Zmęczyłam się bardzo, czytając o 18-letnim Karlu Ove, który po zakończeniu liceum pojechał zarobić pieniądze, pracując przez rok jako nauczyciel w małej wiosce na północy Norwegii. Zmęczyłam, bo ten tom to festiwal przykrych opisów pijaństwa do nieprzytomności i nieudanego startowania do poznawanych dziewczyn i eiaculatio praecox, które utrudniało skonsumowanie znajomości. Narracja skacze między końcem liceum, kiedy nastoletni Karl Ove zaczyna nadużywać alkoholu przy milczącej aprobacie matki[1], a czasem po śmierci ojca, gdy bracia znaleźli jego zapiski, pokazujące stopniowe wpadanie w alkoholizm. Ojciec mimo nowego związku pozostaje toksyczny, choć już nie krzywdzi synów fizycznie, Karl Ove - mimo licznych wyrazów niechęci ze strony ojca i dziadków[2] - mimo to próbuje odgrywać rolę syna wedle warunków ojca.
Jako nauczyciel Karl Ove też się nie spełnia, co nie jest dziwne, bo większość czasu leczy kaca, albo zarywa noc, żeby pisać. Dzieci, niektóre niewiele od niego młodsze, albo go irytują, albo chcą z nim konkurować (chłopcy) lub zachowują się prowokacyjnie (dziewczęta); wraca wątek zakochania w nim 13-latki, według narratora - jednostronny. Czemu więc czytam, zapytacie. Trochę z masochizmu, bo skoro zaczęłam, to skończę. Trochę, bo nawet te nieprzyjemne elementy budują obraz całości, ciekawe jest obserwowanie, jak na bazie takich doświadczeń wyrósł autor.
Bardzo źle mi się zrobiło, czytając o kocie Mefisto i reakcji narratora. Wiem, lata 80. i nieempatyczny nastolatek, ale i tak.
[1] Która to matka pozwala na picie, bo traktuje to jako przeciwwagę dla wcześniejszej przemocy ze strony ojca, ponieważ podobno dopiero po rozwodzie synowie wyjawili jej, co się działo (niespodzianka - była tym zdziwiona, bo nic nie widziała, ale “coś podejrzewała”).
[2] Ojciec każe umawiać mu się na wizyty, czasem zwyczajnie syna nie wpuszcza do domu, bo ma inne plany. Dziadkowie ze strony ojca skarżą się, że wnuk żebrze o pieniądze i ich obżera, co w zamierzeniu ma być przytykiem do niesprawności matki, która nie umie się zająć synem.
Inne tego autora tutaj.
#2
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 5, 2021
Link permanentny -
Tagi:
2021, beletrystyka, panowie, biografia -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
[13.06.2020]
Rok temu dociągnęłam w poświątecznej żałości za światłem i kolorem do 12 stycznia, prawie do Blue Monday. W tym roku nawet w Sylwestra była mgła i ciemność. Przynoszę więc czerwcowe powidoki z obietnicą brzęczenia owadów i zapachu piwonii.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 4, 2021
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
ogrod-botaniczny
- Komentarzy: 2
Danuta Frey - Hotel „Kormoran” #106
Spis osób:
- Zdzisław Piotrowski - taksówkarz, krępy o ciemnych, kręconych włosach i śniadych, muskularnych rękach
- Jan Gadkowski - właściciel cukierni-lodziarni , obrzękła, obwisła twarz, worki pod oczami, alkoholik
- Jerzy Skoczek - recepcjonista, młody, trochę kudłaty, z brodą i w okularach
- Wiesław Dworak - dyrektor hotelu, tęgawy, niewysoki, z paskiem wrzynającym się w brzuch
- Pani Jadzia - księgowa, wyblakła, anemiczna,niemodnie ubrana, nieumalowana, siwe odrosty spod źle ufarbowanych włosów
