Trylogia to trzy autobiograficzne historie, kiedyś wydane w odrębnych książkach, gdzie autorka szczerze i bez wygładzania opisuje swoje dzieciństwo, młodość i uzależnienie, przypadające na okres burzliwych małżeństw. Nie wiem, która z tych części jest najbardziej drastyczna, nawet biorąc pod uwagę czasy. Dorastanie w biedzie w robotniczej dzielnicy Kopenhagi w latach 1930, z przemocowymi rodzicami, matką skupioną na sobie i zahukanym, często bezrobotnym ojcem zatrzymuje się w momencie końca szkoły podstawowej, na której Tove przymusowo kończy edukację mimo uzdolnień i zamiłowania do pisania i czytania. Ma przed sobą prostą drogę - idzie na służbę w wieku 14 lat, ma nie zajść w ciążę do ślubu (bo matka wyrzuci ją z domu), a na męża ma znaleźć kogoś, kto ją utrzyma. Nie obdarzona talentem czy nawet umiejętnością sprzątania, traci jedną pracę za drugą, wreszcie przechodzi do pracy biurowej, do której też nie ma zamiłowania, ale zyskuje więcej czasu na poznawanie chłopów i pisanie. To już czasy przed drugą wojną światową, nad Danią gromadzą się brunatne chmury. Pierwsze małżeństwo z rozsądku, żeby opublikować książkę, drugie z miłości, trzecie - efekt przypadkowego romansu na jedną noc i ciąży - w celu uzyskania dostępu do opiatów, czwarte znowu z miłości, z osobą, która usiłowała ją uratować z wyniszczającego nałogu.
Mimo że to książka opisująca czas sprzed kilkudziesięciu lat, niektóre tematy są dalej codziennością wielu kobiet - brak możliwości skupienia nad pasją, sprowadzenie do roli żony i matki, praca zarobkowa kontra talent, sprzeczne oczekiwania otoczenia, toksyczna rodzina czy partner. Tove, wychowana bez wsparcia, bez perspektyw, do wszystkiego musi dochodzić sama, ciężką pracą, wyrzeczeniem, czasem ze szkodą dla siebie, kiedy chce awansować społecznie. Niby znak czasów, ale nie do końca; nie czytałam Virginii Woolf, ale mam wrażenie, że to pokrewny typ literatury.
#103
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 3, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, biografia, panie
- Skomentuj
Edward Lincoln, znany aktor filmów akcji, bożyszcze tłumów, prywatnie jest spokojnym, rodzinnym człowiekiem - ukochana żona, dwóch nadzwyczaj aktywnych synów i córka z problemami rozwojowymi. Nie dziwi więc, że po powrocie ze szczególnie wyczerpujących zdjęć w Hiszpanii, gdzie w dramatycznym upale Evan, reżyser-perfekcjonista, kręcił z nim po raz setny to samo ujęcie człowieka umierającego z pragnienia w samochodzie na pustyni, Linc obiecuje sobie, że do następnego filmu będzie spędzał leniwie czas w rodzinnej Anglii z dziećmi. Tyle że odzywa się do niego jego ukochana ciotka Nereesa, która jest umierająca i chce przed śmiercią uporządkować swoje sprawy. W efekcie Linc leci do Johannesburga, gdzie znajduje się stado koni wyścigowych, odziedziczonych przez Nereesę po siostrze; konie - mimo świetnych warunków - nie wygrywają wyścigów. Na miejscu Linc w ramach utrzymywania incognito wpada w spiralę żądań ze strony dystrybutora filmów, poznaje kilku znajomych siostry Nereesy oraz bratanka jej zmarłego męża i niestety wpada na Evana, który kręci pretensjonalny film o słoniach. Mimo pozornej niewinności wyjazdu, ktoś zaczyna zastawiać na Linka śmiertelne pułapki, a w finale wracamy do rekonstrukcji wspomnianej sceny z ostatniego filmu Linca i Evana, kiedy ktoś na środku safari zostawia go przypiętego bez kropli wody do kierownicy samochodu w upale. Aktor ma do dyspozycji woreczek foliowy i zawartość kieszeni, żeby się uratować oraz wykryć zbrodniarza.
