Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

O majeranku

Rynek Wielkopolski. Niedziela, późne popołudnie. Jeden stragan, może półtora. Wprawdzie niespecjalnie miałam jeszcze siłę na zanurkowanie w koszu pachnących śliwek, ale chociaż dwa jabłka. Starszy pan waży, nagle podbiega do niego drugi starszy pan, podstawia mu pod nos torbę i każe się zaciągnąć. Pan sprzedający ofukuje drugiego, dość parlamentarnymi słowy każe mu się oddalić rączo, po czym wyjaśnia:
- No wie pani co? 30 lat sprzedaję warzywa. 30 lat. A ten przychodzi i mnie majerankiem szczuje. Czy ja majeranku nie wąchałem?

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 30, 2013

Link permanentny - Kategoria: Moje miasto - Skomentuj


John Irving - Ostatnia noc w Twisted River

Irvinga czytam z rozpędu i nadziei, że sprzeda mi tak urokliwą historię jak niegdyś "Świat według Garpa". Niestety. Irving od lat sprzedaje, nieco zmieniając sztafaż, ciągle ten sam zestaw fobii i artefaktów - niepełna rodzina, samotny rodzic z dzieckiem, które umiera nagle i za wcześnie, niedźwiedź, śmierdzący stary pies i pisarz, szukający pomiędzy światem powieściowym, tym we własnej głowie i realnymi wspomnieniami.

Akcja "Ostatniej nocy" zaczyna się w latach 50. w New Hampshire, kiedy na skutek zbiegu okoliczności zostaje zabita Indianka, pomagająca w kuchni w tartaku. Kucharz włoskiego pochodzenia, Domenic i jego syn, Daniel, którzy niechcący śmierć spowodowali, uciekają, bo nie dość, że kucharz z nią sypiał, to jeszcze była konkubiną lokalnego szeryfa o mocno poszlakowanej opinii. Z pomocą jednego z drwalów, Ketchuma, którego z Domenikiem łączy mroczna przeszłość (i śmierć matki Daniela) zaczynają ponad 40-letnią pielgrzymkę, kiedy pod przybranym nazwiskiem uciekają przed ścigających ich szeryfem. Nawet w latach 90. nie ma żadnego problemu ze zmianą nazwisk, mieszkań, a nawet kraju - bo ostatecznie lądują w Kanadzie. Zostawiają po kolei wszystkich przyjaciół (i kochanki), które się przez ich życie przewijali; Domenic pracuje cały czas jako kucharz, a Danny zostaje pisarzem. Osią książki jest tajemnica sprzed lat, dzięki której zawiązała się przyjaźń Ketchuma i Domenica, ale dookoła tego owijają się historie napotkanych ludzi, domów, związków i sporo elementów amerykańskiej historii (wojna w Wietnamie, polityka Busha, atak na WTC).

Na nieco wyższym poziomie to książka o pisaniu. Danny do ostatniego rozdziału buduje historię, pisząc swoją ostatnią powieść właśnie o wydarzeniach "Ostatniej nocy", wybierając najważniejsze pierwsze zdanie, tworząc akcję z fragmentów, czasem od końca, żeby - jako zwieńczenie - napisać początek historii po tym, kiedy już doskonale zna zakończenie. Ta warstwa była cenna, zwłaszcza reakcja Domenica i Ketchuma na książki wydawane przez Danny'ego - oni pamiętali wydarzenia inaczej, czasem rozpoznawali więcej niż Daniel chciał napisać, czasem - mimo stwierdzenia, że wzorował się na jakieś rzeczywistej postaci - nie widzieli podobieństw. Klamrę zamykającą ostatni rozdział doceniam kompozycyjnie, ale całości powieści to nie ratuje.

Inne tego autora:

#71

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 29, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, beletrystyka, panowie - Skomentuj



Joanna Kulmowa - Wio, Leokadio!

