Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Tosted

Przez ostatnie kilka lat zawsze odkładałam zakup tostera, bo szukałam takiego, którego nie mogłam znaleźć. Grunt to precyzyjne kryteria. A nie ma nic lepszego na śniadanie niż dobry chleb, przyrumieniony i ciepły, z dobrym masłem, naprawdę opcjonalnie z lekko nadtopionym czedarem czy dżemem. I od dziś mogę, bo przyjechał (oczywiście po poznańsku kupiłam w obniżce w serwisie z okazjami, przecież).

EDIT: I żeby nie było, że taki brzydki, że pokazuję tylko kawałek:

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 15, 2011

Link permanentny - Kategorie: Przydasie, Fotografia+ - Komentarzy: 14


Polina Daszkowa - Rosyjska orchidea

Trop wiedzie w przeszłość - historia zabytkowej broszy z brylantem i szafirami, pozostałej po rosyjskiej szlachcie łączy się ze współczesnym morderstwem dziennikarza-hieny. Bardzo zgrabny zestaw bohaterów: przemiły i dociekliwy milicjant, który karmi rozmówców pierożkami maminej roboty i poi dobrze przygotowaną herbatą, pełna zasad i etyki pani dziennikarka, za którą - jak smród za wojskiem - ciągnie się najpierw patafian-dziennikarzyna, a potem próbujący szantażu zdegradowany agent bezpieki czy ciężko doświadczona przez los i rzucona w świat wielkiego biznesu piękna studentka.

Inne tego autora:

#52 (no to fajrant)

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 14, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie - Komentarzy: 3


Shop un-spotting

W styczniu pisałam, że jest. Ale już nie ma. Plotka głosi, że wyniósł się na drugą stronę wylotówki na mikro-ryneczek we wsi. A ja tam nie lubię. Szkoda.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 13, 2011

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj



Josephine Tey - Morderstwo przed teatrem

Inspektor Grant pozytywnie wyróżniał się wśród innych pracowników Scotland Yardu, ponieważ był zamożny, pracował dla przyjemności, a do tego był niesamowicie taktowny i uprzejmy. Dzięki temu niechętni przesłuchaniom świadkowie o czasem nie do końca legalnym trybie życia udzielali nieocenionej pomocy. Dodatkowo miał ofiarnych współpracowników, którzy chętnie przebierali się za kogoś innego (a to domokrążcę z błyskotkami na handel, a to byłego żołnierza, szukającego miejsca w życiu) i byli bezbłędni w wyciąganiu pikantnych detali od służących i kucharek, zwłaszcza dotyczących chlebodawców. A do tego Grant miał intuicję, która nie pozwalała mu zatrzymać śledztwa, mimo że znalazł potencjalnego mordercę.

Pod jednym z londyńskich teatrów w ciasnej kolejce stoi pół Londynu, bo dostępne są jeszcze bilety na ostatni spektakl znanej śpiewaczki rewiowej. Stoi, stoi, aż wreszcie rusza do kasy i wtedy się okazuje, że stojący sztywno młody mężczyzna jest rzeczywiście sztywny, bo pchnięty sztyletem ze skutkiem śmiertelnym. Nie wiadomo kto to, bo nie ma dokumentów ani innych oznak ułatwiających identyfikację (poza - jak się okazuje - krawatem); wiadomo tylko, że zabił go ktoś stojący w kolejce. Ponieważ kilku świadków wspomina o młodym, śniadym mężczyźnie, takiego delikwenta szuka właśnie inspektor Grant.

Zaletą prowadzenia śledztwa w latach 20. XX wieku jest to, że wszystkie banknoty 5-funtowe są namierzalne, krawaty wychodzą w bardzo krótkich seriach, a w ramach grupy społecznej wszyscy się znają nawet w takim mieście jak Londyn.

Inne tej autorki, inne z tej serii.

#51

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 11, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie, z-jamnikiem - Komentarzy: 2


Maj Sjöwall/Per Wahlöö - Morderstwo w Savoyu

W miejscu publicznym, znienacka, zostaje zastrzelony znany biznesmen. Do jednej z bardziej znanym i renomowanych restauracji w Malmö wchodzi mężczyzna, strzela do przemawiającego do swoich gości Victora Palmgrena i wyskakuje przez okno. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, ale inspektor Månsson i z tego potrafi coś wycisnąć. Tym razem to on jest gospodarzem, a na gościnne występy ze Sztokholmu przyjeżdża Martin Beck ze współpracowniczką z wydziału obyczajowego. W Sztokholmie zostaje Kollberg i znany z poprzedniego tomu buc Larsson i mimo niechęci wszystkich do tego ostatniego, przynosi sporo cennych dla śledztwa informacji, bo okazuje się, że jego siostra mieszka obok jednego z podejrzanych. Uroczym motywem jest agent służb bezpieczeństwa, który odziany w gustowną i widoczną z daleka marynarkę w pepitkę oraz żółte buty usiłował przez 3/4 akcji zachować incognito w holu hotelu Savoy, a potem przyszedł wypłakać się w mankiet Becka, jaka to jego praca ciężka i że nie ma efektów.

W przeciwieństwie do wszystkich CSI, tutaj jest bez fajerwerków, analiza pocisku wystrzelonego z broni daje listę kilkudziesięciu modeli, a nie prowadzi do konkretnego właściciela. Tu ktoś znajduje pudełko po karabinku, wyrzucone przez morze, tu pani przypomniała sobie, że widziała człowieka na rowerze (i jest rozczarowana, że nie dostanie z tego tytułu żadnej nagrody), a z tych klocków składa się rozwiązanie.

A młodszy policjant śledczy Skacke dzwoni do swojej dziewczyny na koszt podatników.

Inne tych autorów: tu.

#50

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 11, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie, panowie - Skomentuj


Zmiany, zmiany, zmiany

A to na Starym Rynku ktoś postawił zaciszny pokój z książkami i fotelem. Można usiąść, dotykać i słuchać Miłosza.

Wyrósł nowy hostel, w zupełnie niespodziewanym i fantastycznym miejscu - przy samym Rynku, na Wzgórzu Przemysła. Po takim budynku i lokalizacji spodziewałabym się raczej hotelu wysokobudżetowego; bardzo mi się to podoba.

I tylko ten - teraz mieszkańcy Warszawy mogą zacząć się śmiać - poznański Zamek Królewski w budowie. Złośliwi wspominają na widok wizualizacji o zamku Gargamela.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 10, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 1


Maj Sjöwall/Per Wahlöö - Wóz strażacki, który zniknął

Ja rozumiem, że nikt nie szanował milicji w kryminałach z PRL-u. Ale że w dość chyba praworządnym szwedzkim społeczeństwie ten szacunek był jeszcze mniejszy i to komunikowany wprost nie tylko przez niziny społeczne, to już mi się w głowie nie mieści.

Wreszcie zaczęły się w cyklu te kryminały, które pamiętam. Z bogatym tłem prywatnym, barwnymi i różnorodnymi postaciami i uruchamianiem całej machiny śledczej do rozwiązania sprawy. Martin Beck jest melancholijny, nieco hipochondryczny i niespecjalnie lubi swoją rodzinę, więc bez większych skrupułów wysyła ich na weekend, a sam zostaje, żeby pracować - a to przy piwie z kolegą, a to z wędką w plenerze. Gunvald Larsson jest bucowatym snobem, który nie ma oporów, żeby obsobaczyć czy to przesłuchiwanego, czy to niespecjalnie mądrego początkującego policjanta. Współpracujący z nimi Månsson z Malmö jest niesamowicie spostrzegawczy, a do tego ma łatwość w nawiązywaniu kontaktów, również intymnych, co znacznie ułatwia przesłuchiwanie. Lennart Kollberg jest refleksyjny i mimo tuszy zbyt delikatny do pracy policyjnej (a poza tym ma atrakcyjną żonę i małą córeczkę).

Policja otrzymuje polecenie pilnowania podejrzanego o handel kradzionymi samochodami delikwenta, po czym - mimo że nikt nie wychodził do domu - dom delikwenta wybucha. Gunvald Larsson, który przypadkiem obserwował dom, ratuje 8 z 11 przebywających w domu osób i zostaje zaangażowany do śledztwa, kiedy okazuje się, że nie był to nieszczęśliwy wypadek, a sprytne podpalenie. Śledztwo jest dość mozolne, popełniane są błędy, a ostatecznie policjanci mają dużo szczęścia, że po wielu tropach, po wyjazdach i dzięki kontaktom z Interpolem trafiają na rozwiązanie zagadki morderstwa.

Inne tych autorów: tu.

#49

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 9, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie, panowie - Skomentuj



Bez tytułu: 2011-07-05

Tak naprawdę to ja lubię wstawać o poranku, kiedy słońce ledwo zazłoci się na horyzoncie (czytaj: przed 8 rano). Lubię latem wyjść w czymkolwiek do sklepu, kupić świeże bułeczki, zerknąć na świat jasny, nie zdeptany jeszcze przez ludzi spieszących się do pracy. Warunkiem sine qua non jest to, że nie mogę się spieszyć potem. Że musi być czas na śniadanie, na książkę, powrót do łóżka, planowanie i stanie z ugiętą nogą przy lustrze podczas myślenia, które buty. Odzwyczaiłam się od tego sama nie wiem jak. Albo jestem szybka i byle jaka, albo udaje mi się przechodzić przez dzień z poczuciem nic-nie-zrobienia.

A wystarczy niewiele. Szminka w fikuśnym futeraliku (... rozpakowuję w aucie, męczę się, żeby otworzyć, bo to nie tak, że wiadomo od ręki, trzeba wysunąć szminkę, a wtedy z etui otwiera się lusterko. TŻ komentuje: "No, dlatego to kosztuje, bo płaci się za know how", ja dodaję, że jak widać w moim przypadku to raczej don't know how) i limitowana edycja coca-coli w szklanych butelkach. Elipsoidalne brzoskwinie, czarne czereśnie, świeże maliny i warzywa na sos pomidorowy do klopsików, wszystko z Rynku Jeżyckiego. I fajnie się idzie w lekkim, ciepłym deszczu.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 5, 2011

Link permanentny - Kategorie: Koty, Fotografia+ - Skomentuj