Sama akcja jest naprawdę wciągająca, to bardziej thriller niż kryminał, podejrzani są wszyscy. Co jednak najciekawsze, to lokalizacja - rzecz się dzieje w latach 70. w RPA. Linc kręci się w środowiskach elity, ale na obrzeżach jego pola widzenia pojawiają się “zawsze uśmiechnięci” czarni w rolach podrzędnych (jeden się nie uśmiecha na widok białego pana i jest to ewenement). Dystrybutor usiłuje podstępem namówić go na nagranie wypowiedzi popierającej apartheid, a piękna modelka wyjaśnia mu, że to wszystko w celu poprawy życia czarnych, którym jest lepiej, jeśli mają oddzielne strefy, szkoły i w ogóle się nie mieszają z białymi.
Inne z tej serii.
#102 / #21
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 2, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, kryminal, panowie, z-jamnikiem
- Skomentuj
[24.11.2024]
Jestem od lat wielką fanką Banksy’ego, nie mogłam więc oczywiście przepuścić poznańskiej wystawy “The Mystery of BANKSY – A Genius Mind”, mimo tego, że na wystawie z przyczyn oczywistych są kopie prac i z założenia powinny być oglądane w oryginalnym kontekście. Niestety nie pojadę do niektórych z miejsc, gdzie powstały (por. West Bank barrier), a niektóre występują już tylko w postaci reprodukcji. Cena jest z tych wyższych, ale wystawa jest świetnie zaaranżowana, do prac jest dodany kontekst, a wyjście oczywiście przez sklep z pamiątkami. Można do 15 grudnia br., polecam.
PS Nastolatka: nie chcę! Wystawy są nudne! No dobra, była fajna, nawet mogłoby być więcej do oglądania.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 1, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
sztuka
- Skomentuj
Brade jest wykładowcą chemii na uniwersytecie, zrobił doktorat, jest sumienny i pracowity, ale nie ma specjalnych ambicji, od lat czeka tylko na wymarzoną asystenturę, co oznacza stabilizację, bo teraz co roku czeka na przedłużenie kontraktu. Kiedy w pracowni znajduje zwłoki jednego ze swoich studentów, Neufelda, przede wszystkim martwi się, jak to wpłynie na jego notowania na uczelnianej giełdzie. Dopiero druga myśl to podejrzane okoliczności - doktorant, który zginął w trakcie prostego eksperymentu, bo pomylił nieszkodliwą substancję z trującą - dają mu do myślenia, czy było to samobójstwo, czy jednak morderstwo. Policjant przydzielony do sprawy nie wydaje się zbyt inteligentny (oczywiście do czasu), więc Brade sam zaczyna śledztwo z obawy, że wina spadnie na niego.
I jak sam kryminał jest całkiem zgrabny, w starym stylu samotnego detektywa broniącego swojego dobrego imienia i podejrzewanego przez policję, dodatkowo ze zjadliwą obserwacją środowisk akademickich, tak ma parę wad. Asimov rozepchał książkę sporą porcją podręcznika chemii, czasem nie związaną z akcją, więc czasem trochę nuda. Ale znacznie gorsze są wstawki obyczajowe, zwłaszcza dotyczące studentek. Kobiety są oceniane tylko za wygląd, komentowana jest ich atrakcyjność, potencjalne kompleksy (które oczywiście dziewczyna musi mieć, bo ma nadmierny zarost na twarzy) i… waga: np. z kłótni w pierogarni Brade wyciąga wniosek, że Neufeld dbał o swoją narzeczoną, bo chciał ograniczyć jej jedzenie, żeby nie przytyła do ślubu (sic!). Zapewne znak czasów, ale nawet w wikipedii stoi, że “Asimov w pewnym stopniu kultywował swój obraz jako sympatycznego rozpustnika” oraz - już w wersji angielskiej - zdarzało mu się obmacywać fanki na konwentach. Nowe, nie znałam.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#101 / #20
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 30, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, kryminal, panowie, z-jamnikiem
- Skomentuj
Jak po części sugeruje tytuł, rzecz jest krótka objętościowo. Połowa lat 80. XX wieku, dla ludzi urodzonych chwilę wcześniej to prawie współczesność. Bill Furlong, handlarz węgla z małego irlandzkiego miasta, ma kiepskie pochodzenie. Przyszedł na świat jako nieślubne dziecko służącej, a ku zaskoczeniu wszystkich jej ekscentryczna chlebodawczyni bynajmniej nie wykopała jej za drzwi, co było świątobliwym zwyczajem w tych czasach. Dzięki temu Bill miał szansę dorastać u pani Wilson w dobrych warunkach i dojść do życiowej stabilizacji - własna firma, żona i pięć córek. Zbliża się Boże Narodzenie - zakupy prezentów, przygotowania, strojenie domów, coraz bardziej świąteczna atmosfera; dla Billa i jego pracowników jednak to okres najbardziej intensywnej pracy w rozwożeniu opału. Bill wprawdzie głównie zajmuje się już głównie zarządzaniem i windykacją, co niekoniecznie mu sprawnie idzie, ale ktoś musi, ale decyduje się sam zawieźć węgiel do pobliskiego klasztoru. W klasztorze mieści się znana w okolicy pralnia, gdzie większość pań domu wysyła pranie z gwarancją śnieżnej czystości, którą zapewniają zręczne ręce przygarniętych przez siostry upadłych dziewcząt. I tam Bill spotyka jedną z młodych kobiet, półnagą, głodną, zamkniętą w szopie za karę. Kiedy próbuje rzecz wyjaśnić, przełożona pacyfikuje go sprawnie, zajście wyjaśnia żartem niesfornych podopiecznych i przekazuje pozdrowienia dla małżonki. Bill zostaje sam z myślami, co robić w tej sytuacji, kiedy rozmawia z żoną czy sąsiadami, słyszy, że wszystko jest w porządku i nie powinien za wiele o tym myśleć, bo od myślenia boli głowa.
