Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Słyszałam, że kontynuacja “Teściów” jest słaba i mile się zaskoczyłam, bo nie jest, a nawet powiedziałabym, że zabawniejsza niż pierwsza część. Młodzi - Łukasz i Weronika - podejmują kolejną próbę wzięcia ślubu, tym razem w pięknych okolicznościach przyrody na plaży[1], więc obie rodziny - Gosia, matka Łukasza z młodym kochankiem i fertyczną babcią oraz rodzice Weroniki, Wandeczka i Tadeusz - pojawiają się w hotelu. W luksusowych okolicznościach wychodzą z bohaterów różne deficyty - Gosia, profesor z habilitacją, bardzo woke i bywała w świecie, wcale nie jest szczęśliwa i bardzo przejęta zachowaniem pozorów, a jej egalitarystyczne podejście do personelu z czasem się wymydla. Po wygraniu scenariusza “parweniusze na wakacjach” Wanda odkrywa, że czuje się jeszcze całkiem młoda i atrakcyjna, chciałabym “pożyć”, niestety jej mąż już całkiem zdziadział. Zabawnie rozgrywane są kontrasty, dużo krzywego zwierciadła, a finalnie jedyną wygraną jest babcia, która wyrywa sobie przystojnego Niemca. W przeciwieństwie do pierwszej części, nie ma tu tego suspensu, czemu młodzi nie wzięli ślubu, jest tylko zderzenie klas. Owszem, bywa krindżowo, a czasem humor nie jest specjalnie wyrafinowany, ale jak na polską komedię - całkiem całkiem.
[1] Geopolityka filmu, owszem, woła o litość. Z Warszawy samolotem wielka wyprawa, po czym dolatuje się aż nad polskie morze, gdzie w hotelu typu all-inclusive większość obsługi jest etnicznie niebiała. Rozumiem potrzebuję gagów pt. pierwszy lot samolotem, pierwszy raz w resorcie, pierwszy kontakt z osobami o innym kolorze skóry, ale to zgrzyta.