Umówmy się, chodzi o jakość, a nie o ilość, tak? W tym roku skończyłam 115 książek, z czego 65 napisali mężczyźni, 49 kobiety, a jedną wspólnie. Kilka książek przeczytałam ponownie (np. opisanego już wcześniej ”Zimistrza” i zekranizowane ”Małe ogniska”) i - nic dziwnego - niektóre wylądowały na liście najlepszych:
Te, które nieco mniej, ale i tak dobrze się czytało:
17 krajów: polskie - 36, brytyjskie - 24, amerykańskie - 23, czeskie - 6, francuskie i szwedzkie - po 5, kanadyjskie - 3, izraelskie i niemieckie - po 2 i po jednej sztuce z Australii, Finlandii, Węgier, Hiszpanii, Irlandii, Indii, Norwegii i Rosji. Nie mam faworytów, zagranicznych czytam raczej po autorach, a kwestia narodowości jest drugorzędna. Natomiast jednak nośnik robi różnicę - ciężej mi czytać książki papierowe, więcej zaczynam niż kończę. Aktualnie na stosie wstydu przy łóżku czeka zaczęta Faludi, Zadie Smith i Patrick Smith (bez związku), Rendell, Wilkie Collins, Wilson, Chandler… Nie żeby na czytniku było mniej pozaczynanych - Atwood, Montgomery, Lessing, Dahl, Grzelak, Vievegh, Fforde… Jak sobie z tym radzicie? Jedna od początku do końca? Czy bez żalu zarzucacie, jeśli jest coś ciekawszego, zwłaszcza jak znajomi nieustająco coś zachwalają (tak, to o Tobie, Dorszu)? Mniej mam w tym roku takich, do których nie wrócę - 60% “Barbary Radziwiłłówny z Jaworzna-Szczakowej” Witkowskiego mi wystarczy, bo to udana fraza, ale bez fabuły.
Wyjątkowo mam postanowienie na 2024. Opowiem, jak mi się uda.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 31, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tag:
2023
- Komentarzy: 2
Miały być obrazki z Berlina, ale jako że rok zbliża się do końca, wejdę w temat podsumowań. Dziś o ograniczaniu, jutro o nieograniczonej konsumpcji.
Pewnie że po ubiegłorocznych sukcesach nie przestałam patrzeć na dom krytycznym okiem i nie zamknęłam kramiku z odgracaniem w 2023. Znowu - cel był ambitny: 1000 przedmiotów w rok, więc cieszy mnie, że udało się osiągnąć chociaż połowę, bo 573 przedmioty mniej w domu to lepiej niż nic. A i poziom trudności większy, bo te takie oczywiste to zniknęły już rok temu. Owszem, kilka rzeczy przejęłam od rodziny w celu pozbycia się, więc to nie tak, że nagle ja uzyskałam wolną półkę po sprzedaży kilkudziesięciu wazoników, służących do odkurzania w domu rodzinnym, ale półkę odzyskał ojciec i nie musi myć kamionkowego drobiazgu. Kilka rzeczy - na przykład torba z zepsutą elektroniką - czeka na wywiezienie, zbierane przez ostatnie miesiące podniszczone ubrania wczoraj odniosłam do kontenera, pakuję też kolejną zrzutkę książek do skup szopu i jeszcze jedną na bookcrossingowy regał u K. na uczelni. W dalszym ciągu nie wiem, jak rozwiązać problem poprzedniego aparatu fotograficznego, sprawnego, ale wymagającego fachowego czyszczenia i dostosowania do obiektywu, żeby prawidłowo ostrzył - nie mam mocy się koło tego zakrzątnąć, bo już nim nie będę fotografować, a to dobry aparat i po odrobinie wysiłku komuś posłuży kilka lat; mam też zestaw obiektywów do niego, wszystko kosztowało gruby pieniądz, a leży. Ale skupię się na sukcesach, a nie na problemach. Prawie 100 sztuk rzeczy oddałam (20%), ponad 100 wyrzuciłam (20%, liczę tu rzeczy, które się zepsuły czy zniszczyły, a nie rzeczy zużyte do końca jak szampon), a niebagatelne ponad 350 sztuk sprzedałam (80%). To oczywiście nie koniec, na vinted ciągle czeka ponad 100 ofert, a z półek mogłabym od ręki zdjąć jakieś 300 książek, których już nie przeczytam. 2024, liczę na ciebie.
