Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Prosta historyjka o Gatsbym, młodym millenialsie, który z prowincjonalnego college’u przyjeżdża wraz z dziewczyną, Ashleigh, do rodzinnego Nowego Jorku. Ashleigh ma zrobić reportaż ze znanym reżyserem, ale ten ma dla niej tylko godzinę, Gatsby planuje więc zwiedzanie najpiękniejszych dla niego okolic w mieście. Problem w tym, że a) leje, b) Ashleigh po kolei odwołuje kolejne spotkania, ponieważ jej spotkanie z reżyserem rozwija się w niespodziewanym kierunku - jest zaproszona na pokaz przed-przed-premierowy najnowszego filmu, z którego rozczarowany swoją pracą reżyser ucieka; dziewczyna szuka go wraz ze scenarzystą, z którym z kolei uczestniczy w kłótni ze zdradzającą go żoną; trafia na przyjęcie, gdzie poznaje znanego gwiazdora, w którym się od zawsze kochała, a i gwiazdor wydaje się być nią zainteresowany. Tymczasem coraz bardziej zrozpaczony Gatsby odwiedza brata, statystuje w filmie znajomego z liceum, gdzie odgrywa scenę namiętnego pocałunku z Chan, młodszą siostrą swojej licealnej miłości, zabiera Chan do muzeum, gdzie - miał nadzieję - spotka Ashleigh, ale zamiast tego spotyka krewnych i już nie ma wymówki, żeby nie pójść na eleganckie przyjęcie u matki. Jako że Ashleigh jest niedostępna, zabiera na przyjęcie tzw. eskortę, której płaci pieniędzmi wygranymi w pokera. Kiedy wreszcie Gatsby i Ashley się spotykają, już nie są tymi samymi osobami, co dzień wcześniej.
TŻ stwierdził, że to świetny film z roku 2000, nakręcony 20 lat później, z czym się zgadzam, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Timothee Chalamet jest świetny - wyluzowany i sfrustrowany jednocześnie, zagubiony i skoncentrowany, kiedy już rozumie, czego chce (tylko dlaczego ma 20 lat, za młody, za młody!), chemia między nim a Chan (Seleną Gomez) doskonała. Nowojorski światek odmalowany jest z dużą dozą ironii, to chyba jedyny wyczuwalny kawałek klasycznego Allena w całym przedsięwzięciu. I Nowy Jork - mimo deszczu #chcetam natychmiast; nie ważne, że największe wzruszenie mnie ogarnęło, jak zobaczyłam zegar przy zoo w Central Parku, który znam z “Pingwinów z Madagaskaru”, do zoo koniecznie.