Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

John Irving - Modlitwa za Owena

Narracja w powieści jest dwutorowa - dorosły John Wheelwright opisuje swoje dzieciństwo w New Hampshire, w którym najważniejszą rzeczą była przyjaźń z Owenem, przeplatając opisy czasem zabawnych, czasem dramatycznych wydarzeń sprzed lat ze współczesnymi epizodami z życia emigranta, który mimo kilkudziesięciu lat spędzonych w Kanadzie, dalej odczuwa potrzebę grzebania w ranie, jaką jest amerykańska polityka. Absurdalnie, to nie John ze swoimi dramatycznymi losami (nieznany ojciec, nagła śmierć matki, strach przed wojną w Wietnamie) jest tak naprawdę bohaterem tej historii, tylko Owen. Inny niż amerykańscy chłopcy z prowincji - drobny, niepozorny, z cienkim, przenikliwym głosem (nigdy nie przeszedł mutacji), a mimo to obdarzony ogromną charyzmą, która sprawiała, że nikt z niego nie kpił i jego słowo było zawsze najważniejsze. Śmierć matki Johna, pięknej i egzotycznej na tle małego miasteczka Tabithy, miała wpływ również na Owena, który ją kochał bardziej od własnej matki. Niedługo potem Owen miał wizję, w której zobaczył szczegóły swojej śmierci i swoje nazwisko na nagrobku. Wbrew wszelkiej logice zaczął podejmować działania, na pierwszy rzut oka destrukcyjne dla niego - zrezygnował z Harvardu, związał swoją karierę ze znienawidzonym wojskiem i za wszelką cenę chciał dostać się do Wietnamu, mimo że jednocześnie chronił od wojska Johna. John jednocześnie próbował ze wszelkich sił uchronić Owena częściowo przed wojskiem, a częściowo przed samym sobą. Do tego wszystkiego Irving dokłada społeczne tło i świetne postaci drugoplanowe ze szczególnym uwzględnieniem rodziny - psotnych kuzynów i niepokorną kuzynkę, babcię - silną matronę, podporę społeczności miasteczka czy wrażliwego ojczyma-pedagoga.

Sarkałam w trakcie lektury, że Irving znowu eksploatuje te same wątki - stary dom, wypchane zwierzę (tym razem nie niedźwiedź czy pies, ale pancernik), nagła śmierć w rodzinie, praca nauczyciela; że z uporem męczy czytelnika amerykańską historią i polityką (Kennedy, Kuba, Nixon, Wietnam, Reagan, nikaraguańscy Contras); że w ogóle po co ja to czytam. Dla ustalenia zainteresowania prozą Irvinga - Świat według Garpa czytałam co najmniej 5 razy (i ładne kilka razy oglądałam film), zaś Hotel New Hampshire - ze dwa; nie wykluczam, że do obydwu jeszcze wrócę. Wtem dostałam w twarz sceną finałową, najważniejszą chwilą w życiu Owena i Johna, po której ten ostatni już tylko wegetuje, a nie żyje prawdziwym życiem. Warto przebrnąć przez kilkaset stron historii Ameryki, warto przejść przez powtarzające się wątki (chociaż Irving doskonale się nimi posługuje, bez klisz i kopiowania), bo tajemnica Owena, niepozornego syna kamieniarza, jest jednym z ciekawszych rozwiązań fabularnych w literaturze.

Inne tego autora tutaj.

#56

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 1, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 2

« O patrzeniu z wysoka i przypadku - Aleksandra Marinina - Kolacja z zabójcą »

Komentarze

stone
Zachęciłaś. Muszę wrócić do "Modlitwy...", bo kompletnie wywietrzała mi z głowy. Największą słabość zawsze miałem do "The Cider House Rules". Jest w tej książce (ale też i filmie!) coś magicznego. Lubię też "Until I find you", głównie za atmosferę i muzykę organową. Nie przepadam, gdy Irving pisze o niedźwiedziach i zapasach, ale hej - bez tego nie ma Irvinga
Zuzanka
Tu nie ma zapasów, tu jest trenowanie wrzutów do kosza. A "Cider House Rules" widziałam, ale na tyle dawno, że nic nie pamiętam :(

Skomentuj