Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

O tym, że nowe

(A ja nic o tym).

Nowa praca mnie nieustająco zaskakuje rzeczami skądinąd oczywistymi. Że ktoś dba o to, żebym miała czas. Na przeczytanie, zapoznanie się z, na uzyskanie i sprawdzenie dostępów. Że konsekwencją podpisania umowy o równym traktowaniu ze względu na płeć, orientację seksualną, etniczność czy wiarę jest brak często cytowanych w poprzednim miejscu zatrudnienia fraz o tym, gdzie powinni skończyć uchodźcy, a gdzie homoseksualiści i ciemnoskórzy (podpowiem - blisko siebie, daleko od "nas"). Że nikt mnie nie mikromenedżuje, mimo że to były cztery pierwsze dni. I że ludzie, z którymi siedzę, są mnie ciekawi. Jedna z piękniejszych willi (w zasadzie to nawet nie bałabym się nazwać jej pałacem[1]) na Sołaczu. W kuchni kawa, 30 rodzajów herbat, a na wejściu zestaw startowy do pracy biurowej (w tym naklejki). I co jakiś czas przychodzi ktoś z wyraźną troską, jak się czuję, czy wszystko w porządku i czy nie mam za dużo pracy. No więc czekam, aż będę miała na co narzekać. Bo na razie tylko marudziłam (cicho!) na kilkunastopniowy mróz oraz zalodzony brukowany podjazd.

Więc jak się martwiliście, to się nie martwcie.

[1] To skądinąd zabawne, jak bardzo jestem pozbawiona tzw. przeczuć. Z ogromnym zainteresowaniem przejeżdżałam koło zabytkowego budyneczku na dziedzińcu Instytutu Zachodniego przy Mostowej, pac - przepracowałam tam prawie 4 miesiące. Teraz weszłam po schodach między marmurowe kolumny, które zawsze podziwiałam sprzed bramy Ogrodu Dendrologicznego z drugiej strony Niestachowskiej. A nie spodziewałam się, żeby kiedykolwiek.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 10, 2016

Link permanentny - Kategoria: SOA#1 - Komentarzy: 6


Heist

Pope (Robert de Niro) ma kasyno oraz twarde zasady, między innymi takie, że nikt mu nic nie ukradnie oraz że nie rozdaje pieniędzy. Kiedy jeden z jego krupierów, Vaughn (uroczy detektyw z "Good Wife"), potrzebuje pieniędzy na operację ratującą życie jego córce, nie dziwi się, że Pope go wyrzuca za drzwi i z pracy. Nie dziwi się, ale jest zły i razem z przygodnie poznanymi kolegami planują okraść kasyno z pranych w nim co tydzień pieniędzy. Jak planują, tak robią, tyle że kierowca na odgłos strzałów zwiewa, zatrzymują więc autobus, biorą zakładników i - jak w "Speed" - jadą. Ściga ich najpierw młoda policjantka, potem już pół lokalnej policji. Sytuacja wydaje się bez wyjścia, nie mają dokąd uciec, jeden z porywaczy jest ranny, drugi niestabilny emocjonalnie, a Vaughn mimo wysiłków może nie uratować wszystkich pasażerów (a to dobry człowiek jest).

Film ma trochę dziur fabularnych, rozwiązanie jest dość karkołomne, ale na zimowy wieczór się nadaje.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 6, 2016

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Przeznaczenie / Mad Max: Droga Gniewu

Jest sobie barman, który nie umie opowiadać dowcipów. Wtem do baru wchodzi spragniony klient, zamawia procentowy napój i od słowa do słowa zakłada się z barmanem, że opowie mu taką historię, jakiej jeszcze nigdy nie słyszał. I opowiada. Problem w tym, że barman jest agentem Instytutu Podróży w Czasie i zaskakująco dużo wie o tym, o czym opowiada klient, po czym proponuje mu możliwość wyrównania rachunków z przeszłością.

Post factum doczytałam, że to ekranizacja opowiada Heinleina "All Your Zombies" (jeśli kto ma w wersji e-, chętnie pożyczę). Sam film, chociaż od pewnego momentu dość oczywisty fabularnie, jest zrealizowany z ogromną dbałością o szczegóły (choć jest raczej kameralny, a środki do pokazania podróży w czasie są naprawdę ascetyczne). Ogromnie mi się podobał. I nie, nie wiem, jakim cudem na niego trafiłam (pewnie dlatego, ze gra tam Ethan Hawke).

