Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

O tym, że czasem się nie da

[12.08.2021]

Czasem jest tak, że są świetne plany, ale nie wszystko wychodzi, jak trzeba. Otóż mamy w rodzinie schizmę w kwestii nawigacji. TŻ używa wynalazku o nazwie Sygic, którego nienawidzę, ponieważ trzeba mu podać dokładny adres w formie ulicy, najlepiej z numerem, a czasem chcę pojechać w miejsce, które takiego adresu nie ma. Dodatkowo Sygic ma paskudną cechę wybierania drogi Najkrótszej, ale Niekoniecznie Najlepszej, przez co jesteśmy ciągnięci przez bruk, czyjeś podwórko (prawie że zahaczając o suszące się na sznurach pranie) czy objazd polną drogą przez 8 kilometrów, ponieważ S. upiera się, żeby nie zawracać. Z kolei TŻ uparcie twierdzi, że Google Maps, którego używam do Planowania Tras i Znajdowania Miejsc, to nie nawigacja. Wracając do meritum, po zaparkowaniu pod zamkiem Hrubá Skála (za opłatą), chciałam wybrać się ma niezbyt zaawansowany spacer po górskich ścieżkach, bo punkty widokowe, ostańce, malownicze wąwozy, przeciski i inne formacje skalne. Problem w tym, że czasem dramatycznie się nie rozumiem z Google Maps i idąc w najbardziej logiczną stronę oddalam się od celu. Long story short, po przejściu kilometra stwierdziłam, że chyba nie idziemy na Mariánską vyhlídkę, tylko w drugą stronę, więc zarządziłam powrót, przyznawszy się, że ni cholery nie wiem, gdzie idę. Z pełnego irytacji braku konsensusu co do kierunku, wróciliśmy na kawę i lody na zamek, co poprawiło morale. Z zamku też widoki przepiękne, zwłaszcza z zamkowej wieży. Kawa pyszka, lody oryginalnie z Włoch. Zamku nie można zwiedzać, chyba że się jest gościem hotelowym, a żeby wejść do restauracji, należy wykupić bilet wstępu, co dla kilku osób dyskutujących pod budką z biletami było punktem zapalnym (swoją drogą zabawne, nie pamiętam, w jakim języku podsłuchiwałam, na pewno kłócący się nie mówili po polsku ani po angielsku, a rozumiałam). Na przyszłość chętnie przyjmę mapę, jak dojść do wspomnianej Mariánskej vyhlídki. Z perspektywy czasu mogliśmy zwyczajnie pójść losową drogą i na pewno coś byśmy zobaczyli, ale było upalnie, a młodzież tego dnia nie była chętna na spacery (nie żeby w inne dni była, po prawdzie); może warto było najpierw kawę, a potem plener? Sam zamek - koniecznie.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 1, 2021

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: czechy, hruba-skala - Komentarzy: 2


Charlotte Link - Gra cieni

Nie wiem nawet, jak trafiłam na tę książkę, pewnie ktoś polecał autorkę. Losowa próba nie zachwyciła, to dość miałka historia o krzywdzie i urazie ciągnącej się latami, bardziej thriller niż kryminał. Niestety, książka objętościowo jest spora, dużo wątków, czasem niekoniecznie wpływających na fabułę, więc jak już się przez większość przebiłam, przeczytałam do końca, choć niechętnie.

W nowojorskim penthousie Davida, dziedzica fortuny, spotykają jego dawni przyjaciele z czasów szkolnych - Natalie, dziennikarka uzależniona od valium, Steve z życiem złamanym pobytami w więzieniu, Mary, nieszczęśliwa w przemocowym małżeństwie, wreszcie Gina, żona zbankrutowanego lorda. Jest też Laura, prześliczna i elegancka modelka, partnerka Davida, które - mimo zewnętrznych oznak zamożności - nie wygląda na zakochaną i szczęśliwą. Uroczysta kolacja niespecjalnie się udaje, bo najpierw David obraża Laurę, a potem wprost pyta zebranych, które z nich chce go zabić, czym wszystkich zaskakuje, bo każde z nich przyjechało po zadośćuczynienie po krzywdach z przeszłości. Niedługo po tym David zostaje zastrzelony, a policja odpytując każdego z obecnych buduje obraz denata jako człowieka egoistycznego, ignorującego potrzeby innych i powodującego w życiu otoczenia same tragedie (mavfmpmlł bcvavę Tval, cemrm pb wrw hxbpunal mtvaął j jlcnqxh ybgavpmlz; j fąqmvr bqzójvł mrmanń mtbqalpu m mrmanavnzv Fgrir'n, cemrm pb gra gensvł qb jvęmvravn; mbfgnjvł Znel orm bcvrxv j abpalz ybxnyh cbqpmnf anybgh cbyvpwv, cemrm pb qmvrjpmlan mbfgnłn jlxbemlfgnan v mnfmłn j pvążę; jerfmpvr hpvrxł cbqpmnf jłnznavn, mbfgnjvnwąp Angnyvr an cnfgję tjnłpvpvryv v zbeqrepój). Wyjaśnienie, kto z obecnych feralnej nocy zabił, wcale nie przynosi satysfakcji dla czytelnika, zwłaszcza że zabójca popełnia samobójstwo.

#97

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 30, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panie - Komentarzy: 5


Agatha Christie - Rendez-vous ze śmiercią

Hercules Poirot podróżuje po Jerozolimie, co było modną wtedy - na równi z Egiptem - destynacją wakacyjną, tyle że wakacje nie trwały 2 tygodnie, a kilka miesięcy. Przypadkiem podsłuchuje, jak rodzeństwo Boyntonów w zdenerwowaniu rozważa morderstwo swojej toksycznej i manipulującej macochy, przydaje mu się to niebawem, kiedy starsza pani rzeczywiście zostaje znaleziona martwa u podnóża groty przy Petrze w pobliskiej Jordanii. Oprócz lokalnych pracowników biura podróży, określanych przez swojego brytyjskiego szefa mianem “moich tępaków z pustyni”, w okolicy jest tylko młoda lekarka, panna King, znany choć kontrowersyjny psychiatra, doktor Gerard, niepozorna stara panna Pierce, znana działaczka lady Westholme oraz rodzina Boyntonów - trójka pasierbów i córka zmarłej. Poirot odkrywa, że seniorka - wcześniej pracowała jako strażniczka więzienna - terroryzowała psychicznie rodzinę, mamiąc ich wizją spadku po ojcu; wycieczka w egzotyczne okolice pokazała młodym ludziom, jak bardzo zostali przez opiekunkę ograniczeni. Niestety, wszyscy z przesłuchiwanych kłamią bądź wzajemnie sobie zaprzeczają. Mimo to detektyw w lakierkach, które bezlitośnie niszczy wędrówką po skałach, wyjaśnia tajemnicę, a przyparty do muru morderca popełnia samobójstwo.

I kryminał sam w sobie jest całkiem ciekawy, natomiast warstwa obyczajowa już jest mocno przestarzała. Poza pełnym pychy kolonializmem - tubylcy mogą pełnić tylko role służebne (np. wnosić otyłą turystkę na górę w lektyce), a i wtedy trzeba ich pilnować, bo są zbyt głupi, żeby powierzyć im jakąkolwiek odpowiedzialność, sporo jest seksizmu i mizoginii, również wśród kobiet. Panna Sarah King, lekarka świeżo po dyplomie, odrzuca z niechęcią pre-feministyczne postulaty lady Westholme, która rzuca hasło “Jeśli coś ma być dokonane na tym świecie, dokonają tego kobiety”:

Po raz pierwszy z życiu Sarze zrobiło się przykro, że przynależy do płci piękniej.
(...) Wstydzę się, panie doktorze, ale naprawdę nie cierpię kobiet. Do furii doprowadzają mnie niezaradne idiotki, jak panna Pierce. A zaradne - w rodzaju lady Westholme są jeszcze gorsze.
Naczelnym mizoginem jest oczywiście doktor Gerard, znawca ludzkiej psychiki, rzucający krzywdzącymi hasłami typu “Angielki mają uraz na tle seksu” czy “Jest pani na wskroś nowoczesna. Publicznie i swobodnie posługuje się pani najordynarniejszymi wyrazami, jakie można znaleźć w słowniku. Jest pani nieskrępowana i swobodna.” (przy czym, na litość, panna King bynajmniej nie klnie, a jej swoboda polega na tym, że wybrała się samotnie w podróż). Sugeruje również, że ”(...) warto by wytruć mnóstwo kobiet. Wszystkie te, które stały się brzydkie i stare” oraz pieczołowicie kolekcjonuje wszystkie występki modowe podróżujących pań, bo ich wygląd rani go w estetykę.

Inne tej autorki tutaj, inne z tej serii.

#96

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 29, 2021

Link permanentny - Tagi: kryminal, panie, 2021, z-jamnikiem - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Terry Pratchett - FaustEryk

"Eryk" to bardziej nowelka niż pełnowartościowa książka, wprawdzie w większym formacie, ale sporo zajmują całostronicowe grafiki. Rincewind, po wypadkach opisanych w "Czarodzicielstwie", ląduje gdzieś w Piekielnych Wymiarach, słychać go tylko w postaci dziwnego pogłosu na Niewidocznym Uniwersytecie. Motywuje to magów do kolejnego rytuału Ashk-Ente, który - poza przykuciem uwagi Śmierci - niczego nie wyjaśnia (i kończy wątek NU, szkoda). Wracając do Rincewinda, zostaje przywołany z powrotem do świata żywych przez Eryka, który nie jest wcale sprawnym magiem, a znudzonym 14-latkiem, szukającym życia wiecznego, najpiękniejszej kobiety i panowania nad światem. Razem przenoszą się przez historię, odwiedzając dyskowy odpowiednik krainy Majów, gdzie poznają podróżnika Ponce'a da Quirma i dowiadują się, w jaki sposób należy pić wodę ze Źródła Młodości (cemrtbgbjnaą); Eryk odkrywa, że Helena z Tsortu może i była najpiękniejszą kobietą, ale od tego czasu minęło trochę lat; wreszcie spotkanie ze stwórcą i obserwowanie początku świata nie jest takie fascynujące, jakby się wydawało (oraz co może zdziałać kanapka z rzeżuchą, ale bez majonezu). Całość przeplatana jest celnie przedstawioną historią rewolucji biurokratycznej w piekle.

To pozycja raczej dla fanów Świata Dysku i literatury, niezależnie czytania niespecjalnie się broni.

Inne tego autora.

#95

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 28, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, panowie, sf-f - Skomentuj


Marcin Dor - Major opóźnia akcję

Jeśli nie czytałyście książki, ale coś się Wam kojarzy, to macie rację - główna oś fabularna tego tomiku została kanwą dla pierwszego odcinka serialu “07 zgłoś się”, choć z pewnymi zmianami w fabule.

Z zagranicy do prywatnych osób przychodzą francuskie sweterki na suwak, w planach są hurtowe ilości pożądanych na rynku płaszczy ortalionowych, w zamian twarda waluta opuszcza kraj, przemycana podczas niby niewinnych wyjazdów (w serialu nielegalnie importowana jest… kremplina). Porucznik Drwień ma rozpracowany cały gang, ale jego zwierzchnik - major Krupski - wcale nie kwapi się do wydania pozwolenia na interwencję, co dla Drwienia jest oczywiste - major zwariował albo dostał łapówkę. Dodatkowo życie osobiste porucznika nie układa się - jego ojciec, przyjaciel majora z czasów wojny, odradza synowi występowanie przeciw szefowi, dodatkowo nie akceptuje jego związku ze starszą od niego Joanną[1]. Narratorem drugiego wątku jest Tomasz, właśnie wyszedł z więzienia za malwersacje na rynku mieszkaniowym, zaczepił się u zgrabnej[2], acz “wybrakowanej” - bo z blizną na twarzy - urzędniczki pocztowej i szuka pracy. Przez więzienne kontakty trafia do prywaciarza Kreczera, zaczyna rozwozić towar, szybko okazuje się, że ma czujne ucho i sprawne ręce w kwestii przesłuchiwania i wymierzania kar, stając się cennym nabytkiem dla przemytniczego gangu, tego samego, co go właśnie porucznik Drwień rozpracowuje. Nie jest też - co przestępcza "inteligencja" docenia - prymitywem; zna się na malarstwie (Kossak, Boznańska), mówi po francusku (bo miał matkę Francuzkę) oraz wie, że pernod to anyżówka. Z serialu wiadomo, jaka jest pointa - Gbznfm - frevnybjl Oberjvpm - wrfg zvyvpwnagrz vapbtavgb, m avrbcngembaą gjnemą, ob jłnśavr jeópvł m cynpójxv mntenavpmarw. Książka wypakowana jest dodatkowo lekko zakamuflowaną erotyką.

Się pali: sporty, carmeny, camele (u inżyniera), wawele, ekstra-mocne, fajkę nabitą wiśniową “Amphorą” (major), z której dym pachnie miodem, kadzidłem i polnymi kwiatami(!), fajkę nabitą tytoniem „Prince Albert” (dym był fiołkowy, aromatyczny), goluazy (pisownia oryginału).

Się pije: Full Light (z lodówki), gin z sokiem pomarańczowym i lodem, ormiański koniak „Dwin”[3], jarzębiak, koniak, pomarańczówkę, pernod, herbatę “yunan”, jugosłowiański rizling, pilznera.

Się je: słone pałeczki i biszkopty (pod koniak), herbatniki, ogórkową, podsmażony makaron z mięsem, rozpustną kolację z garmażem z „Delikatesów” - kawior, plastry łososia, węgorz i węgierskie salami, popijając to oryginalnym francuskim szampanem, a potem przegryzając bananami, które trafiły się akurat, cukierki „Leśne”, korki jugosłowiańskie(?), bulion rakowy, pieczonego indyka, melbę, podlane butelką wina francuskiego (Beaujolais) - w restauracji.

Się nosi: futra z nurków lub popielic, na każdym paluchu brylant (luksusowa kokota[4]); “zamszową marynarkę i koszulkę polo rozpięta pod szyją. Koszulka była beżowa, o ton jaśniejsza od marynarki. Taki szczegół zdradza klasę faceta” (Kreczet), “piaskowy garnitur z połyskiem, białą koszulę i modny ciemnobrunatny krawat w ukośne żółte pasy. Wyglądał jak starzejący się amant z hollywodzkiego filmu dozwolonego od osiemnastu lat” (inżynier), “satynową piżamę, niebieską w złote pasy” (Tomasz).

Się ma gadżety: porucznik Drwień bawi się czterokolorowym długopisem.

Społecznie: [dzieci] fajne mają życie. Nikt im nie daje dwóch tygodni [na rozwiązanie sprawy], najwyżej klapsa w pupę, jeśli przesolą.
Wspomniany jest dramat żony majora Krupskiego:

— „Nie chciałbyś mieć dziecka?”
— „Jasne, że nie — odparł, całując Ewę w policzek — statystycznie mamy i tak ze dwoje dzieci, wystarczy, nie musimy uczestniczyć aktywnie w produkowaniu wyżu demograficznego, przywykłem do naszego trybu życia, dobrze mi, przysięgam, wcale: nie chcę mieć dziecka...” Uwierzyła? Może. Ale uśmiech miała smutny, przepojony goryczą, jak gdyby była winna przed nim że nie potrafi rodzić, że pozwoliła obozowemu lekarzowi na eksperyment; miała wtedy czternaście lat, sama była dzieckiem, w szpitalu dostawała lepsze jedzenie.

[1]

— Był telefon do ciebie — odzywa się, żując z apetytem. - Dzwoniła pani Joanna.
— Wróciła?! — Drwień aż się podrywa, patrzy na ojca z niepokojem. — Jak z nią rozmawiałeś?...
— Nauczono mnie być uprzejmym dla dam — mówi ojciec, sięgając po następne ciasteczko. — Co oczywiście nie znaczy, że mój stosunek do sprawy się zmienił.
— Mam dwadzieścia cztery lata — rzuca sucho Drwień. —Wolno mi...
— A ona czterdzieści dwa — wtrąca ojciec.
— I co z tego?
— Z tego jeszcze nic. Jestem dialektykiem, rozpatruję zjawiska w ich całokształcie. Znasz mój stosunek do tej pani.
— Kocha mnie! — Drwień rozpoczyna szybki spacer po pokoju, manewrując między stołem, kredensem i szafą biblioteczną. — I ja ją kocham... Jest nam dobrze ze sobą... nie rozumiem, jak możesz...
Ojciec dopija herbatę, patrzy z żalem na pustą filiżankę.
— Trudno mi o życzliwy stosunek do kobiety, która po dwóch godzinach znajomości przyprowadziła cię do swojego domu, spiła i wpakowała do łóżka.
(...) Nie wiedziała, że jest stara.
Nie chciała przyjąć do wiadomości, że cały jej urok to teatralny grym. Przynajmniej dla postronnego obserwatora. Młody kochanek upewniał ją, że jest wciąż młoda i piękna, ale ja nie miałem jego oczu: widziałem hennę, szminki i tusz, zmarszczki przy wargach, wiotczejącą skórę na szyi.

[2] Gdyby była amerykańską aktorką, ubezpieczyłaby swoje nogi na ładną sumkę, powiedzmy, sto tysięcy dolarów. Miały tę wartość. Zgrabne łydki spotyka się dosyć często, ale wówczas uda są albo za tłuste, albo zbyt umięśnione. Nogi Marty były skomponowane klasycznie. Posągowo. Uda, łydki, kolana — jak na reklamie pończoch Piersi też miała reklamowe, strome i twarde, na takich byle płócienny stanik wygląda jak arcydzieło gorseciarskie.
Aż dziw, że nie jest modelką.

[3] (...) wcale nie gorszego od najlepszych francuskich. Ktoś mi opowiadał: ormiański plantator winogron, jeszcze za carskich czasów, chciał kupić od ojców miasta Cognac tajemnicę produkcji ich sławnego napoju. Odmówili. Wówczas cwaniak ormiański posłał do Francji swego syna, który najął się do wytwórni koniaku jako zwykły robotnik. I wywąchał najpilniej strzeżone tajemnice.
Tata machnął koniaczek, który zdobył kopę medali na festiwalu alkoholowym, kosząc Francuzów jak pod Borodino.

[4] Gębę ma jak szympansica, nos płaski, ślepka malutkie, każdy ząb w inną stronę. I zawsze przychodzi z innym przystojniakiem. Skaczą koło niej jak pieski na tylnych łapkach, mizdrzą się, po rączkach cmokają.

Inne tego autora:

Inne z tego cyklu.

#94

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 26, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie - Skomentuj


Agatha Christie - Dziesięciu Murzynków

W serii “Klub Srebrnego Klucza” powieść pojawiła się pod tym tytułem z taką okładką, wydania od roku 2004 noszą już tytuł “I nie było już nikogo”. W tym wydaniu rzecz się dzieje na Wyspie Murzynków u wybrzeży Devonu, nazwanej tak z powodu kształtu przypominającego charakterystyczny kształt głowy mieszkańca Afryki, nie wiem, jak to jest zmienione w nowszych wydaniach, jeśli jest.

Zaproszenie na wakacje do nowoczesnej acz tajemniczej willi na wyspie dostaje 10 niezwiązanych ze sobą osób - para służących, zamożny “złoty” młodzieniec, łowca przygód, były wojskowy, emerytowany sędzia, nauczycielka, zamożna właścicielka ziemska, były policjant i znany lekarz. Każde z nich otrzymuje inną, choć bliżej nieokreśloną, obietnicę - pracę, spokojne wakacje wśród dawnych przyjaciół czy okazję biznesową. Na miejscu okazuje się, że willa jest znakomicie wyposażona, para służących zadba o potrzeby gości, ale gospodarza nie ma, za to wszyscy słyszą złowrogą wiadomość z płyty, na której ktoś przypomniał obecnym ich przestępstwa, za które nie zostali ukarani. Chwilę później pada pierwszy trup, a do pozostałych dociera, że ktoś zdecydował się ich wymordować w myśl dziecięcej rymowanki.

To kryminał bez śledztwa, jeśli nie liczyć prób podejmowanych przez topniejącą grupę gości na wyspie, żeby odkryć, gdzie ukrył się psychopatyczny gospodarz, a potem - kiedy dociera do nich, że jest to “jeden z dziesięciu” - kim on jest. Wyjaśnienia udziela sam “gospodarz”, wrzucając wyznanie w butelce do wody, gdzie jest po jakimś czasie odnalezione. Autorka zostawia tropy, ale dla mnie były zbyt nieprzejrzyste, żeby je zrozumieć (np. nie znałam frazy pmrejbal śyrqź/erq ureevat, która jest podpowiedzią). Znakiem czasów są niektóre ze zbrodni, za które są ukarani zaproszeni na wyspę goście - łowca przygód zostawia na pewną śmierć 21 tubylców w Afryce, motywując to wymówką, że mieszkańcy Afryki śmierć traktują w innych kategoriach (zapewne lżej lub mniej zobowiązująco, sic!) niż Europejczycy; zasadnicza stara panna nie waha się przed wyrzuceniem ciężarnej służącej, która - z braku perspektyw - popełnia samobójstwo; guwernantka wysyła podopiecznego na pewną śmierć, żeby jej ukochany uzyskał spadek. Żadnemu z obecnych spowodowana przez nich śmierć nie spędza snu z powiek, dopiero przed samym końcem odczuwają żal czy wyrzuty sumienia.

Inne tej autorki, inne z tego cyklu.

#93

Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 25, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, cwa, kryminal, mwa, panie, klub-srebrnego-klucza - Komentarzy: 2


Zamek Sychrov

[12.08.2021]

W północnych Czechach zamków i pałaców jak napluć, ze smutkiem omijałam kolejne zjazdy, wybierając tylko dwa z ponad dziesięciu w najbliższej okolicy. XV-wieczny Zamek Sychrov przechodził z rąk do rąk, ostatnimi właścicielami w czasach przedsocjalistycznych byli potomkowie marszałka austriackiej armii, księcia Karola Alaina Rohana, któremu posiadłość zawdzięcza przebudowę w stylu neogotyckim i park angielski. Jak większość lokalnych atrakcji, wstęp jest płatny, podobnie parking; w wersji najmniej wyrafinowanej można wykupić bilet wejścia na teren zamku i do ogrodów, gdzie malownicze stawy, strumyki i kawiarnia w dawnej oranżerii. Wnętrza można zwiedzać z przewodnikiem, dla dzieci są przedstawienia i animacje podczas zwiedzania, ale ponieważ mieliśmy dosyć napięty plan, ogród i okolica wystarczyła aż nadto. Miejsce jest przepiękne, nie zatłoczone i chyba tylko wyjątkowo nie trafiliśmy na ekipę filmową, bo zamek i park często służy jako tło do filmów, w tym zagranicznych.

Strona zamku.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 24, 2021

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: czechy, sychrov - Skomentuj


Erle Stanley Gardner - Pięć dni w Madison City

Major Doug Selby był prokuratorem okręgowym w Madison City, ale zrezygnował z tej funkcji, bo ważniejsza po ataku na Pearl Harbor roku była obrona kraju; autor umieszcza kilka aluzji plus jedną pokrzepiającą przemowę o konieczności pracy u podstaw, żeby INNI nie odebrali USA tego, co USA może uzyskać ciężką pracą obywateli. Major ma 5 dni urlopu przed powrotem na front, decyduje się więc, żeby odwiedzić przyjaciół - szeryfa Brandona, dziennikarkę Sylwię i “wybitne przystojną” prawniczkę Inez, niechcący włączając się w trwający właśnie głośny proces o milionowy spadek. Zamożna dama zginęła w wypadku, przed śmiercią sporządziła jednak testament, wydziedziczający rodzinę na korzyść swojej gospodyni. Jako że gospodyni również zginęła w wypadku, dziedziczy jej córka, a adwokaci obu stron usiłują ustalić, czy dama była w pełni świadoma i nie została zmuszona do sporządzenia niesprawiedliwego dla rodziny testamentu, co jest nietrywialne. Inez jest adwokatką rodziny testatorki, po stronie rodziny gospodyni sprawę prowadzi A. B. Carr, adwokat-celebryta. Selby przypadkiem obserwuje dziwne spotkanie na dworcu, kiedy Carr - ozdobiony białą gardenią - spotyka kobietę i mężczyznę z podobnymi ozdobami; okazuje się to istotne dla sprawy. W trakcie akcji ginie jedna osoba, druga cudem wymyka się śmierci.

Selby nie ma oczywiście żadnego umocowania poza ustnym stwierdzeniem szeryfa, że “pomaga mu zbierać dowody” oraz w pewnym momencie zostaje współ-adwokatem z Inez, nie przeszkadza mu to oczywiście w przepytywaniu świadków. Jakkolwiek oczywista jest przyjaźń z szeryfem, wszak latami współpracowali, tak dość dziwna jest sytuacja z dziennikarką i adwokatką - Inez jest ewidentnie zazdrosna o Sylwię, obie w momencie wzruszenia rzucają się i wpijają w usta Selby’ego, co ten traktuje jako oczywistą oczywistość.

Społecznie: Czarny posługacz czyści podróżnym buty w pociągu za drobną opłatą, zaś do mniej zamożnych domów, w których nie ma zwyczaju odnoszenia ubrań do pralni, raz na jakiś czas przychodzi praczka.
Edycyjnie: książka zawiera spis bohaterów, bardzo lubię!

Inne tego autora, inne z tego cyklu.

#92

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 23, 2021

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Tagi: klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, 2021 - Skomentuj


Viet Thanh Nguyen - Sympatyk

Anonimowy narrator, dziecko 13-letniej Wietnamki i katolickiego misjonarza z Europy, rozpoczyna od opisu nagłej ewakuacji Sajgonu w 1975 roku, kiedy to USA uznało, że nie będzie jednak włączać się w politykę wewnętrzną Wietnamu i z godnością odejdzie przed naporem bojówek komunistycznego Wietkongu[1]. Sojusznicy demokracji zniknęli ze swoją zaawansowaną dyplomacją i uzbrojeniem, pozostawiając wspieranych Wietnamczyków na lodzie. Narrator pomaga przy ewakuacji podwładnych swojego szefa, Generała, ale zdaje sobie sprawę, że do samolotu zmieści się tylko promil zagrożonych, a reszta, cóż, w najlepszym razie straci pozycję, w gorszym - trafi do reedukacyjnego obozu albo od razu zginie. To nie pierwsza trudna decyzja bohatera, bo od lat podejmuje tylko takie, będąc tajnym agentem komunistów - pracuje dla demokracji tylko po to, żeby dostarczać wywiadu. Podobnie dzieje się w Stanach, gdzie dla ukrycia swojej roli, narrator przyczynia się lub wręcz sam morduje ludzi. Oczywiście, ma wyrzuty sumienia, wszak jest wyjątkowo inteligentny, dobrze wykształcony, widzi wady komunizmu, ale jego młodzieńcza sympatia (patrz tytuł) dla obiektywnie najsprawiedliwszej ideologii jest silniejsza od rozsądku. USA też nie pomaga - zatrudniony na planie filmowym u Mistrza, który tworzy Wielkie Dzieło o Wietnamie (nietrudno odkryć, że mowa o “Czasie Apokalipsy”) - widzi ogromne zadufanie Amerykanów i ich pogardę dla niedawno wspieranej wietnamskiej demokracji. Wraca wreszcie do Wietnamu, ale to, co zastaje, nie jest tym, czego się spodziewał.

To trudna książka, brutalna i nierówna oraz - jak inne książki o szpiegach - od samego początku pokazuje, że z bycia szpiegiem nie da się wyjść bohaterem. Sporo rozliczeń, jakże aktualnych w roku 2021, o “pokojowym wsparciu” czy “rozjemczej” roli Stanów Zjednoczonych w światowych konfliktach, to gorzko brzmi nawet teraz, kiedy już chyba nikt nie wierzy w dobrą wolę polityków, hojnie lobbowanych przez producentów broni, żywności czy chemii. W tle pojawia się też bogaty obraz emigracji etnicznej, niekoniecznie zgodny z wizją grzecznych, łatwo asymilujących się Azjatów.

[1] I tak, jest coś znaczącego w tym, że przypadkowo wzięłam tę książkę w momencie, kiedy analogiczna akcja dzieje się w roku 2021 w Kabulu.

#91

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 22, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panowie - Skomentuj


O widokach spod Liberca

[10.08.2021]

Słowem wstępu - tak, to prawda, że Czechy ograniczają napływ turystów z Polski, ale robią to w sposób nie utrudniający życia. Wystarczy ważny paszport covidowy, a dla tych, co nie mogą jeszcze być zaszczepieni (dzieci) trzeba zrobić test przed przekroczeniem granicy (oczywiście powinien wyjść negatywny, z pozytywnym trzeba się udać na kwarantannę, a nie na wojaże). Dodatkowo trzeba się zarejestrować przez formularz lokalizacyjny, podając dane i adres docelowy podróżujących. Informacje czerpałam ze stron rządowych, warto sprawdzić stan aktualny przed wyjazdem. Paszporty i test okazaliśmy raz - przy wstępie do aquaparku w Libercu, gdzie dokładnie sprawdzano daty ważności obu (a jak kto nie miał, można było test na miejscu).

Nasz Grandhotel stoi na wysokości tysiąca dwunastu metrów nad poziomem morza. Czasami odnoszę wrażenie, że to nie hotel, tylko wielka fabryka chmur.
(...) A więc tu mieszkam i pracuję. W Grandhotelu na górze Ještěd. Przedtem szczyt nazywał się Jeschken. A wcześniej Jeschkenberg. A wcześniej Jeschenberge. A wcześniej Jesstied. A wcześniej Jesstiedr.
(...) A więc to mieszkam i pracuję. W zwężającej się ku górze okrągłej rakiecie o wysokości dziewięćdziesięciu metrów. Zbudowano ją z aluminium , z którego robiło się noże i widelce na obozy pionierów, oraz z laminatu, z którego robi się canoe i pychówki na obozy skautów.
(...) Pracuję w hotelu, który nie ma kantów, ale i tak można rozbić sobie głowę i stracić rozum. W hotelu, w którym wszystko jest okrągłe, w którym można zabłądzić równie łatwo jak we mgle, w wielkim mieście albo jak w samym sobie.
(...) W hotelu, nad którym zaczyna się nieskończoność, w hotelu, który niekiedy na całe tygodnie, miesiące, a nawet lata znika w chmurach albo nad chmurami, więc nikt go nie szuka.
-- Jaroslav Rudiš

Żeby wjechać na górę Ještěd, można podjechać samochodem na parking (płatny) albo tramwajem nr 3 (stacja Horní Hanychov). Potem można piechotą - około godziny serpetynową drogą albo trawiastym, stromym zboczem. Można wyciągiem narciaskim (sedačková lanovka), a potem podejść koło 2 kilometrów, można też - co i ja wybrałam - kolejką wagonikową (kabinová lanovka) na samą górę. Kolejka wagonikowa niby jeździ co pół godziny, ale w połowie sierpnia jeździ non-stop, zwłaszcza jeśli są tłumy; a były, chyba najbardziej zatłoczone miejsce podczas moich czeskich mini-wakacji. Zejść można w podobny sposób, dodatkowo na miejscu można wypożyczyć hulajnogę albo - jak kto obrotny - zlecieć na paralotni (patrz galeria). Nie wiem, co jest lepsze - widok samego hotelu, absurdalnie kosmicznego lejka, przesłoniętego czasem chmurami, czy widok z góry na miasto i okoliczne dolinki i wzgórza. W hotelu można spędzić noc lub kilka, nie próbowałam, ale to kuszące (patrz strona hotelu). Można párek v rohlíku ("typicky česká varianta hot dogu"), można piwo z kija albo - co i ja wybrałam - prosecco z kija, wyborne, mimo że w plastikowym kubeczku. Dookoła hotelu są kamulce i kamyki, kontrowersyjna - bo z siusiakiem - rzeźba "Dziecko z Marsa" Jaroslava Róny, zabytkowy krzyż, anteny i przekaźniki (bo hotel od 2000 roku jest własnością Telekomunikacji Czeskiej) oraz chmury. Mało chodzę po górach, jestem stworzeniem raczej przygruntowym, ale byłam zachwycona, to moja ulubiona góra. Ponieważ znalazłam apartament z widokiem na Ještěd (o tym potem), co rano budziłam się, żeby obserwować wędrówkę chmur dookoła góry, a wieczorem zasypiałam patrząc na światła na hotelowej wieży. Bardzo poważnie rozważam powrót jesienią, chociaż na jedną noc.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 21, 2021

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: czechy, liberec, jested - Skomentuj