W tamtym roku nieco bokiem przeszliśmy obok stosunkowo krótkiego korowodu Świętego Marcina, bo remont ulicy, dlatego w tym roku doznałam zaskoczenia, widząc cały Poznań i przyległe województwa (a pewnie i z Warszawy przyjechali, bo u nich na 11.11 niezbyt miło) zgromadzone na Świętym Marcinie. Maj coś tam widział, bo stał na klombie, ja mogłam najwyżej w niebo popatrzeć. Szukam miejscówki na przyszły rok, żeby cokolwiek widzieć poza tłumem.
Wcześniej: 2018, 2016, 2013 i 2011.
Ponieważ ostatni raz Muzeum Narodowe (a nie tylko wystawy czasowe) odwiedziłam w 2011 roku, myślałam, że będzie to świeże przeżycie dla młodzieży. Zapomniałam oczywiście, że moje dziecko odbywało półkolonie przez ostatnie kilka lat, w ramach których bywało w MN co najmniej raz na sezon. Innymi słowy - nuda. Mnie, wiadomo, się podobało, kilka obrazów bym chętnie widziała w domu.
Nowością miało być zwiedzanie krypty pod Farą. Zapisy na Facebooku z dużym wyprzedzeniem, bo impreza, mimo że cykliczna, jest oblegana. I jak kościół jest przepiękny, tak podziemia niespecjalnie. Kilka połączonych piwnic, kilkadziesiąt osób, przewodnik zafiksował się na szkodach poniesionych przez kościół podczas wojny i PRL-u, gdzie to nie szanowano zwłok trzymanych w krypcie, za to wstawiono wino, bo temperatura zawsze idealna. Z mojej perspektywy przywiązanie do starych kości nie jest czymś wartym kultywowania, lepiej trzymać wino. Młodzież się trochę znudziła, trochę pobała, raczej nie powtórzymy zwiedzania.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 11, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
sztuka
- Skomentuj
18-letnia Philippa zgłasza wniosek o odtajnienie jej dokumentów adopcyjnych; wie, że jest adoptowana, ale jej przybrani rodzice nie chcą o tym mówić. Jej zebrane z półsłówek i wspomnień wyobrażenie, że jest córką służącej i nieznanego ojca, a po śmierci matki adoptował ją owdowiały mąż dziedziczki, rozsypuje się, kiedy dowiaduje się, że jej rodzicami byli przestępcy: ojciec porwał i zgwałcił 13-letnią dziewczynkę, a matka ją zabiła. Ojciec umarł w więzieniu, matka - skazana na dożywocie - wychodzi niebawem, bo amnestia. Zła na przybranych rodziców - sztywnego profesora socjologii Maurice’a i zdominowaną przez niego Hildę, skupioną tylko na gotowaniu - odwiedza matkę i proponuje jej wspólne mieszkanie na trzy miesiące[1], zanim pójdzie na studia. Chce poznać swoją przeszłość, poznać matkę, zrobić coś dobrego, a przede wszystkim odciąć się od przybranych rodziców.
Drugim wątkiem jest zemsta. Ojciec zamordowanej przed 10 laty dziewczynki, szykuje się do zabicia wychodzącej z więzienia morderczyni, bo obiecał to zmarłej już żonie. Rzuca pracę, sprzedaje dom, melinuje w zapyziałym (choć, jak to u James, urokliwym i pełnym ciepła) hoteliku, po zgubieniu w metrze matki z córką, przez wiele dni śledzi jej przybraną rodzinę, żeby wreszcie odkryć, gdzie obie kobiety mieszkają i zebrać się na odwagę, żeby wejść tam z nożem.
I jak złego słowa nie powiem na temat budowania napięcia, bo to autorka robi doskonale, tak finał całej opowieści jest absolutnie niewiarygodny. Philippa odkrywa, że avr mbfgnłn nqbcgbjnan cb zbeqrefgjvr, n xvyxn yng jpmrśavrw, ob wrw zngxn wą mnavrqoljnłn, n anjrg xemljqmvłn, co ją ubodło o wiele bardziej niż to, że jej matka zabiła dziecko, po awanturze wraca więc, żeby odkryć, że zngxn cbcrłavłn fnzboówfgjb (pb cynabjnłn bq jlwśpvn m jvęmvravn), n avrfmpmęfal zśpvpvry ceóobjnł mnovć whż glyxb mjłbxv fnzboówpmlav. Gorzej, Philippa zaprzyjaźnia się z mężczyzną, który przez lata planował zabicie jej biologicznej matki, a momentem katharsis jest dla niej cówśpvr qb łóżxn m cemloenalz bwprz, xgóertb jpmrśavrw młncnłn an mqenqmvr, nyr cbzótł wrw jlśyvmtnć fvę m mnemhgh b zbeqrefgjb. Dlaczego?!
[1] I tu mi niestety dramatycznie siada zarówno logika, jak i klimat. Nawet biorąc pod uwagę, że zbuntowana 18-latka nie ma za wiele rozsądku, to i tak jej zachowanie uznaję za co najmniej dziwne. Philippa nie zadaje żadnych pytań o przeszłość, wystarcza jej enigmatyczna relacja spisana przez matkę w więzieniu (że “musiała to zrobić” dla męża, ale i dla dziewczynki, która nie mogła “po tym” żyć oraz że niewiele pamięta); owszem, zadaje sobie pytanie, czemu matka nie wspomina o niej w opisie zbrodni (wszak powinna być gdzieś tam obecna), ale nie zaprząta sobie tym pięknej główki. Niespełna trzy miesiące pojednania matki z córką są sielankowe - odnawianie mieszkania, radosne zakupy używanych mebli i ubrań, wspólna praca w rodzinnej restauracji rybnej z miłymi ludźmi, wspólne zwiedzanie Londynu - pikniki w parkach i wzruszenia przed obrazami w muzeum, nieledwie trzymając się za rączki i śpiewając, popołudnia przed telewizorem. Matka, morderczyni dziecka, po 10 latach w więzieniu (gdzie czytała klasykę literatury angielskiej[2], dzięki czemu ma o czym rozmawiać z przeintelektualizowaną córką), prześladowana przez współwięźniarki, jest tylko trochę ostrożna i milcząca, ale doskonale wpasowuje się we wspólne życie, a nawet w tajemnicy robi córce sweterek na drutach. Brakuje tylko tęczy nad pejzażem.
[2] W książce pojawia się dwukrotnie nazwisko "Austin" zamiast "Austen", więc Bieber+2.
Inne tej autorki tutaj.
#85
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 8, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, cwa, panie, kryminal
- Skomentuj
Arthur nie ma szczęścia w życiu, mimo że często się uśmiecha. Chciałby zostać komikiem, ale na razie zbiera materiał i usiłuje radzić sobie z bałaganem w głowie, spowodowanym przez uszkodzenie mózgu, objawiające się śmiechem w przypadkowych momentach i myślami samobójczymi, na które nie pomagają leki. Mieszka z coraz bardziej niesprawną matką w zapuszczonym mieszkaniu, w pracy dotykają go szykany ze strony kolegów, nie pomaga też rosnąca agresja w mieście, wrzącym z powodu strajku śmieciarzy i przycinania funduszy na opiekę społeczną. Zostaje brutalnie pobity podczas pracy przez chuliganów, współpracownik namawia go na pistolet, węsząc rozrywkę, wszak Arthur jest odbierany jako niespecjalnie bystry. Momentem przełomowym jest zwolnienie z pracy, kiedy podczas fuchy w szpitalu dziecięcym wypada mu pistolet; w metrze obserwuje, jak trzech pijanych korposzczurów z Wall Street zaczepia najpierw dziewczynę, potem musi się przed ich atakiem sam bronić, co wychodzi mu nadzwyczaj skutecznie. O masakrze w metrze szybko zaczyna być głośno, a Arthur czuje, że jak nie teraz, to nigdy. Umawia się z uroczą sąsiadką, z którą nawiązał kontakt wzrokowy w windzie, idzie też na przesłuchanie w klubie dla stand-uperów. I kiedy wydaje się już, że to krzywa wznosząca w jego życiu, dowiaduje się, o czym jego matka koresponduje z lokalnym bogaczem, Waynem (z tych Wayne’ów), uwielbiany przez niego gospodarz programu rozrywkowego wyszydza jego występ na antenie, policja depcze mu po piętach, a w związku z zamieszkami traci dostęp do leków i opieki medycznej.
Przewrotnie powiem, że najmniej istotne jest, że bohater w finale staje się Jokerem i antagonistą Bruce’a Wayne’a, znanego później jako Batman. To bolesna historia, która mogłaby przydarzyć się każdemu poszkodowanemu przez los człowiekowi, który w pewnym momencie przestaje panować nad swoim życiem; z eskapistycznego raju własnej głowy, gdzie jest kochany i odnosi sukces, wpada w bagno przemocy, szyderstwa i zdrad, tych z przeszłości i współczesnych. Nie jest to dla mnie film do ponownego obejrzenia, mimo genialnej roli Phoenixa i fantastycznej scenografii, ale zdecydowanie warto, nawet jeśli z kina się wychodzi bez uśmiechu. Widziałam narzekania pewną wtórność wątków rewolucji społecznej (w epoce post-Anonymous), brak nowatorskości w przemianie poniewieranego bohatera, na Nowy Jork przebijający się spod Gotham (serio, ludzie na to narzekają!), ale żadna z tych rzeczy nie psuła mi oglądania. Czekam na kilka Oskarów dla “Jokera”, rozczarowana będę, jak nie dostanie za najlepsze zdjęcia i najlepszego aktora pierwszoplanowego.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 7, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Ryszard Szczerba Ślad prowadzi w przeszłość #020
Spis osób:
- major Tadeusz Nowakowski (42) - elegancki, siwieje
- porucznik Jan Walczak - ekspert laboratorium kryminalistycznego
- porucznik lekarz Jerzy Stanisławski - spóźnia się, ale warto na niego poczekać
- kapitan Bolesław Jastrzębowski - zwany Tyczką, bo wysoki i chudy
- major Zygmunt Józefiak - zastępca Nowakowskiego, niebawem się żeni
- Władysław Szyszka - SOK-ista ze Szczecina, w 1946 zaginął
- Alfred Kurczbach - pół Polak, pół Niemiec, zdecydowanie bydlę
- major Władysław Kowalski - przyjaciel Józefiaka ze szkoły oficerskiej, z Bydgoszczy
- Marysia - sekretarka Kowalskiego
- “Stary” (40) - szef Józefiaka i Nowakowskiego, lubi konkret i podpieranie się faktami
- Helena - flama Józefiaka, absolwentka ASP, nie za ładna, ale zgrabna i inteligentna
- Władysław Machyński - właściciel nadmorskiej kawiarni i pokojów do wynajęcia
- Stara Cecylia - po 50., prowadzi dom Machyńskiemu
- Jankowski - pechowy kolejarz w złym czasie i miejscu
- sierżant Franciszek Madej - komendant posterunku w nadmorskiej miejscowości
W ruinach spalonej kamienicy przy Czerniakowskiego podczas oczyszczania gruzowiska robotnicy znajdują zwłoki. Niby z wojny, sądząc po znalezionych śladach, ale porucznik Walczak ma przeczucie, że nie. Po analizie znalezionej broni wychodzi, że wydano ją w 1945 roku niejakiemu Szyszce, SOK-iście ze Szczecina, który zaginął rok później. W ubraniu jest też reszta kenkarty na nazwisko Kurzbach, co daje nowy trop milicji. Kurzbach, mieszkaniec Bydgoszczy, “wykarmiony polskim chlebem” Niemiec, był tuż przed i na początku wojny bardzo aktywnym polakożercą, po czym - jak wielu mu podobnych - zniknął w wojennej zawierusze. Czy milicja odkryje po 20 latach, kim tak naprawdę był denat - Szyszką, Kurzbachem czy kimś zupełnie innym? Oczywiście, że tak.
Bawiąc-uczyć: krótka historia dysproporcji w traktowaniu mniejszości polskiej przez Niemców przed II wojną światową (prześladowani) i mniejszości niemieckiej w Polsce (największe możliwe swobody i przywileje, dzięki czemu mogli organizować się we wspierających Hitlera ugrupowaniach). Dodatkowo - na czym polega odtwarzanie wyglądu człowieka metodą superprojekcji (oraz na podstawie niespotykanie wysokiego wzrostu, w końcu co za problem przesiać wszystkich mężczyzn po 50-tce).
Się pali: klubowe.
Się pije: koniak (bo dobry na serce oraz na pobudzenie) oraz Mackenzie’s Regal Ruby Port (dla uczczenia przełomu w śledztwie).
Złote myśli: “Upór jest jednak najtańszym surogatem ludzkiego charakteru”. “Heraklit mawiał, że charakter człowieka jest jego przeznaczeniem”.
Inne tego autora:
Sław Ankwicz - Kto zamknął drzwi #021
Spis osób:
- Zygmunt Błażejczak - inwentaryzator, zwany też lustratorem, atrakcyjny
- Stefania Narkowska - zastępczyni kierownika, krępa, ale dba o siebie i może się podobać
- Kazimierz Krumłowicz - kierownik sklepu, potencjalny samobójca
- Mariola (Marysia) Krumłowiczówna - córka, studentka trzeciego roku historii, krnąbrna
- Eugenia Krumłowiczowa - mało zatroskana wdowa, atrakcyjna blondynka
- kapitan Jerzy Rembisz - przystojny w mundurze, ale sztywny
- doktor Zabliszyn - lekarz milicyjny, ma rżący śmiech, ale jest dobrym fachowcem
- porucznik Stanisław Dyląg - podwładny kapitana, ale też i przyjaciel
- Joanna Mirowska - dziennikarka, wszędzie węszy sensacje, żona Rembisza
- panna Krysia - sekretarka Rembisza
- Zenon Prucicki - kierownik największego w mieście sklepu konfekcyjnego, starszy, ale zadbany
- Antoni Stychura - właściciel warsztatu ślusarskiego, absztyfikant Krumłowiczowej
- Władek - współlokator Błażejczaka, z musu kinoman
- Wanda Zalska - ekspedientka ze sklepu denata, szantażystka-amatorka
- Feliks Gruszczyk - elegant w stylu ulicznym, narzeczony Wandy, backup przy szantażu
- porucznik Jan Szlich - w grubych wypukłych okularach, wyglądający raczej na księgowego
- Barbara Klimek - absolwentka technikum handlowego
- Tadeusz Mycielski - narzeczony Barbary, pracuje w emalierni
- Franek Dziwisz - robi u Stychury, co mu każą i nie zadaje pytań
Abstrahując od treści, jakie tu są pyszne podtytuły rozdziałów!
Rozdział I: w którym pani Stefanii faluje pierś, a inwentaryzator Błażejczak zaczyna spodziewać się nieprzyjemności.
Rozdział IV: w którym silny mężczyzna nie umie podjąć decyzji (chociaż sporo wie), a słaba kobieta bierze na siebie ciężar odpowiedzialności (mimo że niewiele rozumie).
Ktoś wysyła anonim, sugerując, że kierownik sklepu Krumłowicz malwersuje mienie i defrauduje pieniądze z handlu uspołecznionego. Centrala deleguje inspektora, który jednak nie wykrywa żadnych nieprawidłowości, za to budzi przyspieszony oddech u pani Stefanii. Następnego dnia o poranku kierownik sklepu zostaje znaleziony martwy, teoretycznie mógł zapomnieć wyłączyć kuchenkę gazową w stresie remanentu, ale jednak przyczyną śmierci okazuje się uderzenie w głowę. Milicja rozpytuje i w rodzinie (bo inspektor jest zaangażowany z córką denata), i w samym sklepie, bo nic się nie trzyma kupy - zamordowany był hazardzistą, żona go nie kochała, ale manka w sklepie według inspektora nie było. Istotne okazuje się być kilka bluzeczek z bistoru oraz dodatkowy zestaw kluczy.
Się pali: ekstra mocne, tzw. płaskie.
Się pije: martini, cinzano (potencjalnie).
Inne z tego cyklu tutaj.
#84 (przeczytałam też dla porządku EW019).
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 3, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, panowie, prl, kryminal
- Skomentuj
Oczywiście to kwestia przypadku, że jednocześnie ze słuchaniem "Dumy i uprzedzenia" wyciągnęłam z półki "Niucha" (w ramach akcji odświeżenia całego cyklu o Świecie Dysku, wszak mam dużo czasu i mało do czytania). Wyjątkowo przyznam rację, że warto znać "DiU", bo wtedy docenia się tę - bez problemu widoczną - zjadliwą ironię Pratchetta, który każe Vimesowi (z delikatnego podpuszczenia lady Sybil) wygłosić do sześciu córek koleżanki Sybil przemówienie o tym, że mogłyby ruszyć tyłki i zacząć zarabiać, zamiast czekać na bogatych kawalerów. Dziewczęta biorą sobie do serca, jedna (Jane) nawet pisze książkę.
Nieustająco, "Niuch" jest wysoko na liście moich ulubionych książek PTerry'ego, ze swoją głęboko humanistyczną walką o przyjęcie goblinów na listę stworzeń, którym przysługują jakiekolwiek prawa. Boleśnie rezonuje to w mojej głowie zwłaszcza w zestawieniu z ubiegłotygodniową akcją ratowania tygrysów, wiezionych na przemiał do "leków" "medycyny" chińskiej, ze wzruszającym finałem w zoo w Poznaniu i Człuchowie, gdzie zwierzęta będą miały szansę przeżyć resztę życia w lepszych warunkach. Jako gatunek jesteśmy raczej paskudni w swojej dominacji, mimo jednostek, które próbują coś z tym zrobić.
Na profilu FB Zoo Poznań można znaleźć numer konta, na którym zbierane są fundusze na ratowanie tych (i innych) zwierząt. Dla ułatwienia dane poniżej:
98 1020 4027 0000 1602 1441 7713
z dopiskiem CISNA I JEJ PRZYJACIELE.
Odbiorca: Miasto Poznań, Ogród Zoologiczny w Poznaniu, ul. Kaprala Wojtka 3, 61-063 Poznań.
Inne tego autora tu.
#83
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 2, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, panowie, sf-f
- Skomentuj
Zacznę od tego, że jeśli uwielbiacie tę książkę i uważacie ją za arcydzieło, to proponuję przejść gdzie indziej, tu tylko się zirytujecie. Chyba mam absolutnie ślepą plamkę na literaturę romantyczną, bo nie widzę w powieści wartości innej niż historyczna (cieszmy się, że czasy mainstreamowych idiotek w falbankach minęły), bohaterki są wszystkie - również ta jakże swawolna i inteligentna Elżbieta (Lizzie) - gęsiami, a wszystko obraca się wokół plotki i pieniądza.
Pan Bennet ma głupią żonę (która używa swoich “słabych nerwów” jako sposobu na uzyskanie tego, co chce, więc może mimo tego, że ciągle gada głupoty, to jednak jest całkiem sprytna) oraz 5 córek; niektóre są ładne, niektóre mniej, a jedna jest podobno inteligentna. Podstawowym zmartwieniem pani Bennet jest wydanie córek za mąż, najlepiej za bogatych panów, więc nieustająco marudzi mężowi, że muszą bywać. Kiedy pojawia się więc zamożny kawaler, pan Bingley, matce jest wszystko jedno, która córka; kiedy podoba mu się najstarsza, Jane, wysyła ją z wizytą sprytnie po popołudniu w deszcz bez opcji na powrót, dramatyczne przeziębienie zatrzymuje ją w domu pana Bingleya, a jak wiadomo, częsta ekspozycja wzmacnia pragnienie. Lizzie, ta niby najinteligentniejsza (bo czyta książki i nie ogląda się za regimentem wojska), zostaje podczas pierwszego balu obrażona przez przyjaciela pana Bingleya, niejakiego Darcy’ego, uznała go więc za gbura bez względu na jego wielki majątek. Dla ułatwienia dodam, że gburowatość Darcy’ego polega na tym, że nie wchodzi w układy i układziki towarzyskie, nie lubi tańczyć ani poznawać nowych panien, o Elżbiecie powiedział, że nieciekawa na pierwszy rzut oka oraz nie mówi populistycznych głupot jak “sympatyczny” Bingley. Nie żeby był człowiekiem idealnym, bo jego [spoiler alert] oświadczyny, w których wyjaśnia Lizzie, że chciałby ją *mimo* jej ubóstwa i żenującej rodziny, to majstersztyk bucówy. Nie przeszkadza to oczywiście w niczym, bo wystarczy, że dla odmiany od wyniosłego milczenia wyjaśnił przyczyny swojego postępowania, żeby panna Bennet stopniała jak masło na patelni.[spoiler alert]
Cała intryga opiera się na tym, że Jane “zakochała” się w Bingleyu od razu, a on tak nie do końca, bo dał sobie wyperswadować związek jako nieprzyszłościowy, zaś Lizzie nie zakochała się od razu w panu Darcym, bo była zarówno dumna, jak i uprzedzona, a każdą sytuację analizowała na niekorzyść tego ostatniego. Pomiędzy jest mnóstwo ploteczek, dworskich intryg, pieniędzy w tle każdej akcji, bali i konwenansów. N-U-D-A. Zero emocji. Naprawdę A.D. 2019 to jest dalej świetna książka (abstrahując od obrazków z filmu, jak Colin Firth eksponuje tors)?