Od jutra Leokadia idzie na emeryturę. A z nią jej dorożkarz, pan Alojzy. Pan Alojzy ma perspektywę mieszkać z niedawno poślubioną wdową na czwartym piętrze kamienicy i żyć z emerytury, tyle że Leokadia takich perspektyw nie ma; może dlatego, że jest koniem. Nie znajduje się w nowym, podorożkarskim świecie, nie chce być emerytką, ale nie umie być nikim innym - poetką, gońcem, gospodynią domową. Po zjedzeniu czarodziejskich bazi wyrastają jej skrzydła, co jednak bardziej komplikuje życie i konia (teraz pegaza), i emeryta Alojzego (niegdyś woźnicy).

Książka podzielona jest na krótkie nowelki z pure nonsensowymi dialogami, pomiędzy kartki wkradają się proste, umowne ilustracje. Zachwyciłam się językiem; mnóstwo smacznych, niekiedy dwuznacznie niepasujących do powieści dla dzieci zdań, które ma się ochotę natychmiast komuś przeczytać. Młodzież lat 4 jeszcze nie miała ochoty na lekturę, woli pana Brumma i słonia Elmera ostatnio.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 26, 2013

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Maja - Tagi: 2013, dla-dzieci, panie - Komentarzy: 2


Joe Alex - Cicha jak ostatnie tchnienie

Alex jest zaproszony przez znanego wydawcę na - teraz to by się nazywało - event, promujący sukces książek młodej autorki, Amandy Judd. Zaproszeni są znawcy tematu - właściciel wydawnictwa, autor, recenzentka, lord-kryminolog, finansista, znawczyni świata spirytualnego i wreszcie sama gwiazda Scotland Yardu, Ben Parker. Pikanterii dodaje lokalizacja uroczystości - w starym zamku, odcinanym na noc od świata przez fale przypływu, w którym - jak głosi legenda - rycerz zabił gacha swojej niewiernej żony, a ona sama zaginęła; od tej pory straszy. Zabawa ma być przednia, każdy z uczestników będzie szukał na własną rękę ducha, granego przez seksowną sekretarkę właściciela wydawnictwa. Jak się łatwo domyślić, trup pada szybko i w przeciwieństwie do ostatniego tomu, gdzie podejrzani byli wszyscy, tu nie ma żadnego podejrzanego, albowiem w momencie zbrodni wszyscy żywi byli razem w jednej sali i nikt nie mógł odzianej w białe giezło panny pchnąć zabytkowym mieczem. Ponieważ jednak ktoś to zrobił, Alex rozpoczyna żmudne śledztwo, szukając najpierw powodu, potem sposobu. I znajduje.

Słaba to powieść, zarówno od strony kryminalnej, jak i literackiej. Wszyscy krążą w kółko, po czym przychodzi jedno olśnienie i sprawa rozwiązana, a - co się chyba od pewnego momentu stało modus operandi Alexa - zbrodniarz karze się sam.

Inne tego autora tu.

#70

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 25, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, kryminal, panowie - Skomentuj


#słoiki^2

Na fali słoikowego mema poszliśmy na niedzielny obiad do Whiskey in the Jar na Rynku. Zaiste, szyld bynajmniej nie kłamie, można zamówić tam sobie napitek również procentowy w eleganckim szkle z gwintem. Oprócz drinków w słoikach asortyment podobny do zamkniętego już w Poznaniu TGiF: steki, hamburgery, zupa z ostrą papryczką, frytki i skrzydełka. Nie wiem, jak steki (zachwalane jako najlepsze w Poznaniu), ale hamburgery są bardzo dobre. Przyznaję, że nie mam porównania i muszę niebawem udać się na rajd po hamburgerowych standach, żeby sobie wyrobić.

Strona restauracji tu.

PS Odkryłam, że Ikea ma słoiki z gumką (KORKEN). Sosie pomidorowy, nadchodzę. Czy mogę prosić o nowy dom z dużą spiżarnią?

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 24, 2013

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


Marcin Świetlicki - Trzynaście

Tom drugi przypadków Mistrza, dziecięcego aktora z filmu milicyjnego, który posiwiał, spuchł i się roztył. Wróciła do niego suka, która zaginęła w "Dwanaście", zawsze ktoś postawi szklaneczkę płynnego dobra, ból życia więc mu nie doskwiera tak mocno. Do momentu, kiedy ochroniarz nie zakaże mu wstępu do ulubionej knajpy, "Biura"; wtedy wszystko zaczyna się sypać. Ludzie z Warszawy chcą, żeby napisał książkę o pracy nad serialem w dzieciństwie, mamiąc go znaczną kwotą zaliczki. I nagle ta Warszawa wydaje się całkiem niezłym wyborem, kiedy w swoim mieszkaniu Mistrz znajduje zamordowaną dziewczynę.

Wyjątkowo dużo kobiet w tej powieści - intrygę zawiązuje Ćma, lafirynda niegdyś z klasą, którą ktoś odurzył narkotykiem, pobił i zostawił nagą, pomalowaną w rozmaite zberezieństwa. Prosi o pomoc Mistrza, niestety ten zapomina o śledztwie, bo się upija. Chwilę później pojawia się maturzystka, Roma z Żagania, która oznajmia Mistrzowi, że będzie z nim mieszkać, budząc konfuzję tego ostatniego. Wreszcie Maria, kobieta, która opiekowała się mistrzową suką przez prawie rok. Maria jakoś przypada Mistrzowi do serca, w tych chwilach, kiedy jest trzeźwy.

Akceptuję wielowątkowość, która narrację zabiera czasem onirycznemu i zawianemu Mistrzowi - skądinąd wygodna to narracja, kiedy nie trzeba rozpoznawać rozmówców zza woalu upojenia, nawet jeśli się ich zna - a to Ćma, a to pozująca do zdjęć frywolnych piękna Margarita (kolejna mroczna heroina tego romansu) czy smutny Porucznik, którego bije żona.

Chyba jeszcze ładniejsza niż poprzednie, pełna refleksji, poetycka historia o tym, czy warto się w życiu wysilać, o kontraście między karierą w Warszawie a radosnym i leniwym pijaństwem w Krakowie (bo przecież nie między mieć a być, Mistrz przecież nie jest). Gdzieś pojawia się drugoplanowo sam autor, rosyjski mściciel, mroczny Producent z Warszawy i nieco zagubiony pan Grzesio, bardziej kochający teścia niż własną żonę. Trochę drwiny z hipsterów, obowiązkowa kpina z rzeźby Mitoraja i wpasowania w codzienny kierat, kiedy wystarczy kilka groszy na małą przekąskę i pierwszą wódkę (albo śliwowicę czy stocka). Lubię krótkie, repetytywne zdania Świetlickiego, jego umiejętność wyjęcia z pijackiego dialogu niezaprzeczalnej logiki, która wprawdzie za chwilę się rozmyje na dnie kolejnej szklanki, ale nie sposób jej zanegować.

Inne tego autora.

#69

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 23, 2013

Link permanentny - Tagi: 2013, kryminal, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


#słoiki trip

Żeby nie wyłamać się z lemingarskiej tradycji, zawiozłam do Warszawy słoiki i ze słoikami wróciłam. Jest coś przyjemnie plemiennego w wymianie żywności i w karmieniu gościa, siedzeniu w kuchni i patrzeniu na zaparzanie herbaty. Zdecydowanie wolę niż anonimowość pokoju hotelowego (nie wspominając, że nie chciało mi się gotować wody na herbatę, bo musiałabym przenieść czajnik na biurko, a to praca). Dziękuję.

Szyba pokryta szarą siatką, która przy braku słońca daje efekt burzowego, listopadowego popołudnia, takiego bez żadnej nadziei; od samego patrzenia mam ochotę zwinąć się w kłębek i spać. Kiedy wychodzą plamy jesiennego słońca, drżące od liści, jest jak w upalne lato. Przy obu opcjach ostatnia rzecz, której chcę, jest patrzenie na kolejne ekrany powerpointa.

