Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Z pewnym wstydem wyznam, że wcale nieduży tomik przeczytałam dopiero za trzecim podejściem; możliwe, że znęcona tytułem zaczęłam go czytać w 2015, kiedy przenosiłam się z Suchego Lasu na Dębiec, nie wypieram się. A warto, bo to zgrabne historie o przeprowadzce w nieco szerszym sensie - o Niemcach, którzy mieszkali przed i w czasie i po wojnie w okolicach Gdańska. O zmianach w ich życiu, rzeczach, które zostawili, a ich aktualni właściciele mają poczucie, że i tak po nie wrócą, więc nie należą do nich. Różne opowieści, różne narracje - wyprawa w poszukiwaniu stołu, który zastąpi kiwający się poniemiecki; Frau Hoffmann, złośliwie zwana dziedziczką, grająca na pianinie w rozgrabionej przez kwaterunek willi i matka, nienawidząca każdej nuty “niemieckiej muzyki”; wyrzucony ze stoczni inżynier, szukający z synem ślimaków, żeby zarobić na życie; wizyta dziadka, który dla odmiany przyleciał samolotem; wreszcie wyprawa na narty z wujem Henrykiem i zagubiona w czasie i przestrzeni wioska, gdzie konflikty rozwiązywała walka kogutów. Zapach, kolor, światło - to wszystko Huelle umie wtłoczyć w litery, nawet jeśli opisuje tylko drobny epizod większej historii.
Inne tego autora tu.
#99