Balram Halwai pochodzi z nizin społecznych, z podrzędnej kasty; to, co może w życiu osiągnąć, to podrzędne stanowisko posługacza w herbaciarni, co i tak byłoby sukcesem w porównaniu z losem ojca, który umarł z niedożywienia i nieleczonej gruźlicy. Przypadkiem rzuca się do nóg lokalnego magnata i powołując się na to, że pochodzi z tej samej miejscowości, udaje mu się zostać drugim kierowcą jego młodszego, zamerykanizowanego syna. Brzmi jak bajka, bo syn ma żonę Amerykankę, a do tego poglądy - jak na Indie - równościowe, wprawdzie wyszydza nieobytego i niewykształconego Balrama, ale też nie karze go, a czasem nawet odzywa się jak do człowieka. Balram jest zachwycony, zarabia o wiele więcej niż w herbaciarni, wprawdzie mieszka w pełnej karaluchów piwnicy jak inni kierowcy i w zasadzie jest niewolnikiem, oczekującym na wezwanie przez pana, ale bywa w luksusowych apartamentach i wdycha zapach perfum pani Pinky. Słuchając jednak rozmów swoich państwa, powoli dociera do niego dramatyczna dysproporcja między jego życiem a życiem bogatych, którzy nie wahają się przekupywać polityków sumami, za które cała wieś Balrama żyłaby zamożnie przez lata. I nie, rzecz nie dzieje się w XIX wieku, tylko współcześnie.
Balram przewrotnie opowiada przez kolejne siedem nocy swoją historię w listach do chińskiego premiera, który zapewne otrzyma od rządu Jasnych Indii pełne peanów materiały reklamowe i foldery. Ale w tych dokumentach nie będzie prawdy, bo fakt istnienia Indii Ciemności to tajemnica poliszynela, o której nie warto nawet mówić. Ale Balram tę prawdę przekaże, prawdę o niezgodzie na upodlenie życia w dramatycznej biedzie, przemocy, bezdomności i byciu zakładnikiem bogatych, którzy każde przewinienie mogą ukarać zabiciem bliskich, gwałtem czy wypędzeniem z i tak nędznego domostwa; przekaże i zada retoryczne pytanie, czy kraj tak miłujący pokój jak Chiny chce współpracować z ludźmi, którzy do takich zbrodni na współziomkach się dopuszczają w majestacie prawa. Mimo drastycznych opisów, narrator jest ironiczny i cyniczny, czasem nawet umie znaleźć komizm, opisując codzienne poniżenie swoje i ludzi mu podobnych. Czyta się, mimo drastycznych opisów, doskonale, aczkolwiek wnioski po lekturze nie są wesołe. Indie to kraj ogromnych kontrastów, nawet jeśli połowa tego, co opisuje autor, to fikcja, to jednak obraz ten rozmija się z tym kreowanym przez media.
[EDIT] Film jest mniej drastyczny - systemowa przemoc i śmierć pokazana jest nieco bardziej komiksowo, obrazowe opisy smrodu i brudu są stonowane, pokazywane są bardziej przez kontrastowanie ciemności i jasności rezydencji bogaczy. To, co mocniej wybrzmiewa, to fizyczna przemoc w stosunku do Balrama, jego mowa ciała świetnie pokazuje kontrast między deklarowaną miłością do panów a strachem przed kolejnym uderzeniem. To w zasadzie film jednego aktora, odtwórcy roli głównego bohatera, aczkolwiek pozytywnie mnie zaskoczyła Priyanka Chopra, która nie jest tylko ładną buzią. Nie żebym chciała kiedykolwiek do Indii, ale jeśli bym, to obrazki z filmu skutecznie mnie by od tego odwiodły.
