Fabuła zaczyna się podobnie jak w “Księciu mgły” - w 1937 roku Simone, zubożała wdowa z dwójką dzieci, przeprowadza się z Paryża na normandzką prowincję, bo dostała ofertę pracy jako ochmistrzyni u bogatego, acz ekscentrycznego fabrykanta zabawek, Lazarusa. Starsza córka Irene, piętnastolatka, spotyka o rok starszego Ismaela, kuzyna kucharki Lazarusa, Hannah; oczywiście młodzi się w sobie zakochują. Simone jest zachwycona pracą, aczkolwiek spostrzega wiele niepokojących rzeczy w rezydencji Lazarusa - automaty, które wyglądają jak ludzie, tajemnicze listy, wreszcie zamknięte skrzydło posiadłości, gdzie od 20 lat wegetuje śmiertelnie chora żona pracodawcy. Mroczna tajemnica łączy się z przeszłością - jest legenda o człowieku bez cienia i opowieść o dziecku, zamkniętym na tydzień w piwnicy. Kiedy ciekawska Hannah otwiera tajemniczy flakonik, mroczny cień atakuje ją i dziewczyna w efekcie ginie. Irene i Ismael chcą odkryć tajemnicę posiadłości, ale śmierć grozi też Simone i jej młodszemu dziecku, Dorianowi.
To nie jest zła książka, ale dość wtórna i raczej do jednorazowego przeczytania.
Inne tego autora tutaj.
#39
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 29, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panowie, sf-f
- Skomentuj
Na poły biografia, na poły wspominki znanego fizyka, noblisty i popularyzatora nauki; w środku mnóstwo anegdot z czasów Los Alamos (gdzie bomba) czy z wizyt w Brazylii (gdzie samba), przeplatanych celnymi spostrzeżeniami na temat niedowładu administracji w każdej sytuacji. Feynman był sowizdrzałem i dowcipnisiem, skupionym - owszem - na pracy, ale tylko takiej, która go interesowała. Badał z równym zainteresowaniem cząsteczki, jak i zabezpieczenia dokumentów prostymi szyframi oraz bardzo lubił mieć wokół swojej osoby legendę, będąc przy tym człowiekiem skromnym i świadomym własnych braków.
Oczywiście signum temporis, ale przy całym zachwycie erudycją i wnikliwością naukową, zbrzydziły mnie anegdotki o przesiadywaniu w barach czy klubach ze striptizem i głuszeniu łatwych dziewczyn; bro code i traktowanie dam jak dziwki, bo na to zasługują. Wiem, lata 50. i 60. rządziły się innymi zasadami, siedzenie w klubach dla panów było niewinną rozrywką.
Chciałbym dodać coś, co nie wiąże się ściśle z samą nauką, ale moim zdaniem jest istotne, a mianowicie, że nie powinniście oszukiwać laików, kiedy wypowiadacie się jako naukowcy. Nie mówię tu o takich sprawach, jak zdradzanie żony czy inne sytuacje, w których nie jesteście naukowcami, tylko zwykłymi ludźmi.
Tłumaczenie ma kilka kwiatków - fraternity to konfraternia, przy frazie kult cargo pojawia się przypis tłumacza, że cargo to ładunek (mimo że kilka stron dalej Feynman wyjaśnia, na czym kult cargo polega).
#38
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 28, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, biografia, panowie
- Skomentuj
Rumuński serial milicyjny z lat 80., który pewnie nie byłby współcześnie tak popularny, gdyby nie amerykański dubbing (Channing Tatuum, Joseph Gordon-Levitt, Chloe Sevigny czy Nick Offerman). Wszyscy palą, nie myje się rąk po wyjściu z toalety (w ogóle nie myje się rąk; czy też tak jak ja macie psychozę natręctw, że na widok każdego fizycznego kontaktu w duszy krzyczycie "ale przecież social distancing"?), łada jest najlepszym samochodem na świecie, a przesłuchiwanie odbywa się za pomocą przemocy fizycznej. Bukaresztańska milicja szykuje się do aresztowania imperialistycznych handlarzy narkotykami, niestety w trakcie akcji okazuje się, że to zasadzka, a jeden z milicjantów - Nikita - zostaje zamordowany[1]. Gregor, najlepszy z najlepszych[2] wraz z prowincjonalnym Josephem (zwanym pieszczotliwie kozojebcą), niegdyś przyjacielem Nikity, rozpoczynają dramatyczne śledztwo, w którym amerykańska propaganda rzuca im na każdym kroku kłody pod nogi (dżinsy Jordache i Biblie Gideona[3]), co niestety może oznaczać, że zawiodą socjalistyczne metody uczciwości, to jest donoszenie nawet na najbliższych. Pojawiają się też oczywiście piękne, choć zdegenerowane, nagie kobiety, które próbują odciągnąć bohaterów z dobrej drogi; na szczęście w takich sytuacjach pomaga przypomnienie ideałów Marksa oraz zastanowienie się, Co Zrobiłby Lenin.
