Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Wielkopolska w weekend: (6a) Iwno

Kiedy za oknem jest słońce i 24 stopnie Celsjusza, szkoda mi siedzieć w domu, zwłaszcza że mam przykrą świadomość tego, że za chwilę zmrok zacznie zapadać o 14, a temperatura spadnie do poziomu, który wprawdzie pozwoli mi na zakładanie bordowych rękawiczek bez palców, za to z frywolnym mankietem ze sztucznego futerka, ale sprawi, że będzie mi źle, ciężko, niewygodnie i zimno bez względu na to, jak starannie się ubiorę. Uwielbiam tę część jesieni, kiedy w powietrzu unosi się zapach dymu, mgła delikatnie zaciera kontury budynków, które są o kilkanaście kroków dalej, ciągle świeci ciepłe słońce, dając złote światło i można jeszcze chodzić w sandałkach po jesiennych liściach. W Iwnie [2020 - link nieaktualny] zaplanowałam sobie kawę, ale nie odbyła się, bo ślub (co jest częstą przypadłością w dowolnie wybraną sobotę w takim miejscu). Nie planowałam za to polowania na kasztany, które tutaj utraciło cały element przygody, bo kasztany w pałacowym parku w Iwnie są wszędzie, dodatkowo spadając na głowę i pod nogi podczas zbierania tych, które już leżały w zielonych łupinkach. Zapomniałam już chyba, jaka to przyjemność odkrywać podwójne kasztany, rozdzielone białą wyściółką. TŻ nabijał się nieco, że przypominam chomika z pełnymi policzkami, bo wyładowałam sobie kasztanami kieszenie i gdyby nie to, że jeszcze za bardzo nie mam co z nimi robić, nazbierałabym ich jeszcze więcej.

Sam pałac jest nieduży, ale uroczy. Trochę niechlujnie odremontowany z zewnątrz, ale sądząc ze zdjęć na stronie hotelu, wnętrza są pyszne i bogate. W uroczym owalnym wykuszu, oprócz kolekcyjki kaktusów (^siwa ma bardziej imponującą) była mała kolekcja niedużych piesków.

Ścieżki pałacowego ogrodu prowadzą nad jezioro. Na początku nie widać jeziora, tylko drugi brzeg. Po chwili okazuje się, że świat odbity w jeziorze jest tak samo realny jak ten powyżej. Pewnie dlatego niektórzy mylili gwiazdy z ich odbiciem.

(kliknij po większe; panoramkę skleił mi ^Valwit)

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 25, 2010

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: iwno, polska - Komentarzy: 4



Kolejna jesień

Nigdy nie lubiłam wyznaczania cezur za pomocą momentów nieznaczących jak Sylwester i Nowy Rok, koniec miesiąca czy wreszcie bilans roku księgowego. Dla mnie świat zmienia się zgodnie z porami roku. Zwłaszcza czuję to jesienią, kiedy zmiana jest najmocniejsza. Słońce daje jeszcze trochę nadziei, są ciepłe dni, trawa i liście bywają zielone, chociaż nie tą soczystą zielonością majową, ale dni są krótkie i trzeba bardzo uważać, żeby nie przegapić zachodu słońca, bo wieczór przychodzi znienacka. I "Oh by the way" Floydów, które właśnie słyszę, też jest takie złoto-melancholijno-jesienne.

Teraz też pewną cezurę wprowadza moja córka. Rok temu była, jak to ślicznie napisała If. [coreczko.blox.pl - link nieaktywny], mała jak kasztanek i leżała spokojnie w wózku, kiedy obwoziłam ją po wioskowych uliczkach. Dzisiaj wyrywa się z chusty do każdego widzianego zza ogrodzenia psa, sygnałem dźwiękowym oznajmia, że zauważyła każdą latarnię czy znak drogowy, dotyka roślin i płotów, a uwolniona z moich objęć (które coraz częściej oznaczają ograniczenie wolności, protest) pomyka z szeroko rozłożonymi rękami na podbój świata. Przyznam, że po kolejnym przeraźliwym proteście, kolejnym kamyku wyjętym z ust czy brudnym papierku przemycanym w celu spożywczym, myślę z rozrzewnieniem o poprzedniej jesieni, kiedy wystarczało jej, że jestem i opowiadam świat. Teraz jej gwałtowny apetyt na poznawanie często mnie przerasta. Nie zdążyłam tak jak ona dorosnąć do tego momentu chyba jeszcze.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 23, 2010