#27
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 22, 2023
Link permanentny -
Tagi:
beletrystyka, panowie, 2023 -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
Evelyn, Amerykanka pochodzenia chińskiego w pierwszym pokoleniu, ma poczucie, że wszystko się jej w życiu sypie. Klienci pralni, którą prowadzi, nieustająco czegoś się domagają, na suficie zaciek, który trzeba pomalować, mąż - zamiast zająć się naprawianiem i obsługą pralni - tańczy z klientem i przykleja na rzeczach oczka, przyjechał kontrolujący ojciec, niespecjalnie ceniący drogę, jaką Evelyn wybrała, trwa wnikliwa kontrola z urzędu skarbowego ze szczególnie nielitościwą inspektorką, a do tego córka przedstawia jej swoją dziewczynę. A, jeszcze mąż usiłuje jej podetknąć dokumenty rozwodowe. I kiedy Evelyn myśli, że sytuacja się nie może jeszcze skomplikować, okazuje się, że jest centralną postacią multiwersum, w którym każda jej życiowa decyzja spowodowała powstanie kolejnego świata. I tylko ona - nie przerywając swojego zwyczajnego życia - może uratować wszystkie światy przed super łotrzycą, którą niechcący(?) w jednym ze światów stworzyła. Tyle że ta konkretna Evelyn jest najgorszą Evelyn z całego multiwersum, podejmującą złe decyzje i nie obdarzoną specjalnymi talentami, w przeciwieństwie do innych.
Jak ja się na tym filmie doskonale bawiłam! Prześmieszny, przegięty, absurd goni absurd, sztuki walki przeplatają się postmodernistyczną szyderą ze wszystkiego - kina akcji, zwłaszcza wuxia, aktorów, stereotypowych Azjatów, tzw. wielkich filmów, przeznaczenia i zaskoczenia. A jednocześnie to całkiem mądry film o rodzinie - spełnianiu oczekiwań, codziennym zagonieniu i liście obowiązków, zagubieniu, kwestionowaniu swoich wyborów, zatracaniu siebie i jednocześnie o miłości, zrozumieniu i wybaczeniu. Na kolejnej płaszczyźnie to ważny, zupełnie niehollywoodzki film o mniejszościach - niebiałych, nieheteronormatywnych i niemłodych; tym bardziej zaskakuje Oskar za najlepszy film. Wizualnie perełka (kostiumy! pejzaże! twórcze wykorzystanie realnych nagrań aktorów! montaż), scenariuszowo cacko do co najmniej dwukrotnego obejrzenia, żeby wyłapać wszystkie smaczki, muzyka - wszystko świetne. I aktorzy - nieco zapomniany, ale nostalgicznie wzruszający Ke Huy Quan (“Indiana Jones” i “Goonies”), Michelle Yeoh, kobieta o 100 twarzach (“Przyczajony tygrys, ukryty smok”) czy Jamie Lee Curtis, jak wino. Jest kilka scen ryzykownych (mucha czy nagroda dla najlepszego kontrolera), ale to jeden z lepszych filmów od dawna.
(Oczywiście, że często czuję się w swojej głowie jak Evelyn).
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 20, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 5
[29.01 / 1.02 / 3.02.2023]
Jako że nie mieszkałam w centrum Funchal, a właśnie w centrum jest większość typowo miejskich atrakcji - muzea, marina, uliczki, kolejka gondolowa na górę Monte czy do ogrodu botanicznego, trzeba było do stolicy dojechać. Do czasu wypożyczenia czerwonego Forda Fiesty, którym na plener, spod samego hotelu miałam doskonały autobus, regularnie, co 20 minut, dowoził do większości miejsc turystycznych za niewygórowaną opłatą €1,95 u kierowcy albo w automacie (można znacznie tańszy bilet dzienny czy tygodniowy), jeździ też piętrowy hop-on hop-off, ale tu nie korzystałam. Nie wiem, czy dobrze się w Funchal mieszka, ale z punktu widzenia turysty trafia się wszędzie dość prosto, dużo restauracji, można przespacerować się wzdłuż wybrzeża aż do Fortalezzy de Sao Tiago, która ma to do siebie, że jest żółta. Zignorowałam muzea, zwłaszcza starannie zignorowałam Muzeum Cristiano Ronaldo, poszłam za to do Parku Miejskiego (zwanego też Ogrodem Dony Amélii), gdzie widoki jak z gazetki Jehowych i - kawałek dalej - pod nieco kreskówkowy pomnik Elżbiety Bawarskiej, która przed wizytą na Korfu spędziła kilka miesięcy na Maderze, gdzie dochodziła do zdrowia po gruźlicy (i prawdopodobnie depresji). Jak poprzednio, poszłam do Mercado dos Lavradores i przespacerowałam się ozdobioną kolorowymi drzwiami uliczką Świętej Marii.
