W ubiegłym roku odkryłam, że do Lizbony da się polecieć z Poznania i w Lizbonie da się miło spędzić czas, ale do tego wrócimy. Na dobry początek z Lizbony pojechałam do Porto, bo nie byłam. I powiem Wam, że jak L. jest piękna, majestatyczna i ogromna, tak Porto ma klimat - i to dosłownie - jest o te robiące różnicę kilka stopni chłodniej), jest mniejsze i takie do życia. Znalazłam tzw. duplex - oddzielny piętrowy domek z jednym apartamentem w środku, który z wad miał mnóstwo schodów, ale znacznie więcej zalet: balkon z widokiem, przemiłego właściciela, który przygotował listę must-have w mieście (dzięki czemu mogę podsumować, CNW) oraz doskonałą lokalizację kilkaset metrów od przepięknego parku z Widokiem (“W” zamierzone).
W parku wprawdzie nie ma już Kryształowego Pałacu, który w latach 50. zastąpiła hala identyko jak poznańska Arena, ale są pawie, kury, kaczki, gęsi, brzydkie gęsi i mewy. Oraz z jednej strony widok na zabytkową dzielnicę Ribeira i Vila Nova de Gaia po przeciwnej stronie Duoro, z drugiej fantastyczny widok na Ponte da Arrábida, piękny o poranku (czasem we mgle), piękny o zachodzie słońca. I ten park jest taki codzienny, rano biegacze i zraszacze, wieczorem piknik, para uprawia akrojogę na kocu, dzieci biegają za ptactwem, kwiaty, trawa, a po zapadnięciu zmroku kino letnie w sobotę. Chodziłam bladym świtkiem, rodzinę zabrałam na zachód słońca, b. zadowolona. Nie ma tłumów, nie trzeba biletów.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 7, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
portugalia, porto
- Skomentuj
Niby nasz świat, ale nie do końca, dodatkowo część wydarzeń dzieje się w bliskiej przyszłości. Bix Bouton wymyślił w latach 90. Mandalę, pierwowzór sieci społecznościowej, która zdominowała życie ludzi. Kilkadziesiąt lat później dodał nową opcję - skan pamięci, pozwalający anonimowo zobaczyć, jak widzą człowieka inni. Z jednej strony świetna robota - z bezstronnych relacji przypadkowych świadków można było wyjaśnić trochę zbrodni i tajemnic, z drugiej strony to jednak to są osobiste wspomnienia, czasem nieprzyjemne, bez cenzury. Można w tym nie uczestniczyć, ale nie ma możliwości całkowitego zatarcia swojej historii.
Na tym uniwersum można by ulokować jakąś ciekawą historię, ale zamiast tego dostałam kilkanaście opowiadań, czasem luźno związanych z Bixem, jego rodziną, rodziną Mirandy Klein, której badania wbrew jej woli przyczyniły się do rozwoju technologii Mandali oraz krewnych i znajomych królika. Czasem pokazane są różne strony tej samej historii, czasem są zupełnie niezależne i niejednoznaczne (na przykład wycięta żywcem z “Dollhouse” szpiegowska akcja Lulu, która nie wiadomo co robi, ale w efekcie wraca z tajemniczym implantem w mózgu). Jedne są ciekawe, inne nużące, dość szybko straciłam zainteresowanie rozrysowaniem grafu powiązań. To nie jest zła książka, ale zestawienie futurystycznej wizji, w teorii pozwalającej na dotarcie do dokładnej relacji z przyszłości, z zupełnie przyziemnymi narracjami przypadkowych ludzi, które finalnie nie spinają się w jakąś całość.
#70
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek września 6, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, panie, sf-f
- Skomentuj
Ida Czerska w Powstaniu Warszawskim straciła ukochanego, pozostała po nim nieślubna córka, Monika. Po dłuższej tułaczce w odium wstydu i nieudanym małżeństwie, wypalona i skupiona tylko na tym, żeby nie było gorzej, odrzucając propozycje związków i zmian, pracuje jako księgowa w jednym z warszawskich przedsiębiorstw, a jej dorosła już córka kończy studiować anglistykę. Wtem dostaje od zwierzchniczki propozycję wyjazdu na urlop do Bułgarii. Waha się, że decyduje się na wyjazd, a dodatkowo do tej pory nie lubiąca jej szefowa pożycza jej kilka kolorowych zagranicznych szmatek na wyjazd, w tym niebieskie ponczo. Wakacje są cudowne, chociaż dziwi Idę snujący się za nią Niemiec, który chce się z nią spotkać. Są cudowne do ostatniego dnia, kiedy Ida dowiaduje się, że jej współlokatorkę, której pożyczyła na ostatni dancing feralne niebieskie ponczo, zamordowano. Wraca i zaczynają się dziać dziwne rzeczy - znika Teresa, szefowa, jej były mąż okazuje się być mężem Teresy i prosi o zwrot rzeczy po niej, ktoś ją śledzi, wreszcie jej córka poznaje dziwnego Amerykanina i się w nim zakochuje. Jednocześnie narracja przechodzi na inne osoby, w których czytelniczka domyśla się byłego męża i jego partnerki, którzy snują jakąś karkołomną intrygę.
Się pali: mentolowe.
Się pije: koniak, lokalne wino, szampan, czarną kawę.
Się je: sałatkę z ogórka, pomidora i papryki (w Bułgarii), pierogi ze śliwkami (ciotka Barbara), melbę (w kawiarni), kremówki (w Bristolu), brzoskwinie ze straganu.
Się smaruje: nogi oliwą w celu równomiernego opalania.
Się ratuje: ofiarę stukniętą w głowę za pomocą tabletki cardiamidu.
Szowinizm powszechny: to typowe, że kobiety się nienawidzą, nie ma co dochodzić czemu, tak mają i tyle. Magia zagranicznych strojów działa na każdą kobietę bez względu na poziom intelektualny, to wyznacznik kobiecości. Dodatkowo większość kobiet jest niespostrzegawcza i nie zauważa nic dokoła siebie.
Inne tej autorki, inne z tej serii.
#69/#9
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 5, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2024, kryminal, panie, prl, z-jamnikiem
- Skomentuj
Małe miasteczko, a nawet obrzeża, upalny czerwiec. Obok siebie stoi zapuszczona kamienica, zwana Sejmikiem, z eklektyczną grupą lokatorów oraz dworek. Właścicielka dworku, Korczyńska, remontująca go w celu uruchomienia pensjonatu, również mieszka w Sejmiku wraz z przyjaciółką Adą i jej małym synkiem, Mieszkiem[1]. Utrapieniem kamienicy jest małżeństwo Pająkowskich, byłych funkcjonariuszy - oboje są niemili, przeraźliwie praworządni, inwigilują wszystkich i zgłaszają każdą pierdołę na policję - tupiące koty, defekujace psy, siadanie na ogrodzeniu trawnika, wózek na klatce schodowej. Dlatego, kiedy w lesie opodal zostają znalezione zwłoki Pająkowskiego, nikt się nie dziwi. Do akcji wkracza komisarz Jacek Dyna, wiecznie głodny człowiek z nadwagą, którego żona właśnie odchudza wbrew jego woli. Co ciekawe, żona denata wcale nie jest chętna do współpracy i traktuje policję tak samo źle jak wszystkich innych. Spory wachlarz różnych typów - rodzina pijaczków, atrakcyjna sekretarka, przedsiębiorca-kobieciarz, emerytowana nauczycielka starej daty, pyskata nastolatka z niepełnosprawnością fizyczną - utrudniają śledztwo, bo każdy coś ukrywa, a dodatkowo w lesie feralnego dnia byli prawie wszyscy. Najbardziej mylącą rzeczą są diabelskie rogi, własność synka Ady, które zostają znalezione przy zmarłym.
[1] Uczciwie mieszka, nie że jakieś LGBT-y zatracone. Ada była kiedyś przyjaciółką jej zmarłego w wypadku syna, panie się polubiły, mąż Ady aktualnie jest na trzyletnim kontrakcie w Stanach, a dodatkowo przyjaciółka jest z zawodu hotelarką.
W drugiej części od poprzednich wydarzeń minęło pół roku, pensjonat już funkcjonuje. Dotychczasowa oponentka - wdowa Pająkowa - pracuje jako ochroniarka i chociaż dalej nie jest przemiłą osobą, tak lubi się z małym Mieszkiem. Na Sylwestra ma się pojawić spora grupa pracowników międzynarodowej firmy na huczne zamknięcie roku, w okolicach wigilii przyjeżdża też samotna, schorowana pani Eliza. Impreza sylwestrowa zaczyna się niefortunnie, bo ekipa pojawia się w innym składzie niż planowany - przyjeżdża znienawidzona żona dyrektora, a nie pojawiają się mężowie dwóch pań, do tego suknia balowa dyrektorowej zostaje uszkodzona. Po fajerwerkach podpite towarzystwo się rozprasza, mimo próby kontroli znika dyrektorowa i zostaje znaleziona martwa jakiś czas później. Spanikowani pracownicy zaczynają się kłócić, znika kolejna osoba, również ze skutkiem śmiertelnym, Ada i Korczyńska wraz z Pająkowską zaczynają własne śledztwo. Mniej tutaj Jacka Dyny, mniej też jego komentarzy o typowo kobiecym zachowaniu (z błyskotliwymi uwagami w stylu, że po komplementach kobiety otwierają się jak puszki konserw), śledztwo toczy się nieco w kuluarach, a w finale wszyscy spotykają się na imieninach małego Mieszka, którego nie do końca zrozumiałe obserwacje pozwalają wyjaśnić tajemnicę.
I to są bardzo przyjemne kryminały, nie wybitne, troszkę może odrealnione (jednym z wątków są sprawy spadkowe, gdzie żona po śmierci męża płaciła podatek za odziedziczoną nieruchomość, potem przekazując synowi nieruchomość, syn zapłacił podatek, zaś po śmierci syna matka nie podjęła czynności spadkowych, żeby po raz trzeci nie płacić podatku; to tak nie działa). Dyna bywa nieco irytujący ze swoją żarłocznością, sarkający na żonę, którą martwią jego dramatyczne wyniki badań, ale jednocześnie też jest ludzki ze swoim ukradkowym wyjadaniem kabanosów z lodówki. Intrygi są wiarygodne, śledztwa rzetelne, chętnie zajrzę do innych kryminałów autorki.
#67-68
Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 4, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2024, kryminal, panie
- Skomentuj
Francuskie Alpy, górski domek z dala od cywilizacji, zima. Do mieszkającej na tym odludziu pisarki Sandry przyjeżdża studentka, które chce z nią zrobić wywiad. Wywiad się niespecjalnie udaje, bo mąż Sandry, Samuel, włącza bardzo głośną muzykę i hałasuje przy remoncie. Studentka odjeżdża, 11-letni niedowidzący syn Daniel wychodzi na spacer ze swoim psem-przewodnikiem, Sandra zamyka się w gabinecie, żeby pracować, hałas trwa dalej. Gdy Daniel wraca ze spaceru, potyka się o ciało swojego ojca, który wypadł z poddasza i ewidentnie nie żyje. To zdarzenie rozpoczyna śledztwo i finalizujący je proces, który ma określić przyczynę śmierci Samuela. Samego śledztwa w filmie nie ma dużo, znacznie więcej czasu pokazywany jest proces, podczas którego szczególną rolę mają zeznania Daniela, jedynego “świadka” tego dnia. Opcji jest niewiele ze względu na lokalizację i brak śladów - albo Samuel uległ nieszczęśliwemu wypadkowi, albo popełnił samobójstwo, albo został zabity przez syna lub żonę. Nie ma dowodów i powodu na to pierwsze, za to wiwisekcja związku Niemki Sandry i Francuza Samuela pokazuje, jak wiele konfliktów między nimi było.
Film nie pokazuje ostatecznie, co się stało. Ale nie jest to o tyle istotne, bo skupienie na tym, co wychodzi podczas procesu - jaką żoną i matką była Sandra, jakim ojcem i mężem był Samuel, jaki wpływ miał wypadek Daniela na ich związek, jaką barierą była kwestia języka (rozmawiali najczęściej po angielsku, bo Samuel nie znał niemieckiego, a Sandra słabo mówiła po francusku), czy oboje byli spełnieni w swojej karierze, wreszcie czy istniały powody, żeby zdarzyła się tragedia. Można oczywiście przenieść sobie całą sytuację na własne doświadczenia, analizując, jak wygląda związek z perspektywy osób trzecich, jak drobne rzeczy mogą wyeskalować do przemocy, jak warunkowa zgoda na coś może stać się zarzewiem konfliktu. Wreszcie syn, mimowolny świadek - stracił ojca, mógł stracić również matkę w przypadku wyroku skazującego. Czy kilkunastoletnie dziecko powinno zeznawać? Czy jest wiarygodne? Jakie konsekwencje dla niego ma udział lub zakaz udziału w procesie? Nie będę analizować, czy według polskiego czy francuskiego prawa tak to powinno wyglądać, to nie jest istotne; z psychologicznego punktu widzenia to trudna sytuacja. Świetny aktorsko, bardzo oszczędny w formie, nie żałuję oglądania, aczkolwiek nie jest to film do oglądania ponownie (a z małymi zmianami mógłby).
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 3, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Julia ma 36 lat, dwie córki w wieku lat 7 i 16, męża i wyczerpującą, acz satysfakcjonującą pracę. Mimo że jest zarobiona, wpada na pomysł, żeby wrócić na studia, bo ma poczucie, że mogłaby jeszcze więcej i lepiej. Mąż jest przeciwko, motywując to troską o dobrostan żony, ale kiedy dostaje propozycję kilkumiesięcznego wyjazdu służbowego za granicę, nie waha się. Julia zostaje sama z córkami i niby wszystko jest do ogarnięcia, ale zaczynają się dziać rzeczy dziwne - ktoś robi za nią zakupy, wysyła erotyczne wiadomości do szefa w jej imieniu, anonimowo informuje męża za granicą, że żona się łajdaczy. Niedosypiającą, chorą Julię, skupioną na dowiezieniu grupy dzieci na festiwal, usiłującą unikać swojego szefa, którego się boi, nie dziwi nawet, że straciła kontakt z mężem; bardziej martwi się, że nie umie przeciwstawić się pomocnej sąsiadce, która ofiarnie prowadza jej młodszą córkę na spotkania przygotowawcze do komunii. Finał jest burzliwy, acz z happy endem.
To niestety jest jedna z tych książek reklamowanych jako “dowcipne”, niestety nie udało mi się tego humoru zlokalizować, chyba że należy się śmiać z tego, że bohaterka zapodziała gdzieś komórkę i kilka dni jej zajmuje wymyślenie, że mogłaby zadzwonić do siebie z telefonu stacjonarnego lub - skoro mąż do niej nie dzwoni - ona może zadzwonić do niego. Nietrudno jest zrobić komedię pomyłek, jeśli nikt z nikim nie rozmawia, zamiast cokolwiek wyjaśnić, lepiej się schować pod koc i udawać martwe zwierzę. Śledztwa jako takiego nie ma, chociaż pojawiają się zwłoki i mnóstwo podejrzeń. To, co mnie chyba najbardziej zdziwiło, to umieszczenie - zapewne uzasadnionego akcją - wprowadzenia w pełnej powadze dyskusji o konieczności chodzenia do kościoła i zakazu dyskusji, bo baczność, JESTEŚMY KATOLICKĄ PRAKTYKUJĄCĄ RODZINĄ, spocznij. Nastolatka próbująca wyjaśnić, czy ateiści idą do piekła, bez względu na zachowanie, zostaje zgaszona i wystawiona za drzwi, bo takich dyskusji w oświeconym domu nie będzie. Parafrazując tytuł, mogło być gorzej, ale za dobrze nie wyszło.
#66/#8
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 2, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2024, kryminal, panie
- Skomentuj
Ponad 40-letni, właśnie rozwiedziony, John Nolan (Fillion) jest świadkiem napadu na bank i to zmienia jego postrzeganie świata. Z kontraktora budowlanego przekwalifikowuje się na policjanta, przejeżdża pół kraju i rozpoczyna pracę w LAPD. Jest najniższy w hierarchii, a dodatkowo na każdym kroku jest wyśmiewany i zniechęcany ze względu na wiek. Ponieważ jest to jednak Sztandarowy Ulubiony Bohater Pozytywny, wystarczy podejście can-do i zniewalający uśmiech, udaje mu się przezwyciężać kolejne kryzysy i przez 6 sezonów robi w policji nie lada karierę. Oczywiście sam Nolan nie robi serialu, jego siłą jest sympatyczna grupa różnorodnych bohaterów z wydziału Mid-Wilshire w Los Angeles i zaprzyjaźnionych z nimi osób. Na początku są trzy pary świeżaków - Lucy Chen, Nolan i Jackson, potem dołączają kolejni, ale oprócz setek akcji, aresztowań, czasem zabawnych sytuacji z ulic miasta, pojawia się wiele dłuższych wątków: walka z lokalnym szefem mafii narkotykowej, strzelaniny między gangami, dyrygująca światem zza krat zła superłotrzyca, na której usługach może być każdy, skorumpowani czy rasistowscy gliniarze, akcje undercover oraz nawet black-ops za granicą.
Jakkolwiek serial świetnie się ogląda mimo zdarzającego się niezbilansowana między często komediowymi scenkami a realnym dramatem, tak chyba przy każdej próbie wyjścia ze schematu “jedziemy na patrol, co się nam przydarzy” pojawiają się sytuacje idiotyczne i sztuczne. Na każde wezwanie odpowiada sztandarowa grupa naszych znajomych, w prawie każdym odcinku są strzelaniny, kończące się rozwaleniem pół miasta pościgi samochodowe, do byle pierdoły jest wzywane wsparcie z powietrza. Sponsorem jest firma produkująca dla policji body cams i tasery, co odbija się brzydkim marketingowym smrodkiem, z licznymi przemówieniami, jak to kamery poprawiają jakość i komfort pracy w policji, a tylko źli wyłączają kamery i jest to dowód. To w ogóle bolączka tej produkcji - obraz policji jest raczej aspiracyjny niż prawdziwy, sławetna różnorodność oznacza, że niebiali, kobiety i osoby LGBT+ muszą znacznie bardziej się starać, żeby dopasować na maczystowskiej białej kultury. Dumnie prezentowane procedury na wypadek zastrzelenia podejrzanego, korupcji czy czynności nielegalnych przewrotnie pokazują, jak łatwo je obejść i jakkolwiek serial stara się wybielać i idealizować, gloryfikując policję, tak mógłby służyć jako prezentacja “Co jest nie jak z USA”. Oczywiście mam syndrom sztokholmski, nie mogę się doczekać kolejnego sezonu.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 1, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
[1.07.2024]
O Alhambrze marzyłam od lat, nasiąknięta zdjęciami i legendami, zapewne nie bez związku z Mickiewiczem i Zwierzem Alpuhary (bo to zaraz obok). I doznałam pewnego rozczarowania, bo jakkolwiek to bardzo przyjemny zespół pałacowo-parkowy, tak całość jest stosunkowo nieduża, a wnętrza eksponują jedynie architekturę, czytaj: są puste. I nie zrozumcie mnie źle - to jest naprawdę ładny, zadbany (chociaż z okazjonalnymi remontami) kawałek historii, bo najpierw Maurowie, potem katoliccy królowie, którzy niekoniecznie się przysłużyli temu, co zastali, wreszcie XIX i XX-wieczna restauracja. Przy zakupie biletów na okienko godzinowe należy się umówić do Palacios Nazaries, resztę można sobie oglądać dowolnie, a i to okienko nie jest jakoś bardzo przestrzegane. Architektura pałaców z XIII wieku jest niesamowita, zwłaszcza w zestawieniu z tym, co w katolickiej Europie zostało z tego samego okresu i nie jest to dla katolickiej Europy pochlebne; dość powiedzieć, że kopie kafli znalazłam w Lizbonie, a w Poznaniu odwiedzam Fuente de los Leones. Ominęłam wieżę w IX-wiecznej fortecy Alcazába, ograniczając się do spaceru po murach, bo jednak było lekutko za ciepło na wspinanie się po schodach. W ogrodach Generalife potykałam się o kolejne sesje zdjęciowe w każdym prześwicie, przy każdej fontannie, w każdej arkadzie, nie dziwię się, pięknie jest, ale nie zazdroszczę modelkom odzianym w stylowe i ciężkie stroje. Dla podreperowania sił spożyłam pyszną tartę czekoladowo-pomarańczową i kawę w klimatycznej hotelowej restauracji (WC darmo).
W Granadzie zrobiłam sobie krótki spacer po etnicznej dzielnicy Albaicín, zlokalizowanej tuż przy Alhambrze i zjadłam jeden z lepszych obiadów w marokańskiej restauracji. Potem zabrałam rodzinę na lody opodal, ale to już było za dużo, chociaż lody pyszne.