Tyle że nie, bo to współczesny amerykański pastisz kina socjalistycznego. Zabawne jest pół pierwszego odcinka, bo scenografia i kostiumy są doskonałe, jakbym oglądała rumuńskie “07 zgłoś się”. Niestety im dalej w las, tym bardziej wyziera szydera i amerykański pogląd, jak wyglądały kraje Europy Wschodniej w latach 80. Zdecydowanie nieobowiązkowe do oglądania, bo fabuła strugana na kiju, a śmiech raczej pełen zażenowania.
[1] Spoiler: V gh znz ceboyrz, ob an ernyabśpv śzvrepv Avxvgl bcvren fvę pnłn nxpwn. Glyr żr śzvreć wrfg fsvatbjnan, n Avxvgn wrfg anpmryalz młbyrz.
[2] W głowie oczywiście mi brzmi Yugoton.
[3] Kiedy dystrybutor Biblii sugeruje, że prawo do praktyk religijnych jest fundamentalnym prawem człowieka, detektyw Gregor nie ma problemu z odpowiedzią: „Powszechna opieka zdrowotna jest fundamentalnym prawem człowieka. Wiara w wymyślonego boga jest oznaką obłędu”.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 28, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
W 1973 wybuch wulkanu zmusił mieszkańców do opuszczenia jednej z islandzkich wysp, a opuszczone domy zasypał żużel i popiół. Współcześnie (1997) historycy chcą odkopać kilka domów, żeby stworzyć skansen, takie “Pompeje Północy”, pokazujący zachowane domostwa sprzed 20 lat. Markus, syn właściciela jednego z domostw, sprzeciwia się wykopaliskom, twierdząc, że musi najpierw zabrać prywatne rzeczy z piwnicy. Thora, jako adwokat Markusa, pojawia się na wyspie, żeby pilnować praw klienta do prywatności. Okazuje się to trudne, bo wstrząśnięty klient z piwnicy wynosi pęknięty karton z odciętą męską głową, a zaraz obok leżą trzy ciała. Markus sprzedaje jakąś karkołomną historię, według której 25 lat temu jego przyjaciółka z dzieciństwa, Alda, tuż przed wybuchem wulkanu poprosiła go o przechowanie kartonu z rzeczami; gdy dowiedziała się o pracach archeologicznych, błagała o dyskretny zwrot pakunku. Niestety, Alda nie potwierdza tego, bo nie żyje - początkowo wygląda, że popełniła samobójstwo, potem okazuje się jednak, że ktoś ją zamordował. Policja aresztuje Markusa, mimo że w momencie zabójstwa był nastolatkiem, a Thora metodą żmudnego odpytywania niechętnych i nie pamiętających już niczego sprzed lat mieszkańców wyspy usiłuje odtworzyć wydarzenia chwilę przed wybuchem wulkanu.
Intryga jest, niestety, dość miałka i zasadza się na tym, że nikt nie mówi prawdy. Anonimowe zwłoki z piwnicy okazują się być załogą brytyjskiego kutra, który cumował na wyspie tuż przed ewakuacją, w porcie pojawiła się wówczas kałuża krwi, ale nie sporządzono żadnego raportu na ten temat. Zirytowała mnie Thora, która nie była w stanie połączyć ze sobą dramatycznych zapisków w pamiętniku 16-latki, która następnie na rok zniknęła i informacje jej matki o szkole, do której córkę przeniosła, były nieprawdziwe - bpmljvśpvr qmvrjpmlan olłn j pvążl j jlavxh tjnłgh, n ybxnyan fgnefmlman ebmcenjvłn fvę m tjnłpvpvrynzv bfgngrpmavr, avr yvpmąp fvę m xbavrpmabśpvą hxelpvn mjłbx. Absurdalnie, Bella okazuje się być całkiem sprawna w pracy wyjazdowej - szuka dokumentów w archiwum i rozmawia z mieszkańcami (a Thorę irytuje strojem jak z organizacji Baader-Meinhof oraz tym, że z łatwością znajduje sobie partnerów do łóżka mimo braku urody).
Seksizm powszechny: policjant chce zobaczyć zwłoki nie z powodów służbowych, ale żeby ocenić, jak rzeczywiście wyglądają implanty piersi, bo wtedy może pozwoli żonie, żeby sobie takie zamontowała.
Bawiąc-uczyć: w treści pojawiaja się wojny dorszowe.
