Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Trzech drobnych przedsiębiorców zostaje wezwanych anonimowymi listami do pensjonatu na prowincji, nadawca podpisuje się pseudonimem Robin Hood. Czwarty list trafia do kapitana Buli, który cieszył się w komendzie opinią „cholernej piły”. Przyjaciele nazywali go po prostu „piłą”. Kapitan udaje się incognito do pensjonatu, na miejscu wszyscy są zdziwieni, ale ponieważ wykluczenie komunikacyjne, zostają na noc. Rano okazuje się, że jeden z gości - Żuławski - został zamordowany, a pieniądze - prawie milion, nie wiem, ile to na dzisiejsze - które wybrał z konta, zniknęły. Dodatkowo poprzedniego wieczoru ktoś włamał się do jego willi pod nieobecność pięknej, choć zaniedbywanej żony i pobrał zawartość sejfu. Żoną zachwyca się przesłuchujący ją sierżant Czernik, kawaler lat 26, posiadający chłopięcy wdzięk, ale do końca śledztwa tylko się ekscytuje na odległość (autor wspomina natrętne wizje o sprężystej miękkości i doskonałej linii piersi i bioder, emanowanie uwodzicielskim ciepłem, profesjonalizm organów w każdym calu). Kapitan Bula mozolnie analizuje zebranych w pensjonacie gości i właścicielkę, repatriantkę ze wschodu, zbiera ślady, zagląda na konta i w działalności gospodarcze, wreszcie po nieudanej prowokacji w willi Żuławskich zbiera wszystkich zainteresowanych na wizję lokalną, gdzie mordercy pęka żyłka i zostaje ujęty.
W tle pojawia się postać niejakiego Jasia, który omyłkowo wali po głowie sierżanta Czernika. Milicja go nie aresztuje, bo po przebytym zapaleniu opon mózgowych, Jasio nie jest zbyt sprawny intelektualnie. Ale dobry kapitan Bula wysyła go na obserwację do znajomego lekarza, który wprawdzie nie obiecuje cudów, ale sugeruje operację, po której oczywiście, chłopiec nigdy nie będzie całkiem normalny, ale może będzie mógł pracować.
Się pali, się podaje spirytus osobie uderzonej w głowę, się je soczyste jabłko.
Inne tego autora, inne z tego cyklu.
#19