Z kolei z sentymentu dla "starego" Mad Maxa obejrzałam świeżą historię ze świata spalin i postapokaliptycznego kurzu, czego serdecznie nie polecam, chyba że ktoś lubi same widoczki i ryk silnika. W skrócie - jednoręka wojowniczka ma konwojować transport cennej wody, należący do zdeformowanego kacyka Skalnego Grodu, tyle że niebawem po starcie zwiewa i okazuje się, że podebrała też młode płodne żony temuż kacykowi, co go - nie dziwne - na tyle zirytowało, więc kazał gonić zdrajczynię przez pustynię. Wplątuje się w to samotny podróżny, Max, schwytany przez bojówki kacyka w celu używania jako przenośna stacja krwiodawstwa. Jadą więc, demolują sobie wzajemnie kolejne auta, czasem bladzi kamikadze, znęceni obietnicą Walhalli, sprejują sobie usta srebrolem i podejmują samobójczy atak na konwój. Dojeżdżają do potencjalnego raju, który okazuje się nie istnieć i stwierdzają, że wrócą. I wracają.

To naprawdę zły film, fabuła zdecydowanie jest dilerska (C Kaczka), chociaż obrazki bardzo ładne. Akcje raczej nie dla młodzieży (typu rozrywanie przez samochody czy dokonywanie cesarskiego cięcia na żywca), ale jest kilka zabawnych scenek typu trzymanie na ciężarówce gitarzysty w roli maskotki. Można obejrzeć na własną odpowiedzialność, wszak tyle dobrych filmów wokół.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 4, 2016

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Trance

Simon, pracownik domu aukcyjnego, brew zaleceniom zwierzchnika próbuje udaremnić kradzież dzieła sztuki. Obrywa w głowę, po czym doznaje amnezji. Problem w tym, że to właśnie on był jednym z członków gangu i uczestniczył w kradzieży, a z zupełnie nieznanych sobie aktualnie powodów sam ukradł płótno za 17 milionów. Dodatkowo zapomniał, gdzie to płótno schował. Po porcji tortur w celu poprawy pamięci szef gangu próbuje rozwiązać problem za pomocą hipnozy. Piękna pani psycholog zaczyna wyciągać sekrety najpierw nieszczęsnego Simona z amnezją, potem - reszty gangu.

Nie wiem, jakim cudem nie słyszałam o tym filmie - doskonała obsada (Cassel, Dawson), a do tego moja ulubiona tematyka - początkowo film z lekkim komediowym zabarwieniem o skoku na dom aukcyjny przeradza się w mroczny thriller z twistem. Dla pań - gołe tyłki Jamesa McAvoya i Vincenta Cassela, dla panów - całkiem naga Rosario Dawson.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 3, 2016

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Gravity

Trójka astronautów (Bullock, Clooney i aktor pochodzenia hiduskiego, grający głosem) naprawiają coś w przestrzeni kosmicznej. Żartują sobie, podskakują, opowiadają historie (najbarwniej Clooney, chociaż baza już wszystkie zna), aż tu nagle lecą w ich kierunku resztki rosyjskiej satelity. Rozwalają połowę sprzętu, giną wszyscy poza Bullock i Clooneyem, a do tego szlag trafia połączenie z Ziemią. Ocaleńcy usiłują dolecieć do leżącej obok stacji Rosjan, bo jest szansa, że będzie czym wrócić. Bullock kończy się tlen, ale cudem udaje się jej dotrzeć do stacji, Clooney, aby jej nadać napęd, odlatuje samotnie w kosmos. Rosyjska stacja się pali, ale Bullock udaje się dotrzeć do kapsuły i mimo niepowodzeń na testach, uruchamia ją. Tyle że w kapsule nie ma paliwa. Po malowniczym załamaniu i halucynacjach astronautka decyduje się skorzystać z ostatniej szansy i leci na stację Chińczyków, bo to ostatnia szansa na powrót do domu.

Jakbym obejrzała przed "Marsjaninem, podobałoby mi się bardziej. A tak - złe nie było, ale bez rewelacji. Prześliczne obrazki, zabawny Clooney, okrutnie doświadczona i jojcząca pół filmu Bullock, a do tego sporo dramy.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 2, 2016

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Katarzyna Bonda - Okularnik

Sasza Załuska podejmuje pracę w trójmiejskiej policji, u komisarza Duchnowskiego. Skoczy tylko jeszcze do Hajnówki upewnić się, że przestępca, z którym była blisko związana, rzeczywiście jest w tamtejszym zakładzie psychiatrycznym. Na miejscu okazuje się, że profilerka od ręki wplątuje się w sam środek wieloletnich układów przestępczych, obejmujących też lokalną policję, a dodatkowo - ponieważ traci dokumenty - traci status quasi-policjantki, za to zostaje uznana za podejrzaną (po odkryciu zwłok i przypadkowym byciu świadkiem porwania). Odcięta od wszystkiego, zaczyna wyjaśniać nawarstwiającą się latami sprawę, dziwnie zazębiającą się z jej życiem prywatnym.

W poprzednim tomie narzekałam na procedural - tu dla od odmiany jest sama akcja. Niestety, przez maksymalne skomplikowanie spraw, ciągnących się od wojny, dołożenie bojówek narodowościowych (wszak teren zamieszkują przeważnie Białorusini) oraz elementów jak z horroru, całość jest dość ciężka. Nie wiem, skąd zamiłowanie autorki do groteskowej masakry (odcięcie przyrodzenia czy wampirze zabawy z krwią[1]), ale to też nie pomaga. Są elementy zabawne typu umieszczenie ultra-prawicowego publicysty w roli brutalnego gwałciciela, co jednak nie sprawia, że sam gwałt jest mniej okrutny. Jakkolwiek doceniłam epizodyczne pojawienie się bohatera cyklu obok - profilera Huberta Meyera, tak niespecjalnie zachwyciły mnie elementy kryptoreklamowe (zaproszenie do czytania portalu o kryminałach i osadzenie jego autora jako statysty w jednej ze scen czy lista restauracji jako podziękowanie dla właścicieli - tego typu rzeczy można wkleić w i tak już obszernym posłowiu). Problem mam też z wiarygodnością samej akcji - ludzie latami ukrywający się "na zapleczu" czy dla odmiany, ukrywanie w stylu Bena Kenobiego - zaginiona kilkadziesiąt lat temu 17-latka okazuje się być znaną w miasteczku postacią, nawet całkiem podobną do siebie sprzed lat, ale nikt jej nie skojarzył. I wreszcie zakończenie - wiem, autorka szykuje jeszcze dwa tomy, ale zostawienie dwóch osób umierających, jednej zaginionej, a głównych przestępców na wolności jest dość słabe.

[1] Zawsze mnie fascynowało, po co xłhć bsvneę frgxnzv vtvrł wrqabpmrśavr, żrol fvę cbjbyv jlxejnjvnłn (eójavrż an cbqłbtę), mnzvnfg temrpmavr cbqcvąć fvę jragsybarz v jlpvhexnć xerj ormfgengavr. Poza tym, że to malownicze.

Inne tej autorki tu.

#104 (jeszcze z 2015)

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 2, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2016, panie, kryminal - Skomentuj


O końcu i początku

Była pewna obawa, jak bardzo huczny jest Sylwester na Dębcu, ale było całkiem cywilizowanie - owszem, fajerwerki[1], petardy, ale tak 20 minut po północy[2] było po wszystkim. Padający całą noc i cały dzień śnieg przykrył wszystko, jak należy. O poranku Maj obejrzał śnieg przez wszystkie możliwe okna i władował się nam do łóżka.



[1] - Ja chcę oglądać fajerwerki! - rzekł Majut wieczorem, ale rozziewał się i poszedł do łóżka. Chwilę przed północą zaczęło walić, okna bynajmniej nie tłumią, poszłam więc sprawdzić, czy nie strach. - Masz ochotę popatrzeć na fajerwerki? - zapytałam wiercącego się stwora podkołdrowego. - Tak... - Stwór wyjęty i zaniesiony pod okno mętnie popatrzył, oświadczył, że za głośno, po czym przysnął na rękach. Tyle o fajerwerkach.

[2] Ja rozumiem, północ, się strzela. Ale temu tytanowi intelektu, który uznał, że jak już wszystko ucichło, tak koło 2 w nocy, jak niektórzy (np. ja) już przysnęli, rzucenie petardą tuż pod oknem jest świetnym pomysłem, życzę sraczki z siłą wodospadu.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 1, 2016

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+ - Skomentuj


Kinga Izdebska - Biuro kotów znalezionych

Kingę znam z internernetsów, zaczęłyśmy siebie najpierw czytać, potem rozmawiać. I nagle (nie aż tak nagle, ale utrzymajmy dramaturgię) w księgarniach jest książka Kingi. Jakbym miała ją zaklasyfikować, to taki blogo-reportaż o tym, jak się człowiek wkręca w koci wolontariat - skąd, dlaczego, jak działa dom tymczasowy, czemu się sterylizuje i wypuszcza dzikie koty, co się dzieje w schroniskach, czemu fucha karmiciela kotów jest niekoniecznie wdzięcznym społecznie zajęciem. Co mnie ujęło, to brak lukru - łatwiej jest trudne moralnie tematy owijać w słodką watę niedomówień, spieszczeń i udawanek, że słodko. A nie zawsze jest, czasem człowiek musi sobie kichnąć, żeby zamaskować łzy. Mimo że o kotach (i ze zdjęciami), tak naprawdę to książka o samej autorce - jej dylematach (np. ile kotów w domu można obsłużyć bez szkody dla siebie), migawkach z życia, jej mamie (pozdrawiam!); zaproszenie do domu, w którym prowadzi się rozmowy i koty głaszcze.

#103

Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 30, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panie, reportaz - Skomentuj


Teoria wszystkiego

Nie ma w tym filmie niczego zaskakującego (w stosunku do artykułu biograficznego w angielskojęzycznej wersji wikipedii), ale warto zobaczyć chociażby dla fantastycznej kreacji Redmayne'a, który nie tyle zagrał Hawkinga, co zwyczajnie był Hawkingiem. To historia o tym, że dopóki człowiek żyje, zawsze jest możliwość zrobienia czegoś, nawet jeśli los i przypadek chce inaczej. Hawking w wieku 21 lat został zdiagnozowany jako chory na stwardnienie zanikowe boczne z perspektywą 2-3 letniego życia w całkowitym paraliżu. Mimo to został jednym z najbardziej znanych na świecie fizyków, został ojcem trójki dzieci, dwukrotnie się ożenił, a jego badania są znaczącym wkładem do współczesnego rozumienia świata. Film, oprócz szelmowskiego uśmiechu fizyka, pokazuje ogrom pracy, jaki w ułożenie życia rodzinie włożyła pierwsza żona, Jane (niewątpliwie dużą rolę w tym ma oparcie kanwy filmu na napisanej przez nią książce ze wspomnieniami).

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 29, 2015

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Frances H. Burnett - Mała księżniczka

Sara Crewe trafia do szacownej szkoły dla panien w Londynie, gdzie ma się uczyć, zanim przejmie majątek swojego ojca. Własny pokój, służąca, kucyk, luksusowe futra, klejnoty i zabawki oraz nieustająca atencja właścicielki pensji przy wrodzonej skromności i grzeczności dziewczynki zyskują Sarze przydomek "księżniczki". Jest tak nazywana, chociaż już ironicznie, po tym, jak jej ojciec bankrutuje i umiera, a dziecko zostaje wyrzucone w resztkach odzieży na strych i zagonione do ciężkiej pracy. Od smutku po śmierci ojca i załamania ratuje ją wyobraźnia - nie musi mieć koronek i aksamitów czy wykwintnej uczty, wystarczy, że sobie ją wyobrazi. Kiedy do kamienicy obok wprowadza się "smutny pan z Indii", a na strychu zamieszkuje jego hinduski służący, los Sary zaczyna się zmieniać.

Zgryz mam trochę, bo to jedna z moich ukochanych (wszak egzaltowane nastolatki lubią nieszczęśliwe historie, ale z happy endem) książek sprzed hmdziesięciu lat. Ale zbyt zestarzała się w wielu warstwach: społecznej - dzieci bogate mają przywileje i służbę, dzieci biedne mają pracować, wychowawczej - liczne kary fizyczne czy kulturowej - indyjscy służący u sahiba, czarni górnicy w kopalni diamentów za miskę zupy wyrąbujący drogocenności dla pana. Pewnie podsunę ją córce za czas jakiś, obserwując jej reakcję.

Inne tej autorki tutaj.

#102

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 28, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panie, dla-dzieci - Komentarzy: 2