Restauracje (poza kawiarnią wszystkie ze specjalnością lokalne ryby i mięso):
Jedno z licznych rond, na bogato
Droga do katedry Se
Uliczki / Calcateros
Katedra na muralu
Banana's / Katedra Se
Po deszczu / Dekoracje świąteczne, wszak styczeń
Widok na miasto z fortecy
W drodze do portu / Fortalezza de Sao Tiago
Falochrony
Bulwary / Morze i skałki
Kałuże, bo padało co chwila
Avenida del Mar
Zona Velha
Murale
Teleferico
Palazo de Sao Laurenco / Teleferico
Kawiarnia O Verdinho
Krzysztof / Dona Amélia Garden
Widok na Funchal z obwodnicy
Muzeum CR / Pomnik Sisi
Widok na marinę z parku
Drzwi z ulicy Santa Maria
Bogata flora
Drzwi z ulicy Santa Maria
Marina
Mercado dos Lavradores
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 19, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
funchal, madera, portugalia
- Skomentuj
Emily (E. Mortimer), Angielka z pochodzenia, zrobiła karierę w Hollywood. Kiedy dzwoni do niej jej przyjaciółka z dzieciństwa, Dolly (D. Wells), którą właśnie zostawił partner, nie waha się i zaprasza ją do siebie, a ponieważ Doll jest bez grosza, proponuje jej posadę swojej asystentki. Egocentryczna Doll nie jest bynajmniej dobrą asystentką, robi wokół siebie zamieszanie na planie, często stawiając Emily w złym świetle. Panie kłócą się, godzą, wreszcie wpadają na pomysł, żeby napisać sztukę o swojej przyjaźni (tak, to serial oparty o rzeczywistą przyjaźń aktorek, które w tym serialu chcą razem napisać sztukę… widzicie to?). Nie chcą grać same siebie (ponownie, widzicie to?), zatrudniają więc Olivię (Wilde) i Evan (E. Rachel Wood), współpraca jednak nie układa się idealnie, do tego po przypadkowym flircie Doll zachodzi w ciążę z Ewanem McGregorem, a małżeństwo Emily zaczyna się sypać.
To bardzo nierówny serial, z założenia komediowy, ale z mojej perspektywy ocierał się raczej o krindż i second hand embarrassment niż budził szczery śmiech. Zabawne jednak było przemieszanie aktorów grających siebie i kogoś zupełnie innego (Baryshnikov, Wilde, McGregor, Wood i inni), ze śmiechu spłakałam się, widząc spotkanie z Harveyem Weinsteinem (nieco się świat zmienił od 2015), ewidentna szydera z tzw. wielkiego amerykańskiego kina również była zabawna. Podsumowując - warto dla pośmiania się ze świata przemysłu filmowego, niekoniecznie jako komedia o przyjaźni.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 18, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Eddy pochodzi z ubogiej, robotniczej rodziny z małego miasteczka na północy Francji. Od dziecka czuje, że różni się od swoich starszych braci i innych chłopców - boi się przemocy, lubi tańczyć, dobrze się czuje w sukienkach i z biżuterią, a kiedy zaczyna dorastać, nie myśli bynajmniej o dziewczynach. Nie pomaga też jego nazwisko (Belleguele - “ładna buzia”). Rzecz się dzieje na przełomie XX i XXI wieku, całkiem świeżo, mimo to wspomnienia Eddy’ego - napisane z pozycji absolwenta wyższej uczelni, filozofa - brzmią jak sprzed 50 lat. Nikt go nie akceptuje - ani rodzina, ani koledzy; jest regularnie bity i upokarzany, w ramach mimikry uczy się udawać osobę heteroseksualną, ma “dziewczyny”, z którymi próbuje zmusić się do wykazania męskością. Wiecznie pijany ojciec, przemocą rozwiązujący swoje problemy życiowe i wychowawcze, nie jest wzorcem dla niego. Jedyna szansa to opuszczenie miasteczka i wyjazd gdzieś, gdzie może uda mu się być sobą.
Bardzo mocna, bardzo brutalna książka (TW: przemoc i zabijanie, w tym zwierząt). Obawiam się niestety, że temat jest ciągle aktualny, zwłaszcza jeśli wyjdzie się poza duże miasta i grupy uprzywilejowane.