- Basia - recepcjonistka, odrobinę przesadnie umalowana, modne dżinsy i bluzka z kwadratowym dekoltem, świeża cera
- Heniek Gadkowski - syn cukiernika, niewysoki blondyn o dziecinnym, trochę naiwnym wyrazie twarzy, mięsiste czerwone wilgotne usta i grube uda
- porucznik Andrzej Hołubiec - ciemnoblond, przylizane włosy, wąsik, jasne, niemal bezbarwne brwi i wystająca grdyka
- Ewa Romanowicz - drobna blondynka, leczona w szpitalu neuropsychiatrycznym w Garwolinie
- Edyta Zaręba - bufetowa, ruda, wysoka, młoda, płaska, za bardzo upudrowana twarz z brudami wokół uszminkowanych ust
- Gadkowska - żona cukiernika, siedzi na kasie w cukierni, żółte światło nadaje jej cerze chorobliwy wygląd
- Teresa Dworak - żona Dworaka, odgrzewa mężowi obiad, bo sam tego nie lubi robić
- sierżant Sadowski
(Fikcyjne) Ujsołty nad jeziorem Bokwałd. Seria dziwnych zdarzeń zaczyna się w hotelu “Kormoran”. W wypadku ginie kierowca taksówki, jadący z hotelu, tego samego dnia znika recepcjonista. Jest podejrzenie, że panowie pili razem, a wypadek spowodował właśnie alkohol, ale z sekcji wynika, że kierowca był trzeźwy. Ktoś napada na panią Jadzię, kiedy wścibska księgowa idzie zbadać źródło dziwnego dźwięku. Porucznik Hołubiec rozpoczyna śledztwo, ale z wody pobliskiego jeziora wyciąga wcale nie zwłoki Skoczka, a nastoletniej blondynki, nagiej, zawiniętej w folię i niebieski wełniany koc; inwentaryzacja koców - odrzutów z eksportu - w “Kormoranie” przyczyni się do rozwiązania zagadki. Jest pożar, w którym o mało co nie ginie jeden z podejrzanych, ale ofiarny Hołubiec wyciąga go z ognia. Nietypowo, już po oskarżeniu mordercy, jest finał w postaci sprawy sądowej, a nawet dwóch.
Się pali: marlboro, sporty.
Się pije: wódkę.
Się ma: żonę księgową (Hołubiec).
Inne tej autorki tutaj.
Jadwiga Kaflińska - Magiczny papierek #107
Spis osób:
- profesor Wielowieyski - uczynny dyrektor zakładu dla nerwowo chorych
- Krystyna Zawidzka - atrakcyjna[1] pacjentka po załamaniu nerwowym, malarka czy coś takiego
- Janusz Zawidzki - mąż Krystyny, redaktor, nie znosi dzieci
- Irena Urbańska - siostra Krystyny, twarz ma niezbyt piękną, ale miłą i inteligentną
- kapitan Marcin Roszczyk - nie waha się zostać po godzinach
- porucznik Aleksander Kowalski - zastępca Roszczyka, pisze na maszynie używając dziesięciu palców
- gospodyni domu Zawidzkich - chuda, żylasta, ale schludna
- Lilka Krzycka[2] - eks-przyjaciółka Krystyny, kochanka Zawidzkiego, kierowniczka zakładu kosmetycznego Afrodyta
- Zygmunt Krzycki - przyjaciel Zawidzkiego z lat dziecinnych, zażywny i elegancki mężczyzna
- porucznik Alek Kowalski - z wielką przyjemnością wypytuje ładne panie
- M. Kawecka - sąsiadka Zawidzkich, krawcowa, starsza, starannie ubrana i umalowana
- inżynier Urbański - dobroduszny olbrzym o serdecznie uśmiechniętej twarzy
- Lucyna - dziewczyna Roszczyka, zaopatruje mu lodówkę i dba o garderobę[4]
- sierżant Borek - udaje montera
- sierżant Grabowski - inwigiluje Krzyckich
- porucznik Sikora - rozpytuje w wydawnictwie o Zawidzkiego
- profesor Ireneusz Zamorski - od Zawidzkiego zależał jego wyjazd do RFN
- Grażyna Marciszewska - sekretarz redakcji[5]
- dyrektor Małecki - od miesiąca na emeryturze, bardzo miły i kulturalny pan.
