Więcej o
Czytam
... z podtytułem “Życie z Nancy. Podróż w świat alzheimera”. Autorka podejmuje początkowo oczywistą dla niej decyzję o opiece nad starzejącymi się teściami; Morris ma coraz większe problemy z chodzeniem, Nancy jest sprawna fizycznie, ale szwankuje jej umysł. W celu pomieszczenia trzypokoleniowej rodziny (oprócz teściów i męża jest też trójka dorastających dzieci), Nancy i Chris kupują duży dom na północy Szkocji bo tam taniej niż gdzie indziej. Chris pracuje częściowo zdalnie, ale też często wyjeżdża, Nancy jest pisarką, może przecież pisać gdziekolwiek, liczy też na to, że dzikie piękno okolic da jej dobre tło do powstających powieści; dodatkowo planują też w dużym domu urządzić pensjonat dla podratowania budżetu. Rozdziały pokazujące narastające trudności dla całej rodziny[1], spowodowane rozpadem osobowości Nancy pod wpływem choroby, przeplatają się z rozdziałami popularno-naukowymi, opisującymi w miarę (książka wydana była w 2009 roku) aktualny stan badań nad chorobą alzheimera i demencji.
To smutna i niejednoznaczna próba pokazania doświadczenia rozpadu osobowości chorego i wpływu tego na resztę rodziny. Autorka mierzy się z obiegową opinią o wygodzie rodzin wyrzucających chorych krewnych do domu opieki, którą sama początkowo podziela, stąd decyzja; w pewnym momencie psychiczny koszt opieki i obciążenie, jakie ponoszą wszyscy, którzy z Nancy mieszkają, weryfikuje to podejście. Zajmowanie się rozpadającym się psychicznie krewnym porównane jest do odwrotnego procesu wychowania dziecka - osoba traci pamięć (co powoduje permanentny stan paniki i narastającą paranoję, a co za tym idzie nienawiść do opiekunów), umiejętności społeczne (agresja, przeklinanie) czy zrozumienie mechanizmów funkcjonowania świata (niechęć do zabiegów higienicznych, utrata wstrętu do fekaliów, brak zrozumienia działania rzeczy typu sztućce czy klamka), dodatkowo nie ma w finale nagrody ani zwycięstwa jak w przypadku dziecka; sporą rolę odgrywa też to, że cały czas mowa jest o silnej osobie dorosłej, która potrafi reagować agresją na pomoc przy myciu zębów czy przebieraniu. Nie ma tu wygranych - Andrea żałuje zarówno decyzji o podjęciu opieki (pensjonatu nie da się prowadzić profesjonalnie z osobą z demencją, podobnie jak nie da się pisać książek i utrzymać rodziny i siebie w zdrowiu psychicznym), jak i późniejszej decyzji o przekazaniu teściów do domu opieki, bo to też nie jest łatwe i oczywiste.
Dodatkowo artykuł autorki o opiece instytucjonalnej nad pacjentami z demencją.
[1] Sytuacja doprowadza wielokrotnie Chrisa do wściekłości, kiedy Nancy przestaje rozpoznawać najbliższą rodzinę, jest agresywna w stosunku do dzieci oraz coraz bardziej nienawidzi Andrei, słabo znosi wszystko Morris, który - wprawdzie sprawny intelektualnie - poddaje się chorobliwej paranoi i zaczyna obarczać winą za swoje coraz gorsze zdrowie syna i synową oraz ich decyzję o przeprowadzce na prowincję. Cierpią dzieci, obserwując dawniej kochającą babcię, która na nich krzyczy i potrafi uderzyć. Ale największą ofiarą całej sytuacji jest Andrea, która nie jest w stanie pisać, przeładowana dodatkową pracą i ciężarem odpowiedzialności:
Nie wyobrażałam sobie, że moi teściowie tak szybko staną się całkowicie bierni, nie przyszło mi na myśl, że opieka nad nimi będzie wyłącznie moją pracą – ale właśnie tak się stało, bo przecież mężczyźni mają prawdziwe prace, a kobiety nie.
#5
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 14, 2021
Link permanentny -
Tagi:
beletrystyka, panie, 2021 -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Są książki, o których wiem, że spowodują u mnie irytację, smutek czy złość. To jedna z takich książek. Wyobraźcie sobie sytuację, że na osiedlu jest ankieta, czy mieszkańcy chcą monitoringu. Wynik ankiety to 51% na NIE. Demokracja, głosem większości monitoring nie zostaje zainstalowany. Czy aby na pewno jednak demokracja? Załóżmy, że robimy głosowanie z rozbiciem głosów na płeć i tu się okazuje, że znacząca większość kobiet jest za monitoringiem. Skąd 51% na nie? Znacząca większość uprawnionych do głosowania właścicieli mieszkań to mężczyźni, którzy narzucają swój wybór kobietom, bo nie straszne im powroty nocą, nie boją się napaści, a nie chcą kontroli. I o tym opowiada, podpierając się setkami badań, autorka - o luce, która powstała na świecie, bo głos kobiecy nie jest w wielu przypadkach brany pod uwagę. Z perspektywy białej kobiety, mieszkającej w Zachodniej Europie, nie jest to aż tak bolesne do momentu, kiedy nie zaczniemy sprawdzać liczb. W testach leków (ile badań zostało zahamowanych, bo nie miało efektów dla mężczyzn albo ile leków było testowanych głównie na mężczyznach; pada straszna statystyka, gdzie co drugą niepożądaną reakcją na lek u kobiet jest brak opisanego działania), w kryteriach oceny wykładowców, w dysproporcji obciążenia kobiet pracą opiekuńczą (co przekłada się na dyspozycyjność czy zmęczenie), w uśrednianiu do wzrostu i wagi 30-letniego mężczyzny, w prowadzeniu debaty i kulturze wypowiedzi (podczas debaty Clinton/Trump, Trump przerwał oponentce 51 razy, ona jemu - 17; słownik nawet teraz podpowiada mi, że na pewno chciałam napisać “oponentowi”), w diagnozowaniu czy - żeby tę smutną wyliczankę skończyć - w negowaniu historycznych osiągnięć kobiet, które, nawet jeśli przebiły się przez blokadę edukacyjną, nie mogły publikować pod swoim nazwiskiem.
Jeśli potrzebujecie argumentów do dyskusji o tym, że “kobiety jakoś inaczej myślą”, “człowiek to oczywiście mężczyzna”, “kobieta jest taka jak mężczyzna, tylko mniejsza”, “czemu nie ma kobiet-górników”, “co oznacza kompromis w przypadku, kiedy ktoś (mężczyzna) nie chce negocjować z kobietą” czy “no to wymień choć 133 sławne kobiety z XIX wieku”, to jest książka dla Was. Ważna i o bardzo, bardzo smutnej wymowie.
Gdy wybucha konflikt, wzrasta przemoc domowa. Więcej – zdarza się ona częściej niż wojenna przemoc na tle seksualnym. Spójrzmy na to w określonym kontekście: według szacunków w trzyletnim konflikcie w Bośni zgwałcono 60 tysięcy kobiet, a w trwającym 100 dni ludobójstwie w Rwandzie nawet 250 tysięcy. Agendy ONZ szacują, że ponad 60 tysięcy kobiet zostało zgwałconych podczas wojny domowej w Sierra Leone (1991–2002), ponad 40 tysięcy w Liberii (1989– 2003) i co najmniej 200 tysięcy w Demokratycznej Republice Konga od 1998 roku. Ze względu na luki w danych prawdziwe statystyki w tych wszystkich konfliktach mogą być znacznie wyższe (pomijając wszystkie inne przyczyny, gdyż często kobiety nie mają kogo zawiadomić o przemocy).
#4
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 11, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, panie, reportaz
- Skomentuj
Da się w 2015 wydać książkę o II wojnie światowej, która wzrusza i wciąga tak, jak niewiele innych. W konstrukcji (i klimatem) podobna jest do Cryptonomikonu, w dwóch, a potem w trzech wątkach łącząc ze sobą losy kilkorga osób.