Zjawisko pralni u sióstr Magdalenek jest teraz szeroko znane i komentowane, ale oczywiście to nie było tak, że przemoc i wykorzystywanie “nieczystych”, “grzesznic”, “tych, które zeszły na złą drogę” działo się w próżni. Tak jak w miasteczku Billa, prawie współcześnie (ostatnie placówki zamknięto w 1996 roku) wszyscy wiedzieli, że za bramami klasztoru niekoniecznie jest różowo, ale udawali, że to normalne, bo dzięki temu mogli pławić się w swojej wyższości moralnej i za cenę drobnego datku raz do roku rozgrzeszyć się z konieczności zapewnienia wsparcia niegodnym.
#100! [Tak, puryści mogą się ze mną kłócić, czy audiobooki się liczą, ale ignoruję opcję, że nie]
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 29, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Wiolka dowiaduje się, że mieszka za blisko Częstochowy i jednak nie dostała akademika. Lata 90., opcji jest jakby niewiele. Na szczęście przypomina sobie, że znajoma z jej rodzinnej wsi prowadzi hotel robotniczy na przedmieściach. Hotel “Wega” to dziwne miejsce, przechowalnia ruskich handlarzy bazarowych, byłych więźniów i ludzi nieco poza nawiasem społeczeństwa. Wiolka wpasowuje się w to miejsce bardzo szybko, dlatego nagła konieczność opuszczenia hotelu jest trudna. Na dworcu zaczepia ją oblatka, siostra Stanisława i proponuje zakwaterowanie w półotwartym klasztorze. Absurdalnie, to miejsce też jest łatwe do zaakceptowania mimo twardych zasad, konieczności sprzątania i narastającej atmosfery nierealności powodowanej przez chorobę psychiczną siostry przełożonej, która w Wiolce widzi swoją zmarłą w czasie wojny córkę Anulę. Kiedy i tej lokalizacji kończy się termin przydatności, dziewczyna zaczyna pracę w McDonaldzie i wreszcie wynajmuje samodzielne mieszkanie, gdzie może spotykać się ze starszym od niej panem Kamilem.
Sama peregrynacja przez różne typy zakwaterowania jest przyczynkiem do niekończących się dialogów z dziadkiem, które odbywają się w głowie Wioli; jej zniknięcie z rodzinnej wioski, niezwerbalizowana niechęć do powrotu na święta czy wakacje to kolejny krok dojrzewania. Kocha rodzinę, ale potrzebuje samodzielności i próbowania nowych rzeczy. Nie mniej ważne są realia połowy lat 90. - handel na bazar, siermiężne ubrania, ruch pielgrzymkowy, pierwsze fast foody, trudne pierwsze kroki na uczelni, gdzie bywa przemoc seksualna czy następuje zderzenie z wyobrażeniami, kiedy to wymarzone studia okazują się być kiepskiej jakości szkółką.
Inne tej autorki.
#99
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 27, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Od wydarzeń z poprzedniego tomu minął rok, na stacji Sewastopolskiej panuje niepokój, bo przerwana została ciągłość dostaw z Linii Okrężnej. Wysyłani zwiadowcy nie wracają. Hunter, jeden ze skrzywdzonych bohaterów poprzedniego tomu, bierze ze sobą Homera, staruszka, który szuka natchnienia do napisania eposu na miarę imiennika, i idzie dowiedzieć się, co się stało. Po drodze zgarniają Saszę, córkę dysydenta, która czuje dziwny związek z Hunterem i chce szukać w nim coraz bardziej zamierającego człowieczeństwa (wiem, wiem, ale tu nie szukałam mocnych bohaterek kobiecych). Hunter odkrywa, że brak dostaw to efekt blokady, bo jedną ze stacji opanowali bandyci i wraca na Sewastopolską, żeby ich zniszczyć ogniem. Homer przypadkiem dowiaduje się, że to nieprawda - na stacji jest nieuleczalna, zaraźliwa choroba, a tylko przypadkiem spotkany muzyk Leonid twierdzi, że wie, gdzie jest mityczny Szmaragdowy Gród, gdzie wiedzą, jak leczyć.
Serio aż przetarłam oczy, jak dotarło do mnie, że poprzedni tom czytałam 10 lat temu, co poniekąd też wyjaśnia, dlaczego niewiele pamiętam poza wymową finału. Ten tom zaczynałam chyba ze trzy razy i jakoś nie byłam w stanie skończyć. Może to efekt tego, że akcja jest dość zagmatwana i pretekstowa, trudno mi było skupić się na celu wyprawy, na psychologii postaci i nie przewracaniu oczami nad wątkiem romantycznym i romansowym (to dwa różne!). Trochę o nadziei, o wspomnieniach ze świata, który się skończył, trochę proroczych wizji i wtem nagły finał, może nie aż tak nagły jak w pierwszym tomie, ale no weźcie. Chcę “Metro 2035”?
Inne tego autora.
#98
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 25, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, panowie, sf-f
- Skomentuj
[4-5.11.2024]
Mam takie marzenie i to nie dlatego, że naczytałam się ostatnio Głuchowskiego (o czym niebawem), żeby przejechać całe berlińskie metro (a echo odpowiedziało “a potem inne metra, wszystkie metra na świecie”). Wiadomo, pewnie ogarnęłabym to w jeden dzień przy pewnym uporze i rezygnacji z obiadu, ale jakby nie taki jest cel tej anegdotki. Pojechałam[1] do Berlina na konferencję i tu kolejna dygresja - konferencja odbywała się w tym samym centrum konferencyjnym co zarazem moja pierwsza konferencja w Berlinie i pierwsza wizyta w tym mieście. Jak widać, spodobało mi się i regularnie wracam od 2005 roku. Z konferencji nie wróciłam prosto do hotelu, tylko autobusem i metrem udałam się do KaDeWe. Robiłam tam przymusowe zakupy kilka lat temu (2014!), kiedy to pani kierowniczka przemoczyła buty i potrzebowaliśmy na cito, ale okazało się, że to niekoniecznie dobry adres, chyba że szukacie Diorów i innych takich. Ale jechałam w konkretnym celu ruchomych schodów (por. Zuzanka i jej dziwne hobby), misja udana. Jeśli nawet nie gustujecie w schodach, to warto na samą górę, bo jest tam kawiarnia przy oszklonym łuku z widokiem. Trasy metrem: Hallesches Tor - U3 - Wittenbergplatz, a potem już do hotelu Wittenbergplatz - U3 - Möckernbrücke - U7 - Blaschkoallee.
Jako że hotel mieścił się w całkiem egzotycznej dla mnie dzielnicy Neukoelln, chciałam bladym świtkiem wyskoczyć przed wyjściem służbowo, żeby obejrzeć sobie założenie architektoniczne Hufeisensiedlung i/albo Schloss Britz. Ale - błąd początkującego - założyłam nierozchodzone buty i otarłam sobie paluszek, więc nigdzie nie poszłam, nawet po obklejeniu plastrem.
Po drugim dniu konferencji znalazłam chwilę na szybki lancz i zakupy w firmowym sklepie Rittersport, gdzie dojechałam oczywiście metrem, a potem metrem już na dworzec. Bardzo ładny zresztą i mają Rewe. Trasy metrem: Hermannplatz - U7 - Mehringdamm - U6 - Unter den Linden, a potem Unter den Linden - U5 - Berlin Hauptbahnhof, czyli w sumie po kawałku 4 linii.
A potem zaczęłam dwutygodniową przygodę z odzyskiwaniem zostawionego w hotelu Kindla, odzyskałam, ale nie polecam.