Niestety tłumaczenie Jacka Godka (pierwsze trzy tomy) jest mocno takie sobie - są niepotrzebne kolokwializmy, zdarzają się potworki składniowe albo zdania i wyrażenia zwyczajnie niezgrabne: Thora szukała informacji “w Necie”, uprzejmie prosiła "znajdzia" (sic!) o odszukanie plików, bohater “wydudlił” kawę itd.
Inne tej autorki tu.
#37
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 26, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panie, kryminal
- Skomentuj
Thora prowadzi z kolegą kancelarię prawną. Zgłasza się do niej bogata Niemka z prośbą o przyjrzenie się śledztwu, jakie islandzka policja nieudolnie przeprowadziła w sprawie śmierci jej syna. Harald, piszący na Islandii pracę na temat prześladowań czarownic, został znaleziony martwy w jednym z pomieszczeń uniwersyteckich, z wyłupionymi oczami, a na obnażonej klatce piersiowej ktoś post mortem wyrzezał mu tajemniczą runę. Jako że młody człowiek miał bogatą historię (narkotyki, asfiksja autoerotyczna z incydentem zakończonym śmiercią kolegi) i nieortodoksyjny wygląd (rozszczepiony język, skaryfikacje, kilkadziesiąt metalowych obiektów wszczepionych pod skórę, w tym w okolice intymne), szybko uznano, że morderstwa winny jest diler narkotyków Haralda. Im dłużej Thora przygląda się sprawie, współpracując z atrakcyjnym niemieckim eks-policjantem/prawnikiem Matthew, tym więcej nieścisłości wychodzi. Mimo wielu nawiązań do satanizmu, księgi o metodach torturowania czarownic i staroislandzkich wierzeń (np. że właśnie na Islandii są wrota piekieł), wyjaśnienie nie jest nadnaturalne.
Ponieważ to tom 1 cyklu, wyjaśnia się sprawa Belli - sekretarki z piekła rodem. Dziewczyna rzadko odbiera telefony, a jak odbiera, to rzuca mało zachęcające mruknięcie, nie zapisuje kto dzwonił oraz jest oględnie mówiąc niechętnie nastawiona do pracowników kancelarii, nie wspominając o chęci do jakiejkolwiek pracy. Otóż jest to córka właściciela lokalu, w którym mieści się agencja i zatrudnienie Belli było ofertą wiązaną, zwolnienie jej oznaczałoby konieczność przeprowadzki. Trochę toporne wyjaśnienie, ale od biedy akceptowalne.
Inne tej autorki tutaj.
#36
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 24, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panie, kryminal
- Skomentuj
Oslo, mniej więcej współcześnie. W wodach zatoki zaczynają pojawiać się dziwnie ubrani, przerażeni ludzie, mówiący obco brzmiącym językiem. Okazuje się, że to staronorweski, a wyłowieni ocaleńcy pochodzą z przeszłości. Kilkanaście lat później. Nie wiadomo dalej, co spowodowało dziwne zjawisko, ale przybyszów jest całkiem sporo (i ciągle przybywają nowi), niektórzy zintegrowali się ze współczesnością, niektórzy kultywują własne tradycje. Bba, nawet współcześni dołączają do przybyszów, na przykład była żona inspektora Haalanda, która preferuje XIX wiek i konkubenta z tamtych czasów. Alfhildr, wikinżka po studiach kryminalistycznych, zostaje przyjęta do policji (mimo niechęci niektórych oficerów); jej pierwszą sprawą jest śledztwo w sprawie wyłowionych z portu zwłok temporalnej migrantki, bo dziewczynie w utonięciu ktoś pomógł. Wszyscy Alfhildr wyśmiewają, bo mech zamiast podpaski, wiara w potwory i nadmierna otwartość również w kwestiach intymnych, ale szybko się okazuje, że dziewczyna jest sprawnym śledczym.
Jaki to jest pyszny serial! Wiadomo, wszystko, co ma dobrze ograne podróże w czasie, ma od razu na starcie dużo punktów, ale tu oprócz tego doskonale ograne są realia i scenografia. Łkam z kóz na zadbanych trawnikach, prehistorycznych Norwegów polujących na zające w samych tatuażach (totalnie widzę, jak robili casting do roli Navna, czy nie mam pan, kolego, nic przeciwko, że dokleimy panu skaryfikacje i będzie pan latał z juwenaliami na wierzchu?), knajp dla Wikingów (które przypominają mi knajpy dla krasnoludów w Ankh-Morpork) czy wreszcie mnóstwa zabawnych sytuacji, jaki zderzenie między ultra poukładanymi Norwegami, a tym chaosem, jaki się pojawia. Akcja też jest niegłupia, tajemnic sporo, a dodatkowo pojawiają się postaci historyczne na miarę naszego Chrobrego czy innego Świętego Wojciecha. Must have, nie mogę się doczekać drugiego sezonu.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 21, 2020
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 12
Książka to zbiór opowiadań, z których trzy podobno zostały zekranizowane w cyklu o tym samym tytule. Jeszcze nie widziałam, ale poszukam.
Tom budzi Judith telefonem o 4 nad ranem. Jednak nie godzina rozmowy wprawia ją w zdziwienie (a potem przerażenie), tylko fakt, że Toma - pasierba - nie widziała od 22 lat. Ba, nikt go nie widział, również poszukująca go za różne sprawki policja. I jakkolwiek jest teoretyczna możliwość, że chłopak wtedy zniknął i ukrywał się przed rodziną i sprawiedliwością, tak Judith wie, że to niemożliwe - wszak ostatniej nocy 22 lata temu, kiedy to Tom próbował ją zgwałcić, uderzyła go nożem i umierającego nastolatka mąż zakopał gdzieś w lesie. Nie wierzy więc, że 40-letni mężczyzna, który wie zaskakująco dużo o niej, jej mężu i wydarzeniach sprzed lat, to jej pasierb. Finał jest dość zaskakujący, tym bardziej, że wieloetapowy.
Tytułowy Rein to autor trudnej, acz poczytnej prozy. Kiedy do zagranicznego wydawnictwa trafia jednocześnie manuskrypt najnowszej powieści z prośbą o tajemnicę i wydanie poza rodzinnym krajem autora oraz informacja o samobójczej śmierci tego ostatniego, stały tłumacz zostaje oddelegowany do miasteczka A., żeby tam dyskretnie wykonać pracę i pozwolić wydawnictwu na sensacyjne wydanie. Sam tłumacz ma też powód do prywatnego śledztwa, ponieważ usłyszał w czasie koncertu radiowego, emitowanego z A., charakterystyczny kaszel swojej zaginionej żony, Ewy. Szuka jej więc, a w manuskrypcie Reina odkrywa, że autor prawdopodobnie został zamordowany przez swoją młodą żonę i jej kochanka. Trochę niedopracowany jest wątek żony tłumacza, ale sama tajemnica - zaskakujaca (chociaż przewidywalna).
”Droga Agnes” to historia korespondencji i wieloletniej przyjaźni między dwiema kobietami - Agnes i Henny, które po latach niewidzenia spotykają się na pogrzebie męża Agnes. Absurdalnie, Henny proponuje przyjaciółce skopiowanie intrygi z kryminału Patricii Highsmith, gdzie to przypadkowi znajomi z pociągu umawiają się na wzajemne morderstwo swoich wrogów; konkretnie zwierza się, że jej mąż ma romans z nieznaną damą i chciałaby widzieć go martwego jak najszybciej. Agnes zgadza się, po części dlatego, że pieniądze od Henny pozwolą jej zachować odziedziczony po mężu dom i spłacić pasierbów, po części dlatego, że traktuje to jak przygodę. W retrospekcjach pojawiają się jednak wspomnienia, które pozwalają przypuszczać, że motywy Agnes są nieco inne.
”Wężowy kwiat z Samarii” jest chyba najbardziej melancholijny. 40-letni mężczyzna na progu rozwodu wraca do rodzinnego miasteczka, żeby z przyjacielem odkryć tajemnicę zaginięcia jego jedynej miłości. Vera, zwana Wężowym Kwiatem, zniknęła bez śladu w noc balu przedmaturalnego. Ku zdumieniu bohatera, dostaje kartkę, sugerującą, że dziewczyna żyje. Wyjaśnienie tajemnicy sprzed lat raczej zasmuca niż daje poczucie domknięcia.
”Wszystkie informacje w sprawie” to taka wprawka - nauczyciel zastanawia się, jaką ocenę wystawić uczennicy, która zginęła w wypadku tuż przed końcem szkoły. Po co - nie wiem.
Akcenty polskie (tym razem takie nawet nie aż tak z powietrza): lokatorka w domu, gdzie podobno mieszka eks-żona narratora, nazywa się N. Chomowska, a sama żona przybrała nazwisko Edita Sobranska, Ursula Lipinska wspomniana jest w cytowanym przez narratorkę wierszu czy wreszcie Adam Czernik, znajomy bohaterki, który przyjechał jako wsparcie. Oraz:
Stanąłem przed lustrem i aż mnie zamurowało od całej tej elegancji. Biała koszula, krawat, czarne spodnie z krepy, buty z kantem niczym na polskich konserwach.
Inne tego autora tutaj.
#35
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 20, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panowie, kryminal
- Skomentuj
Małe szwedzkie miasteczko K. Przeprowadza się tu Leon Berger, nauczyciel historii i literatury; chce zapomnieć o swoim dotychczasowym życiu, bo pół roku wcześniej jego żona i córka zginęły w katastrofie statku wycieczkowego. Na początku roku szkolnego dowiaduje się, że jego poprzednik zginął w tajemniczych okolicznościach. Kiedy w służbowych papierach Kallmanna znajduje jego pamiętniki, rozpoczyna z dwójką zaprzyjaźnionych nauczycieli własne śledztwo. Narracja Bergera przeplata się z obserwacjami Ludmilly, jego zasiedziałej w K. znajomej i - jak się okazuje w trakcie - obiektu uczuć; Igora - nauczyciela matematyki i fizyki, który swego czasu z Kallmannem się trochę przyjaźnił, na tyle, na ile ten pełen tajemnic człowiek pozwolił; Andrei - nastolatki, która próbuje z przyjaciółmi wyśledzić tajemnicę, a niespodziewanie odkrywa wątek osobisty; Ulriki - matki Andrei, wspominającej wydarzenia sprzed kilkunastu lat. Miasteczko wcale nie okazuje się być spokojne - oprócz niepokojących treści w pamiętnikach Kallmanna (przyznał się do zamordowania własnej matki jako nastolatek, a jego nazwisko okazuje się być przybrane, dodatkowo twierdził, że umie rozpoznać mordercę po oczach i jeden z nich chodzi wolny po mieście), ktoś wysyła anonimy z pogróżkami do osób o etnicznym pochodzeniu, a finalnie jeden z młodych nacjonalistów zostaje znaleziony powieszony na drzewie. Policja jest bardzo w tle - na początku śledztwo prowadzi dość tępy inspektor, znany nauczycielom sprzed lat, bez większych sukcesów, potem dołącza inteligentna pani inspektor, dzięki czemu zostaje aresztowany potencjalnie podwójny morderca. Wyjaśnienie większości zbrodni pojawia się jednak dopiero po 20 latach, kiedy Charlie, geniusz z zespołem Aspergera, wraca na pogrzeb matki i zbiera wszystkich żyjących świadków wydarzeń z 1995 roku, żeby wspólnie ustalić, co tak naprawdę się stało.
Inne tego autora tutaj.
#34
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 18, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panowie, kryminal
- Skomentuj
Zygmunt Zeydler-Zborowski - Czwartek, godzina 22 #046
Spis osób:
- porucznik Władysław Nowacki - początkowo nic mu się nie klei
- Bogdan Zielnicki (25) - niebieski ptak, według matki dlatego, że ma trudny charakter
- Zielnicka - matka Bogdana, zniszczona życiem kobiecina, krawcowa
- Zielnicki senior - ojciec Bogdana, rozwiedziony, ma nową żonę i rodzinę w Hamburgu
- Iwona Zarębska - ostatnia “sympatia” Bogdana (do tego w ciąży), podobno idiotka, twarz jak z obrazu Modiglianiego
- mecenas Garbarski - wrócił z Ciechocinka do domu, a tam zwłoki i nie posprzątane
- Jerzy Garbarski - syn, kontynuuje tradycję i studiuje prawo
- Julia Garbarska - małżonka, ma delikatne nerwy
- Felicja Montarska - gosposia Garbarskich, nie dba o linię i nie prowadzi kuracji odchudzającej
- Ewa - córka Montarskiej, świadoma własnej urody, nieświadoma braków w intelekcie
- Majewska - sąsiadka Zielnickich, bardzo tęga i z czerwoną twarzą
- major Kolczak - niedużego wzrostu, szczupły, bardzo ruchliwy
- Henryk Wilczewski - uczestnik wesołej wycieczki do Kazimierza, robił wrażenie naukowca
- Danuta Zagórska - uczestniczka wesołej wycieczki do Kazimierza, raczej trzpiotka
- kapral Osieniak - z Woli, prowadził sprawę kradzieży żółtej Skody
- inżynier Gustaw Janocki - architekt, bardzo miły gość
- Janocka - żona inżyniera, wybitnie lekkomyślna i roztrzepana
- Tomasz Zarębski - brat Iwony, kolega ze studiów młodego Garbarskiego
- Zarębski senior - chemik z Instytutu
- Zarębska seniorka - choruje na nerki, w szpitalu
- Jola - koleżanka Zarębskiego juniora, podobno Bogdan chciał jej pomocy przy sprzedaży heroiny
- sierżant Wawrzyniec Jemiołka - silny i przydatny w razie sprzeczki, do tego lubi zwierzęta[1]
- Polikarp Bonarczyk - szwagier Jemiołki
- Marysia Jemiołkówna-Bonarczyk - mistrzyni domowej garmażerki[2], siostra Jemiołki
- stary Łukasiak - ma krzyżówkę owczarka podhalańskiego z bernardem oraz małpę
- Zenon Łukasiak - syn starego, marynarz, dorodny mężczyzna
- sierżant Pakuła i porucznik Woźnicki - obserwują Janockich
- Dzidziuś - kumpel Łukasiaka, jego aparycja mimo woli przywodziła na myśl wszystkie możliwe paragrafy Kodeksu Karnego
- Maniek - psuje incognito Nowackiego
- Izabela Zalentowa - ma nerwy w strzępach
- pani Teodora - wdowa po kolejarzu, masażystka
- Lucyna - naiwna o oczach jak bławatki, ale to pozory
Matka zgłasza zaginięcie syna, ale jest bardziej zrezygnowana niż pełna nadziei. Syn znajduje się martwy w mieszkaniu rodziców jego dalekiego kolegi. Milicja odkrywa, że młody robił wokół siebie legendę: rodzina w Argentynie, będą duże pieniądze, pobocznie pojawia się wątek narkotykowy, ale gdy okazało się, że jego ówczesna panna, Iwona, jest w ciąży, zniknął. Podejrzenia idą też w kierunku szpiegostwa, bo ojciec nie w Argentynie, a w Hamburgu, dodatkowo w rzeczach denata znaleziono karteczkę z mapą wskazującą na sprytnie zakamuflowaną skrytkę. Oficerowie przesłuchują imponującą liczbę osób, po kolei odsiewają mylące sprawę wątki, skupiają się na żółtej skodzie i z wizytą na wybrzeżu wyłapują członków szajki przestępczej. Pewną nowością było dla mnie, że na podstawie daktyloskopii da się określić płeć, ale może mało wiem.
Społecznie: “- Zapewne rodzice pani bardzo się tym wszystkim [ciążą z nieobecnym sprawcą] przejęli.
- O tak. Szczególnie tatuś. Tatuś bardzo mnie kocha. Radził mi, żebym zrobiła skrobankę, ale ja nie chciałam”.
Się pali: giewonty, carmeny (może nie tyle pali, co nosi puste pudełko z notatką), rothmansy.
Się pije: dżin (mecenas), żytniówkę (ochrona przed sezonem grypowym), koniak (u inżyniera), orzechówkę (u szwagra), piwo (w tawernie).
Się je: smażone śledzie w tawernie albo domowe[2] delikatesy.
[1] W domu ma 4 psy, 3 koty, koza, oswojony borsuk i 6 kanarków i złote rybki.
[2] Wystawiła dla gości “kiełbasy swojej roboty, szynka z dzika, pasztet, świeżutki, pachnący chleb i różne inne smakołyki. Nie zabrakło oczywiście pękatych butelek, mieniących się tak intensywnymi barwami, że trudno było oczu od nich oderwać”.
Jerzy Janicki - Amerykańska guma do żucia Pinky #047
Spis osób:
- Drabik - niewidomy właściciel pokoju do wynajęcia w sezonie
- Henia Drabikówna - urzędniczka pocztowa, taka miła i ładna, a taka zasadnicza
- Drabikowa - pielęgniarka, nieistotna dla akcji
- Misiu - lokator z małżonką, wyjeżdża tuż przed wydarzeniami, bo koniec sezonu
- Ziutek Marocha - światowiec w dżinsach i czerwonej koszuli
- Krzysztof Listkowski - właściciel lodziarni
- Basia - telefonistka na poczcie
- Lichaczewska - sprzątaczka na poczcie
- Maciejewski - mechanik, podejrzewany o bycie ormowcem
- Komendant - rzuca wszystko i jedzie z zoną na urlop w Bieszczady
- plutonowy Pieniążek - funkcjonariusz młody i niesamodzielny, ale wystarczy jak na po sezonie
- Karaś - zwany Mickiewiczem, tragarz, zaszkodziła mu zakąska[1]
- Ilona Rychter - pracownica Listkowskiego, nogi aż do nieba
- papitan Stanisław Wapiennik - przypadkowy cenny świadek i przyjaciel Miercika
- porucznik Miercik - komenda powiatowa, lekko siwiejące skronie i młode, ciemne oczy
- Guła - zegarmistrz, krótkowicz w drucianych okularach
- Udo Trauscher - współwłaściciel przedwojennej stoczni remontowej
- Dietrich Trauscher - właściciel czerwonego BMW, podobno żuł gumę
- doktor - przyjaciel Listkowskiego, dowcipniś
- Dojnarowicz - osiedleniec zza Buga, szykanowany przez sąsiada, ze niby bimber pędzi
Koniec sezonu w nadmorskim miasteczku. Letnicy wyjeżdżają, lokalny tragarz dwoi się i troi, żeby wszystkie bagaże dowieźć na dworzec, nie dziwne więc, że kończy pijany w drzazgi i zostaje przywleczony na posterunek. Na poczcie też zamieszanie - wszyscy nadają paczki, żeby uniknąć wożenia ich pociągiem, telegramy, pospieszne rozmowy telefoniczne; kiedy już po godzinach przychodzi właściciel lodziarni, żeby zdeponować sporą sumę pieniędzy, zdenerwowana pracowniczka odmawia. Sprzedawca lodów zostaje znaleziony nad ranem martwy, pieniądze zniknęły (choć drobniejszych sum i bonów walutowych nikt nie ruszył); milicja ma motyw i ślad w postaci gumy do żucia pod oknem denata. Podejrzany nadawca telegramu, świadek zajścia na poczcie, okazuje się być milicjantem na urlopie, co pomaga porucznikowi Miercikowi w śledztwie. Sprawę utrudnia fakt, że pieniądze z utargu się odnajdują - dostał je na przechowanie zegarmistrz. Podejrzenie pada na lekkomyślnego i niewiernego chłopaka Drabikówny z poczty, potem na tajemniczego turystę z Niemiec, który swego czasu awanturował się z denatem, ale sprawę wyjaśnia wreszcie naoczny świadek całego zajścia, który dla bezpieczeństwa wolał wysłać milicji anonim.
Się pije: oranżadę kokafruit (ale nie na kaca!), koniaki jugosłowańskie.
Się pali: płaskie, ekstra mocne.
W razie ratowania topielca: tlen jest w warsztacie samochodowym, bo w przychodni nie ma.
[1]
Trzeba by go do domu - zaopiniował Maciejewski. - Tam przynajmniej w japę dostanie. A tu jeszcze panu areszt zahaftuje (...) W lipcu, w kinie, da pan wiarę, na drugim seansie, “kobietę-kota” grali, to jak haft puścił, dwa rzędy przed nim do pralni musiały iść.
Ewa Wielicka - Zanim zapadnie wyrok #048
Spis osób:
- Rzekicki - nie pali, buchalter, uparcie nie chce iść na emeryturę
- Wandzia Maroszek - sekretarka, nie pali, w zdenerwowaniu pąsowieje jej dekolt
- Jan Walczak - główny księgowy, nie lubi brzydkich kobiet
- Stefania Łodzicka - starsza księgowa, przypomina wyleniałą chabetę dorożkarską
- Słoniewski - dyrektor, używa dobrej wody kolońskiej
- Wacio Piłeczka - kasjer z przeszłością
- Łękotowa - woźna, o 11 wydaje herbatę i nie ma przebacz
- Kozłowski - woźny, przedwojenny urzędnik z wojenną traumą
- Adam Markiewicz - krewki narzeczony Wandzi
- porucznik Kotowicz - opalona, młodzieńcza twarz, niesforne włosy i żywe ruchy chłopca z boiska
- Borek - fotograf milicyjny
- Wacek - specjalista od daktyloskopii
- Kłosek - personalny, małe świdrujące oczka
- inżynier Wachecki - właściciel nowego polskiego “Fiata”, pół zakładu mu zazdrości
- Ryszard Kalkowski - specjalista od nadużyć finansowych
- Kazimierz Bartosik - księgowy w spółdzielni “Drewno”, ubrany z tanią elegancją
- doktor Budyk - patolog
- Walczakowa - różowa i pulchna dama po 30, z obfitym biustem
- major Tarnicki - szef Kotowicza, dokładnie studiuje dokumenty
- Franciszek Guzłowski (ps. Guzeł) - konflikty z prawem nazywa przykrym nieporozumieniem
Zakłady Bawełniane “ZEBA”, narada pracownicza. Główny księgowy Walczak udowadnia wszystkim, że buchalter Rzekicki albo jest za stary na pracę, bo się myli w rachunkach, albo celowo fałszuje faktury. W obu przypadkach chętnie by widział starego zwolnionego, ale ma przeciw sobie w zasadzie większość obecnych, którzy z Rzekickim pracują od dawna i go cenią. Kiedy zostają znalezione zwłoki Walczaka, okazuje się, że człowiek ten miał wielu wrogów poza Rzekickim. Milicja rozpytuje, dużo zajmuje wątek potencjalnych przestępstw gospodarczych, pobiera odciski za pomocą częstowania podejrzanego papierosami w pudełku, uczestniczy też w pogrzebie. Przestępca zostaje odkryty dzięki dobrej pamięci majora Tarnickiego, ale ucieka przed karą, ginąc w możliwe że samobójczym wypadku.
Się pali: sporty, emdeemy, silezje.
Się pije: wódkę, również służbowo.
Się je (na śniadanie w pracy): bułki z wiejską kiełbasą, jajko na miękko, biały ser.
Inne z tego cyklu tutaj.