Inne tego autora:
#26
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 17, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Piotr, z zawodu architekt, wyemigrował na Korsykę, gdzie bogato ożenił się z Anette, niestety majątek teścia stopniał, firma projektowa nie przynosiła wystarczająco zysków, a przyzwyczajona do luksusów para postanowiła spróbować szczęścia. Piotr, fascynat nurkowania, zaprasza swoich polskich znajomych, również nurków i marynarzy - eks-narzeczoną Ewę z mężem Michałem i dwóch kolegów - Heńka i Kostka, proponując im urlop w pięknych okolicznościach przyrody oraz udział w wielkiej przygodzie - poszukiwaniach zatopionego skarbu Rommla. Polacy niespecjalnie wierzą dawnemu koledze, tym bardziej, że do wyprawy dołącza Massino, który na nurka nie wygląda. Kumuluje się dużo konfliktów - Anette podrywa Michała, Henryk ma żal do Michała za to, że prawdopodobnie doniósł do władz o podejrzeniu przemytu, co zaowocowało zwolnieniem tego pierwszego, sprawy między Ewą a Piotrem też nie były zakończone czysto. Kulminacją jest śmierć Michała tuż po tym, jak z powodu uszkodzenia (sabotaż?) sprzętu do nurkowania przypadkiem odkrywa tajemniczą grotę na wybrzeżu. Wszyscy podejrzewają wszystkich, a zespół policjantów - nieco rywalizujący ze sobą komisarz Valacchi z Korsyki i Simonet z Paryża - jest skłonny uwierzyć tylko jednej osobie.
Intryga kryminalna jest tutaj dość miałka, sporo objętości zajmuje część podróżniczo-przygodowa - egzotyka Korsyki, którą jednak ani Polacy na wakacjach, ani emigrant wcale się nie zachwycają, wszak mają misję, a nie że jakaś turystyka czy zakupy towarów niedostępnych w Polsce. Mało o PRL-u i niedostatkach, wszyscy dostali paszporty bez problemu, nawet Adamiak, wyrzucony z pracy za przemyt, jedyna wzmianka to problemy z kupowaniem kolorowych filmów do kamery.
Szowinizm codzienny: “Uznał, że jest niebrzydka, a już na pewno zgrabna. Miała nogi i biodra bez
zarzutu, choć piersi mogłyby być trochę większe”. Kolejnej damie “gdyby wypadało, chętnie by jej
doradził umalowanie ust i policzków, bez czego wyglądała daleko niekorzystniej niż w Nicei”.
Kobiety to “małe bestie, u nas przynajmniej, bywają zdolne do wszystkiego”!
Nad witrynami sklepów powiewały, jak rankiem, kolorowe markizy, jednakże wystawy jarzyły się już światłami, prezentowały istną rewię złota, korali i srebrnych filigranów. Brązowe od słońca,
rozgadane turystki z plastikowymi kubkami lodów w rękach wpatrywały się w te cacka niczym sroki w kość. Ich towarzysze znosili swój los ze swoistym sceptycyzmem, który nie zabraniał im oglądać się za co bardziej zgrabnymi nogami.
Się je: lody, spaghetti z mięsnym sosem, pomidorami i parmezanem, ciasteczka (kupne, nie domowe!), orzechy włoskie.
Się pali: cygaretkę, extra mocne jako kontrast po gitanesach, fajkę.
Się pije: lemoniadę, zimną wodę Perrier, wino, sok grapefruitowy (z dzbanka!), wódkę, kawę, chianti, napój “Sinalco” i coca-colę z metalowej puszki, młode, kwaśnie wytrawne czerwone wino, wodę sodową z syfonu, herbatę angielską i winiak.
Się porównuje: Morze Śródziemne do Bałtyku, oczywiście na korzyść tego drugiego.
Bawiąc-uczyć: geografia Korsyki, choroba kesonowa, kawałek historii II wojny światowej na Korsyce.
Się przestrzega: sjesty!
Się ma życie rodzinne: “Od kamiennej posadzki dochodzi miły chłodek, obok monotonnie, usypiająco szumi wentylator, natomiast z drugiego pokoju słychać żonę dobrotliwie strofującą chłopców, by byli cicho i dali ojcu trochę pospać”. Sielanka.