Lata 30. Marie-Laure straciła wzrok, kiedy miała 7 lat. Jej ojciec, Daniel, ślusarz w paryskim Muzeum Historii Naturalnej, nie ustaje w wysiłkach, żeby mimo niepełnosprawności mogła funkcjonować - uczy ją alfabetu Braille’a, konstruuje miniaturowy model dzielnicy, żeby nauczyć ją, jak trafić samodzielnie do domu. Werner, sierota z górniczych okolic Essen, ma zaskakujący naturalny talent do elektroniki. Naprawia znalezione na śmietniku radio i skacząc przypadkowo po częstotliwościach trafia na powtarzającą się audycję popularnonaukową, kończącą się dźwiękami “Clair de Lune” Debussy’ego. Jego ciekawość wyszarpywanej ukradkiem nauki owocuje zaproszeniem do Narodowo-Politycznego Zakładu Wychowawczego, choć oznacza to rozstanie z ukochaną siostrą, Juttą. W 1940, gdy Niemcy mają wkroczyć do Paryża, Daniel ucieka z córką do Saint-Malo, do brata Etienne’a, który nie opuszczał swojego domu od traumy podczas I wojny światowej. Werner, zaprzęgnięty w szkole do projektu pelengacyjnego, jest już w wojsku, gdzie pomaga w namierzaniu nielegalnych radiostacji partyzanckich. Los kieruje go do Saint-Malo, gdzie działa sprawny ruch oporu, a działająca tam radiostacja przysparza sporych szkód okupantowi. Trzecim wątkiem jest śledztwo sierżanta von Rumpera, przed wojną znanego gemmologa, który usiłuje wyśledzić, gdzie jest cenny klejnot, ewakuowany z paryskiego muzeum tuż po rozpoczęciu wojny.
Króciutkie, przeplatające się rozdziały, pokazujące przed- i wojenną rzeczywistość Francji i Niemiec; przypadek, zbiegi okoliczności i celowe działania są zgrabnie zebrane w opowieść o rodzinnej miłości, uporze, cierpliwości i smutku. Ciekawe postaci drugoplanowe - łagodny Frederick, którego interesowały tylko ptaki; madame Manec, zwykła gospodyni, która zorganizowała ruch oporu; ogromny, milczący Volkheimer, który wspierał Wernera - są świetnym tłem, podobnie jak miasta: Paryż i Saint-Malo, które zapisuję na listę podróżniczych marzeń.
#3
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 9, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 6
Zmęczyłam się bardzo, czytając o 18-letnim Karlu Ove, który po zakończeniu liceum pojechał zarobić pieniądze, pracując przez rok jako nauczyciel w małej wiosce na północy Norwegii. Zmęczyłam, bo ten tom to festiwal przykrych opisów pijaństwa do nieprzytomności i nieudanego startowania do poznawanych dziewczyn i eiaculatio praecox, które utrudniało skonsumowanie znajomości. Narracja skacze między końcem liceum, kiedy nastoletni Karl Ove zaczyna nadużywać alkoholu przy milczącej aprobacie matki[1], a czasem po śmierci ojca, gdy bracia znaleźli jego zapiski, pokazujące stopniowe wpadanie w alkoholizm. Ojciec mimo nowego związku pozostaje toksyczny, choć już nie krzywdzi synów fizycznie, Karl Ove - mimo licznych wyrazów niechęci ze strony ojca i dziadków[2] - mimo to próbuje odgrywać rolę syna wedle warunków ojca.
Jako nauczyciel Karl Ove też się nie spełnia, co nie jest dziwne, bo większość czasu leczy kaca, albo zarywa noc, żeby pisać. Dzieci, niektóre niewiele od niego młodsze, albo go irytują, albo chcą z nim konkurować (chłopcy) lub zachowują się prowokacyjnie (dziewczęta); wraca wątek zakochania w nim 13-latki, według narratora - jednostronny. Czemu więc czytam, zapytacie. Trochę z masochizmu, bo skoro zaczęłam, to skończę. Trochę, bo nawet te nieprzyjemne elementy budują obraz całości, ciekawe jest obserwowanie, jak na bazie takich doświadczeń wyrósł autor.
Bardzo źle mi się zrobiło, czytając o kocie Mefisto i reakcji narratora. Wiem, lata 80. i nieempatyczny nastolatek, ale i tak.
[1] Która to matka pozwala na picie, bo traktuje to jako przeciwwagę dla wcześniejszej przemocy ze strony ojca, ponieważ podobno dopiero po rozwodzie synowie wyjawili jej, co się działo (niespodzianka - była tym zdziwiona, bo nic nie widziała, ale “coś podejrzewała”).