#33
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 16, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, panie, panowie, prl, kryminal
- Skomentuj
Maria Mania i Elwirka mieszkają w gdyńskim falowcu. Maria jest wdową, mieszka z bulterierką Amfą i pracuje jako kwiaciarka przy cmentarzu, stąd głównie wiąże wiązanki pogrzebowe. Elwirka pracuje w Żabce, ma kilkuletniego syna, a dorabia sobie strzygąc psy. Wplątała się też w związek z Łysym, który jednakowoż (zarówno związek, jak i Łysy) nie rokują. Często na spacerach towarzyszy im Dziewczynka Zombie[1], czasem złośliwie spogląda na nie duch jakuckiej babki Marii, czasem dołącza się Żaneta, która w prywatnym mieszkaniu zarabia na życie sesjami sado-maso. W trakcie roku, kiedy to Maria i Elwirka mają tworzyć baśń, w założeniu terapeutyczną, jak kazała pani psycholog ze Środków Unijnych, raczej próbują nie oszaleć dzięki rozmowom. Bo praca za grosze, traumy z przeszłości, mężczyźni, którzy nie wspierają, a są obciążeniem, nawet jeśli na początku było cudownie. Nie pomaga Matka Boska, która objawiła się na elewacji; może dlatego, że zawsze siedzi stopień niżej Bóg Ojciec i Syn Boży, a może dlatego, że to chiński grzyb. Zima i wszechogarniająca ciemność też nie pomaga, ale to nie specyfika falowca, tylko taki mamy klimat.
Jaka to pyszna książka, świeża, bogata językowo. W zasadzie musiałabym przepisać połowę, bo zachwycona byłam co drugim, trzecim akapitem[2]. Tak, zgadzam się, że w zasadzie nie ma w książce akcji jako takiej, ale tyle jest między wierszami - dziecko oddane krewnym, bo bóg dał na dziecko, ale nie dał na dziecko, pechowo okazało się, że ciotka bije za wymiotowanie niedobrym jedzeniem i ogólnie dla kształtowania charakteru, a wuj pod nieobecność rozmodlonej ciotki dobiera się do dziecka. Sprawy damsko-męskie, rozpływające się w nadmiarze alkoholu i męskiej nieporadności, gdzie Arka Gdynia w sercu, ale już nie praca czy odpowiedzialność. Przegrani ludzie, którzy w alkoholu topią rozczarowanie życiem albo rutynowo wstają, kupują szkielet i włoszczyznę, bo to wystarczy do przeżycia dnia. Rytm roku i jego zmienność w zwykłym życiu, od którego nie ma wakacji, bo skąd wziąć na wakacje?
Bardzo bym chciała napisać taką książkę.
[1]
Dziewczynka zombi kiwa głową. Ona, jak była małą dziewczynką, to też chciała być zwierzątkiem najbardziej. Zwierzątka nie miały opiekunów. Opiekunowie opuszczali zwierzątka i zwierzątka miały święty spokój. Nie miały ciotki. Nie miały wujka. Jak już nie zwierzątkiem, i koniecznie istotą ludzką, to jednak chłopcem. Chłopcy nie musieli słuchać i dawać przykładu. Nie musieli mieć czystych rąk i niezagiętych rogów w zeszytach.
[2]
(...) I raz się z nim tylko pokłóciłam. A on nawet przyznał mi rację. O narządy. Bo o Iwanie opowiadał, i że ktoś Iwana zaczepił, a Iwan taki ujarany, że nic nie kuma, stoi tylko jak pizda taka i nic, tylko nogami przebiera. Więc ja mu mówię, nie używaj nazw żeńskich narządów, Piotrek, do obrażania kogoś w mojej obecności, bo mnie to jako kobietę i właścicielkę narządu tego obraża. Treść tego powiedzenia oraz jego rażąca nieprawda. Bo ze stania, przestępowania z nogi na nogę i kiwania się raczej istoty obdarzone chujem, nie pizdą, są znane. Wystarczy na budowlańców spojrzeć przy drodze jakiejkolwiek, że gdy mają dziurę wykopaną, to stoją, kiwają się i w nią patrzą. A on mi na to, że mi te feministki w głowie namąciły, i że tak się mówi, i że to określenie takie jest tylko. A ja mu, że to nie określenie jest tylko, Piotrek, bo jak cię nazwę głupim chujem, to będzie to tylko dla twojej głupoty wulgarny ozdobnik. A jakbym ci powiedziała, jesteś pizda, to byś się na mnie obraził, łomotnął drzwiami i trzy dni by cię nie było. I pomyśl sobie teraz, Piotruś, na tym przykładzie, kto ma rację w tym naszym lingwistyczno-dżenderowym sporze? I wtedy on mi powiedział, że rację mam, tylko żebym mu tu z jakimiś dżenderami nie wyjeżdżała, bo to jest za dużo, bo on prosty chłopak jest z falowca.
#32
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 15, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, beletrystyka, panie
- Skomentuj