Inne tej autorki, inne z tej serii.
#25
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 15, 2023
Link permanentny -
Tagi:
kryminal, panie, prl, 2023, klub-srebrnego-klucza -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Julie jest młoda i nie bardzo umie określić, co jest dla niej ważne. Planuje zostać lekarzem, ale zmienia zdanie i przez jakiś czas studiuje psychologię, żeby finalnie przejść do fotografii. Podobnie ze związkami - nie bardzo umie określić, z kim chciałaby być. Zostawia chłopaka w swoim wieku dla starszego od niej rysownika alternatywnych komiksów Aksela, dobrze się przez jakiś czas dogadują, ale w pewnym momencie dociera do niej przy kolejnej rozmowie o dzieciach i spotkaniach z jego, o prawie pokolenie starszymi, znajomymi, że nie jest w stanie podjąć decyzji o dziecku ani że na zawsze razem, mimo że Aksela kocha; męczy też ją ciągłe intelektualizowanie partnera, który każdą emocję - również Julie - musi przedyskutować, ocenić, ubrać w słowa. Przypadkowo spotyka Eivinda, chłopaka w jej wieku, bez specjalnych ambicji, spontanicznego i radosnego; tak jak ona nie myśli o przyszłości, nie podejmuje decyzji na całe życie. Czy to jest coś, na czym Julie zależy i czy wytrwa w związku z Eivindem. Kiedy wyjdą poza fazę zakochania? Czy z nim będzie gotowa na dziecko?
W 12 częściach (z prologiem i epilogiem) film pokazuje późne dojrzewanie 30-letniej już Julie, późne w stosunku do oczekiwań społecznych czy poprzednich pokoleń, gdzie wszystko jest/było skodyfikowane i ustalone (nauka - praca - małżeństwo - dzieci - starość). W żadnym momencie nie ma elementu oceny, który sugeruje tytuł. Julie nie jest najgorsza, ba, nawet jej postępowania nie można określić jako nieetycznego w żadnym momencie, ma swój kompas moralny i nie krzywdzi nikogo celowo, jedynie wybiera to, z czym czuje się pewnie. Nie ma odpowiedzi, czy to coś złego. Nie jest to ani komedia mimo komediowych elementów, ani tym bardziej komedia romantyczna, mimo że o uczuciach i związkach, ani dramat, mimo czasem tragicznych wydarzeń, to film o życiu, jednym z możliwych wariantów. W tle piękne norweskie miasto (chyba Oslo), bardzo ładnie filmowane i z przyjemną ścieżką dźwiękową. Można obejrzeć, nie jest to najlepszy film, jaki widziałam, ale zostawia takie miłe poczucie ciepła po obejrzeniu.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 14, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Po wydarzeniach na Diabelskim Poletku, Jakob z wielkim bólem zdecydował się - jak przed laty jego dziadek - wrócić do rodziców na Florydę. Niestety, oznaczało to konsekwencje - nierozumiejący sytuacji dorośli zdecydowali, że wpakują go do szpitala psychiatrycznego. Wtem wszystko zamiera, pojawia się pani Peregrine z wesołą ekipą Osobliwców, wymazuje rodzinie Jakoba pamięć i uznaje, że może z dzieciakami odpocząć poza pętlą, niech się nauczą współczesnego świata. Ciut mi już to zawiesiło poczucie sensu, ale rozchodziłam, niestety od tego momentu była już równia pochyła. Jakob z Emmą, która - przypominam - kilkadziesiąt lat wcześniej była ukochaną dziadka Jakoba, odkrywają tajemnice Abe’a: sekretne przejście do innego domu, archiwum osobliwych spraw, którymi się dziadek z kolegami skrycie zajmował oraz piękne, zabytkowe samochody. Jakob nawiązuje kontakt z niejakim H., współpracownikiem dziadka i podejmuje się szeregu misji, nie zwierzając się oczywiście pani Peregrine, co daje w efekcie powieść drogi przez osobliwe Stany Zjednoczone z dramatycznym finałem w Nowym Jorku, gdzie - jak się okazuje - działa przestępcza organizacja wykolejonych Osobliwców, którzy nie uznają nad sobą nadzoru ymbrynek. Jest zaskakująco brutalnie, mam wrażenie, że nawet bardziej niż w poprzednich tomach. Opowieść kończy się dość nagle, więc jakkolwiek nieco mi ochłodło do cyklu, tak pewnie sięgnę niebawem po kolejną część.
