Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Office humor

Pracuję w pokoju z facetami. Aktualnie facetów jest 21, ja i koleżanka-graficzka, chwilowo na chorobowym.

Przychodzi nowe dziewczę z marketingu, rozgląda się po 95% męskich twarzach i pyta "A gdzie znajdę Zuzankę?".
Kurtyna.

Parę dni temu zrobiło się wiosennie, przyszłam do pracy w kabaretkach. Kołorker zwraca uwagę: "O, masz na nogach te takie fajne, no, jak one się... A, siatki na ziemniaki!
Kurtyna.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 7, 2006

Link permanentny - Kategorie: SOA#1, Śmieszne - Skomentuj - Poziom: 2


6 kwietnia 2006

<Zuzanka> chyba jestem sick & twisted (wiem, news@11)
<Zuzanka> kupiłam żelki, oglądam, żelka wygląda jak facet ala Myśliciel Rodina siedzący na sedesie
<Zuzanka> źle trzymałam, to był króliczek, klapa od sedesu była uszkami

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 6, 2006

Link permanentny - Kategoria: Śmieszne - Skomentuj - Poziom: 3


Danuta Frey - Broszka z zielonych kamieni

Kryminały Chandlera kojarzą się z deszczem, prochowcem z podstawionym kołnierzem i papierosem zapalanym zapałką, którą trzeba osłaniać dłonią przed deszczem. Nic bardziej mylnego. Akcja książek Chandlera najczęściej dzieje się w pełnym słońcu (bo rzadko pada w Kalifornii). A i tak zapamiętane mam, że pada.

W którejś recenzji z "Pierwszej sety" (chyba "Czy lubi pani UFO?") przeczytałam zdanie, które mi się spodobało (i dość dobrze pokazuje moje wspomnienia) - PRL i epoka gierkowska kojarzy się ze słońcem. Też mam takie odczucia (chyba wspólnota pokoleniowa), dlatego dość nietypowy był kryminał "Broszka z zielonych kamieni" Danuty Frey. Jest brzydko. Ziąb, deszcz, ludzie okutani w płaszcze z czerwonymi zmarzniętymi rękami. Świat jest ponury, bury i przaśny. Świat tzw. prywaciarzy - którzy zamiast pracować uczciwie "na państwowym" - rozkręcają swoje interesiki, na pewno niezgodne z prawem (bo każdy prywaciarz to złodziej).

Mam pana Zelmana, współwłaściciela nieźle prosperującej prywatnej firmy, wytłaczającej pocztówki dźwiękowe. Ma pieniądze, ale szczęścia mu nie dają - nie dogaduje się z drugą żoną, ani z jej synem z pierwszego małżeństwa, garsonierę (no, wynajmowaną kawalerkę w blokowisku, brzydko umeblowaną i niewygodną) współdzieli z większością znajomych. Żona nie jest już pierwszej świeżości, poza tym o siebie za bardzo nie dba ("Zakręcone na lokówki włosy, ukryte pod ciemną ażurową siatką, wypuszczały tu i ówdzie rudawe pędy. W odrobinę wulgarnej twarzy, która kiedyś z pewnością musiała być ładna, z wiekiem jednak nabrała zwiotczałej obwisłości, mrugały niebieskie oczy, obramowane powiekami o nienaturalnie czarnych, sztywnych od tuszu, przykrótkich rzęsach."), nie dziwi więc, że naturalną koleją rzeczy dla pana Zelmana jest zaopatrzenie się w kochankę - maturzystkę Ulę. Sielanka nie trwa długo, kochankę ktoś zamordował w często odwiedzanej garsonierze. Zważywszy na to, że w garsonierze bywało pół Warszawy - była kochanka Zelmana i jednocześnie żona jednego z dwóch współpracowników w firmie, piosenkarka Bożena Horn, wraz z aktualnym kochankiem czy drugi ze współpracowników, podstarzały satyr Giziński, który spotykał się z płatnymi kochankami zdala od domowych pieleszy. Okazuje się też, że potajemnie klucze podbierał pasierb Zelmana, żeby pokosztować zakazanej rozkoszy seksu przedmałżeńskiego ze swą dziewczyną Jolą. Sprzątająca czasem mieszkanie wynajmująca je właścicielka nie krępowała się z wyrażaniem swojego zgorszenia ("Co ja się, proszę pana, nieraz nasprzątałam! A to włosy zbieraj z podłogi łazienki, wynoś butelki. A pościel! Żeby pan tylko widział, jak pościel po takich nocach wyglądała! Raz to go nawet wprost zapytałam, ale on jak się nie obruszy! Że wara mi niby od jego prywatnych spraw, że płaci w terminie i już mnie nic więcej nie powinno obchodzić"), ale pieniądz jest pieniądz. Zelman ułagodził panią Marcjannę prezentem w postaci broszki z zielonymi kamieniami i wzburzenie właścicielki zmalało.

Mały to swiatek, wszyscy sypiają ze wszystkimi, a z tego sypiania rodzi się zbrodnia. Oprócz zwłok (w ciągu powieści pojawiają się i następne) mamy tajemnicę - co zawiera tajemnicza teczka, kto kogo trzyma w ręku i czym szantażuje, co oznacza tytułowa broszka z zielonymi kamieniami (tak, właśnie taka, jaką w prezencie dostała pani Marcjanna).

W porównaniu z prywaciarskim bagienkiem, milicja to ostoja moralności. Dzielny porucznik Marek Wanacki jest zdegustowany zgnilizną moralną, na jaką trafia, analizując powiązania między związanymi ze sprawą ludźmi. Do sprawy dociera dwiema drogami - najpierw prosi go o pomoc znajoma z prosektorium, oczywiście dawna, niespełniona miłość, której na przeszkodzie stanął wyjazd dziewczyny na roczne szkolenie za granicę (niestety, było to przed epoką emaili i takie związki się rozpadały, bo listy szły miesiącami, a telefonistki mówiły, że nie ma takiego miasta jak Londyn, jest Lądek, Lądek-Zdrój). Jest zaniepokojona problemami siostry najlepszej koleżanki, traf chciał - maturzystki Uli. Niestety, intuicja zawodzi przedstawiciela organów ścigania - dopóki nie zostaje odkryte ciało, lekceważy zaniepokojenie znajomej. Potem oczywiście sprawa staje się osobista i za punkt honoru stawia sobie odkrycie świata zbrodni.

Ciekawie brzmią wrażenia gwiazdy polskiej estrady, pani Horn, na turnee w kapitalistycznej Austrii - oczywiście garderoba Polki, tak świetna i robiąca wrażenie w Sali Kongresowej, w zestawieniu z kreacjami na widowni wydaje się dość skromna. Na zakupy w najlepszych butikach jej nie stać, szczęśliwie odkrywa sklepy, gdzie jest wprawdzie taniej, ale jeszcze wytwornie.

Autorka ma swoje prywatne fetysze - każdy ma lekko falujące włosy, a w niewietrzonych pokojach panuje zaduch. Wszyscy palą jak smoki. Niestety, prowadzący śledztwo porucznik w zasadzie nie ma żadnych refleksji ani na temat ustroju, polityki czy pracy, nie ma nawet w zasadzie życia osobistego (choć ma żonę, wspomnianą mimochodem przy okazji wyjaśniania przeszłego uczucia do Elżbiety z prosektorium) - czy dzień, czy noc, czy pogoda, czy deszcz (a jakoś tak się składa, że przeważnie deszcz) podąża tropem przestępstwa. Raz tylko wspomniane jest, że na obolałe gardło łyka pastylkę akronu, a w pustawej lodówce znajduje pętko kiełbasy.

Książka nie obfituje w zasadzie w żadne oceny czy warte wspomnienia cytaty - tło jest bardzo skrótowo naszkicowane, w zasadzie poza prowadzonym śledztwem nie dzieje się nic, w pracy milicjanci nie plotkują, nie pożyczają sobie "stówy" do pierwszego, jedynie wymieniają służbowe informacje.

Inne tej autorki:

#7

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 4, 2006

Link permanentny - Tagi: 2006, panie, prl, klub-srebrnego-klucza, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Dym (i trochę Brooklyn Boogie)

Harvey Keitel obsadził mi się mentalnie w roli prymitywnego i niemoralnego bydlaka, zwłaszcza zdolnego do morderstwa czy każdej podłości. I za każdym razem odkrywam, że mimo tego doskonale gra role sympatycznych, inteligentnych facetów - np. Auggiego Wrena w "Dymie" (a potem w "Brooklyn Boogie"). Lubię filmy z epizodami, historyjkami, które łączą bohaterów, ale mimo to są dość luźno powiązane. Sklepikarz codziennie od ponad 10 lat robi zdjęcia swojego sklepu na rogu, pisarz usiłuje uporządkować sobie życie po śmierci żony, dzieciak (32-letni Michael z "Losta", grający 17 latka) szuka miejsca w życiu, właściciel stacji benzynowej usiłuje się utrzymać, mimo że na stację nikt nie przyjeżdża. Ładne, spokojne, melancholijne. W przeciwieństwie do "Brooklyn Boogie", gdzie epizody są luźnymi impresjami z nowojorskiego życia, tutaj jest spójna historia.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 3, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Ruth Rendell - Jezioro ciemności

Niedawno odkryłam, że scenariusz do bardzo zakręconego Drżącego ciała Almodovara powstał na podstawie książki tej autorki. Nie dziwi mnie to, bo Rendell bardzo sprawnie pisuje wielowątkowe książki o miłości, śmierci i zawirowaniach finansowych, a wątki nieodmiennie się na końcu splatają.

Po bardzo dobrym "W matni" czytałam dwie słabsze książki ("Próżność niełatwo umiera" i trochę lepsza "Drzewo dłoni"). "Jezioro ciemności" to zwyżka formy - główny bohater, nudny i przeciętny angielski księgowy z klasy średniej wygrywa w totalizatorze sportowym sporo pieniędzy. Na totalizatora namówił go przypadkowo spotkany kolega ze szkoły, więc wraz z pieniędzmi pojawiają się dylematy - powiedzieć koledze, czy nie (i ile mu odpalić, bo by wypadało). A pieniądze tak czy tak bohater planuje przeznaczyć po części na cel szczytny - dać potrzebującym. Na jakich potrzebujących trafia, jakie decyzje podejmuje i jakie są tych decyzji konsekwencje - wychodzi w książce. Ale jak się łatwo domyślić - pieniądze mu szczęścia nie dają (nieprawda, mnie by dały - a tu znowu w Lotto 1-2 trafne...).

Inne tej autorki:

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 2, 2006

Link permanentny - Tagi: panie, kryminal, 2006 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Nocna mara

Ciemno, cicho, środek nocy. Nagle przez sen słyszę zbliżający się traktor, szur, szur, szur, hyc, siedzi na mnie mruczący wniebogłosy czarny mściciel, pełen uczucia i miłości. A to popazurzy w ramię, a to wyliże powiekę. Człowiek właśnie obudzony jest mało mobilny i ogólnie lelawy, więc trochę potrwało, zanim się spod kotka uwolniłam. Kotek niezrażony przeniósł się na TŻ-a, na którym wykonał te same pełne afektu operacje. Ot, poczuł się w nocy samotny.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 1, 2006

Link permanentny - Kategoria: Koty - Skomentuj - Poziom: 2


Napisy do filmów

Zdaję sobie sprawę, że napisy do diviksów nie są przeważnie przygotowywane profesjonalnie (jakby do oryginalnych DVD były, heh). Nie zmienia to faktu, że niezmiernie cieszą mnie różne błędy i potknięcia:

  • [uliczny grajek gra na keybordzie prosi o datek] a dollar for a tune ("dolar na tuńczyka") [Dead like me]
  • no more oatmeal ("nigdy więcej omletu") [Dead like me]
  • [babka opowiada o swojej e-randce] "geek, he types like a jackal" ("typ szakala") [Dead like me]
  • [matka opowiada o swoim synku-sukinsynku] you've raised an alpha-male ("wychowałaś sobie żmiję") [Desperate Housewives]
  • [jedna pani daje drugiej pani apaszkę od Hermesa, obdarowana z zaskoczeniem] I cannot have it - it's vintage! ("To winobranie") [L-word]
  • on a first date I fucked his brain out ("na pierwszej randce go odmóżdżyłam") [Flashdance]
  • [właścicielka do psa, tarmosząc go za uchem po powrocie do domu] Did you get laid? ("Wyleżałeś się dzisiaj?") [Flashdance]