[2] Ojciec każe umawiać mu się na wizyty, czasem zwyczajnie syna nie wpuszcza do domu, bo ma inne plany. Dziadkowie ze strony ojca skarżą się, że wnuk żebrze o pieniądze i ich obżera, co w zamierzeniu ma być przytykiem do niesprawności matki, która nie umie się zająć synem.
Inne tego autora tutaj.
#2
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 5, 2021
Link permanentny -
Tagi:
2021, beletrystyka, panowie, biografia -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Danuta Frey - Hotel „Kormoran” #106
Spis osób:
- Zdzisław Piotrowski - taksówkarz, krępy o ciemnych, kręconych włosach i śniadych, muskularnych rękach
- Jan Gadkowski - właściciel cukierni-lodziarni , obrzękła, obwisła twarz, worki pod oczami, alkoholik
- Jerzy Skoczek - recepcjonista, młody, trochę kudłaty, z brodą i w okularach
- Wiesław Dworak - dyrektor hotelu, tęgawy, niewysoki, z paskiem wrzynającym się w brzuch
- Pani Jadzia - księgowa, wyblakła, anemiczna,niemodnie ubrana, nieumalowana, siwe odrosty spod źle ufarbowanych włosów
- Basia - recepcjonistka, odrobinę przesadnie umalowana, modne dżinsy i bluzka z kwadratowym dekoltem, świeża cera
- Heniek Gadkowski - syn cukiernika, niewysoki blondyn o dziecinnym, trochę naiwnym wyrazie twarzy, mięsiste czerwone wilgotne usta i grube uda
- porucznik Andrzej Hołubiec - ciemnoblond, przylizane włosy, wąsik, jasne, niemal bezbarwne brwi i wystająca grdyka
- Ewa Romanowicz - drobna blondynka, leczona w szpitalu neuropsychiatrycznym w Garwolinie
- Edyta Zaręba - bufetowa, ruda, wysoka, młoda, płaska, za bardzo upudrowana twarz z brudami wokół uszminkowanych ust
- Gadkowska - żona cukiernika, siedzi na kasie w cukierni, żółte światło nadaje jej cerze chorobliwy wygląd
- Teresa Dworak - żona Dworaka, odgrzewa mężowi obiad, bo sam tego nie lubi robić
- sierżant Sadowski
(Fikcyjne) Ujsołty nad jeziorem Bokwałd. Seria dziwnych zdarzeń zaczyna się w hotelu “Kormoran”. W wypadku ginie kierowca taksówki, jadący z hotelu, tego samego dnia znika recepcjonista. Jest podejrzenie, że panowie pili razem, a wypadek spowodował właśnie alkohol, ale z sekcji wynika, że kierowca był trzeźwy. Ktoś napada na panią Jadzię, kiedy wścibska księgowa idzie zbadać źródło dziwnego dźwięku. Porucznik Hołubiec rozpoczyna śledztwo, ale z wody pobliskiego jeziora wyciąga wcale nie zwłoki Skoczka, a nastoletniej blondynki, nagiej, zawiniętej w folię i niebieski wełniany koc; inwentaryzacja koców - odrzutów z eksportu - w “Kormoranie” przyczyni się do rozwiązania zagadki. Jest pożar, w którym o mało co nie ginie jeden z podejrzanych, ale ofiarny Hołubiec wyciąga go z ognia. Nietypowo, już po oskarżeniu mordercy, jest finał w postaci sprawy sądowej, a nawet dwóch.
Się pali: marlboro, sporty.
Się pije: wódkę.
Się ma: żonę księgową (Hołubiec).
Inne tej autorki tutaj.
Jadwiga Kaflińska - Magiczny papierek #107
Spis osób:
- profesor Wielowieyski - uczynny dyrektor zakładu dla nerwowo chorych
- Krystyna Zawidzka - atrakcyjna[1] pacjentka po załamaniu nerwowym, malarka czy coś takiego
- Janusz Zawidzki - mąż Krystyny, redaktor, nie znosi dzieci
- Irena Urbańska - siostra Krystyny, twarz ma niezbyt piękną, ale miłą i inteligentną
- kapitan Marcin Roszczyk - nie waha się zostać po godzinach
- porucznik Aleksander Kowalski - zastępca Roszczyka, pisze na maszynie używając dziesięciu palców
- gospodyni domu Zawidzkich - chuda, żylasta, ale schludna
- Lilka Krzycka[2] - eks-przyjaciółka Krystyny, kochanka Zawidzkiego, kierowniczka zakładu kosmetycznego Afrodyta
- Zygmunt Krzycki - przyjaciel Zawidzkiego z lat dziecinnych, zażywny i elegancki mężczyzna
- porucznik Alek Kowalski - z wielką przyjemnością wypytuje ładne panie
- M. Kawecka - sąsiadka Zawidzkich, krawcowa, starsza, starannie ubrana i umalowana
- inżynier Urbański - dobroduszny olbrzym o serdecznie uśmiechniętej twarzy
- Lucyna - dziewczyna Roszczyka, zaopatruje mu lodówkę i dba o garderobę[4]
- sierżant Borek - udaje montera
- sierżant Grabowski - inwigiluje Krzyckich
- porucznik Sikora - rozpytuje w wydawnictwie o Zawidzkiego
- profesor Ireneusz Zamorski - od Zawidzkiego zależał jego wyjazd do RFN
- Grażyna Marciszewska - sekretarz redakcji[5]
- dyrektor Małecki - od miesiąca na emeryturze, bardzo miły i kulturalny pan.
- sekretarka - straszny plociuch, ale to cenne[3]
Mąż nie pojawia się, żeby odebrać żonę ze szpitala dla nerwowo chorych w Klimowie, więc zirytowana pani Zawidzka wraca sama do domu, gdzie znajduje męża zamordowanego. Uczynny ordynator powiadamia milicję, a damę w szoku odwozi z powrotem do szpitala. Na biurku zabitego walają się rozsypane dokumenty i notatki, ale kosztowne precjoza są na miejscu. Na broni, z której zastrzelono Zawidzkiego, milicja znajduje odciski palców żony, ale mimo tego, że żona przyznaje się, że strzelała do męża, nie zostaje aresztowana. W śledztwie okazuje się, że pan redaktor nie był zbyt wierny, a dodatkowo zdarzało mu się szantażować otoczenie (np. potencjalnym plagiatem czy wyciąganiem incydentów z przeszłości).
Milicja stosuje metody nieortodoksyjne - zaczyna od udawania krewnego, a kiedy przesłuchiwana osoba się nie nabiera, dopiero wtedy macha legitymacją. W celu pobrania odcisków od podejrzanych, wysłany zostaje wywiadowca w przebraniu konserwatora z Urzędu Telekomunikacji. Autorka każdej pani ocienia oczy rzęsami, a funkcjonariuszy bardzo uwrażliwia na piękno kobiece (oraz twierdzi, że rozpoznają po zapachu Soir de Paris). Miarą zamożności jest posiadanie kolorowego telewizora.
Się je: jajecznicę z kiełbasą oraz szklanką herbaty.
Się pali: tak, ale nie wszyscy.
Szowinizm codzienny:
- Często przebywała poza domem?
- Dosyć często. Pracownię wynajęła w Alejach Jerozolimskich, to chodzi tam malować. Nieraz i zanocuje tam, jak ma dużo roboty. A chyba coś ze dwa razy wyjeżdżała na jakieś targi za granicę i do Poznania, to nie było jej po dwa tygodnie.
- A mąż pozwalał jej, nie denerwował się?
- Tego to ja już nie wiem, ale tak po mojemu chyba nie, bo zawsze był bardzo wesoły.
Poszłam do niego [do kochanka] jak zwykle około godziny siedemnastej. (...) Janusz nie jadł jeszcze obiadu, ja również, więc upitrasiłam coś naprędce. Następnie poszłam do kuchni pozmywać, a on w tym czasie załatwiał jakieś telefony. Chciałam zaparzyć kawę, ale przeprosił mnie, że tego wieczoru nie będzie miał dla innie czasu, bo umówił się z kimś w domu na wpół do siódmej.
Widzi pan, mój mąż dawno już wyrósł z tego stanu, co to „uważaj, złotko, bo tu błotko”. Dla niego małżeństwo to pewnego rodzaju instytucja, a żona, to mebel, potrzebny w charakterze domowego robota, czasem w charakterze dekoracji. Często powtarza jako dowcip, że mu ze mną „do twarzy”. A czy mnie się już nic od życia nie należy?
Widzi pan, redaktor Zawidzki był moim zwierzchnikiem blisko pięć lat i ten układ stał się dla nas chlebem powszednim. Szanowałam go, wykonywałam jego polecenia, a on z kolei też zachowywał się zawsze fair w stosunku do mnie; może dlatego, że mam ojca na stanowisku? Jednym słowem - pełna kultura obcowania na co dzień.
[1] Była dość wysoka, smukła, długonoga, ciemne, lśniące włosy spadały jej na ramiona, błękitne oczy ocienione długimi, podwiniętymi rzęsami patrzyły na świat zachłannie i z nadzieją. Ubrana była w zgrabny, wiosenny płaszcz popielatego koloru oraz w filuterną malinową czapeczkę. (...) To wszystko rzuciło się w oczy Roszczykowi, zanim jeszcze spojrzał jej w twarz; bo wtedy poczuł skurcz w gardle. To chyba najpiękniejsza, a zarazem najsmutniejsza twarz, jaką widziałem w życiu - pomyślał.
[2] Na szczęście kolor ten [różowy] harmonizował świetnie z jasnymi włosami i fiołkowymi oczami pani kierownik, ubranej dla kontrastu w elegancko skrojony fartuch koloru lila. Liliowa przepaska utrzymywała w porządku falujące włosy. Oczy podłużne, ocienione długimi rzęsami, zgrabny nosek i pięknie wykrojone usta w łagodnym owalu twarzy tworzyły obrazek, przypominający Roszczykowi wisiorek z kameą. Gdy wstała na jego widok, ze znawstwem ocenił piękne nogi i zgrabną figurę pani kierownik.
[3] W tym momencie do pokoju weszła młoda dziewczyna, niosąca na tacy dwie szklanki herbaty; postawiła je na konferencyjnym stoliku. To była chyba seksbomba wydawnictw. Wyobraź sobie - platynowe loki spadające w puklach na ramiona, szarozielone oczy ocienione sztywnymi od tuszu, długimi, podwiniętymi rzęsami, lekko zadarty nosek, który zdawał się węszyć dookoła, usta pomalowane perłową szminką, uśmiechające się zachęcająco w lalkowatej twarzy. Miała wysokie, proste nogi, na których poruszała się szybko i zręcznie kręcąc okrągłym kuperkiem. Ubrana była w spódniczkę midi koloru szarego i granatową bluzkę bez rękawów. Zapytała lekko schrypniętym głosem (...) a mnie wpadło do głowy, że takie osóbki, jak ta ślicznotka, bywają nieocenionym źródłem różnych informacji i ploteczek biurowych.
[4] Czekała już w jego kawalerce śliczna i zgrabna, w świetnie skrojonej sukience z barwnego tergalu. Na krześle wisiała jego najlepsza, świeżo uprasowana koszula.
[5] No i wyobraź sobie, za chwilę do pokoju wmaszerowała zamaszyście postawna brunetka około trzydziestki, uczesana na pazia, w sportowych półbutach, szerokiej spódnicy „midi” koloru miodu i w brązowym golfie, opinającym kształtne piersi. Twarzy nie miała może pięknej, ale regularne rysy, wyraziste, podłużne, szare oczy i skórę do uśmiechu usta. Jednym słowem całość miła dla oka.
Inne tej autorki.
Inne z tego cyklu tutaj.
#1 (przeczytałam też po raz kolejny EW108).
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 3, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panie, panowie, prl, 2021, kryminał
- Skomentuj
O tym, żeby podsumować rok, myślałam już od jakiegoś czasu. Problem w tym (chociaż "problem" to złe słowo, ogromnie się cieszę wszak), że mnie osobiście w tym roku się ślizgnęło - jestem zdrowa, przeszłam z pracy w biurze na pracę w domu bez rozlewu krwi[1], mimo zmiany planów nauczyłam się czerpać z tego, co dostępne, radość. W zestawieniu z tym, co dramatycznego działo się dookoła mnie, czasem bardzo blisko, nad moim 2020 w zasadzie nie ma co się pochylać. Zostanę w podsumowaniu przy książkach, kopiując od dees.
Poniższa lista nie jest specjalnie olśniewająca, patrząc na liczbę wszystkich książek przeczytanych w ubiegłym roku (155 - licząc uśrednione jednostki książkowe, 197 - jeśli policzyć każdą pozycję oddzielnie). 125 napisanych przez mężczyzn, 73 przez kobiety. Zdecydowanie wolałabym czytać tylko te dobre[2], ale jako nałogowiec mogę czytać cokolwiek, jeśli chociaż - jak w przypadku kryminałek z PRL-u - mają walor komiczny bądź poznawczy. Listę najlepszych podzieliłam sobie jeszcze na dwie - best of the best of the best i bardzo dobre, ale z gwiazdką.
- Junot Díaz "Krótki i niezwykły żywot Oscara Wao" - język, ostrość obserwacji, konstrukcja
- Chimamanda Ngozi Adichie "Połówka żółtego słońca" - o wojnie, o której świat milczał, przerażająco smutna mimo komicznych początków
- Anna Maria Nowakowska "Dziunia" - poruszyła mnóstwo strun
z mojego dzieciństwa
- Salcia Hałas "Pieczeń dla Amfy" - jak ja bym chciała tak umieć w dialog, w opisywanie świata, w język (co ciekawe, do "Potopu" robiłam już trzy podejścia i nie wchodzi)
- Terry Pratchett "Pomniejsze bóstwa" - nie czytałam w tym roku żadnej z podcyklu o Straży, ale pod względem ładunku emocjonalnego i wpisania się w klimat polityczny to chyba najbardziej ponadczasowa książka o wierze
- Shaun Bythell "Pamiętnik księgarza" - sarkazm i życie codzienne, również jedna z tego typu książek, do których napisania od lat aspiruję
- Shirley Jackson "Zawsze mieszkałyśmy w zamku" - ta autorka umie w klimat i zaskoczkę
- John Steinbeck "Na wschód od Edenu - tak jak rozczarowana byłam zestarzeniem się "Gron gniewu", tak tu zachwyt
- Lauren Groff "Fatum i furia", "Arkadia", "Floryda" - moja autorka roku, biorę wszystko, co napisze, nawet opowiadania to amerykańska Tove Jansson dla dorosłych
- Jeffrey Eugenides "Middlesex" - robiłam trzy podejścia, wreszcie zdjęłam ze stosu wstydu, mnóstwo dobrych zdań, było warto
Lista z gwiazdką. Żeby było jasne, to nie jest tak, że poniższa lista jest obiektywnie gorsza. Raczej mniej mi pasuje stylistycznie (np. niespecjalnie mi wchodzą rzeczy reportażowe, wolę fikcję) albo autor/ka ma lepsze pozycje w dorobku.
- Reni Eddo-Lodge "Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry" - mimo braku ekspozycji na problem rasy, to ważna pozycja o tym, co jest normalne a co powinno być; można dla uproszczenia podstawić sobie płeć zamiast koloru skóry
- Philip Pullman "Magiczny nóż" - jednak największą siłę rażenia miała "Zorza północna"
- Lucy Maud Montgomery "Blue Castle" - dalej ogromnie lubię tę historię, ale wychwytuję też nieco naiwności w niej
- Paweł Huelle "Opowiadania na czas przeprowadzki" - niestety, opowiadania; stety, Huelle umie i w krótsze formy
- Jaroslav Rudiš "Grandhotel" - nie jest to powieść wybitna, ale taka czeska w opisywaniu szaleństwa
- Wioletta Grzegorzewska "Guguły" - również wspólnota doświadczeń
- Joanna Bator "Rok królika" - wyżej cenię "Ciemno, prawie noc", ale wiem, że jeszcze długo ponownie po nią nie siegnę
- Olga Drenda "Duchologia" - reportaż, który porządkuje wspomnienia z okresu transformacji
- Kate Atkinson "Big Sky" - czekałam na kontynuację przypadków Brodiego, w żadnym razie nie rozczar, ale raczej rozrywka
- China Miéville "Toromorze" - świetna kreacja świata, tyle że bardziej dla młodzieży
- Shirley Jackson "Loteria" - nie umiem w opowiadania, ale kilka z nich wbija się pod paznokcie
[1] Nie że bez rozlewu potu. Jestem dobra w logistykę i organizację, ale bywały dni, że nie miałam już siły na nic, bo ile można żonglować trzema planami dnia bez szkody dla siebie. 9 miesięcy można, jak widać; odsypiam na końcu roku. Nawet nie wyszłam na fajerwerki o północy.
[2] Polecajcie, polecajcie!
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 1, 2021
Link permanentny -
Tag:
2020 -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2