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 3


Amy Tan - Córka Nastawiacza Kości

Lubię Amy Tan, bo umieszcza akcję swoich książek w San Francisco. Niestety, po względnie przyjemnym, obyczajowym początku historii Ruth, czterdziestokilkuletniej redaktorki-pisarki, pomagającej pisać innym autorom poradniki, walczącej o utrzymanie związku i opiekującej się coraz bardziej niesprawną psychicznie matką, wchodzi dygresja z przeszłości, taka na pół książki, gdzie akcja przenosi się do Chin sprzed drugiej wojny światowej, duchów, zwaśnionych rodzin i archeologów. Trochę mało SF jak dla mnie, za dużo pamiętnikowej azjatyckiej obyczajówki.

Inne tej autorki tu.

#32

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 23, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Bez tytułu: 2010-09-22

Brakowało mi takiego poranka od dawna. Żeby wstać, wykąpać się, przejrzeć pobieżnie pocztę i RSS-y, zrobić makijaż, powybrzydzać nad bluzką i dopiero zobaczyć, że reszta domowników życzy sobie zacząć dzień. Potem słońce, kawa z "Merkurego" wprawdzie na wynos, ale gorąca i smaczna, trochę pochwał, zakupy na Rynku Jeżyckim i smaczny cytat, prawie jak z "Madagaskaru 2":


"- Szanowny panie - przemówił - (...) ponieważ konieczność podejmowania decyzji zawsze mnie przeraża (...), pragniemy zdać się od tej chwili na pana i podporządkować się pańskiej woli. Obieramy pana naszym wodzem.
Filimario wzruszył się.
- Doskonale - powiedział bardzo zadowolony. Zawsze lepiej popełniać omyłki pod rozkazami jednego człowieka, bez dyskusji, niż żeby każdy mylił się na własną rękę, tracąc czas i energię na puste słowa.

Wiecie, skąd to?

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 22, 2010

Link permanentny - Kategorie: Z głowy, czyli z niczego, Fotografia+ - Komentarzy: 3


Self-confidence

Nie wiem, jak to po polsku krótko. Ale pani M. podczas chyba 8 spotkań nauczyła mnie jeździć. Dobrze się czuję za kierownicą, nie boję się, po mieście pewnie sama jeszcze bym nie pojechała, ale poza miastem - myślę, że już. Silnik dziś zgasł mi raz (na placu manewrowym więcej, ale wiadomo). I wprawdzie ciągle jeszcze słyszę: "Pani Natalio, no kto wchodzi w zakręt z 40 km na liczniku, przepraszam, pani Małgosiu, ale z kilometrów nie spuszczę" czy "ten łuk to jak pijana żmija, ale niech będzie, w końcu tym razem nie rozjechała pani słupka, pani Małgosiu", ale myślę, że za 1,5 godziny jazd (i kilka w czasie czekania na termin) pójdę złożyć ten papier do WORD-u, że chcę egzamin. Ale to tylko dzięki pani M.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 22, 2010

Link permanentny - Kategoria: Moje prawo jazdy - Komentarzy: 4 - Poziom: 3


Mech na kamieniu

Cmentarze nabierają życia jesienią. Nie 1. listopada, tylko wcześniej, kiedy zaczynają się sypać pierwsze złote liście z drzew. Jest jeszcze dobre światło późnym popołudniem. Nie jest jeszcze tak przeraźliwie zimno. Mech nadaje kamieniom pozór życia. I ludzie się uśmiechają, jak w żadnym innym miejscu. Może dlatego, że ciągle czują się żywi? A może dlatego, że widok rezolutnie (choć nieco chybotliwie) maszerującego po ścieżkach malca pokazuje, że świat się ciągle jeszcze odradza i zaczyna całkiem od nowa?

GALERIA ZDJĘĆ z cmentarza na Ogrodach (stamtąd pochodzi Anioł z #Facepalmem).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 22, 2010

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tag: cmentarz - Komentarzy: 1


Glee

Próbowałam, słowo honoru. Trzy pierwsze odcinki były śmieszne. Historia amerykańskiego highschoola w oczach nauczycieli: seksowny nauczyciel hiszpańskiego zaczyna prowadzić szkolny chór, składający się z archetypowej bandy nieudaczników (gruba Afroamerykanka, gej w markowych ciuchach, chłopak na wózku, standardowa Azjatka, nielubiana w szkole prymuska). Niestety, do końca pierwszego sezonu chórzyści dalej są niepopularni, mimo że nieźle śpiewają i wygrywają nagrody. Byłam dzielna i przetrwałam do końca sezonu (finał, notabene, całkiem całkiem), ale podziękuję na przyszłość.

Irytuje tym bardziej, że jedzie po okrutnych banałach. Fajny nauczyciel ma głupią żonę, a w szkole iskrzy między nim a panią pedagog. W pani pedagog zakochany jest obleśny (choć o dobrym serduszku) trener futbolu, a do tego pani pedagog ma OCD i wyciera każde winogronko oddzielnie. Jest konflikt między fajnymi czirliderkami i futbolistami (amerykańskimi) a niepopularną młodzieżą. Najbardziej wredną i złośliwą osobą jest trenerka czirliderek, która jak dr Horrible w swoim notesiku (z braku bloga) notuje kolejne triumfy pognębienia szkolnego chóru, co ważniejsze frazy podkreślając wężykiem ("Drogi pamiętniczku! Dzisiaj zatriumfowałam nad tym niedorajdą nauczycielem hiszpańskiego", phleeze). Za chórzystami chodzi anonimowy zespół muzyczny, przygrywający na instrumentach do piosenek. Jedynym jaśniejszym i mniej sztampowym elementem jest hinduski dyrektor szkoły. Poza tym w każdym odcinku odbywa się przedstawienie i bohaterowie śpiewają kilka piosenek, a cała szkoła tańczy. Ja wiem, że to świetny motyw na jeden odcinek serialu, ale jednak nie na cały serial.

Nadaje się tylko na wypełnienie posuchy międzysezonowej.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 21, 2010

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1



Na co mi przyszło na stare lata

Ale chciałam równouprawnienie, to mam. TŻ nosił Maja w chuście (budząc entuzjazm ludności lokalnej spod sklepu monopolowego), a ja poza zwyczajowym hołdowaniem nałogowi (mam na imię Zuza i mogę przestać robić zdjęcia w każdej chwili) musiałam wziąć patol i rzucać. Kasztany na Ostrowie Tumskim same się nie pozbierają.

Ostrów się zmienia. Są i nowe kłódeczki na moście, jest i szeroko zakrojony remont budynków na ryneczku. Wprawdzie zmienia się nie tak dynamicznie, jakbym chciała, niekoniecznie w takim kierunku, jaki mi się wymarzył (z małymi tematycznymi sklepikami, targiem różności do weekend na ryneczku, co najmniej dwiema kawiarenkami i ławeczkami), ale te rusztowania sugerują krok w dobrą stronę:

(listopad 2009)

(dziś, a w zasadzie już wczoraj)

A pewne rzeczy się nie zmieniają. Kolejne sesje zdjęciowe na moście Jordana (chociaż niespecjalnie zazdroszczę roznegliżowanym pannom młodym, bo wiało piekielnie). Kałuże na bruku za katedralnym ogrodem. I koty. Już zaczęłam marudzić, że taki spacer bez kotów to żaden spacer, kiedy spod samochodu łypnęło na mnie 8 zielonkawych ślepek, a za chwilę wynurzył się kot piąty, którego przez moment posądziłam o bycie matką maluchów, ale szybko okazało się, że ewentualnie to mógłby być ich ojcem z przyczyn obiektywnych, które dumnie prezentował pod ogonem. Niedwuznacznie dawał mi do zrozumienia, że chciałby władować mi się na kolana i tam zostać, podobnie jak przed rokiem. Lubię, jak koty mają swoje miejsca. Szósty kot siedział w uliczce Św. Jacka, a siódmy i ósmy bawiły się przy matce na podwórku domu z figurą.

Na szczęście nawet w tych samych miejscach za każdym razem jestem w stanie znaleźć coś innego niż poprzednio.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 19, 2010

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 7