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 31, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj - Poziom: 2


Psychoza natręctw

Żyłam w przekonaniu, że wiem, gdzie mam każdą książkę. Dzisiaj nastąpił niespodziewany krach sytemu, ponieważ książka, którą chciałam znaleźć Tu i Teraz, okazała się nie być. Szlag mnie trafiał pół wieczora, nie pożyczałam nikomu, nie było jej w miejscu, w którym powinna być według Systemu - na półce z kryminałami (chociaż to obyczajówka, ale autor poza tym pisał kryminały[1]) lub na kupie Do Przeczytania koło łóżka. Próbowałam metodycznie - jakie książki kupowałam w okolicy i gdzie one są. Nic. W momencie, kiedy miałam ochotę odgryźć ogon przechodzącemu opodal kotu, znalazłam. Na zupelnie innej półce. Chyba mam za dużo książek...

[1] To jest mój system i do wczoraj się w nim łapałam ;-) Generalnie uważam, że wszystkie książki powinny mieć dokładnie jeden format, jak CD (no, dwa - format książka i format album, bo komiksy się średnio sprawdzają w ~A5). Wtedy mogłabym poukładać je równo, ładnie i alfabetycznie na półkach. Do czasu, aż nie zuniformizują okładek, muszę książki układać wydawnictwami, w ramach wydawnictw wielkością i autorami. I robić pewne wyjątki.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 28, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 3


Duka, jedzenie i Eberhardt Mock

Chyba jestem trochę skrzywiona jak na kobietę (*eg*). Nie interesują mnie kosmetyki (używam pierwszych lepszych, kupionych na zasadzie "leży, to biorę", nie znam się i mi z tym dobrze), ciuchy (lubię ładne, ale nie cierpię sklepów, wolę wyklikać po obrazku na Allegro). Za to mam hopla na punkcie naczyń, talerzy, kubków, kieliszków, karafek, filiżanek czy ogólnokuchennych gadżetów. Dzisiaj trafiłam do DUKI w Poznań Plaza. Wheee! Chcę z połowę rzeczy, które tam sprzedają.

Przyszła dziś Kuchnia z dodatkiem IKEowym, rozpoczynającym się od komiksu o przygodach Jego i Jej w IKEI na zakupach. Ona szuka filiżanek, On kupuje dywan, żeby na nim czytać o przygodach Eberhardta Mocka.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 28, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 2


"Dama Kier" Maria Ewa Letki

Skusił mnie sentyment. Powieść w odcinkach czytałam w latach 80. w Świecie Młodych. Drzewiej tak bywało, że nawet w prenumeracie nie docierała część zapłaconej prasy (zwłaszcza częściej przesyłanej niż raz w miesiącu), a w kioskach jak kto nie miał "teczki", to czasem się już na gazetę nie załapywał.

Bardzo przyjemna książka, archetypiczny przekrój przez marzenia dzieciństwa (stary dom, lato w ogrodzie, wywiadówki, niesamowicie zgodne i kochające się rodzeństwo, babcia wróżąca co piątek z kart), acz podlana dydaktycznym smrodkiem. Chwalmy rodziny wielopokoleniowe (socjalistyczne państwo nie da zginąć, nawet jeśli dzieci jest pięcioro, dziadek emeryt i niepracująca babcia; wiem, S. mi zaraz powie, że to naprawdę jest ok z tą rodziną wielopokoleniową ;->), nawet doroczna ciąża domowego kundla jest witana radością (dziadek rozda szczeniaczki znajomym; dziadek lekarz - a nie rozpoznaje, że synowa po raz piąty w ciąży). Gość w dom, Bóg w dom - puka obca kobieta z walizą, bez pytania zamieszkuje w uroczym domku, gotuje, sprząta i pomaga zajmować się dziećmi. Albo jestem cyniczna, albo ciut dorosłam od 1985 r.

#5

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 28, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: beletrystyka, panie, dla-dzieci, 2006 - Skomentuj