Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Romy jest transportowana do swojego docelowego więzienia. Ma wyrok podwójnego dożywocia, najwcześniej za 37 lat może się starać o skrócenie wyroku, ale i tak nie wyjdzie na wolność. Gordon jest nauczycielem, los zdecydował, że uczy więźniarki. Trafia do tego samego więzienia, co Romy i nawiązuje się między nimi nić sympatii. Mały synek Romy został pod opieką jej matki, ale w trakcie odsiadki kobieta dowiaduje się, że jej matka zginęła w wypadku, a dziecko trafiło do opieki instytucjonalnej. Usiłuje więc zrobić wszystko, żeby upewnić się, że nie dzieje mu się krzywda. A jako więźniarce nie przysługują jej w zasadzie żadne prawa - nie ma pieniędzy, może dzwonić tylko do abonentów jednej sieci, miała obrońcę z urzędu, który po sprawie umył ręce, prosi więc Gordona o wsparcie.
I brzmi to jak materiał na historię z happy-endem, ale to się nie stanie, bo to beletryzowana opowieść o patologiach systemu prawnego i więziennictwa w USA. Dożywocie za sfałszowanie czeku (trzecie przewinienie po dwóch krótkich odsiadkach), podwójne dożywocie za zabójstwo w zasadzie w obronie własnej (ale na niekorzyść bohaterki świadczy to, że była striptizerką, a stalkujący ją natarczywy klient skutecznie udawał weterana), nieustająco aktualne problemy z klasyfikacją osób niebinarnych lub w tranzycji, wysokie wyroki dla osób bez sensownego prawnika i brak jakiejkolwiek resocjalizacji, z dodatkowymi karami już w więzieniu. Nie jest to książka równa - dobitna i mocna historia Romy punktowana jest niezbyt istotnymi wspomnieniami skorumpowanego policjanta, kochanka jednej z więźniarek, skazanej na karę śmierci oraz przeintelektualizowanymi przemyśleniami Gordona o samotności, życiu w dziczy i lekturach (wspomnienia Unabombera, który odizolował się od społeczeństwa i zachwycał naturą).
#57