- sekretarka - straszny plociuch, ale to cenne[3]
Mąż nie pojawia się, żeby odebrać żonę ze szpitala dla nerwowo chorych w Klimowie, więc zirytowana pani Zawidzka wraca sama do domu, gdzie znajduje męża zamordowanego. Uczynny ordynator powiadamia milicję, a damę w szoku odwozi z powrotem do szpitala. Na biurku zabitego walają się rozsypane dokumenty i notatki, ale kosztowne precjoza są na miejscu. Na broni, z której zastrzelono Zawidzkiego, milicja znajduje odciski palców żony, ale mimo tego, że żona przyznaje się, że strzelała do męża, nie zostaje aresztowana. W śledztwie okazuje się, że pan redaktor nie był zbyt wierny, a dodatkowo zdarzało mu się szantażować otoczenie (np. potencjalnym plagiatem czy wyciąganiem incydentów z przeszłości).
Milicja stosuje metody nieortodoksyjne - zaczyna od udawania krewnego, a kiedy przesłuchiwana osoba się nie nabiera, dopiero wtedy macha legitymacją. W celu pobrania odcisków od podejrzanych, wysłany zostaje wywiadowca w przebraniu konserwatora z Urzędu Telekomunikacji. Autorka każdej pani ocienia oczy rzęsami, a funkcjonariuszy bardzo uwrażliwia na piękno kobiece (oraz twierdzi, że rozpoznają po zapachu Soir de Paris). Miarą zamożności jest posiadanie kolorowego telewizora.
Się je: jajecznicę z kiełbasą oraz szklanką herbaty.
Się pali: tak, ale nie wszyscy.
Szowinizm codzienny:
- Często przebywała poza domem?
- Dosyć często. Pracownię wynajęła w Alejach Jerozolimskich, to chodzi tam malować. Nieraz i zanocuje tam, jak ma dużo roboty. A chyba coś ze dwa razy wyjeżdżała na jakieś targi za granicę i do Poznania, to nie było jej po dwa tygodnie.
- A mąż pozwalał jej, nie denerwował się?
- Tego to ja już nie wiem, ale tak po mojemu chyba nie, bo zawsze był bardzo wesoły.
Poszłam do niego [do kochanka] jak zwykle około godziny siedemnastej. (...) Janusz nie jadł jeszcze obiadu, ja również, więc upitrasiłam coś naprędce. Następnie poszłam do kuchni pozmywać, a on w tym czasie załatwiał jakieś telefony. Chciałam zaparzyć kawę, ale przeprosił mnie, że tego wieczoru nie będzie miał dla innie czasu, bo umówił się z kimś w domu na wpół do siódmej.
Widzi pan, mój mąż dawno już wyrósł z tego stanu, co to „uważaj, złotko, bo tu błotko”. Dla niego małżeństwo to pewnego rodzaju instytucja, a żona, to mebel, potrzebny w charakterze domowego robota, czasem w charakterze dekoracji. Często powtarza jako dowcip, że mu ze mną „do twarzy”. A czy mnie się już nic od życia nie należy?
Widzi pan, redaktor Zawidzki był moim zwierzchnikiem blisko pięć lat i ten układ stał się dla nas chlebem powszednim. Szanowałam go, wykonywałam jego polecenia, a on z kolei też zachowywał się zawsze fair w stosunku do mnie; może dlatego, że mam ojca na stanowisku? Jednym słowem - pełna kultura obcowania na co dzień.
[1] Była dość wysoka, smukła, długonoga, ciemne, lśniące włosy spadały jej na ramiona, błękitne oczy ocienione długimi, podwiniętymi rzęsami patrzyły na świat zachłannie i z nadzieją. Ubrana była w zgrabny, wiosenny płaszcz popielatego koloru oraz w filuterną malinową czapeczkę. (...) To wszystko rzuciło się w oczy Roszczykowi, zanim jeszcze spojrzał jej w twarz; bo wtedy poczuł skurcz w gardle. To chyba najpiękniejsza, a zarazem najsmutniejsza twarz, jaką widziałem w życiu - pomyślał.
[2] Na szczęście kolor ten [różowy] harmonizował świetnie z jasnymi włosami i fiołkowymi oczami pani kierownik, ubranej dla kontrastu w elegancko skrojony fartuch koloru lila. Liliowa przepaska utrzymywała w porządku falujące włosy. Oczy podłużne, ocienione długimi rzęsami, zgrabny nosek i pięknie wykrojone usta w łagodnym owalu twarzy tworzyły obrazek, przypominający Roszczykowi wisiorek z kameą. Gdy wstała na jego widok, ze znawstwem ocenił piękne nogi i zgrabną figurę pani kierownik.
[3] W tym momencie do pokoju weszła młoda dziewczyna, niosąca na tacy dwie szklanki herbaty; postawiła je na konferencyjnym stoliku. To była chyba seksbomba wydawnictw. Wyobraź sobie - platynowe loki spadające w puklach na ramiona, szarozielone oczy ocienione sztywnymi od tuszu, długimi, podwiniętymi rzęsami, lekko zadarty nosek, który zdawał się węszyć dookoła, usta pomalowane perłową szminką, uśmiechające się zachęcająco w lalkowatej twarzy. Miała wysokie, proste nogi, na których poruszała się szybko i zręcznie kręcąc okrągłym kuperkiem. Ubrana była w spódniczkę midi koloru szarego i granatową bluzkę bez rękawów. Zapytała lekko schrypniętym głosem (...) a mnie wpadło do głowy, że takie osóbki, jak ta ślicznotka, bywają nieocenionym źródłem różnych informacji i ploteczek biurowych.
[4] Czekała już w jego kawalerce śliczna i zgrabna, w świetnie skrojonej sukience z barwnego tergalu. Na krześle wisiała jego najlepsza, świeżo uprasowana koszula.
[5] No i wyobraź sobie, za chwilę do pokoju wmaszerowała zamaszyście postawna brunetka około trzydziestki, uczesana na pazia, w sportowych półbutach, szerokiej spódnicy „midi” koloru miodu i w brązowym golfie, opinającym kształtne piersi. Twarzy nie miała może pięknej, ale regularne rysy, wyraziste, podłużne, szare oczy i skórę do uśmiechu usta. Jednym słowem całość miła dla oka.
Inne tej autorki.
Inne z tego cyklu tutaj.
#1 (przeczytałam też po raz kolejny EW108).
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 3, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panie, panowie, prl, 2021, kryminał
- Skomentuj
Jeśli zastanawiacie się, czy serial o statku, na którym kosmos przemierzają ostatni człowiek na świecie, wyewoluowany kot, pretensjonalny hologram i android z poczuciem winy, którego pierwszy sezon pojawił się w 1988 roku (#gimbynieznajo), ma jeszcze rację bytu, to odpowiadam, że tak. Lister odkrywa nieco przestarzałą dyskietkę z oryginalnym kodem Holly'ego, superkomputera; niestety Holly nie ma w pamięci doświadczeń ze wszystkich podróży i planuje się załogi pozbyć. Dzięki temu ekipa trafia na przelatujący statek, gdzie Rimmer staje się Potężnym Światłem, androidzkim superbohaterem, a Lister odkrywa, że ukrywający się na statku koci uciekinierzy traktują go jak boga. Kot jest jak zwykle piękny, chociaż podobno jego ziomkowie wywalili go ze swojego statku za bycie niewystarczająco cool, a kocia flota wojenna strzela pociskami, które robią MIAU. Doskonały na Sylwestra, obśmiałam się jak norka oraz absolutnie chcę holograficzną kamizelkę Kota.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 2, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
O tym, żeby podsumować rok, myślałam już od jakiegoś czasu. Problem w tym (chociaż "problem" to złe słowo, ogromnie się cieszę wszak), że mnie osobiście w tym roku się ślizgnęło - jestem zdrowa, przeszłam z pracy w biurze na pracę w domu bez rozlewu krwi[1], mimo zmiany planów nauczyłam się czerpać z tego, co dostępne, radość. W zestawieniu z tym, co dramatycznego działo się dookoła mnie, czasem bardzo blisko, nad moim 2020 w zasadzie nie ma co się pochylać. Zostanę w podsumowaniu przy książkach, kopiując od dees.