W kwestii motywowania innych: zasiałam ziarno u teściów; jak zaczęli zeznawać, co mają zachomikowane, to - gdybym była wierząca - bym się przeżegnała. Umówiliśmy się na wiosnę, że zamówią kontener, to, co zniszczone - wyleci, to, co rokuje - spadnie mi do dystrybucji. Absurdalnie się cieszę, u kogoś sprząta się znacznie łatwiej niż u siebie (por. pokój dziecięcy).
Jakbyście potrzebowali porad, chętnie udzielę, nawet niepytana!
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 30, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Projekt 500
- Komentarzy: 9
Doktor Tadek Żeleński budzi się z monstrualnym kacem, obowiązek (dyżur w szpitalu) wzywa, a tu nie ma płaszcza i torby. Dookoła krajobraz jak po kataklizmie, szybko wychodzi, że Witkacy zarzucił mu i innym wesołym chłopakom - Josephowi Conradowi i Bronkowi Malinowskiemu - pejotl. Poranek jakich wiele w Zakopanem, problem w tym, że w chacie walają się też zwłoki, a u drzwi żandarm, który informuje, że doktor Żeleński nie żyje. To rozpoczyna pełną zmyłek i dygresji historię w stylu “Kac Vegas”, gdzie kwiat młodopolskiej awangardy musi odkryć, co zdarzyło się na wczorajszym balecie.
Jakie to uroczy i zabawny, chociaż czasem dość niewybredny, z mnóstwem aluzji do polskiego kina (narkomanów i pijaków banda!). Świetna obsada - Kot, Dorociński, Seweryn, Mecwaldowski, mnóstwo erudycyjnego humoru, doprawionego sporą dawcą szydery z posągów - Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Szymanowskiego, Lenina i Krupskiej, Piłsudskiego, Rubinsteina. Dawno tak dobrze nie bawiłam się na polskim filmie. I nie, nie zamierzam sprawdzać, czy realia się zgadzają.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 29, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Lata 50. W tytułowych ruinach zostają znalezione zwłoki Janette Worek, młodej repatriantki z Francji. Akcja milicji jest dość chaotyczna - młody prokurator Jacek Trzebiński, niewyspany po nocy nad brydżem[1] prowadzi sprawę, bo jako jedyny ma telefon[2], a zgon i wstępną ocenę ciała robi internistka z łapanki. Akcja prowadzona jest dwutorowo: opis śledztwa, które głównie skupia się na Janie Worku (it’s always a husband) przeplatają relacje z procesu, gdzie młodego prokuratora, przekonanego o winie męża bezlitośnie punktuje z zaniedbań w śledztwie stary wyga, adwokat Wisłocki. Sam oskarżony przyznaje się do tego, że planował niewierność (Moja żona była chorowita, w nocy była zawsze zmęczona, senna, nie dała się obudzić i dlatego miałem zamiar ją zdradzić…), ale wystarczyło skłamać, a nie mordować. Wtem książeczka kończy się słowami “Sędzia podejmie decyzję”. I tyle, bez wyjaśnienia, co się stało i kto zabił. Tak się nie robi.
Się nosi: angielski battle-dress.
Się pali: wczasowe, chesterfieldy i caporale (dla świadków, bo jak zapalą dobry papieros, to chętniej mówią).
Się je: krem sułtański (Janette), czarny chleb z formy i bułki paryskie, które Janette przywozi z drugiego końca miasta, kiełbasę, wędlinę i ogórki (na szkolnej imprezie).
Się pije: kawę i herbatę, wino (na szkolnej potańcówce). Za kulisami się pije więcej, bo zwłoki znajduje zbierająca butelki staruszka.
Humor codzienny:
- On [Jan Worek] tam rozumów za wiele nie zjadł. A jak się taka mądra na niego zezłości, to mu coś powie takiego, że nie zrozumie i wstyd mu będzie powiedzieć, że nie rozumie. To się zezłości i babę zleje. Mówię, jak myślę, bo sam bym taką zlał. A ta jego Żanieta, czy jak, to i do bicia się nie nadaje.
Na sali rozległy się tłumione chichoty. Sędzia Lepiński też nieco poczerwieniał na twarzy. Jego grdyka wykonywała ruchy, jakby połykał śmiech.
[1] Powodem zarwanej nocy był bridge - jedyna naganna słabostka młodego prokuratora o proletariackim sumieniu i piastowanej w zetempowskiej duszy wrogości dla wszystkiego, co choć trochę pachniało „zachodnim stylem życia”. (...) Więc nawet, w dobie bezpardonowej walki klasowej młody prokurator pozwalał sobie czasem na spędzenie nocy w składzie dobranej czwórki. (...) Cóż tu bowiem ukrywać — Jacek grał już znakomicie, a że dawni koledzy ojca posiadali jeszcze resztki przedwojennych fortun, a w brydża grali ostro, taka spędzona przy kartach noc przynosiła mu niejednokrotnie więcej , niż cały miesiąc spędzony przy biurku podprokuratora dzielnicowego.
[2] (...) tę pierwszą poważną sprawę dostał prokurator Trzebiński tylko dzięki nie najlepszemu pochodzeniu społecznemu. Znakomita bowiem większość młodzieży z zespołu prokuratury Warszawa-Praga pochodziła z mocnych klasowo, robotniczych rodzin. A takie rodziny - jak wiadomo - telefonu w domu nie posiadały.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#112
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 28, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, kryminal, panowie, prl
- Skomentuj
Wszyscy czytali i/lub oglądali “Ślepnąc od świateł”, tak? Bo jak nie, to lepiej nie czytajcie, w kontynuacji losów “etycznego” dealera Jacka od samego początku pojawiają się detale, które powinny zaskoczyć w finale pierwszej części.
Minęło 5 lat. Jacek ostatecznie wylądował w Argentynie, chociaż niekoniecznie w taki sposób, o jakim myślał. Żyje, chociaż raczej właściwie się ukrywa, bo odciął się od Polski, od znajomych i rodziny, jedynie z siostrą, Pauliną, z rzadka rozmawia. Na miejscu zaskakująco łatwo wchodzi w dawne tory - jego zrozumienie kanałów dystrybucji i substancji psychoaktywnych przechodzi płynnie przez barierę językową, co oczywiście kończy się w wiadomy sposób - robi sobie wrogów i traci poczucie sensu życia. Mimo że przygarnął psa przybłędę, planuje iść na koniec świata i nie wracać, dosłownie. Z ostatniej drogi zawraca go telefon - ktoś zastrzelił jego siostrę i jej męża na oczach dwójki dzieci. Niby leci na pogrzeb, ale tak naprawdę szuka zemsty, bo wie, że to była jego wina. Nie dziwi go, kiedy w słuchawce odzywa się głos psychopaty Daria, nie dziwi go, że policja chce, żeby poszedł na współpracę i Daria im podał na tacy. W drugim wątku narratorką jest Pazina, również wrak człowieka, ale próbuje naprawiać życie tym, którym jest jeszcze ciężej - zbudowała Azyl dla osób LGBT+, które nie miały gdzie się podziać. Kiedy jedno z jej podopiecznych, Lucek, zostaje znalezione skatowane na śmierć, Pazina też szuka zemsty. Trzeci głos to Kurtka, drobny, chociaż cwany dealer, który zaskakująco dużo wie o wszystkim - nowym super uzależniającym narkotyku o uroczej nazwie świetlik, powrocie Jacka i o tym, kto torturował i zabił Lucka.
Z jednej strony, to jest przerażająca książka o przemocy, ponownie. Taka, po której chcę sobie wyczyścić mózg szczotką, bo tak realne wydaje mi się to, co Żulczyk opisał. Z drugiej, mimo precyzji fabuły, nie ma tu nic nowego, czego nie było w “Ślepnąc”, albo może nie ma nawet udawania, że ktokolwiek z gangsterów ma jakieś wyższe pobudki, nawet jeśli jest coś, co jest dla nich cenne (nawet Dario ma taki czuły punkt!). Obrywają ci, którzy są blisko - rodzina Jacka, Pazina, zagubione dzieciaki, które mają ograniczone opcje i albo zginą, albo przetrwają, uszkodzone. Ale jest jedna unikalna płaszczyzna, dla której to książka przełomowa - wiernie i brutalnie pokazuje czas, w którym dzieje się akcja - rok 2020, pierwszy rok pandemii. Nieudolne radzenie sobie z kryzysem, rosnąca liczba zachorowań, dezinformacja rządowa, lockdown i obchodzenie nieudolnych przepisów, jeszcze więcej rzeczy przeniesionych do podziemia i ludzie, dla którym pozwalająca na chwilę zapomnienia kapsułka ze świetlikiem to nowy cel w życiu, bo innych - być może - już nie dożyją. I mimo że nie wciągnęła mnie emocjonalnie aż tak, jak pierwsza część, zakończenie mnie zaskoczyło.
Inne tego autora.
#111
Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 27, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, kryminal, panowie
- Skomentuj
Lata 90. Lisa Nova (świetna rola Rosy Salazar, znanej z doskonałego ”Undone”), początkująca reżyserka, autorka jednego krótkometrażowego filmu, przybywa do Los Angeles i usiłuje uzyskać finansowanie do nagrania filmu na podstawie króciaka. Lou Burke, znany producent, początkowo jest zachwycony, ale kiedy Lisa odrzuca jego niewyrafinowane awanse, zabiera film, usuwając Lisę z roli reżysera. Pokrzywdzona i wściekła dziewczyna zgadza się na umowę z poznaną na jednym z przyjęć dziwną kobietą, Boro - w zamian za pewną ofiarę, Boro rzuci na Burke’a klątwę. Od tego momentu jest dziwnie i coraz dziwniej. Cierpi zarówno Burke, jak i Lisa - dookoła nich giną ludzie, pojawiają się jadowite pająki, samozapłon, płatni mordercy, a w wynajętym przez dziewczynę mieszkaniu pojawia się tajemniczy właz, przez który coś się chce z zaświatów przedrzeć. Wspominałam o tym, że Lisa wymiotuje małymi kociętami, a kiedy zirytowana odmawia kolejnej daniny dla Boro, na jej boku tworzy się kolejny otwór, którym wychodzi kociak? Mimo że Lisa próbuje klątwę zatrzymać, pojawiają się zombie, przedwieczny biały jaguar i Mary, nieco uszkodzona bohaterka filmu Lisy, która - dla odmiany - usiłuje zemścić się na niej.
To nie jest film dla ludzi wrażliwych, miejscami ociera się o przegięty gore z tryskającą krwią, miejscami to absurdalna groteska. Trochę przypomina mi klimat nieudanego “Mulholland Drive” Lyncha, ale tu nie ma żadnego udawania czy ułudy, zwyczajnie dzieją się nadprzyrodzone i niesamowite rzeczy, kupujesz to, albo nie. Podobało mi się, ale niekoniecznie polecam, zwłaszcza jak ktoś nie lubi horrorów.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 26, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
[16.12.2023]
Galeria murali na pozostałościach Muru Berlińskiego była na mojej liście od zawsze i jeśli też macie, to zdecydowanie warto wrzucić ją na samą górę, żeby przespacerować się wzdłuż przy następnej wizycie. Prawie półtora kilometra muru, z jednej strony murale - od strony ulicy Mühlenstraße, z drugiej - od strony Szprewy - graffiti. Trafiła się słoneczna sobota, więc i murale, i przyjemny spacer nad wodą z widokiem na Oberbaumbrücke i mieszkalne barki. Tłumy pod pocałunkiem Breżniewa i Honeckera, pod tymi mniej znanymi już niekoniecznie. Zdecydowanie planuję wrócić latem, może się uda w następnej dziesięciolatce (tak jak od lat planuję rejs po Szprewie, uhm).
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 25, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
berlin, niemcy, muzeum, sztuka
- Skomentuj
Rodzice Andrew wyemigrowali ze Związku Radzieckiego, kiedy ten miał 6 lat, a jego starszy brat Dima - 16. Andrew został w Stanach, próbując wejść w świat akademicki, Dima - bardziej obrotny - zdecydował się wrócić i robić już w Rosji interesy. Kariera akademicka niespecjalnie wypaliła, kryzys 2008, Andrew zgadza się na propozycję brata, żeby “na jakiś czas” przeniósł się do Moskwy, bo ich babcia wymaga opieki. Planuje napisać książkę i uważa, że rozmowy z babcią, kobietą inteligentną i wykształconą, dadzą mu świeżą perspektywę. Na miejscu okazuje się, że Dima uciekł i nie planuje wrócić, bo może czekać los Chodorkowskiego, babcia ma pogłębiającą się demencję i twierdzi, że nic z przeszłości nie jest ważne i w ogóle to nie pamięta, za to wymiata w anagramach, nie ma pracy dla kogoś, kogo jedynymi umiejętnościami są znajomość języka angielskiego i kiepska gra w hokeja. Andrew, aktualnie Andriej, próbuje, ale każdym kroku podcina mu skrzydła rzeczywistość - Moskwa jest absurdalnie droga, nie ma przyjaciół, gra w hokeja w mocno amatorskiej drużynie, a próby napisania jakiejkolwiek publikacji nie przynoszą nic odkrywczego. Nawiązuje kontakty z lewicową grupą antyreżimową, po części dlatego, że w grupie jest śliczna Julia, nie do końca zdając sobie sprawę, że nawet pokojowe protesty mogą być odebrane jako antyputinowskie i wpędzić go w kłopoty.
Nie jest to bynajmniej przyjemna ani zabawna książka, jak sugeruje okładka i recenzje. Nawet nie dlatego, że Rosja lat 2008-2010 to trudny kraj, ale dość posępna się czyta opowieść niespecjalnie błyskotliwego bohatera, który - rzucony na głęboką wodę innej kultury i realiów - nie daje sobie rady i nie odnosi sukcesu. Sporo dramatycznych rzeczy jest ledwo zaznaczonych - antysemityzm, pozostawienie sobie samym starych ludzi, osuwająca się w demencję babcia, którą na sam koniec życia Dima planuje przeprowadzić do tańszego mieszkania, bo akurat jest koniunktura, bezkarność pogrobowców KGB, wreszcie dość czarno odmalowana jest rzeczywistość uniwersytecka, gdzie wygrywają pieczeniarze, cwaniacy i ludzie z kontaktami.
#110
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 21, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Trochę się bałam, bo to jedna z moich ukochanych książek od zawsze, tylko oczko niżej od "Lesia"; na szczęście szydera z pracy w biurze się nie starzeje, nawet jeśli realia się zmieniają (patrz “The Office”).
Joanna, architektka, ma nieco nadczynną wyobraźnię i nagle doznaje wizji morderstwa w pracowni, w której pracuje. Zostaje zamordowany niejaki Stolarek, inżynier instalacji sanitarnych, który szantażuje większość współpracowników i pożycza od nich pieniądze na wieczne nieoddanie. Dla zabawy bohaterka dzieli się tą wizją w biurze, jest trochę uciechy i kolektywnego uzupełniania szczegółów, po czym jak grom z jasnego nieba spada odkrycie, że Stolarka rzeczywiście ktoś w konferencyjnej zamordował. Jak sugeruje tytuł, podejrzani są wszyscy, Joanna trochę z poczucia obowiązku - wszak czuje się nieco winna, bo możliwe, że jej opowieść dała mordercy sumpt do zabicia - prowadzi z najlepszą przyjaciółką Alicją samodzielne śledztwo. Pomaga w tym znajomość konstrukcji pracowni - z damskiego wychodka słychać rozmowy kapitana i prokuratora - oraz fakt, że wie, czym Stolarek szantażował współpracowników. W śledztwie pojawia się niesamowicie przystojny prokurator, znany niesławnie potem jako Diabeł, z którym Joanna nawiązuje bliższe i nie tylko oficjalne stosunki.
Oczywiście o urodzie tej książki nie decyduje sama fabuła, ale otoczka. Wazon na balkonie, w którym trwa wybuchowy eksperyment, Leszek malujący smętne bohomazy i życzący sobie, żeby podwórkowi grajkowie zagrali mu Ramonę, bałagan w pracowni i liczne półlegalne interesy i rozrywki, którym się pracownicy oddają w trakcie i po pracy. Faceci z gumy i piwa, zawartość szuflad (“siedem pustych butelek po wysokoprocentowym alkoholu, bardzo ładnie poukładanych” u Kazia, “stary łańcuch od lampy, korki od butelek i karty do kabały” u Joanny, zaś u Leszka “po całym dnie rozmazane było stare, zjełczałe masło, po którym poniewierały się resztki zeschniętej na kość kiełbasy, kawałki nadgryzionych bułek i skórek od chleba, papierki po topionym serze i jeszcze kilka bliżej nie sprecyzowanych pozostałości po innych artykułach spożywczych. Wśród tego pobojowiska turlał się beztrosko słoik po musztardzie”), sugestia sprowadzenia osła z ubłoconym brzuchem - wszystko jest tu pyszne i takie ponadczasowe.
Się je: bułkę z polędwicą, wędzoną rybę, pomidory (z solą), bułkę paryską z salcesonem (na stypie).
Się pali: na potęgę, również przy biurkach; m. in. Żeglarze.
Się pije: piwo, jarzębiak, wódkę.
Inne tej autorki, inne z tej serii.
#109
Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 20, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, kryminal, panie, prl
- Komentarzy: 3
Fabuła historii o Belly, 16-latce zakochanej w braciach - synach najlepszej przyjaciółki swojej matki, jest dość prosta. Obie rodziny, a konkretnie matki - Susannah z synami Jeremiahem i Conradem oraz Laurel, matka Belly i Stevena (bo tatusiowie "pracują", odwiedzają tylko czasami), od zawsze spędzają wakacje w domku przy plaży na wyspie Cousins. Dzieciaki dorastają razem, Belly - jedyna dziewczynka - snuje się za chłopakami, nieco pomiatana i wyszydzana, kocha się też od lat bez wzajemności w najstarszym Conradzie, aż do tego konkretnego lata, kiedy to okazuje się być piękna[1] (urósł jej biust, zamieniła brzydkie okulary na szkła kontaktowe oraz zdjęła aparat z pięknych zębów). Zwraca na nią uwagę i dotychczasowy kumpel, Jeremiah, śliczny jak budyń z soczkiem i o nieskomplikowanej osobowości golden retrievera, i Conrad, wymarzony, super inteligentny, choć posępny i humorzasty. Poszczególne sezony serialu - aktualnie dwa - odpowiadają książkom, na których serial jest oparty - tytułowej "Tego lata stałam się piękna" (sezon 1), "Bez ciebie nie ma lata" (sezon 2) oraz "Dla nas zawsze będzie lato" (mam nadzieję na sezon 3). Przed Belly trudna decyzja - kogo wybrać, kogo kocha bardziej i kto bardziej kocha ją. Zdecydowanie można z nastolatkami, chociaż moja osobista nie była zainteresowana.
Uwaga, wchodzimy w strefę spoilerów. Nie są dramatyczne, ale jak chcecie oglądać lub czytać, to idźcie to zrobić, a potem wróćcie.
Zaczęłam od serialu, który jest z jednej strony prześliczny, bo są w nim śliczni ludzie, śliczne miejsca, jest cukierkowo i hallmarkowo, a do tego zaniedbany w książkach drugi plan jest rozbudowany - praca i życie osobiste Laurel, ogromna, ważna historia przyjaźni Laurel i Susannah, nowa dziewczyna ojca, ciotka Julia i walka o dom, stosunki między panem Fisherem a jego synami, ale z drugiej strony są tak idiotyczne anachronizmy jak bal debiutantek, wokół którego snuje się akcja pierwszego sezonu; nie było tego w książce pisanej naście lat temu, we współczesnej ekranizacji jest absurdalnie słabym tropem, zwłaszcza że serial jest jednocześnie bardziej woke[2]. Przyznam, że gdybym zaczęła od książek, to pewnie nie byłabym tak zainteresowana, bo są dość płaskie, takie harlequinowate soft team dramy. Serial dokłada komplikacji i zwyczajnie przyjemnie się ogląda ładnych młodych ludzi. Teraz obiecane spoilery - w sezonie pierwszym Belly ląduje z wymarzonym Conradem, ale sezon drugi rozpoczyna się już po tym, jak się rozstali i do gry wraca Jeremiah. I tu uważam, że twórcy serialu zrobili dobrą robotę, bo po pierwszym sezonie byłam zdecydowanie Team Jeremiah, ale po drugim już się nieco łamię, czy jednak nie zmienić na Team Conrad. Podejrzewam, że to pokłosie lektury tomu 3, gdzie Belly i Jeremiah są w związku, ale proza życia wchodzi za mocno i sielanka się kończy.
[1] Nie będę się pastwić na tym konceptem, ale serio jedyną przesłanką do zbudowania intrygi jest ładność Belly. Póki była "brzydka" (oczywiście nie była, tylko była dzieckiem, do jasnej), wszystkim przeszkadzało, że jest marudna, donosi na brata, jest humorzasta i roszczeniowa. Chłopaki Fisherów też są idealnie piękni w amerykański sposób, nawet za piękni, jak dla mnie, raczej do popatrzenia niż do zakochania (oraz oczywiście aktorzy są tak młodzi, że to byłoby nieprzyzwoite; jednocześnie nie mówię, że 40-letniego Gavina Casalegno bym za drzwi wyrzuciła).
[2] Obsada nie jest jednolicie biała! Laurel jest z pochodzenia Koreanką, Belly i Steven - w połowie. Jedna z dziewczyn Conrada jest czarna, druga - brązowa, Steven umawia się m.in. z półkrwi Azjatką, zaś Belly całuje się z półkrwi Latynosem. W książkach nie ma o tym słowa, mimo że autorka jest w połowie Koreanką.
Inne tej autorki:
#106-108
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 17, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam, Seriale -
Tagi:
2023, beletrystyka, panie
- Skomentuj