Warszawa w przelocie narobiła mi smaku na słoneczny dzień, spędzony na uliczkach z bogatą sztukaterią, na Żurawiej czy Foksal, rozpoczęty Targiem Śniadaniowym. Rano zamglona, po południu rozkosznie jesienna z obietnicą wieczoru pełnego neonów i panoramą Zamku od strony Wisły. Chcę zanurzyć się w bramy, pogłaskać lokalne koty, zastanowić się, kto korzysta z Bank of China. Zrobić listę murali, zinwentaryzować wieżowce (owszem, doceniłam Złotą 44 dopiero patrząc na zdjęcia samego szczytu budynku, ale mnie się podoba Pałac Kultury, więc może jestem niemiarodajna), pokazać Majowi Starówkę, Krakowskie Przedmieście i wjechać na sam szczyt PKiN-u. Ostatni raz byłam jeszcze w latach 80., więc umówmy się - dawno. Może nawet jeszcze windą służbową pan minister jeździł. Szkoda Warszawy na lemingowanie. No chyba że w Arkadii i Złotych Tarasach.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 21, 2013

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: warszawa, polska, murale - Skomentuj


Orange is New Black

[Do czasopisma Business&Beauty, przed korektą]

Kiedy wykształcona, biała, bogata i nieco zmanierowana Amerykanka idzie do więzienia, zmienia się wszystko. Nie dość, że rzeczywiście nie może stamtąd zaktualizować swojej strony www, to okazuje się, że nie ma pieniędzy na plastikowe klapki pod prysznic, z powodu nieporozumienia słownego zostaje pozbawiona jedzenia, a dodatkowo dociera do niej, że mimo posiadania narzeczonego i zamożnej rodziny, jej życie się właśnie bezpowrotnie zmieniło.

Serial oparty jest na książce Piper Kerman (w serialu - Chapman), która w bujnej młodości była w związku z dealerką narkotyków i przemycała przez granicę pieniądze. Przez 13 odcinków pierwszego sezonu to jednak nie Piper i jej coraz bardziej żałosne próby przejścia przez wyrok możliwie najłagodniej są najciekawsze. Więzienny kastowy system pokazuje, jak łatwo wraca się do segregacji, kiedy zdejmie się ogładę cywilizacji. Rzut oka na amerykański system penitencjarny, nastawiony na zysk, pokazuje, jak łatwo wpaść w machinę - czasem za drobną kradzież - z której już się nie wyjdzie. W tle pokazane są dramatyczne, czasem wynikające z braku wyboru, historie pozostałych więźniarek. I to wcale nie Piper zaczynam najbardziej współczuć w kolejnych odcinkach.

[Tekst "Recenzje filmowe" do Magazynu Business&Beauty, styczeń 2014].

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 19, 2013

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Przeczytali mnie, Seriale - Skomentuj - Poziom: 3


Wielki Gatsby

Baz Luhrmann, reżyser filmu, uznał, że wszyscy "Wielkiego Gatsby'ego" już czytali albo oglądali w wersji z Redfordem i Farrow, wiadomo więc, że niewierna Daisy jednak nie wybrała Gatsby'ego, a dla wszystkich poza Buchananami życie się skończyło.

Owszem, Gatsby w wykonaniu di Caprio jest niesamowity - z równą wiarą przyjmuję, że był nieuleczalnym romantykiem, człowiekiem, który miał marzenie albo - jak sam aktor stwierdził - zwyczajnym psycholem. Daisy, grana przez mniej znaną, ale należycie maślanooką Mulligan, ma śliczny uśmiech i omdlewa we właściwych momentach. Najmniej pasował mi grający narratora Maguire, twarz Spidermana za bardzo się z nim zrosła i miałam poczucie, że zaraz wypuści nić i wespnie się na wieżowiec.

Ten film warto obejrzeć dla obrazu i muzyki. Zestawienie rapu z szalonymi latami prohibicji i charlestona, bogatymi kostiumami z epoki i omdlewającym spojrzeniem mocno uszminkowanych pań jest odważne i wciąga od pierwszej minuty. Komputerowo wygenerowany świat, neonowo kolorowy w sferach dla bogatych, szary w dzielnicach robotniczych tworzy prawie że musicalowy show, w którym z litery książki F. Scotta Fitzgeralda pozostaje tylko obsesja i zawieszenie w teraźniejszości. Bo jutra nie będzie.

[Tekst "Recenzje filmowe" do Magazynu Business&Beauty, styczeń 2014].

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 17, 2013

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Przeczytali mnie - Komentarzy: 3 - Poziom: 3