Adresy:
- Alhambra - C. Real de la Alhambra, Granada
- Bab mansour - kuchnia marokańska, C. Elvira, 11, Albaicín, Granada
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 31, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
hiszpania, granada, alhambra
- Skomentuj
Alex Tandem-Li żyje w cieniu śmierci swojego ojca, który kilkanaście lat wcześniej zabrał nastoletniego Alexa z dwójką kolegów - Adamem i Rubenfinem, na słynny mecz zapaśniczy, gdzie poznali spokojnego Josepha. To był ostatni dzień z ojcem, który umarł nagle w czasie meczu, pozostała po tym przyjaźń z Josephem i przejęta od tego ostatniego pasja zbierania autografów. Dorosły Alex jest w związku z Esther, siostrą Adama, ale nie traktuje tego jakoś zobowiązująco, ponieważ głównie zajmuje się ćpaniem i piciem, z rzadka trzeźwiejąc tylko wtedy, kiedy musi coś sprzedać albo zażegnać kolejny kryzys, spowodowany pod wpływem. Ma w życiu dwie misje - napisać książkę o różnicy między rzeczami żydowskimi a gojowskimi oraz dostać autograf ukochanej aktorki, Kitty Alexander. Adam i Joseph zmuszają niechętnego Alexa do odmówienia kadyszu za ojca, w tle mnóstwo pseudofilozoficznych, nietrzeźwych rozmów o Kabale i sensie życia, Alex leci do Nowego Jorku na Festiwal Autografów, skąd wraca z Kitty Alexander, z którą zdołał się psim swędem zaprzyjaźnić. Kadysz, koniec.
Jaka to męcząca, przeintelektualizowana, zmaskulinizowana powieść, niby w klimacie innych książek Smith, która umie zbudować złożony świat niekoniecznie prostolinijnych ludzi, ale tak odstręczająca, że czytałam już po kilka stron. Robi wrażenie poskładanych na siłę kilku historii - fascynacji Kitty Alexander, przepracowywania żałoby przez Alexa, rynku autografów z kilkoma ciekawymi, czasem szemranymi postaciami i wreszcie dziwna, czasem niezbilansowana przyjaźń między czterema chłopakami.
Inne tej autorki tutaj.
#65
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 30, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Czerwiec. Jagoda wraz ze współpracownikami w ramach integracji idzie do wróżki i tak, to babcia Maliny i Irka. Wróżba Jagody jest niekorzystna - wszyscy się od niej odwrócą, szpital i głowa w bandażach i wielka zmiana w życiu. Niekorzystna, ale prawdziwa - jej wredna szefowa za dość niewinną uwagę wysyła ją na bezpłatny urlop, a partner, jednocześnie służbowo personalny, oficjalnie jej nie zna, ale proponuje, żeby się do niego przeprowadziła i zajęła domem. Zirytowana Jagoda decyduje się wyjechać do rodzinnego miasteczka i zamieszkać z ojcem i jego dochodzącą odwieczną narzeczoną. Na miejscu się nudzi, bo wyrosła ze wszystkich znajomości, idzie więc na basen, gdzie w tłumie ulega zapowiadanemu przez wróżkę wypadkowi. Ląduje w lokalnym szpitalu, gdzie… zaczyna pracować jako zastępczyni kierowcy, bo zżywa się z wesołą ekipą pogotowia - lekarzem Bolkiem (tym, co leczył studentów w “Cierpkości wiśni”), ekscentryczną pielęgniarką Julią[1], dyrektorem szpitala i innymi, którzy wcale nie wstydzą się pracy w małym miasteczku.
Jest tu trochę rozgrywany koncept dziewczyny, która traktuje powrót do rodzinnych okolic jako porażkę, skoro już robiła karierę w dużym mieście, a ku swojemu zdziwieniu zaczyna cieszyć się z autentyczności ludzi w przeciwieństwie do fałszu, jaki dotychczas ją otaczał. Ale całość jest pozytywistyczna i dość przyjemna, jak już się zamknie oczy na lelawość głównej bohaterki, która pozwala sobą pomiatać w prestiżowej pracy, narzeczonemu i “przyjaciółkom”. Zabawne scenki pojawiają się w związku z hobby jej ojca, teraz można by go nazwać scammerem - a to udaje dziecko, żeby wygrać konkurs plastyczny, a to podaje się za kogoś innego, żeby dostać zapomogi, wreszcie wprowadza zamieszanie w Internecie.
[1] Tu miałam niejaki zgrzyt, bo wtem zupełnie bez żadnych zapowiedzi wyszło, że osoba Julii jest solą w oku jednego z mniej tolerancyjnych lekarzy, ponieważ jest Whyvnarz, pmlyv genafą. Innym to nie robiło różnicy, a Jagoda nic nie zauważyła, więc jednak nieco mnie to zdziwiło.
Inne tej autorki.
#64
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 29, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panie
- Skomentuj