Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o killrudery

Killruddery House & Gardens

Zasugerowałam się oczywiście dzisiejszym spektaklem w pałacowym ogrodzie na podstawie książki Carrolla, ale labirynt, różany ogród, oranżeria, lasek, gładko skoszone trawniki i mała kawiarenka z witrażami aż się prosi o zaaranżowanie tam przygód Alicji. Okoliczności przyrody nie pozwoliły mi na wejście w spektakl, ubolewam, ale takie są uroki wprowadzania w świat niepełnoletnich (i, oraz mam pewne kompromitujące materiały audio i video na przyszłość).



Poczułam nagłą chęć zaprzyjaźnienia się z kimś z rodu hrabiów Meath, bo mogłabym w takim domu mieszkać i co rano chodzić na herbatę i scone'a z marmoladą do malutkiej herbaciarni, a potem na obiad dostawać wyhodowane w przyzamkowym ogrodzie warzywa. Sad i ogród mnie ujął, bo bardzo lubię rzeczy pod linijkę - warzywa rosnące prostopadle do szerokiej ścieżki w skrzętnych rzędach i opisane tabliczkami. Lubię przyrodę, pod warunkiem, że ma wprowadzony ład i porządek, przycięte gałązki i gdzieniegdzie jakąś rzeźbę czy stawik.

W starym przewodniku pojawiła się informacja, że nie można zwiedzać rezydencji, nie jest to prawdą - jest zorganizowana rundka z przewodnikiem 2 czy 3 razy dziennie. Wejście płatne (również do ogrodu), od 6 do 10 euro od dorosłego, seniorzy taniej, a dzieci do lat 12 darmo. Nas wpuścili gratis, bo dotarliśmy pół godziny przed zamknięciem (wolę taką wersję niż wygląd turystów z trzeciego świata).

EDIT: GALERIA ZDJĘĆ już. niebawem.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 18, 2011

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: 2011, irlandia, killrudery - Komentarzy: 4