Poniższa lista nie jest specjalnie olśniewająca, patrząc na liczbę wszystkich książek przeczytanych w ubiegłym roku (155 - licząc uśrednione jednostki książkowe, 197 - jeśli policzyć każdą pozycję oddzielnie). 125 napisanych przez mężczyzn, 73 przez kobiety. Zdecydowanie wolałabym czytać tylko te dobre[2], ale jako nałogowiec mogę czytać cokolwiek, jeśli chociaż - jak w przypadku kryminałek z PRL-u - mają walor komiczny bądź poznawczy. Listę najlepszych podzieliłam sobie jeszcze na dwie - best of the best of the best i bardzo dobre, ale z gwiazdką.
- Junot Díaz "Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao" - język, ostrość obserwacji, konstrukcja
- Chimamanda Ngozi Adichie "Połówka żółtego słońca" - o wojnie, o której świat milczał, przerażająco smutna mimo komicznych początków
- Anna Maria Nowakowska "Dziunia" - poruszyła mnóstwo strun
z mojego dzieciństwa
- Salcia Hałas "Pieczeń dla Amfy" - jak ja bym chciała tak umieć w dialog, w opisywanie świata, w język (co ciekawe, do "Potopu" robiłam już trzy podejścia i nie wchodzi)
- Terry Pratchett "Pomniejsze bóstwa" - nie czytałam w tym roku żadnej z podcyklu o Straży, ale pod względem ładunku emocjonalnego i wpisania się w klimat polityczny to chyba najbardziej ponadczasowa książka o wierze
- Shaun Bythell "Pamiętnik księgarza" - sarkazm i życie codzienne, również jedna z tego typu książek, do których napisania od lat aspiruję
- Shirley Jackson "Zawsze mieszkałyśmy w zamku" - ta autorka umie w klimat i zaskoczkę
- John Steinbeck "Na wschód od Edenu - tak jak rozczarowana byłam zestarzeniem się "Gron gniewu", tak tu zachwyt
- Lauren Groff "Fatum i furia", "Arkadia", "Floryda" - moja autorka roku, biorę wszystko, co napisze, nawet opowiadania to amerykańska Tove Jansson dla dorosłych
- Jeffrey Eugenides "Middlesex" - robiłam trzy podejścia, wreszcie zdjęłam ze stosu wstydu, mnóstwo dobrych zdań, było warto
Lista z gwiazdką. Żeby było jasne, to nie jest tak, że poniższa lista jest obiektywnie gorsza. Raczej mniej mi pasuje stylistycznie (np. niespecjalnie mi wchodzą rzeczy reportażowe, wolę fikcję) albo autor/ka ma lepsze pozycje w dorobku.
- Reni Eddo-Lodge "Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry" - mimo braku ekspozycji na problem rasy, to ważna pozycja o tym, co jest normalne a co powinno być; można dla uproszczenia podstawić sobie płeć zamiast koloru skóry
- Philip Pullman "Magiczny nóż" - jednak największą siłę rażenia miała "Zorza północna"
- Lucy Maud Montgomery "Blue Castle" - dalej ogromnie lubię tę historię, ale wychwytuję też nieco naiwności w niej
- Paweł Huelle "Opowiadania na czas przeprowadzki" - niestety, opowiadania; stety, Huelle umie i w krótsze formy
- Jaroslav Rudiš "Grandhotel" - nie jest to powieść wybitna, ale taka czeska w opisywaniu szaleństwa
- Wioletta Grzegorzewska "Guguły" - również wspólnota doświadczeń
- Joanna Bator "Rok królika" - wyżej cenię "Ciemno, prawie noc", ale wiem, że jeszcze długo ponownie po nią nie siegnę
- Olga Drenda "Duchologia" - reportaż, który porządkuje wspomnienia z okresu transformacji
- Kate Atkinson "Big Sky" - czekałam na kontynuację przypadków Brodiego, w żadnym razie nie rozczar, ale raczej rozrywka
- China Miéville "Toromorze" - świetna kreacja świata, tyle że bardziej dla młodzieży
- Shirley Jackson "Loteria" - nie umiem w opowiadania, ale kilka z nich wbija się pod paznokcie
[1] Nie że bez rozlewu potu. Jestem dobra w logistykę i organizację, ale bywały dni, że nie miałam już siły na nic, bo ile można żonglować trzema planami dnia bez szkody dla siebie. 9 miesięcy można, jak widać; odsypiam na końcu roku. Nawet nie wyszłam na fajerwerki o północy.
[2] Polecajcie, polecajcie!
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 1, 2021
Link permanentny -
Tag:
2020 -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
Come closer and see
See into the trees
Find the girl
While you can
(The Cure - The Forest)
500 metrów od domu. W tym roku co najmniej raz w tygodniu. Dużo kroków.
Drzewa. Stawy. Kora. Ściółka. Trawy. Mostki. Odbicia. Świerszcze, ptaki i pociąg na wiadukcie.
Światło i migotanie.
Liście.
Złapała mnie wiosenna ulewa.
Piorun uderzył tuż obok, kiedy wracałam z córką ze spaceru.
Podobno są żółwie przy pniu drzewa. Na pewno są kaczki i łabędzie. I raz spotkałam nornicę.
Tu nie ma pandemii.
GALERIA ZDJĘĆ (dużo, ale idźcie się wytarzać w zieleni) plus
2019 i 2015.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 30, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
debiec
- Komentarzy: 3
Maurice Flower jest pisarzem, tworzy mroczne książki dla dzieci o rodzinie Grubbów. Shun, ilustrator z Japonii, dokłada do tego równie dziwne i niepokojące ilustracje. Deborah, żona Maurice’a, cały czas się uśmiecha, zaaferowana kontaktami z sąsiadami, obiadem, przyjęciem. Dorosłe bliźnięta, Amy i Donald, nie są wdzięcznymi rozmówcami - Amy jest zamknięta w swoim dziwnym świecie, Donald tworzy kolejne wynalazki i chętnie każdemu wyjaśnia swój geniusz. Kręci się też babcia z demencją, wprowadzając silny element irracjonalny. Zapomniałam wspomnieć, że rzecz zaczyna się od tego, że Maurice próbuje się powiesić, bo od lat cierpi na depresję.
To jest komedia, ale slapstik przeplata się z dramatem. Pierwszy sezon to próby zatuszowania depresji Maurice’a i powolne wejście Amy w fazę manii, bo dziewczyna ewidentnie cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową. W drugim sezonie Deborah publikuje książkę o swoim życiu z osobą w depresji, Amy chce odkryć, skąd się wzięła rodzinna klątwa, a Shun - zawsze uśmiechnięty i pomocny - ujawnia swoją tragedię. To dziwna, chaotyczna, absurdalna i dziejąca się w brytyjskiej nibylandii opowieść, prześlicznie filmowana, z magicznymi pejzażami i trudnymi historiami.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 29, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Dość nietypowa książka o śledztwie prowadzonym przez Konrada Sejera, bo narratorem jest przestępca. Charles Olav Torp, wdowiec uzależniony od hazardu, nareszcie spłaca długi, a za pozostałe pieniądze kupuje 17-letniej córce rasowego konia. Córka wybacza ojcu dawne winy, cieszy się, że podjął pracę w stajni, razem chodzą na grób matki, sielanka. Dwie rzeczy jednak spędzają Torpowi sen z powiek - problemy zdrowotne, w pewnym momencie zdiagnozowane jako fgjneqavravr ebmfvnar oraz morderstwo, którego dokonał w celu uzyskania pieniędzy. Pierwsza część książki opisuje, jak do zbrodni doszło, druga - walkę Torpa ze sobą, zwłaszcza w obliczu zacieśniającego się kręgu podejrzeń. Rola Sejera jest - podobnie jak w “Zbrodni i karze” - w zasadzie ograniczona do oczyszczającego wyznania zbrodni.