Inne tego autora.
#24
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 13, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, panowie, sf-f
- Skomentuj
Lubię latać. Wiem, niepolitycznie się do tego przyznawać, bo ślad węglowy za lataniem idzie spory, ale lubię, co zrobisz. Na usprawiedliwienie - latam na małe dystanse (na duży ostatnio leciałam w 2009), a dodatkowo to mój pierwszy samolot od 2019 roku. Czuję się rozgrzeszona, więc.
Okazało się też, że czemuś nie opublikowałam nielicznych zdjęć z mojej poprzedniej podróży na Maderę, co się mają zmarnować, jeśli nie muszą. Jak już wspominałam, maderskie lotnisko jest wymagające i czasem trudno wylądować; tym razem lot był idealny, a lądowanie w zasadzie bez przygód, jeśli nie liczyć kołysania przy podchodzeniu, zakończonego, excusez le mot, siarczystym pierdolnięciem o pas. Oklaski zdecydowanie się należały. Jedyna wada - wylot był o 8 rano, ale to i tak lepiej niż wylot o 6 poprzednio. Lotnisko wyspiarskie ma też tę zaletę, że taras widokowy wychodzi na pas i zamiast kisić się w hali, można siedzieć w słonku i patrzeć na samoloty. Z powrotem w gratisie dostałam przelot nad wyspą i pobliskimi wysepkami - Desertas i Porto Santo, b. zadowolona.
Ławica, sierpień 6 rano (2018)
Ławica (2018)
Santa Cruz
Canico
Canico
Przy paśniku
Chmurki / Ilhas Desertas
Porto Santo / Zachód słońca nad EuropąPorto Santo
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 12, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
madera, portugalia
- Komentarzy: 2
Ciekawe, że nie przyjęło się u nas określenie “convenience store”, idzie się do Żabki czy do sklepu na rogu, który niekoniecznie - jak sklep tutaj - jest faktycznie na rogu. Dante i Randall są współwłaścicielami sklepiku, a lokal obok, gdzie wcześniej mieściła się wypożyczalnia VHS, zajmuje punkt z medyczną marihuaną prowadzony (duże słowo) przez Jaya i Silent Boba (chudego!), którzy jednak wolą stać przed wejściem. Randall po jednej z zaciętych dyskusji z koczującym w sklepie ultra-chrześcijaninem Eliasem ląduje w szpitalu z atakiem serca, na szczęście udaje mu się z tego wyjść. Daje mu to motywację do zmian w życiu - stwierdza, że ze swoją ogromną wiedzą o filmografii i filmach napisze scenariusz, wyreżyseruje i nakręci film. Dante, od 15 lat coraz bardziej gorzkniejący wdowiec, stara mu się w tym pomóc, ale niekoniecznie wszystko idzie tak, jak by się Dante po latach przyjaźni spodziewał. Elias dla odmiany staje się ultrasem szatana, skoro Jezus z nim nie gadał i nie uratował Randalla (w efekcie Elias i jego kumpel w każdej scenie mają inne, klimatyczne kostiumy, absolutnie robią tym film).
Jaka to ładna historia o starzeniu się i zmianach w życiu, taki crossover poprzednich “Sprzedawców” (pierwszych i drugich) i ”After Life”. Mimo zaawansowanej procedury castingu, gdzie przewija się mnóstwo znanych z poprzednich części twarzy (jest Ben Affleck!) i nie tylko (cameo Chrystka z "Dogmy", to Dante i Randall lądują jako odtwórcy głównych ról, przez co można kreatywnie wykorzystać oryginalne, czarno-białe sceny. Mocno mnie to trąca w serduszko, bo właśnie takich młodych chłopaków spod sklepu pamiętam z czasów, kiedy ja byłam młodą dziewczyną i widok posiwiałego Dantego boleśnie przypomina mi, że codziennie z lustra nie patrzy na mnie 25-latka.Oczywiście w finale łezka mi poleciała, łatwo się wzruszam. Idźcie oglądać, koniecznie.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 11, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2