Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
[2.07.2024]
W Hiszpanii latem jest nyeco gorąco, więc wpadłam na pomysł, żeby zejść pod ziemię, do jaskiń w Nerja (Nersze?). I jakkolwiek plan miał sens, a jaskinie obiecywały sporo - największy na świecie stalagmit i ogromne podziemne pieczary z naskalnymi malunkami sprzed tysięcy lat, tak w rzeczywistości… W jaskiniach wcale nie było chłodniej, a na pewno bardziej wilgotno, szczęśliwie nie wzięliśmy z auta ciepłej odzieży. Wnętrza były piękne i majestatyczne, ale - co zabawne - wchodziło się do nich jak do piwnicy, schodami z budynku z mini muzeum, a w środku schody, chodniki, barierki, lampy i strzałki, nie da się zgubić ani zajrzeć za załom. Łatwe do zwiedzania, ale oczekiwanego elementu przygody nie ma. Można ściągnąć sobie appkę po polsku z opisem poszczególnych elementów ekspozycji. Darmowy parking, restauracja z widokiem na morze, a tuż obok maleńki ogród botaniczny.
Z jaskiń pojechałam do Frigiliany, zwanej najbardziej instagramowym pueblo blanco Andaluzji. Na terenie dawnej mauretańskiej osady przez wieki powstała Barrio Morisco, labirynt wąskich uliczek między białymi budynkami z kolorowymi drzwiami i okiennicami. Dużo schodów, w górę i w dół, w pełnym upale bywa dość wyczerpująco, na szczęście zdarzają się wodopoje. To miejsce raczej do oglądania niż do mieszkania w, ale są i tacy, którzy ciągną walizki po drobnych kamyczkach.
Wreszcie sama Nerja - miasteczko typowo turystyczne, pełne sklepów i restauracji, z przepięknym deptakiem przy wybrzeżu, punktem widokowym Balcon de Europa, z którego widać malowniczą plażę Calahonda.
Adresy: