Liv (znana również z Instagrama Celeste Barber) jest znaną ekspertką kulinarną, uwielbia dobrze zjeść, wypić i ogólnie nie stroni od zabawy. Czeka na angaż do prestiżowego programu telewizyjnego, gdzie ma zostać jurorką w konkursie. Spontanicznie decyduje się polecieć do rodzinnej Australii na 40. urodziny swojej najlepszej przyjaciółki Amy, gdzie od razu staje się gwiazdą imprezy, niekoniecznie w najlepszym tego słowa znaczeniu. Gdy skacowana i mocno zużyta pojawia się w rodzinnym domu, jej matka i brat po powitaniu jakoś nie skaczą z radości, zwłaszcza że Liv wymawia się nadmiarem pracy z uczestnictwa w ślubie brata i planuje następnego dnia wracać do Nowego Jorku. Tyle że ktoś na plaży kradnie jej torbę z dokumentami, a przy próbie wyrobienia nowych dokumentów mdleje i uderza się w głowę, przez co nadczynny (i nieco zirytowany jej luzactwem) urzędnik kieruje ją na badanie lekarskie, odmawiając wydania pozwolenia do czasu potwierdzenia, że jest zdrowa. Tyle że nie jest, lata imprezowania, alkoholu, narkotyków, przejadania się i nieregularna aktywność fizyczna wyszły w postaci mocno niekorzystnych wyników. Zdeterminowana Liv próbuje więc w krótkim czasie odzyskać formę za pomocą intensywnego treningu na siłowni, w której pracuje jej brat, chwyta się też różnych form “wellnessu”, żeby spotęgować efekt. Jest to serial komediowy, to, co następuje, można opisać tagiem #nieustającepasmosukcesów - z formą idzie jej słabo, facet, który wpadł jej w oko, okazuje się być na odwyku zarówno od alkoholu, jak i od seksu, a przy próbie napisania artykułu o swoich przygodach niszczy też wieloletnią przyjaźń z Amy.
I jakby serial był utrzymany w takim klimatach, byłby nieznośny - Liv jest żenująca, głupawa, nielogiczna, nie uczy się na błędach i zmierza prostą ścieżką do samozniszczenia. Na szczęście po prawie że slapstikowych scenach zaczynają pojawiać się poważniejsze wątki: trauma z przeszłości i rodzinne tajemnice. Dla kilku bardziej serio momentów (i sceny tańca na weselu) warto się przebić przez nieco niezbilansowane pierwsze pół sezonu, gdzie osoba Liv jest zwyczajnie niebezpieczna dla otoczenia, roszczeniowa i egoistyczna. Jak nie lubię oceniać, to dałabym tu 6/10.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 11, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Nastoletnia Elisabeth Demand chce zrobić wywiad ze starym sąsiadem, ale jej pragmatyczna matka ją zniechęca. Z tej sytuacji wychodzi wieloletnia przyjaźń między ciekawą świata dziewczynką a ponad 80-letnim erudytą Danielem Gluckiem, zapewne ocalałym z Holocaustu półkrwi Żydem, który w fantastycznie barwnych rozmowach uczy ją zachwytu światem, opowiada o mniej znanej sztuce. Mija 20 lat, Elisabeth wraca do rodzinnego miasta, żeby odnowić paszport, a gdy dowiaduje się, że Daniel zapadł w śpiączkę, przychodzi codziennie do domu opieki i trzyma go za rękę, zaniedbując nieco matkę, która na starość odkryła, że może być w związku z kobietą. Bardzo pretekstowa akcja pełna jest reminiscencji i przypadkowych epizodów zarówno z życia Daniela, jak i Elisabeth, zapewne niektóre to półsen starszego człowieka. Gdzieś w tle pobrzmiewają echa rozpoczętego Brexitu i narastających nastrojów antyemigracyjnych, zwizualizowanych w postaci płotu, który nagle zagrodził ścieżkę spacerową w miasteczku, bo za płotem rozpoczęto budowę obozu dla tych, którzy po Brexicie staną się personami non grata. Oba wątki łączy - zgodnie z tytułem - jesienna schyłkowość.
W “Zimie” Art, blogger publikujący artystowskie i pretensjonalne artykuły o swoim postrzeganiu natury, kłóci z dziewczyną; Charlotte wyprowadza się i w ramach zemsty rozpoczyna ośmieszanie byłego już chłopaka w social mediach. Jako że wstyd mu jechać samemu na święta do matki, proponuje przypadkowo poznanej Lux fuchę - za 1000 funtów będzie przez 3 dni udawać Charlotte. Na miejscu okazuje się, że jego matka, Sophia, zachowuje się nawet jak na nią ekscentrycznie, a w opuszczonym i zaniedbanym domu nie ma w zasadzie nic do jedzenia, nie chce też rozmawiać z synem o tym, co się z nią dzieje. Razem z Lux trafiają na kontakt do siostry Sophii, Iris, która mi wieloletniej waśni między siostrami przyjeżdża bez wahania z jedzeniem i wsparciem. Przez trzy świąteczne dni odbędzie się wiele dyskusji - o uchodźstwie (Lux jest Chorwatką mieszkającą w Kanadzie), empatii, aktywizmie i realnym wpływie na zmiany, postrzeganiu świata, sztuki i natury, które niekoniecznie doprowadzą do jakiegokolwiek fabularnego końca, ale klimatycznie przypominają tematy przewijające się w “Jesieni”. Pobrzmiewają echa protestów przeciwko broni nuklearnej w Greenham Common, w których zapewne brała udział Iris.
Jakkolwiek nieźle mi się oba tomy czytało i przeczytam niebawem pozostałe z cyklu, tak nie są to książki proste i linearne. Wydarzenia są poszatkowane, czasem te same przedstawiane z wielu punktów widzenia, obudowane czasem mocno przeintelektualizowanymi odniesieniami do literatury (Szekspir, Dickens) i kultury. Bardzo delikatnie - raczej jako głosy w dyskusji - pojawia się Brexit, nie jest do końca określone, czy to porażka, czy zwycięstwo, pojawia się sprzeczny wielogłos, mnóstwo transparentów z hasłami. Mimo tego, coś w nich jest uroczego i melancholijnego, nawet niesympatyczne na pierwszy rzut oka postaci mają głębię i wieloznaczność. Oczywiście wolałabym, żeby całość się spinała, a nie była niezależnymi wariacjami na temat, ale przemawia do mnie zamiłowanie do zamykania wątków, którego w życiu czasem nie ma.
Inne tej autorki:
#39-40
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 10, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panie
- Skomentuj
[30.04.2023]
Jak to znajoma stwierdziła, Czechy są świetnie zorganizowane turystycznie, ale z jednym wyjątkiem - restauracje i kawiarnie działają na całkowicie nieprzezroczystych zasadach. Niby godziny na drzwiach (i w Internecie) sugerują, że otwarte, ale zamknięte. Niby otwarte do późnych godzin wieczornych, ale po wejściu uprzejmie proszę wyjść, bo kuchnia już nieczynna (o 16:30!). Albo “akurat wyszedł nam kurczak i wszystko, co w menu z kurczakiem jest niedostępnie (tu proszę sobie wyobrazić minę nastolatki, której kelnerka proponuje naprawdę smaczny makaron). Trochę to było upierdliwe, zwłaszcza że do Turnova przyjechaliśmy na obiad i zakupy w Billi, kiedy okazało się, że bliższym Nachodzie Billę zamknięto. W każdym razie ostatecznie znaleźliśmy Graala w postaci otwartej i zaopatrzonej restauracji, gdzie jedzenie było fantastyczne i nawet zawierało warzywa (aczkolwiek młodzież tym razem narzekała, że keczup do frytek niesmaczny, zaś kotlet omaszczony roztopionym masłem). Śliczny ryneczek z kamieniczkami i pratchettowską fontanną z rodzinnymi rzeźbami Wręcemocnych, widoczna na każdym kroku historia[1], punkt opravy chytrých zařízení (naprawa inteligentnych urządzeń), trochę błądzenia i niszczenia obcasów na bruku, a w finale wróciłam z torbą czeskich pomazanek do chleba. I studentską.
Restauracja: Hospůdka Rozmarýnek pod lékárnou - Havlíčkova 2.
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Bo miasteczko nieduże, ale z XIII wieku. Przechodziło z rąk do rąk, a to napadali Łużyczanie, a to Szwedzi, trochę był polski, trochę czeski, V roce 1356 Lemberky na Rohozci vystřídal Půta z Turgova a od něho koupili panství Vartenberkové, przyszli husyci i spalili, w XIX wieku Austriacy trzaskali się tu z Prusakami - pełen wachlarz.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 9, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czechy, trutnov
- Skomentuj
W tzw. domu przejściowym mieszka trójka młodych dorosłych w spektrum autyzmu - Jack, Violet i Harrison, opiekuje się nimi Mandy, która planuje studiowanie neurologii, żeby lepiej zrozumieć swoich podopiecznych. Każdy z nich jest inny - Jack jest tzw. wysokofunkcjonującym, super inteligentnym programistą, któremu jednak brak empatii i umiejętności społecznych, przez co trudno mu znaleźć i utrzymać pracę mimo twardych umiejętności technicznych, nie wspominając o tym, żeby z kimkolwiek się zaprzyjaźnił. Sytuacja się komplikuje, bo jego ojciec, właśnie dostał diagnozę agresywnego nowotworu i zależy mu, żeby syn był w stanie sam funkcjonować bez jego wsparcia. Violet nie ma wbudowanych żadnych hamulców w wyrażaniu swoich spontanicznych przemyśleń oraz błyskawicznie angażuje się uczuciowo z ludźmi pierwszy raz widzianymi na oczy, co nieco utrudnia jej pracę za ladą w fastfoodzie. Jej brat ogranicza jej dostęp do portali randkowych, co Violet odbiera jako opresję i reaguje furią, mimo że jego celem jest uchronienie jej przed byciem obiektem nadużycia, również seksualnego. Wreszcie Harrison, wycofany i chorobliwie otyły, boi się opuszczać swój pokój i rozmawiać z ludźmi; jego rodzice wynajęli mieszkanie i zatrudnili Mandy, żeby syn przezwyciężył swoje fobie i potrafił egzystować chociaż z minimalną samodzielnością. Dodatkowo Mandy rozważa przeprowadzkę na drugi koniec Stanów, bo ma opcję na prestiżowy staż, co burzy dotychczasową stabilizację.
Mam mieszane uczucia co do tego serialu. Z jednej strony to ważne, żeby pokazywać, jak wygląda świat z perspektywy osób neuroatypowych, jak trudne jest dla nich dostosowanie się do tysięcy niezrozumiałych zasad współżycia społecznego i jakie wyzwania stoją przed rodzinami takich osób, bo wypuszczenie dzieci w świat nie jest tak łatwe jak osób neurotypowych. Nie ma wiele opcji - albo dziecko zostaje pod opieką rodzica/opiekuna, co oznacza brak planu B, kiedy rodzica/finansowania zabraknie; albo wychodzi ze strefy komfortu i dostosowuje się do wymagań społecznych; albo trafia do zamkniętej placówki i jest traktowane jak osoba ubezwłasnowolniona. Z drugiej, serial pokazuje sytuacje ekstremalne, w których czasem już za późno na zsocjalizowanie bohaterów, jest też do bólu amerykański. Na pewno nie jest to temat lekki i przyjemny, zwłaszcza dla rodziców dziecka nawet minimalnie w spektrum.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 8, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
[30.04.2023]
W tym roku, po kilku udanych wyjazdach na majówkę za granicę, wpadłam na pomysł pożenienia dwóch światów i wybrałam Kotlinę Kłodzką, żeby zobaczyć zarówno kawałek Polski, jak i wyskoczyć towarzysko do Czech. Rookie mistake. Jak czeska strona była bez zarzutu, tak po polskiej na ten sam pomysł wpadło pół Polski, a przynajmniej ¾ Wrocławia. Podjęłam nieudaną próbę wejścia na Szczeliniec, gdzie okazało się, że już nie muszę jechać do Zakopanego, bo mam Krupówki na miejscu. Po kilkudziesięciu minutach w korku do parkingu, krążeniu po miejsce i zapłaceniu, dowiedziałam się od skrajnie nieuprzejmej osoby w kasie, że liczba wejść jest limitowana i można kupić na za trzy godziny, a czas uroczo spędzić w dzikim tłumie i dymie ze smażonych oscypków, bo było sobie kilka dni wcześniej kupić on-line. No więc nie weszłam na Szczeliniec ani nie podeszłam do Błędnych Skał, nie wspominając o Ardšpachu i teplickim Skalnym Mieście. Kiedyś wrócę lepiej przygotowana.
Weszłam za to na Szczytnik, do Zamku na Skale. W zasadzie to można podjechać pod sam zamek, ale ryzykuje się brak miejsca do zaparkowania, a na poboczach krętej drogi na górę są wcześniej parkingowe zatoczki (darmo!). Z drogi zamek wygląda jak topornie narzezany w PRL-u, ale od strony parku już jest bardziej urokliwie. W środku restauracja, na zwiedzanie wnętrza się spóźniłam, bo najpierw poszliśmy na kawę i ciasto, a dopiero potem szukać kasy, która okazała się być w restauracji (tu wstaw przewracanie oczami nad organizacją ruchu turystycznego). Obok zamku punkt widokowy z darmowym widokiem za milion monet, na całą urokliwą okolicę. I nawet nie za tłoczno, chociaż może wstrzeliłam się w porze obiadowej. I to powietrze w drodze na górę, krystalicznie czyste. Młodzież znalazła sobie kijaszek i nawet niespecjalnie narzekała, że trzeba tyle chodzić.
GALERIA ZDJĘĆ
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 6, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
polska, szczytna, szczytnik
- Skomentuj
Prokurator Selby, wraz z wiernymi pomocnikami - szeryfem Rexem Brandonem i dziennikarką (prywatnie też dziewczyną Selby’ego) Sylvią Martin - usiłuje rozwikłać powiązane ze sobą sprawy nagiego ciała z dwoma pociskami w jednej ranie, zaginięcia teścia wdowy po hochsztaplerze oraz przestępcy, który umknął podczas zwolnienia warunkowego. Wszystkie te sprawy łączy osoba Alphonse’a Bakera Carra, diabolicznego i luźno traktującego prawo adwokata, obrońcę przestępców, nie wahającego użyć się sztuczek w celu uwolnienia klienta nawet przy uzasadnionych zarzutach. A.B.C. kupił w Madison County dom, żeby miejsce oddechu po sławie w Los Angeles, co nie podoba się ani sąsiadom, ani lokalnej prasie. W finale Selby wykreśla na mapie koło wokół posiadłości Carra, twierdząc, że to jest jego obszar i ma się nie zapuszczać poza, bo pożałuje.
Chyba już wyrosłam z kryminałek Gardnera i jego czarno-białego świata. Selby jest mistrzem intelektu, potrafi przewidzieć ruchy przeciwnika i zinterpretować je na swoją korzyść, manipuluje nieprzyjazną prasą oraz oponentami politycznymi, którzy - oczywiście - są od niego mniej inteligentni. Carr, główny złol i oponent, niby jest równie inteligentny, ale skoro używa sprytu, żeby pomagać przestępcom (a i para się szantażem!), więc popełnia więcej błędów. Wszystkie kobiety, również złe, są piękne, na szczęście żadna z nich nie jest taką ostoją cnót jak Sylwia Martin, używana przez Selby’ego jako tuba propagandowa. Ćwierć tomiku zajmują rozważania, czy jak ktoś strzelił do trupa, to jest mordercą, czy nie.
Inne tego autora, inne z tego cyklu.
#38
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 5, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie
- Skomentuj
Autobiograficzna opowieść o dzieciństwie autora, jedynego dziecka pary Żydów, którym się udało[1], którzy uciekli do Izraela jeszcze zanim się zaczął Holocaust. Mnóstwo wątków - od zarysu burzliwej historii budującego się Państwa Żydowskiego[1], przez porozumienie i konflikty z sąsiadami, detaliczne opisy co sobotniej wyprawy piechotą do innej dzielnicy, w której mieszkał wuj, znany naukowiec czy drobne incydenty, które się wydarzały w codziennym życiu, dramat wojny, życie w kibucu, pierwsze i kolejne miłości, wreszcie, jak po spirali, do historii swojej rodziny, a konkretnie do wydarzenia formacyjnego dla wtedy 12-latka, czyli samobójstwa matki. Oz oddala się i przybliża do tego wydarzenia, krąży, opowiadając wielokrotnie te same elementy historii, ale za każdym razem dodając nowe szczegóły; to zupełnie nie przeszkadza, widać w tym cel. Są epizody lekkie, wszak większość narracji podawana jest z perspektywy przedwcześnie dojrzałego, wychowywanego w inteligenckim, uniwersyteckim środowisku zarozumiałego i psotnego dziecka, ale całość - im dalej w wydarzenia - robi się coraz bardziej minorowa. Życie w kraju naznaczonym permanentnym konfliktem, również wewnętrznym; w rodzinie, która straciła całą historię i namacalną przeszłość, gdzie o traumie się milczało; wreszcie osobista tragedia dziecka, które całe świadome życie obwiniało się o śmierć matki, dopiero po latach dochodząc do zrozumienia, co było przyczyną.
Ponad 600 stron (w papierze) gęstej prozy, przepięknie złożonej; mam poczucie osiągnięcia czegoś samą lekturą, zaczynałam trzy razy, a przestawałam nie dlatego, że źle się czytało, tylko z powodu smutku, który na początku czaił się przykryty gdzieś codziennością, potem wybrzmiał już otwarcie. Po lekturze przeczytałam pobieżnie o historii Izraela, Palestyny, Mandatu Brytyjskiego, wojen i wrzenia politycznego, które trwa do dzisiaj; nie wiem, czy zrozumiałam lepiej, jak to jest być człowiekiem, którego nikt nigdzie nie chce. Bardzo warto, jak macie kilkanaście spokojnych godzin na lekturę. Jak nie macie, jest film.
[1] Polacy wysyłali Żydów na Madagaskar, świat planował dla nich na przykład kawałek Kongo. Europa krzyczała “Idźcie do domu”, mieszkańcy terenów, na których się osiedlali, odpowiadali “Wracajcie, skąd przyszliście“. Zaiste, udało im się, Ziemia Obiecana.
Inne tego autora:
#37
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 4, 2023
Link permanentny -
Tagi:
2023, biografia, panowie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Hiszpańskie wesele w małym miasteczku. Z Argentyny przyjeżdża ciotka Laura (Cruz), siostra matki panny młodej, przywozi nastoletnią córkę i kilkuletniego synka, nie dociera jednak zamożny mąż Laury, Alexander. Zjeżdża się też spora rodzina z okolicy, sąsiedzi i znajomi. Wszyscy znają wszystkich. Laura spotyka się ze swoim dawnym chłopakiem (Paco), jej córka zwraca uwagę na kuzyna Paco, jej równolatka. I kiedy już widz spodziewa się, że będą jakieś romantyczne komplikacje, wesele przerywa burza, awaria prądu (na szczęście zaradzono temu generatorem od Paco), wreszcie okazuje się, że zniknęła córka Laury, która źle się poczuła i poszła się wcześnie położyć. Matka początkowo podejrzewa kiepski żart, ale na łóżku córki znajduje wycinki sprzed lat dotyczące porwania zakończonego śmiercią dziecka, a potem w sms-ie od porywaczy dostaje żądanie 300 tys. euro. Panika, wszyscy się miotają, szukają śladów, wreszcie zaczynają wychodzić wieloletnie animozje - rodzina ma za złe, że niegdyś zakochana w Paco Laura sprzedała mu przed laty nieurodzajną ziemię, na której ma teraz piękną winnicę, patriarcha rodu nienawidzi robotników sezonowych w winnicy, w samej rodzinie są konflikty, a dodatkowo żona Paco wścieka się, że ten tak się angażuje w sprawę zaginięcia. Laura też przestaje być ukochaną córką i siostrą, kiedy okazuje się, że jej mąż zbankrutował i nie mają pieniędzy na okup (ani na wsparcie rodziny).
Nie oczekiwałam aż takiej dramy i wiwisekcji mitu szczęśliwej rodziny wielopokoleniowej. Kontrast sielskości małego miasteczka i pięknie ubranych weselnych gości ze złamanymi ludźmi, których dotknęła tragedia, jest brutalny. Finał, mimo że nikt nie ginie, nie daje też katharsis.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 29, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
[22.04.2023]
Więc wyobraźcie sobie, że była taka sobota, kiedy nie dość, że było ciepło, to jeszcze świeciło słońce jak z pocztówki. Rodzina mnie zignorowała, wybierając gnicie na kanapie i innych powierzchniach wyściełanych, pojechałam więc sobie na mikrowyprawę do pobliskiego Puszczykowa. Było gorąco, słonecznie, nie dość, że się spociłam (pierwszy raz w tym roku!), to jeszcze umazałam sobie tuż po wyjściu z domu przód sukienki za pomocą kremu przeciwsłonecznego, bo jak raz chciałam być odpowiedzialna, ale niczego nie żałuję. Las, Warta, dawny dom sanatoryjny, zieleń i dzielnica willowa w okolicach Jasnej, Podleśnej i Słonecznej. Bardzo ładnie, będę kontynuować.
Dawny dom sanatoryjny "Rusałka"
Warta / Rusałka
Podleśna
Korzenie nad Wartą / Natura
Urząd miasta, willa letnia z 1936 roku
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 28, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tag:
puszczykowo
- Skomentuj
Anne (Colman) wraca do domu, otwiera drzwi, anonsuje powrót, przechodzi z pustego pokoju do pokoju, wreszcie znajduje starego ojca Anthony’ego (Hopkins), słuchającego muzyki w słuchawkach. Dzień jak co dzień, co na kolację, tato, chcę z tobą porozmawiać o zajściu z opiekunką i o moim wyjeździe do Paryża. Kolejny dzień, Anne wraca z zakupami, ojciec wychodzi jej naprzeciw, ale Anne jest inną osobą, której ojciec nie poznaje. W domu pojawia się dziwny mężczyzna, który twierdzi, że jej mężem jego córki, tyle że córka nie ma męża, rozwiodła się lata temu, poza tym jej mąż miał na imię James, a to jest Paul. Kolacja z kurczakiem, ale ojciec jest ciągle w piżamie, przecież jest dopiero rano. Ojciec budzi się w nocy, mieszkanie wygląda zupełnie inaczej, brakuje obrazu namalowanego przez jego młodszą córkę. Brzmi przerażająco, ktoś miesza w głowie starszego pana, to wszystko po to, żeby przejąć jego piękne mieszkanie, poza tym opiekunka ukradła mu zegarek, dlatego ją zwyzywał, wyrzucił i zagroził. Anne wraca z zakupami, mąż odbiera od niej kurczaka na obiad, nowa opiekunka, która wygląda jak druga córka, ale czemu druga córka nie przychodzi od tak dawna… Im dalej w wydarzenia, tym łatwiej się domyślić, mimo zrywanej i achronologicznej jak w “Memento” narracji, że to wszystko miesza się w głowie Anthony’ego, który choruje na demencję.
To jeden z bardziej przerażających, emocjonalnych filmów, jakie ostatnio widziałam. Demencja to mój największy strach przed starością, kiedy własny mózg staje się największym wrogiem, zamazując granicę między rzeczywistością i koszmarem, moje najgorsze wspomnienia z miesięcy odchodzenia bliskiej osoby. Film nieustająco zmienia perspektywę z Anne na Anthony’ego i odwrotnie, widać frustrację obojga. Anthony jest nieustająco zaskakiwany, przestraszony zmianami, nie wie, czy osoba, z którą rozmawia, to rzeczywiście Anne, James czy opiekunka, czy to jego dom, czy dom jego córki, a może w ogóle placówka opiekuńcza. Anne jest sfrustrowana, bo to na nią spada obowiązek i decyzja, jak zapewnić ojcu najlepszą opiekę oraz jest przerażona, jak bardzo choroba zmienia jej ojca. Podejrzewam, że może to nie być coś dla ludzi, którzy na co dzień borykają się z taką sytuacją; samo oglądanie było frustrujące na tyle, że próbowałam szukać drugiego dna, że to rzeczywiście thriller, że na końcu dostanę obiektywną relację, co się naprawdę wydarzyło (spoiler alert: nie). Nie wiem, czy chcę obejrzeć ponownie, ale to bardzo dobry kawałek kina, świetnie zagrany.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 27, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 1