem gracji zaczyna prowadzić śledztwo już z błogosławieństwem milicji i policji, bo z Warszawy przenosi się do Kopenhagi. Odwiedza ukochane wyścigi i wspólnych znajomych, cudem unika zamordowania i z mętnych wskazówek Alicji odkrywa, kto jest szefem szajki przemytników narkotyków. A, zwłoki Alicji znikają z kostnicy, co dodatkowo komplikuje wszystko.

Wiem, starość, nie śmieszy mnie Chmielewska już. Zdaję sobie sprawę, że motywy “nie możemy mówić wprost, bo podsłuch”, zostawianie wskazówek wyrytych w świeżym tynku, komedia pomyłek i ciągłe bycie o krok od przypomnienia sobie czegoś ważnego posuwają akcję do przodu, ale przez cały czas miałam ochotę zdzielić zarówno Alicję, jak i Joannę po łbie. Źle się też zestarzały wszelkie wstawki o kontrwywiadzie, inwigilacji obywateli dla dobra ich samych, dodatkowo też bardzo przykro mi się czytało, jak wielka miłość Diabła objawia się tym, że wyzywa Joannę od idiotek i kretynek przy każdej okazji. Nie mówię, że nie zasłużenie czasem, ale na litość.

Się pije: hektolitry kawy, whisky, jarzębiak, soplicę.

Się maluje: paznokcie lakierem Elisabeth Arden, który wcale nie jest tak piękny jak wskazywałaby cena.

Się sprzedaje: egzotyczną spożywkę w Danii - żabie udka, szarańczę w cukrze, wszystkie rodzaje spaghetti, marynowanego węża,ćwikłę, polską szynkę, śledzie, ogórki, bigos.

Się ukrywa: bardzo porządne urządzenie do pędzenia bimbru, nielegalnie ubitą świnię, obrączki z dukatowego złota w słoiku buraczków.

Aktualia: Od dwóch miesięcy żaden Polak nie dostaje greckiej wizy. Nie wpuszczają komunistów, ale ty oczywiście o ostatnich wydarzeniach politycznych nie masz pojęcia.

Inne tej autorki, inne z tej serii.

#30

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 3, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, kryminal, panie, z-jamnikiem - Komentarzy: 5


Lily King - Kochankowie i pisarze

Boston, lata 90. Casey ma ścisły rytm dnia - wstaje bladym świtem, żeby pracować nad swoją książką, którą pisze od kilku lat, potem idzie do restauracji, gdzie zarabia na życie jako kelnerka, a w zasadzie na spłatę przeterminowanych kredytów studenckich. To bardziej wegetacja, ale niczego więcej Casey nie trzeba, a przynajmniej na więcej nie ma siły - niedawno zmarła jej ukochana matka, a dodatkowo została porzucona przez poznanego na stypendium chłopaka, jedyna taka miłość, a on nagle odchodzi. Mieszka w zapleśniałym pokoju przy garażu znajomego brata, na nic innego jej nie stać. I wtedy zakochuje się w dwóch mężczyznach jednocześnie, obaj są pisarzami: starszy od niej jest wdowcem z dwoma uroczymi synami, uporządkowany i stabilny; drugi jest jej równolatkiem, bardziej jej bije serce, ale ten jest niestabilny i nieprzewidywalny.

Oczywiście w opisie pojawia się marketingowa fraza o opisywaniu z humorem perypetii pogubionej życiowo dziewczyny, ale ja tego humoru nie dostrzegam. Casey jest osobą w żałobie, porzuconą, bez żadnych zasobów. Pracuje w nierokującej pracy, każdą wolną chwilę wyrywa, żeby wreszcie napisać książkę, będącą hołdem dla jej zmarłej matki. O tym, że mogłaby mieć ubezpieczenie zdrowotne (a przypominam, to USA), dowiaduje się, kiedy z powodu chronicznego niedojadania i zmęczenia zaczyna się jej sypać zdrowie. Więc nie Bridget Jones, zdecydowanie, również dlatego, że Casey jest ambitna i uparta, choć niekoniecznie wybiera najprostszą i najłatwiejszą drogę. Doceniam, bo trochę nudne, kiedy jedyną osią akcji jest wątek romantyczny.

#29

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 2, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panie - Komentarzy: 1


Andaluzja 2025: Granada

[20.04.2025]

W Granadzie zapragnęłam obejrzeć wielkanocną procesję, ale się nieco spóźniłam i zobaczyłam już tylko, jak sprzątają ulice. Sądząc po wysiłku w czyszczeniu, Działo Się. Przez to też pobłądziliśmy w drodze na parking, bo kazało objeżdżać opłotkami, skoro główne ulice zamknięte, bo procesja. Plan miałam minimalny - punkty widokowe, katedra oraz jedzenie. Udało się dwa punkty z trzech, no, dwa i pół - na San Miguel Alto, gdzie rzut z góry na Alhambrę, da się wjechać samochodem na bogato, a na Mirador de la Churra da się wejść schodkami wprost z obiadu, ale w przypadku Mirador de San Nicolás okazało się, że wjeżdża się na górę wąskimi uliczkami przez gęstą zabudowę, nie ma parkingu, a potem się zjeżdża. Więc widoki podziwiałam z okna, na następny raz muszę wymyślić, jak się na samą górę dostać; wiem, można wejść, ale musiałybyście usłyszeć, jak rodzina wyrzekała na chodzenie pod górkę. Katedra też wymaga powtórki, bo weszłam tylko do bocznej kaplicy, gdzie nielicho dawało kadzidłem, do katedry właściwej była spora kolejka, a naród się domagał jedzenia. Granada nieustająco piękna, nawet przy załamaniu pogody - deszcz, grad i 10-13 stopni.

Adresy:

  • Parking Victoria - C. San Antón, 1 (jest znak zakazu wjazdu i drobnym maczkiem, że oprócz tych, co na parking)
  • Bab mansour - kuchnia marokańska, C. Elvira, 11, Albaicín, Granada
  • Mirador de San Miguel Alto - Cam. del Sacromonte
  • Mirador de San Nicolás - Plaza Mirador de San Nicolás 2
  • Mirador de la Churra - C. Almanzora Alta 32
  • Katedra w Grenadzie - Pl. de las Pasiegas
  • Chök Pastelería - C. Mesones 10

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 1, 2025

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: granada, hiszpania, andaluzja - Komentarzy: 1


Sigrid Nunez - Sempre Susan. Wspomnienie o Susan Sontag

Ogromnym zaskoczeniem dla mnie było, że Nunez okazała się OMC synową Sontag. Zaczynała jako asystentka pisarki, dzięki czemu trafiła do jej pełnego książek mieszkania, po czym przez dłuższy czas była w związku z synem Susan (zawsze Susan, nigdy pani Sontag, stąd tytuł), Davidem. Kiedy się rozeszli, to właśnie Susan najbardziej było żal, bo uwielbiała ten dziwny trójkąt. Nunez opowiada o pisarce, kontrowersjach z nią związanych, dzieli się anegdotami, raczej życzliwie, acz czasem zauważa, jak dziwnie zachowywała się jej mentorka i jak dziwne miała zwyczaje, zwłaszcza pod koniec życia. Sporą część zajmuje czas choroby nowotworowej Sontag, co daje sporo do myślenia w zestawieniu z inną książką Nunez - Pełnią miłości. Tu narratorka opowiada o umowie z terminalnie chorą przyjaciółką, której ma dotrzymać towarzystwa, zanim ta zdecyduje się na odejście. Ile w obu jest fikcji, ile prawdy - nie wiadomo.

Inne tej autorki tutaj.

#28

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 29, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, autobiografia, biografia, panie - Skomentuj


Marta Dzido - Ślad po mamie

Lata 90. Narratorka ma 19 lat, właśnie zdaje maturę i po zaistnieniu kompletu - alkoholu, imprezy, braku rozwagi, na teście ciążowym pojawia się druga kreska. Wie, że z tym Grzegorzem to nie na poważnie, tym bardziej, że jego interesują studia na politechnice, a nie bycie ojcem, załatwi od ojca pieniądze na zabieg. Jaką decyzję podejmie dziewczyna, która właśnie straciła ukochaną matkę, a ojca nie znała, bo ten zwiał na wieść o tym, że ciąża? Patrząc na historię swojej matki, na jej wybory i życiowe opcje, zastanawiając się po wielokroć, czy nie lepiej by dla wszystkich było, gdyby się nie urodziła, wybiera aborcję. I zostaje sama ze swoimi myślami, bez możliwości upewnienia się, czy była to dobra decyzja. Na to nakłada się historia jej przyjaciółki/kochanki, Milenki, której świat się rozsypał w efekcie przemocy. Narkotyki, beznadzieja, przypadkowe znajomości, okres przełomu między nagle zakończonym dzieciństwem, a jeszcze niepełną dorosłością.

To trochę historia rozrachunkowa z epoki, trochę osobista - jak radzić sobie z życiowymi wyborami bez wsparcia, jakie znaczenie dla kobiety ma aborcja, zaufanie do siebie i świata, zrozumienie, jak nieodwracalna jest decyzja, czy lekarz jej nie skrzywdzi, czy ktoś się dowie i co wtedy? Nie jest to opowieść łatwa - jest gwałt, depresja, strata i poczucie, że może jakby podjęła inną decyzję, to nie byłoby łatwiej. To chyba pierwsza książka Dzido, jeszcze nie do końca tak bogata semantycznie jak kolejne, ale ważna. Zaistniała jako głos w dyskusji o aborcji, jako monodram z Marią Seweryn; nie daje recept, tylko zadaje pytania.