Adresy:
- KaDeWe - Tauentzienstraße 21-24
- Hotel am Buschkrugpark - Buschkrugallee 107
- Ritter Sport Colorful Chocolate World Berlin - Französische Str. 24
- Nanoosh - Mohrenstraße 50
[1] Znak czasów - we Frankfurcie n/Odrą kontrola dokumentów. Z powrotem - nie.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 24, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
berlin, metro, niemcy
- Skomentuj
Lata 50. XX wieku. Betterton, młody obiecujący naukowiec, znika bez śladu. Wywiad podejrzewa, że zwiał za żelazną kurtynę, zaczyna więc śledzić jego żonę, Olivię, która “dla poradzenia sobie ze stresem” wyjeżdża do Casablanki. Niestety w drodze ulega wypadkowi i walczy w szpitalu o życie. Agent wywiadu, Jessop, zaczepia Hilary Craven, młodą, załamaną kobietę, która - po rozpadzie małżeństwa i śmierci dziecka - przyjechała odebrać sobie w tych pięknych okolicznościach przyrody życie. Zaczepia i zamiast opowiadać, jakie to życie jest piękne, proponuje układ - będzie udawała Olivię Betterton, co może naprowadzić wywiad na trop naukowca-renegata, a ponieważ jest to akcja wysokiego ryzyka, może w trakcie spotkać upragniony koniec. Hilary się zgadza, pomaga w tym jej podobieństwo do żony Bettertona. Na początku nic się nie dzieje, podróże, przypadkowe znajomości, wtem Hilary wraz z grupą innych naukowców-uciekinierów jedzie w nieznanym kierunku.
Jak jeszcze w miarę akceptuję kryminały Christie, tak książki sensacyjno-szpiegowskie są bardzo toporne i z tezą. Naukowcy, którzy uciekli z Zachodu, to albo “lewacy”, albo opętani naiwną wizją współpracy między narodami, albo sprzedawczyki czy - jak Niemka - chcą zawładnąć światem. Ośrodek demonicznego milionera, który całym przedsięwzięciem zarządza, jest chyba pierwowzorem siedzib złoli w stylu filmów o Bondzie - ukryty w górach, sterylnie czysty, pełen zamaskowanych w ścianach przejść. A, i na żądanie dla naukowców dostarczane są prostytutki. Albo żony. Dodatkowo jest pełno stereotypów i szowinizmu: niebiali są tępi i prymitywni, na tyle, że nikt ich nie traktuje jak potencjalnych świadków, bo są za głupi, żeby coś zapamiętać czy skojarzyć. Paryż jest niebezpieczny, wszystko może się zdarzyć. Kobiety, nawet w żałobie, zobowiązane są dbać o pozory - makijaż i uczesanie, dodatkowo mają “naturalne” zdolności przystosowawcze. Wisienka na czubku - w książce pojawia się bohaterski Polak, Boris Pawłowicz Glydr (sic!).
Inne tej autorki.
#97 / #19
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 22, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, kryminal, panie
- Skomentuj
Grzmotnęły głowice, świat się skończył. Na gruzach żyją niedobitki ludzkości, podzieleni na konkurujące ze sobą gangi, część ocalałych zabarykadowała się w miastach, zazdrośnie strzegąc zasobów, a niektórzy - tak jak John Doe - są “mleczarzami”, rozwożąc za wynagrodzeniem towary. Ta trasa ma przynieść Johnowi upragnioną stabilizację - ma przejechać z New San Francisco do New Chicago i wrócić, a wtedy zamieszka za murami. Tyle że na drodze napotyka szereg przeszkód - trafia na demonicznego klauna-mordercę, drogę zastawia mu psychopatyczny policjant, gang Wielebnych kradnie mu samochód, a do tego los łączy go ze złodziejką Quiet. Jak się łatwo domyślić, parę zaczyna łączyć love-hate relationship. W finale dowożą przesyłkę do Nowego SanFran, po czym następuje cliffhanger przez sezonem drugim.
Tu, w przeciwieństwie do Ality, nie jest czyściutko i cybernetycznie; wszyscy są należycie brudni, a opcja wzięcia prysznica to luksus. To komedia, chociaż taka w stylu gore, więc nawet jak wszyscy się wyrzynają, to jednocześnie sypią tekstami, nawet jeśli są prawdziwymi zwyrodnialcami. Dla mnie dodatkowy punkt za fantastyczną Stephanie Beatriz, która jest równorzędną bohaterką.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 21, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj