Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Kristin Hannah - Firefly Lane

Kate mieszka na Firefly Line w Snohomish (Washington), miejscu, gdzie nic się nie dzieje. Gdy do domu obok wprowadza się śliczna Tallulah, Kate smutno stwierdza, że na pewno nie będzie chciała z nią spędzać czasu, tak jak jej inni rówieśnicy. Tymczasem Tally, ze swoim skomplikowanym dzieciństwem i traumą, przez najbliższe 30 lat staje się najlepszą przyjaciółką Kate. Do pewnego momentu w życiu dziewczyny są nierozłączne, mimo że Tally chce być prezenterką telewizją, a Kate woli mniej widowiskową pracę producencką (w książce chciałaby pisać). Gdy obie poznają Johnny’ego Ryana; Kate zakochuje się od pierwszego wejrzenia, ale Johnny’ego fascynuje barwna Tully. Ich życie się zaczyna znacząco różnić - jedna stawia na oszałamiającą karierę i wielki świat, druga na macierzyństwo.

Między serialem a książką jest kilka znaczących różnic. Serial ma świetną strukturę, wyrywkowo pokazującą paralele między kolejnymi dziesięcioleciami, skacząc między podobnymi wydarzeniami lub pokazując ich przyczynę 10 lat wcześniej. Książka jest chronologiczna i bardziej statyczna, doprowadzając do dramatycznego finału (czy łzy mi ciekły? być może), którego w pierwszym sezonie serialu jeszcze nie ma, szykujcie się na drugi. Dla mnie wartością dodaną serialu jest też neurotyczna i jednocześnie zabawna Sarah Chalke w roli Kate, bogatszy drugi plan, którego nie ma w książce (brat Kate i mocno naiwny wątek jego skrywanej orientacji seksualnej, romans pani Mularkey czy dość kąśliwy obraz mediów i celebrytyzmu, dość powierzchownie potraktowany przez autorkę książki). Zapewne lektura książki może zepsuć potencjalne zaskoczenia w drugim sezonie, ale ja na szczęście wszystko zapomnę.

Inne tej autorki:

#31-33, bo na spotkanie klubu książki w międzyczasie przypomniałam sobie dwie powieści Atkinson - Jej wszystkie życia i Boga pośród ruin.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 27, 2021

Link permanentny - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Kategorie: Czytam, Oglądam, Seriale - Komentarzy: 3

« Åsa Larsson - Krew, która nasiąkła - O zającach, ponownie »

Komentarze

Tores-
A to jest takie bardziej sitcomowe, czy bardziej takie fajne jak Grace&Frankie? Albo Ulice San Francisco? Że jest jakiś punkt, do którego się dąży, a nie tylko tak dzień za dniem. Bo ja generalnie nie przepadam za serialami czysto obyczajowymi, a sitcomów w ogóle nie umiem oglądać, ale Twój opis brzmi tak przyjemnie... A skończyły mi się seriale kryminalne o morderstwach w małych miasteczkach, gdzie śledztwo prowadzi detektyw z przeszłością, a skrywane tajemnice wychodzą na jaw, i nie mam co ze sobą zrobić.
Zuzanka
@Tores, zdecydowanie nie sitcomowe, raczej w klimatach "Małych kłamstewek". Bardziej nostalgiczne, mniej thrillera, obyczajowe, ale z zakrętkami fabularnymi. Zobacz pierwszy odcinek, jak Ci przypasuje, to cały serial też.
Tores-
Małe kłamstewka były spoczko, zakrętki też dobre, to zapisuję do obejrzenia. Jak skończę rewatch "Modyfikowanego węgla". Nie mam siły na nic nowego, oglądam starocie, czytam starocie i narzekam, że mi nudno...?

Skomentuj