Inne tej autorki.

#27

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 29, 2025

Link permanentny - Tagi: 2025, panie, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Lauren Groff - Dzikie bezkresy

Bezimienna bohaterka, czasem kiedyś Lamentacją, ale nie wiem, czy to żartobliwe, czy złośliwe, ucieka z naprędce spakowanymi podstawowymi narzędziami - nożem, kocami, cynowym kubkiem i skradzionymi zmarłemu na ospę synowi szlachcica butami; miejsce, w którym się znalazła, nie jest bezpieczne. Dziewczyna jest sierotą, z przytułku zabrała ją dobra pani na służbę, do opieki nad swoją opóźnioną intelektualnie córeczką, niewiele młodszą od dziewczyny. I wszystko układało się dobrze do czasu, kiedy drugi mąż dobrej pani, pastor, dla odmiany niezbyt dobry, nie wpadł na pomysł wyjazdu do Ameryki. Rzecz się dzieje przed triumfalnym przyjazdem Mayflower, emigranci trafiają w skrajnie niesprzyjające warunki, statki z zapasami zatonęły, tubylcy - Powatanie - niekoniecznie są pozytywnie nastawieni, ostra zima i choroby zbierają srogie żniwo. W trakcie dramatycznej ucieczki dziewczyny, która widzi, że pozostając w coraz gorszych warunkach w osadzie, nie przeżyje, dowiadujemy się o wszystkich okropnych wydarzeniach, w jakich przypadkiem uczestniczyła. Nie ma tu bohaterstwa, nie ma chwały, jest survival - robaki do jedzenia, jątrzące się rany, niebezpieczne zwierzęta i ludzie, jeszcze bardziej bezwzględni. Dziewczyna próbuje dostać się do osad Francuzów, gdzieś w górę mapy, który kiedyś kątem oka widziała.

Węszę spisek wszechświata, bo tuż po przeczytaniu trudnej, posępnej książki o upadku cywilizacji, dla odprężenia wzięłam do ręki historię o prywatnym końcu świata w XVII-wiecznej Ameryce. Autorka nie oszczędza czytelniczki, serwując ponurą, traumatyczną opowieść o ostatecznej podróży na skraju zagłodzenia, w gorączce, pełną fizjologii i zupełnie bez nadziei. To nie jest kawałek historii, który Amerykanie świętują i się nim chwalą, to jest owszem, land of free, ale tylko w kwestii wyboru swojego końca. Jak najbardziej jest to książka czytalna, mimo makabry, ale raczej nie dla przyjemności.

Inne tej autorki tutaj.

#26

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 28, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panie - Komentarzy: 1


Andaluzja 2025: Nerja

[19.04.2025]

W ubiegłym roku do Nerji wjechałam tylko na obiad, zerknęłam w stronę tarasu widokowego, zwanego Balkonem Europy i tyle; w tym roku chciałam więcej. Ale zanim zeszłam stromymi schodkami na plażę w urokliwej zatoczce, utknęliśmy w wąziutkich, jednokierunkowych uliczkach w drodze na parking, na który policja nie wpuszczała, bo na ten sam pomysł wpadli wszyscy mieszkańcy okolicy, jakby w przedświąteczną sobotę nie mieli co innego robić. Pro tip: można zaparkować dosłownie 750 metrów dalej na parkingu w Carrefourze (C. Antonio Ferrandis Chanquete, darmo przez dwie godziny) i się przespacerować zamiast się stresować w korku. Plaża jest prześliczna - w zasadzie to kilka odrębnych plaż po obu stronach tarasu, w sezonie zapchane pewnie po wręby, ale pewnie jakieś miejsce w zatoczce można sobie znaleźć. Nieco kamienista, ale widoki na turkus pierwsza klasa, woda w kwietniu jeszcze w temperaturze bałtyckiej.

Motril, Nerja za chwilę.