Dodatkową wadą była lektorka (no chyba nie myśleliście, że to czytam), która uparcie czytała nazwisko Fitzwilliam jako [fajc-łiljam], a Pemberley jako [pamberlej].
Inne tej autorki tutaj.
#82/#12
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 31, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2019, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 7
Rzecz się dzieje już wyjaśnieniu sprawy podwójnego agenta w "Cyrku" (jak nazywany jest wewnętrznie brytyjski wywiad), wielokrotnie jest przywoływane jego nazwisko, więc dla uniknięcia wyjaśnienia tajemnicy warto czytać chronologicznie. Smiley, aktualnie na emeryturze, wraca do służby po tym, jak Władimir (zwany Generałem albo Czarodziejem, estoński dysydent), zgłasza się do wywiadu podobno z rewelacją, zostaje potraktowany niepriorytetowo, a następnie znaleziony martwy. Smiley podąża śladami Władimira, odkrywa zostawione przez niego dowody (tu wstaw detalicznie opisaną scenę wywoływania negatywu w amatorskich warunkach, wszak trust no one), czesze wykazy rozmów telefonicznych, jedzie do Szlezwiku-Holsztyna, gdzie trafia na kolejne zwłoki i wreszcie na informację, która sprawia, że sprawa staje się osobista - jego wrogiem jest Karla, rosyjski szpieg, którego nie udało mu się przed laty złamać. Na drugim planie pojawia się wątek Ostrakowej, również Estonki, która musiała opuścić rodzinny kraj z przyczyn politycznych, zostawiając tam córkę. Zmuszana do pracy szpiegowskiej, dostaje propozycję odzyskania córki; nie ufa jednak, że to naprawdę jej córka, a nie podstawiona agentka i donosi o wszystkim Czarodziejowi. Niedługo potem cudem unika śmierci w zamachu. Smiley trafia i do niej, dzięki czemu wreszcie udaje mu się doprowadzić do ostatniej, legendarnej akcji - znalezienia czegoś, na czym Karli zależy bardziej niż na pracy szpiega. Oczywiście robi to nieco wbrew sobie, bo musi posłużyć się metodami, z których słynny jest Karla (patrz niżej).
Nie wiem, naprawdę nie wiem, czego szukam w szpiegowskich książkach le Carré. Nudzą mnie, nie jestem w stanie śledzić niby znanych, ale jednak doskonale wymiennych i przezroczystych współpracowników Smileya. Gorzej, nie obchodzi mnie, czy karkołomna akcja, w której wywiad posuwa się do szantażu, oczywiście dla dobra sprawy, się uda. Na top listach kryminalnych jest jeszcze "Mała doboszka", ale ja już nie chcę czytać tego autora!
Inne tego autora.
#81
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 27, 2019
Link permanentny -
Tagi:
2019, mwa, panowie, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Joannę rozstała się z mężem. Po rozwodzie odkryła, że jej krąg znajomych, jaki pozostał po czasach bycia w związku, jest bardzo ograniczony, dodatkowo jej poczucie własnej wartości drastycznie spadło. Tinder miał ją podbudować i może znaleźć nową miłość na resztę życia. “50 twarzy” to po części socjologiczne podejście do fenomenu randkowania przez aplikację od bezpieczeństwa zaczynając, aż do celowego zawężania kręgu znajomych, żeby wykluczyć np. współpracowników. Po części, bo jednak autorka skupia się na części autobiograficznej (lub przynajmniej w takim sztafażu utrzymanej), w której bogato opowiada o swoich upodobaniach erotycznych, wymienia mężczyzn (lub typy mężczyzn), z którymi sypiała, nie szczędząc detali oraz dodaje hymn o poligamii, która jest rozwiązaniem wszystkich problemów ze zdradami w monogamii oraz pozwala hipstersko wymieniać się jedzeniem. Złośliwostki na bok, ale znużyły mnie szczegółowe analizy wielkości elementów anatomii, opisy fellatio czy kaca następnego dnia po upojnej nocy; w ogóle wątek nieustającej imprezy jako sposobu na nudną pracę w korporacji (przygodne spotkanie na biurowym parkingu, sexting zamiast wykonywania obowiązków służbowych, dyskretne wymiotowanie na klawiaturę) nie był dla mnie specjalnie odkrywczy, z tego się w pewnym momencie raczej wyrasta i nie jest to powód do chwały.
Podsumowując - to raczej pamiętnik z seksualnymi przygodami, a nie reportaż, mimo przeglądu typów mężczyzn na tinderze (po stronie anty - między innymi zdradzający ukradkiem, incele, w depresji, cwaniaczki, przepracowani i niezdolni do związku, po stronie pro - dziennikarze kulturalni, artyści i lewacy). Nie trafia do mnie teza autorki, że nic tak nie poprawia samooceny kobiecie, jak kolejny napalony samiec komplementujący jej tyłek albo piersi (na chwilę na pewno, pytanie, jak często trzeba eksperyment powtarzać). Padło też w recenzjach wiele argumentów o klasizmie i jakkolwiek uważam, że w kwestii budowania związku czy nawet relacji erotycznej o niebo łatwiej poruszać się w swojej bańce społecznej, tak zgadzam się, że Tinder w ujęciu Jędrusik to zabawa dla niewielkiego procenta zamożnych mieszkańców dużych miast, których stać na impulsowe wydanie kilkuset złotych na noc w hotelu, kolację degustacyjną i marihuanę na dobry humor.
#80
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 23, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, panie, reportaz
- Skomentuj
Neil Gaiman w “Sandmanie[1]” opisał upadłego anioła, Lucyfera, który znudzony i zirytowany ucieka z piekła, osiedla się w Los Angeles i gra w knajpce na pianinie w przerwach między uciechami cielesnymi. Na bazie tego wątku powstał serial o konsultancie LAPD pochodzenia nadnaturalnego, właścicielu klubu nocnego Lux. Początkowo rzecz wyglądała na przyzwoity procedural z ładną panią detektyw i krnąbrnym, acz uroczym “złym chłopcem”, którego supermocą poza nadludzką siłą i odpornością na zranienie[2] jest uzyskiwanie szczerości u przesłuchiwanych, którzy wbrew woli odpowiadali na pytanie o swoje największe pragnienie. W pierwszych sezonach osią intrygi jest chęć odkrycia, czemu detektyw Chloe nie jest zupełnie wrażliwa na urok Szatana (w przeciwieństwie do poznanej w pierwszym odcinku terapeutki Lindy, która nieprofesjonalnie pobiera opłatę za porady w naturze). Potem sprawa się komplikuje, bo do akcji włącza się anioł Amenadiel, który - na polecenie Ojca - usiłuje ściągnąć Lucyfera do piekła. I jak niespecjalnie lubię powracające wątki w serialach kryminalnych, tak tutaj rozwiązywanie poszczególnych zagadek jest potraktowane dość pretekstowo, a to, co istotne, to walka Lucyfera o swoją wolną wolę i samostanowienie (w co włącza się sukcesywnie coraz więcej nadnaturalnych istot, a finalnie i do “zwykłych” ludzi dociera, że Lucyfer przedstawiając się jako diabeł jednak nie używa metafory).
Przez 4 sezony (i zmianę wytwórni) poziom serialu się zmienia, raz bywa zabawniej, raz trochę nudno, zdarzają się odcinki pisane ewidentnie na potrzeby chwili (#blacklivesmatter, silne wsparcie LGBT). Czasem psychologia postaci siada, ale przeciętnie to i tak całkiem zgrabna i przewrotna historia o roli religii w życiu (oczywiście pełna herezji i pokazująca nieco odmienną perspektywę niż kanon literatury). Wybaczam schematyczne odcinki, bo obsada jest przednia (Tricia Helfer! Tom Ellis z eyelinerem!), drugi plan bogaty (anioł, matkoboska, nieortodoksyjna specjalistka medycyny sądowej, atrakcyjna panna demon, ironiczna terapeutka czy pierwszy zabójca) i dialogi bardzo dobre, nawet jeśli nie da się zaangażować w psychologię bohaterów. Jak lubicie, to doskonały serial do drinking game (za każdym razem, gdy ktoś wzywa imię boga nadaremno, Lucyfer przewraca oczami).
[1] Którego zaczęłam czytać na bieżąco, jak wychodził, ale poddałam się chyba po trzeciej części, bo mam sklerozę i w pół roku zapominam, co czytałam wcześniej, więc stwierdziłam, że poczekam, aż wydadzą całość. I jak rany, nie mogę się do takiej masy komiksów zabrać.
[2] Rzecz się komplikuje, bo z dziwnych względów przy pani detektyw Lucyfer staje się śmiertelny. I chyba się zakochuje naprawdę. Sezon 1. Ona też. Sezon 2. Ale wszystko jest przeciwko nim. Sezon 3. Ona widzi jego prawdziwą twarz. Sezon 4.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 19, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 6
Enid ze wszystkich sił chce, żeby jej trójka dorosłych dzieci - przedsiębiorca Gary, wykładowca uniwersytecki Chip i szefowa kuchni, Denise - przyjechali z rodzinami na święta Bożego Narodzenia. Ma wrażenie, że spotkanie rodzinne całkowicie wszystko zmieni; zniknie to, że nie radzi sobie z za dużym, sypiącym się domem, z mężem z postępującą demencją i Parkinsonem, a jej dzieci wreszcie odpoczną od problemów i będzie “jak kiedyś”, da się wprowadzić do rzeczywistości korektę. Jest jedyną osobą, której na świątecznym spędzie zależy. Alfred, jej mąż, jest coraz bardziej splątany, przestaje panować nad fizjologią, a w chwilach jasności umysłu widać, że cierpi z powodu skomplikowanej przeszłości i niezamkniętych spraw. Gary ukrywa przed żoną depresję i czuje narastającą paranoję, widząc, jak jego trzech synów izoluje się od niego, mimo że nie jest takim srogim i odległym ojcem jak Alfred. Chip, niegdyś duma matki ze względu na osiągnięcia uniwersyteckie, został wyrzucony z pracy z powodu romansu ze studentką, wegetuje pogrążając się w długu u siostry, opętany idee fixe napisania scenariusza filmowego. Wtem przypadkiem wyjeżdża na Litwę, gdzie w przededniu zamieszek próbuje pracować jako PR-owiec szemranej spółki. Wreszcie Denise, po nieudanym małżeństwie, realizuje się jako szefowa kuchni w prestiżowej nowojorskiej restauracji, ale wszystko staje się nieważne, kiedy uwodzi żonę swojego szefa. To historia rozpadu rodziny, której członkowie znajdują swoją siłę, uciekając od siebie (albo idąc w alkohol, narkotyki czy leki na receptę).
Najboleśniejszym wątkiem jest choroba Alfreda, silnego mężczyzny, wynalazcy-hobbysty, rządzącego twardą ręką pracownikami, żoną i dziećmi. Po przedwczesnym odejściu na emeryturę z powodu, jak twierdziła Enid, nadmiernej dumy, zapada się w siebie. Postępująca degradacja jego umysłu, splątanie, brak możliwości decydowania o sobie sprawiają, że jego marzeniem jest zakończenie życia. To jedyny przypadek tutaj, kiedy korekta jest niemożliwa. W pozostałych przypadkach autor pozytywistycznie wskazuje bohaterom drugą szansę, nawet 75-letniej Enid. Jedną z interpretacji tytułu jest sugestia, że życie dzieci jest korektą życia rodziców, nie odebrałam tego jednak w ten sposób.
Inne tego autora tutaj.
#79
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 16, 2019
Link permanentny -
Tagi:
2019, panowie, beletrystyka -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj