Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Plażing - smażing

Nie lubię się opalać, aczkolwiek lubię już być opalona. Ale leżenie na plaży plackiem, w pełnym słońcu - zdecydowanie nie. Tyle że lubię wodę, zwłaszcza błękitną i przezroczystą i lubię plaże, zwłaszcza takie z muszelkami. Więc krem z filtrem, chusta na ramiona i plaże Andaluzji.

Piątek, 28 czerwca. Najpiękniejsza Playa de La Rijana - parking po prawej stronie drogi, trzeba przejść kamienistą, na oko nierokującą drogą pod wiaduktem na drugą stronę (ignorując wielki napis “Entrada”) i jak w filmie, na wylocie tunelu pojawia się rajska wyspa. Drobne kamyczki, trochę oglonionych kamieni w wodzie, ale przejrzysta woda i widoki za miliony. Płatne parasole i leżaki, bar z napojami. Bez tłumów.

Niedziela, 30 czerwca. Playa de Carchuna, proste wybrzeże za dzielnicą przemysłową, bez falochronu, mocne fale, dużo ostrych kamieni, maleńkich i wielkich. Nastolatka zachwycona, ja nie, eloy sobie zdarł skórę ze stopy. Żadnej infrastruktury, woda przyjemna.

Sobota / poniedziałek 1 lipca. Restauracja Lancemar, pośrodku niczego, ale z plażą i widokiem.

Wtorek, 3 lipca. Przy miasteczku Castel de Ferro, gdzie zwykle docieraliśmy na lancz, jest piękna playa del Sotillo, najdrobniejsze kamyczki, brak dużych kamieni, woda przejrzysta jak kryształ, małe rybki. Są parasole, uczciwie chciałam zapłacić, ale nikt się przez 3 godziny nie pojawił. Z Mirador Castell de Ferro przepiękny widok na miasteczko. Z restauracji El Paraíso widoki na morze i kamulce.

Adresy:

  • Restaurante La Brisa - Pl. España 7, Castell de Ferro, restauracja hiszpańska
  • Restaurante Lancemar - Antigua, N-340, Rubite, restauracja hiszpańska, widok + plaża
  • Restaurante ''El Paraíso' - C. Gran Vía 12, Castillo de Baños, restauracja hiszpańska, widok i sałatka[1]
  • Cafetería Caferini - Calle Catalanes Nº1, Castell de Ferro, kawiarnia z kanapkami i słodkim
[1] O co chodzi z sałatką? Słowem wstępu, nastolatka ma silną wybiórczość pokarmową, a dodatkowo nienawidzi, jak się jedzenie dotyka na talerzu. Ziemniaczki osobno, kotlecik osobno, broń bogini frytki polane keczupem. I wtem wjeżdża moja ensalada tropicana de la casa, gdzie na warstwie sałaty jest zwiórkowana marchewka i burak, tuńczyk, cebula, jajka na twardo, a do tego pół miski pysznych, dojrzałych owoców, z ananasem włącznie. Nie, pomidora nie ma, co to ja jestem, zwyrodnialcem? W każdym razie pycha, a nastolatka na ten widok odpaliła 20-minutowy rant o tym, że włożenie tego wszystkiego do jednej miski to prosta droga do wiecznego potępienia i kucharza powinno się smagać pokrzywami po gołych piętach. Dawno się tak dobrze nad miską sałatki nie bawiłam.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 7, 2024

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: hiszpania, castel-del-ferro, andaluzja - Skomentuj

« Monika Szwaja - Nie dla mięczaków - Rachel Kushner - Mars Room »

Skomentuj