Adresy: Mum Nerja - kuchnia indyjska, C. Pintada 3, Nerja.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 27, 2025

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: andaluzja, hiszpania, nerja, motril - Komentarzy: 1


Severance

Korporacja Lumon wprowadziła rewolucyjną technikę - za pomocą wszczepionego chipa da się rozdzielić świadomość pracownika na prywatną i służbową. Rano człowiek wchodzi do biura, odcięcie, nie pamięta niczego z życia prywatnego, jest przez 8 godzin wydajnym pracownikiem, wychodzi, odcięcie, w sekundę minął cały dzień roboczy, może cieszyć się swoim życiem. Tyle że nie do końca, bo na przykład taki Mark niedawno stracił ukochaną żonę, więc powrót z pracy oznacza smutek i tęsknotę, której chyba w pracy nie czuł. Nowa pracowniczka Helly jest zdezorientowana, nie ma pojęcia, dlaczego jej “zewnętrzna” osoba zdecydowała się na tak drastyczny krok, buntuje się i wcale nie chce robić idiotycznych, niezrozumiałych rzeczy, nawet jeśli w nagrodę dostanie durnostojkę na biurko. Ba, nie wie nawet, kim naprawdę jest, tak samo jak nie wiedzą tego pozostali pracownicy “odciętego” piętra. Widzowie oczyma Helly widzą, że praca wcale nie jest specjalnie sensowna ani nawet poufna, o co chodzi. Powoli świadomość tego z różnych powodów zaczyna wszystkim doskwierać - kostyczny Irving zakochuje się we współpracowniku, “zewnętrznego” Marka odwiedza dawny współpracownik i opowiada straszne rzeczy o Lumonie, a Dylan zostaje “obudzony” w domu, gdzie widzi, że ma dziecko.

Z jednej strony byłam bardzo zaciekawiona, bo to naprawdę niesztampowa historia - work-life balance, wyrzucenie z pamięci pewnego obszaru życia może dużo ułatwić, korporacja kontra człowiek, humanizm kontra twarde zasady, mnóstwo tajemnic i trudna technicznie do rozegrania komunikacja, bo w teorii nie da się rozdzielonego człowieka z powrotem scalić. Z drugiej… obiecywałam sobie po opiniach bardzo dużo, a tymczasem im dalej w seria miałam poczucie, że to już było. Motywy zapominania były już doskonale rozegrane w “Zakochanym bez pamięci”, “Być jak John Malkovich” pokazało podróż w głąb umysłu, a opowieści o bezdusznej, złej korporacji, która w imię większego dobra albo w ogóle bez kamuflażu jest zła, było wiele. Nie oznacza to oczywiście, że macie nie oglądać, oglądajcie, chociaż może poczekajcie na trzeci sezon, jak nie lubicie wisieć na cliffhangerach między sezonami.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 26, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Paul Auster - W kraju rzeczy ostatnich

Nie pisałam, bo byłam na wakacjach. Zważywszy, że pojechałam do Andaluzji, to był doskonały pomysł na kwiecień, bo już mam zaliczony kawałek lata, opalone stopy i ogólnie bardzo zadowolona, tym bardziej, że dziś za oknem 9 stopni (a wyjeżdżałam przy 25!). Ale do brzegu. Nie pisałam, za to czytałam.

Anna Blume spisuje swoją historię w formie listu? pamiętnika? kierowanego do bliżej niesprecyzowanego przyjaciela. Nie wiadomo, czy adresat go kiedykolwiek dostanie, bo Anna jest odcięta od świata w bliżej nieokreślonym państwie, w którym nastąpił koniec cywilizacji. Trafiła tu, żeby znaleźć brata, reportera, który miał relacjonować kolaps systemu, ale komunikacja zamarła. Nie jest to dziwne, bo na miejscu dziewczyna znalazła głód, przemoc wspieraną systemowo, morderczą rywalizację o resztki zasobów, niedobitki ludzkości podzielone na kasty i celową, choć niewyjaśnioną, rezygnację z bycia częścią świata. Mnóstwo śmierci, sama Anna czuje, że zatraca swoje człowieczeństwo, ale z uporem kolekcjonuje przejawy humanizmu - Izabelę z jej etyką, Sama, który usiłuje napisać książkę czy wreszcie fundację Woburna, która próbuje skromnymi zasobami uratować kilka osób.

Austera wyciągnęłam z półki trochę losowo, bo mam dużo nieprzeczytanego Austera; zaczynałam dwa razy, bo chociaż świetnie się czyta, to dziwna i trudna emocjonalnie powieść o tym, jak odchodzą kolejne kawałki znanego świata. Brutalna, brudna, beznadziejna, nieprzyjemna, naturalistyczna. Nie do końca rozumiem jej przesłanie, jeśli jest głębsze niż to, że z utratą cywilizacji ubożeją emocje i język, bo z braku obiektów desygnat traci rację bytu i trzeba kogoś obcego jak Anna, żeby mimo wyczerpania i braku perspektyw czuć jeszcze coś i mieć wolę życia.

Inne tego autora.

#25

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 25, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, panowie, sf-f - Komentarzy: 1