Inne książki tej autorki tutaj.
#155
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 28, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, kryminał, panie
- Skomentuj
W tym roku trochę kręciłam się po mieście, jak już było można.
[5.01.2020] Stara Cegielnia przy Mieleszyńskiej (tuż przy wieży widokowej na Szachtach).
[26.07.2020] Wiadukt nad Drogą Dębińską.
[7.11.2020] Robocza, płot przy ZNTK
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 27, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
murale, szachty
- Skomentuj
Tom trzeci wspomnień Karla Ove to dzieciństwo na wyspie Tromøya, gdzie rodzice przeprowadzili się z Oslo do nowo wybudowanego osiedla oraz za pracą - ojciec nauczyciel w lokalnym gimnazjum, matka pielęgniarka w sanatorium dla nerwowo chorych. Poza okazjonalnymi wizytami u rodziny, Knausgardowie byli odcięci od dotychczasowego życia; matka miała swoje grono koleżanek, ojciec - raczej samotnik - miewał kolegów z pracy. Yngve, starszy brat narratora, ma swój świat, z rzadka zazębiający się ze światem młodszego brata, a przynajmniej tak sugeruje pamięć autora, dla którego najważniejsze są oczywiście jego własne przeżycia. Niespecjalnie lubiany przez rówieśników, pretensjonalny, zarozumiały, skupiony na sobie i swoim wyglądzie, przechodzi z dzieciństwa do okresu nastoletniego; z dziecka, które chce zawsze być najlepsze, do chłopca, którego głównie interesuje piłka nożna i dziewczęta. Niektóre elementy mocno rażą - te poświęcone defekacji (i nie jest to jedna historia, tylko dość stały temat) lub te pokazujące molestowanie rówieśniczek, powszechne w latach siedemdziesiątych; nie sugeruję, że warto by to drugie pominąć (bo pierwsze zdecydowanie można), ale beznamiętna relacja bez słowa komentarza brzmi dziwnie z perspektywy czasu.
To, co jednak sprawia, że to trudna lektura, to opisy ojca Karla Ove - psychopaty, terroryzującego swoje dzieci, na zewnątrz eleganckiego, przystojnego młodego trzydziestoparolatka, w domu kata, który w imię “porządku” i “wychowania”, a czasem po prostu nagle stawał się wściekły i bił, poniżał czy upokarzał obu synów. Opisy szarpania za uszy, rzucania o ścianę, wymierzanych na zimno razów, strachu i nasłuchiwania, czy ojciec jest w domu, są przerażające. To norweska wersja “Gnoju”, opowieści o przerażeniu, ukrywaniu, przemilczaniu, nieustającej ucieczce przed katem, który śpi w tym samym domu, aż do momentu, kiedy Karl Ove dorasta na tyle, żeby przestać się bać, a małżeństwo ojca i matki się powoli rozsypuje. Zadawałam sobie pytania, oczywiście, gdzie była matka, określana jako ciepła, kochająca, utrzymująca w domu miłą atmosferę, krzywdziciel wszak nie żyje w próżni, autor jednak w ogóle w to nie wnika, nie skarży się, jest jak jest. Sceny, kiedy ojciec przychodzi zagrać z synem po przyjacielsku w karty, dobry kumpel, nowa gra “pozbieraj 52 karty” i wychodzi, kara za zjedzenie dwóch jabłek zamiast przysługującego jednego dziennie czy zmuszenie do zapakowania przedwcześnie rozpakowanego prezentu urodzinowego, bo przecież prezent można - nawet jeśli kupowany wspólnie i znany - rozpakować dopiero po zjedzeniu tortu, pozostają w głowie przez swoje niczemu niepotrzebne okrucieństwo. Zupełnie innej wymowy nabierają wcześniejsze tomy, gdzie Knausgard jest raczej oschły w kontaktach z ojcem, ale nie wiadomo, jaka jest tego geneza.
Inne tego autora tutaj.
#154
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 26, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, beletrystyka, panowie, biografia
- Skomentuj