Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o klub-srebrnego-klucza

Robert Brutter - Spadek na życzenie

Mimo że akcja dzieje się w Londynie, czuć, że nie jest książka pisana przez rodowitego Brytyjczyka - owszem, zawiązek akcji jest dość egzotyczny jak na PRL, ale bohaterowie nie robią wrażenia rdzennych mieszkańców (zwłaszcza komisarz Scotland Yardu, Calder); autorem wydanej pod pseudonimem powieści jest Polak, Andrzej Grembowicz.

Jack Lemon, rzutki dziennikarz, natyka się w gazecie na dziwne ogłoszenie:

Przyszli spadkobiercy! Sytuacja nigdy nie jest beznadziejna!
Biuro usług spadkowych, Pimlico, Sutherland Street 37.
Przechodzi nad tym do porządku dziennego, bo nie jest nawet świadomy, że niedługo los jego przyjaciółki, uroczej[1] Pameli Jones, będzie ściśle spleciony z osobą, która owe ogłoszenie opłaciła. Państwo Beynam, para małżonków w kłopotach finansowych, pojawia się w biurze Rogera Holla w Pimlico, gdzie wykupują u niego za grubą kwotę 10 tysięcy funtów, możliwość szybkiego uzyskania spadku po ciotce. Holl obiecuje załatwienie sprawy w ciągu miesiąca, bez dowodów, świadków i podejrzeń. I rzeczywiście, ciotka Mary umiera niespodziewanie na serce na parkowej ławce. Po otwarciu testamentu okazuje się jednak, że ciotka, będąca w niezbyt dobrych stosunkach z siostrzenicą, zostawiła połowę majątku… Pameli Jones, córce jej przyjaciółki, która ją często odwiedzała, w przeciwieństwie do siostrzenicy. Małżeństwo Beynamów zaczyna Pameli grozić, w trakcie pogróżek wymyka im się kilka słów za dużo, co pozwala pannie Jones podzielić się wątpliwościami ze swoim przyjacielem dziennikarzem. Ponieważ nie ma żadnych dowodów na morderstwo, Lemon rozpoczyna śledztwo samodzielnie i odkrywa więcej takich nagłych a niewyjaśnionych zgonów, a kiedy panna Jones mimo młodego wieku ląduje w szpitalu z zawałem, wie, że jest na dobrym tropie.

Niestety, to bardzo podła książeczka, w której autor poszedł na łatwiznę, wprowadzając motyw ezoteryczny - zbrodniarz jestbfboą b anqanghenyalpu hzvrwęgabśpvnpu ovbraretvpmalpu, xbaxergavr hzvr młą raretvą htbqmvć j bfboę, xgóeą qbglxn. Cemrfgęcpl hśzvrepnwąprtb avrjvaar fgnehfmxv cemrpvjfgnjvn fvę ovbraretbgrencrhgn, xgóel wnx j yhfgemr bqovwn łnqharx fxhzhybjnartb młn v tbqmv avą j ngnxhwąprtb tb Ubyyn, cemrm pb gra tvavr an zvrwfph. Londyn jest mały, wszyscy się znają, a do wykrycia sprawcy przyczynia się fakt, że w każdym przypadku ktoś pamięta tajemniczego mężczyznę o nietypowej powierzchowności (brunet o jasnoniebieskich oczach i bladej cerze), który rozmawiał tuż przed śmiercią z nieszczęśliwymi spadkodawcami.

Się pali: tak, nałogowo.

[1] Jack Lemon, poza byciem dziennikarzem, jest też znawcą kobiecej urody. Z zachwytem obserwuje zgrabne ciało Pameli, która krząta się po jego mieszkaniu, przygotowując śniadanie (podczas gdy on leży w łóżku i wydaje odgłosy godowe, mające zachęcić Pamelę do aktywności erotycznej o poranku), ocenia nogi świadkini, wreszcie - w szpitalu przy łóżku silnie kontuzjowanej przyjaciółki - uprawia flircik z pielęgniarką (króciutki dialog, a w środku tyle maczyzmu i protekcjonalności).

- Wygląda pani zupełnie fantastycznie w tym fartuszku - powiedział. - Na miejscu pani męża nie wypuszczałbym pani w ogóle z domu. To dla niego straszne ryzyko.
- No, proszę - uśmiechnęła się pielęgniarka. - A nie wygląda pan na podrywacza.

Inne z tego cyklu.

#112

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 2, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie - Skomentuj


Mika Waltari - Kto zabił panią Skrof

Starsza pani Skrof zażyła środki usypiające, nie zauważyła chyba, że wykipiała jej owsianka, zgasł płomień pod gazem, a w efekcie w szczelnie zamkniętym mieszkaniu (obawa przed przeciągami!) zabrakło powietrza i zatruła się ze skutkiem śmiertelnym. Ona i jej wiekowy jamnik. I jakby nie dociekliwość komisarza Palmu i bezimiennego narratora, jego stażysty[1], którzy odkrywają, że jamnik bynajmniej się nie zatruł, tylko ktoś mu skręcił kark, sprawa byłaby zamknięta. A tak przez kilka dni policja odkrywa mnóstwo śladów, dwa testamenty, sporo ludzi życzących źle nieboszczce - w tym jej pasierbicy i siostrzeńca, a jeszcze więcej takich, którzy chcieli uszczknąć jej milionów. W efekcie śledztwa zostaje odkrytych kilka nielegalnych zachowań, jedna para się ze sobą łączy mimo przeciwności, a morderca popełnia samobójstwo.

Ostatnio zaczęłam dzielić książki na te, które się przyjemnie czyta (mimo tematyki), i na te, które nie. Waltari należy do pierwszej grupy - jego bohater, komisarz Palmu, jest sarkastyczny, świetnie punktuje wszelkie idiotyzmy, które widzi, nie waha się łyknąć sobie kielicha w czasie śledztwa, a drzemki w pracy traktuje jako niezbędną okazję do refleksji. Bardzo lubię też formę - każdy rozdział rozpoczyna się od streszczenia akcji w postaci zabawnych śródtytułów typu: W ograniczonym budżecie policji kryminalnej nie przewidziano środków na rozrywkowe przejażdżki dryndami na gumach. * Martwy pies jest gorszy od żywego lwa. * Kurt Kuurna mówi o jedwabnym nocniku, a młody Lankella nie przyznaje się do zdeptania kwiatów. * Dwa ululane pawiany i zaginione tenisówki. * Komisarz Palmu nie pojmuje swawoli Barona i zaprzecza, jakoby był mizoginem[2]. Opisy sztuki awangardowej, uprawianej przez Kurta Kuurnę (oczywiście za każdym razem musiałam to półgłosem przeczytać), są przezabawne[3], a czytając rekonstrukcję zbrodni, w której stażysta symuluje duszenie jamnika na pozorancie, uśmiechnęłam się pod wąsem.

Jako że czytałam książkę w e-booku, mam pytanie do szczęśliwych posiadaczy papierowego wydania z serii (1968) - czy był tam wtręcik w końcówce rozdziału 12:

Naczelny kat Rosji, Dzierżyński, który posłał na śmierć dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy ludzi, potrafił rozczulić się do łez, słysząc piękną muzykę. Miał do niej szczególną słabość.

[1] Stażysta jest specjalistą w swojej pracy, mimo braku doświadczenia.

Uważam też, że Palmu nie ma prawa traktować mnie jak idiotę, który wyłącznie koneksjom rodzinnym - drugi mąż mojej ciotki jest sekretarzem w Ministerstwie Sprawiedliwości - zawdzięcza wielki honor odbywania u niego stażu.

[2] Ależ oczywiście, że jest mizoginem. Wszyscy są, łącznie z panią Skrof. Podejmowanie pracy zawodowej przez kobiety to “dziewczęce mrzonki”, gdyż najlepiej wypełni życiową misję, jeśli pozostanie w domu i będzie pomagać macosze, która ostatnimi laty zaczęła trochę niedomagać. Nawet młody stażysta, chętnym oczkiem patrzący na wszystkie ładne panie, pojawiające się w śledztwie, jest zdania, że coś z nich będzie, jeśli je lepiej wychowa (czytaj: żeby nie były zbyt przedsiębiorcze, a bardziej posłuszne).

- No tak, takie są kobiety. Próżno się po nich spodziewać logiki posunięć. Ale piękne to było.
(...) - Ale przecież sama powiedziała... - zacząłem i umilkłem.
- Kto by wierzył słowom kobiety? - zapytał drwiąco Palmu. - I jaśniejsze oczy potrafią zwieść i... i... hm. Ma się rozumieć, że nie jestem żadnym migo... mizy...
- Mizoginem - podpowiedziałem instynktownie.
Oczywiście jest też ageistą. Za zwyrodniałą uznaje tancerkę, która - mimo że jest posunięta w latach (sic!) - usiłuje przytrzymać przy sobie młodego studenta.
- Niechże mi pan powie, panie komisarzu, tak tylko dla zabawy, ile dałby mi pan lat?
Palmu nieco się zmieszał, lecz nawet na chwilę nie odwrócił spojrzenia.
- Jeżeli łaknie pani komplementów, panno Salmia, to bardzo panią rozczaruję - odrzekł nieuprzejmie. - Pozuje pani na dziewiętnastolatkę, ale byłbym gotów się założyć, że skończyła już pani dwadzieścia pięć.
Ożywienie Iiri Salmii prysło bez śladu, gorycz przeszła w zmęczone przygnębienie.
Zupełnie cichym głosem tancerka odpowiedziała:
- Jest pan bardzo uprzejmy, panie komisarzu. W rzeczywistości mam trzydzieści trzy lata. Nie, proszę nic nie mówić... kosmetyka twarzy, ćwiczenia fizyczne... każdy rok był dla mnie istnym piekłem.

[3] Z kolei wiszący na ścianie obraz w pięknej oprawie był zapewne poligonem nowych technik. Wyglądało to tak, jak gdyby malarz najpierw stłukł na płótnie kałamarz, a następnie na tak sprokurowaną plamę nałożył dwa sadzone jajka, przeciętą marchew i pudełko zapałek z podobizną hotelu Kamppi na etykiecie. Pod spodem starannie przyklejono wycięty z jakiejś fotografii obraz parlamentu.

Inne z tego cyklu, inne tego autora:

#110

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 26, 2021

Link permanentny - Tagi: kryminal, panowie, 2021, klub-srebrnego-klucza - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Wigiliusz Randoński - Cały ogień na Laleczkę

Autorem jest Tadeusz Kwiatkowskim, człowiek wielu pseudonimów - wydanie poza serią “Klubu Srebrnego Klucza” na okładce miało już nazwisko Noëla Randona.

Całkiem niedawno czytałam kryminał z dokładnie tą samą zaskoczką fabularną - cemrfgęcpn bq yng wrfg j cbyvpwv glyxb cb gb, żrol mrzśpvć fvę an xvzś m cemrfmłbśpv, konretnie "Umrzesz o północy" Moreny.

W Nicei ktoś morduje serią z karabinu maszynowego dwóch na pierwszy rzut oka nie powiązanych ze sobą ludzi (właściciela warzywniaka i impresario artystów), jednocześnie na rynku pojawiają się dolary z serii skradzionej w napadzie w USA kilka lat wcześniej. Inspektor Merlin za pomocą sprytnie znalezionych poszlak trafia do nocnego klubu Cacadou, gdzie próbuje undercover z dwiema policyjnymi maszynistkami rozeznać się w półświatku, ale nic nie zyskuje, a jedynie jest świadkiem morderstwa kolejnego mężczyzny, Amerykanina. Dokooptowuje więc do śledztwa młodego Carpeau, specjalistę od machlojek walutowych i razem wpadają na trop amerykańskiego gangu, którego szef, niejaki Laleczka, uciekł po wpadce do Francji. Carpeau bez wiedzy przełożonego angażuje pannę Rouy, która - wzorem podpatrzonej w kabarecie damy - farbuje sobie włosy na fiołkowo-siwy kolor i proponuje jej wejście do pokoju hotelowego, prawdopodobnie zajmowanego przez Laleczkę, przebranego za kobietę, żeby przestępcę ujawnić. Jako że w hotelu mieszka też amerykański milioner, panna Rouy zgadza się nader chętnie[1] i następuje dramatyczny finał z kolejnym trupem.

To, co jest absolutnie złe, to szowinizm panujący we francuskich służbach w okolicy lat 1950-1960. Inspektor Merlin wybiera najbrzydszą maszynistkę[2] i ją adoruje, podsycając w pozostałych zainteresowanie swoją osobą[3] za pomocą powłóczystych spojrzeń i czekoladek, zabiera też znienacka panie na akcję w nocnym klubie pod pretekstem świętowania urodzin. Niestety, równie kiepskiego zdania o paniach jest autor, który każe się ofiarnej agentce zakochać od pierwszego wejrzenia w podstarzałym Amerykaninie, mimo że ani ona nie mówi po angielsku, ani on po francusku. Komentuje to oczywiście jeden z przestępców:

(...) czekał pan niewinnie na telefon biednej Ninon [Rouy], żeby upewnić się co do przebiegu zdarzeń.
— Tak. Wyjątkowa kretynka.
— Ale odważna.
— Każda jest odważna, kiedy ma na widoku spodnie. Najpierw chciała zaimponować panu, potem wpadł jej w oko Thomson.
— I ona jemu. Pobierają się.
— Szczęść Boże — powiedział z obrzydzeniem Micky.

Się nie ma: urlopu ojcowskiego[4].

Się pije: dżin w bistro (Marly), pernod w barze (Merlin), sok pomarańczowy (Pierri, denat), mazagran (panna Rouy).

Się pali: pall malle, gauloisy, chesterfieldy.

Się nie szanuje Amerykanów (i bagatelizuje przemoc):

Nagle ostry nieartykułowany krzyk kobiecy przedarł się przez narastającą coraz mocniej wrzawę. (...)
— Mówiłam ci, że to spelunka — rzekła panna Camlis do panny Rouy. — Uciekają przez taras, na pewno nie popłacili rachunków.
— Ale co się właściwie stało? — nie mogła zrozumieć panna Rouy.
— Amerykanie gwałcą dziewczęta. Dobrze im tak idiotkom.
— Jak to, na parkiecie? — dziwiła się panna Rouy.
— Nie bądź naiwna. To przecież zwierzęta.
(...)
Panna Camlis siedziała z odrzuconą do tyłu głową, a za jej krzesłem pochylał się Cabs i na ustach towarzyszki inspektora Merlin wyciskał ognisty pocałunek. (...)
— Naprawdę... pan sobie za wiele pozwala — rzekła stłumionym głosem panna Camlis, wydobywając się z objęć Cabsa.
Amerykanin ukazał w cichym uśmiechu zęby i według zwyczaju przytknął palec do skroni.
— Kiedy zbliżył się do mnie po ciemku, pewna byłam, że chce mnie zamordować. Dlatego tylko krzyknęłam — tłumaczyła się panna Camlis. — Bardzo przepraszam…
Inspektor Merlin chcąc nie chcąc postanowił incydent zbagatelizować. W tym celu z godną podziwu naturalnością zaprosił pannę Camlis do baru.

[1]

— Jestem gotowa na wszystko.
— Czy pani się wyrzeknie dla dobra sprawy trochę własnej godności?
— Nie wiem, co pan przez to chce powiedzieć?
— Da się pani sprowokować, pozwoli się pani im przysiąść do stolika i nie będzie pani miała nic przeciwko zaproszeniu jej do "Tarasconu" na doskonałą kawę. Oczywiście ja będę czuwał i ręczę, że pani włos z głowy nie spadnie.
— Z mężczyznami dam sobie radę, jeśli zażądają świadczeń li tylko kobiecych.
(...)
Uśmiechnęła się do słuchawki. Carpeau nie przypuszczał, że jej kontakt z milionerem może przynieść zupełnie odmienne decyzje. Nie wypadało jednak chwalić się tym przed mężczyzną. Przyjęła więc propozycję Carpeau bez komentarza. Zdziwi się dopiero, gdy oświadczy mu, iż wychodzi za mąż za Thomsona.

[2] Pannie Rouy okazywał szczególne względy, to całując jej dłoń, to zakrywając oczy, gdy udało mu się zaskoczyć ją znienacka nad maszyną, to dmuchnąwszy w jej jasne włosy. Była na pewno najbrzydsza spośród wszystkich, i w dodatku najstarsza [czyli pewnie po 30], lecz inspektor hołdował żelaznej zasadzie: "Skoro znajdziesz się w jaskini lwów, wybierz na przyjaciela najgroźniejszego". A panna Rouy miała przykry charakter połączony z nadczynnością tarczycy, które to elementy w symbiozie czynią z człowieka wieczny huragan, zmiatający wszystko, co na drodze.

[3] Inspektor był rzeczywiście przystojnym mężczyzną w wieku, który skłania dwudziestokilkuletnie kobiety do westchnień i umotywowanych nadziei. Pasemka siwych włosów na skroniach dodawały mu uroku, tak jak dobremu dżinowi dodaje prawdziwego smaku kilka kropel vermouthu. Maszynistki uwielbiały inspektora i niejedna skrycie marzyła o zajęciu niepośledniego miejsca w jego sercu.

[4]

— Coś masz skwaszoną minę, Jakubku?
Oficer połączył się z garażami i wydał polecenie.
— Żona rodzi, a ja tu siedzę na dyżurce.
— Idź do starego i powiedz mu, że wykonałeś wyższe zadanie z punktu widzenia polityki populacyjnej i żądasz nagrody za udany w pełni efekt.
Oficer machnął ręką.
— Stary nie cierpi bachorów. Gotów mi wrzepić jeszcze coś w nocy. Za karę.

Inne tego autora, inne z tego cyklu.

#109

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 22, 2021

Link permanentny - Tagi: kryminal, 2021, panowie, klub-srebrnego-klucza - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Patrick Quentin - Szatański spisek

Iris Duluth, znana aktorka, leci na trzy miesiące do Tokio na występy dla amerykańskiej armii okupacyjnej, Peter - który służy w Marynarce - udaje się do San Diego. Wtem budzi się w zupełnie nieznanym miejscu, wśród nieznanych mu ludzi, którzy twierdzą, że nazywa się Gordon Renton Friend Trzeci, a trzy piękne panie są odpowiednio jego matką, siostrą i żoną. Okazuje się, że uległ wypadkowi i poza złamaniem ręki i nogi cierpi na amnezję, nie pamięta więc śmierci ojca, po którym dziedziczy cały majątek. Niestety, nie rozpoznaje żadnej z osób ani domu, a opowiedziana mu historia o tym, jakoby był alkoholikiem i że wszyscy mają nadzieję, że wypadek go z tego uleczy, niespecjalnie mu się klei. Czytelnik oczywiście wie, że w łóżku leży Peter Duluth, wątpliwości bohatera są więc dość oczywiste, zwłaszcza że reaguje na imię Peter (tak podobno nazywa się Gordy’ego) oraz na stojące w wazonie irysy. Udaje mu się dość nieporadnie uzyskać przyznanie się rodziny Friendów do oszustwa - wcale nie jego Gordym, tylko nieznaną ofiarą wypadku bez dokumentów, ale jest niezbędny w roli zaginionego członka rodziny do czasu uprawomocnienia testamentu Frienda seniora, inaczej cały majątek przejdzie na dobro purytańskiej Ligi Czystości “Aurora”. Zanim do tego dojdzie, Peterowi udaje się przespać ze swoją “żoną”, a po uzyskaniu informacji, że nie należy do rodziny Friendów, nader chętnie wtula się biust swojej siostry (a jakby nadarzyła się okazja, to i mamy Friend by nie wyrzucił z łóżka). Już po odbyciu spotkania z Ligą i podpisania wymaganego przez testament świadectwa trzeźwości, do Dulutha dociera, że to tylko część prawdy - śmierć Frienda Drugiego wcale nie była naturalna i jest on wystawiony do roli kozła ofiarnego, odpowiedzialnego za śmierć patriarchy rodu. Musi tylko się domyślić, kto stoi za całą intrygą - śliczna jak obrazek żona, niewinna siostra czy ciepła i troskliwa matka.

Jakie to naiwne i pretensjonalne! Absolutnie niewiarygodna jest trwała utrata pamięci (która cudownie ustępuje, kiedy bohater - już po zakończeniu całej intrygi przegląda gazetę i widzi swoje zdjęcie) u przypadkowej osoby, przywiezionej do Friendów przez znajomego lekarza. Friendowie w ogóle zabierają się do wielkiego oszustwa tak nieporadnie, że tylko na karb otumanienia środkami farmakologicznymi można zwalić to, że Duluth im choć przez chwilę wierzy (babcia z demencją pojawiająca się w środku nocy, zdjęcie syna usunięte z rodzinnej galerii, zwolnienie całej służby). Dodatkowo, znak czasów, bohater skupia się na fizyczności pań - podziwia ich zmysłowość, miękkość ust, atłasowość piersi, zwłaszcza kiedy się do niego chętnie przytulają i go całują. Oczywiście, w finale, jest to coś, co raczej zatai przed ukochaną Iris.

Inne tego autora, inne z tego cyklu.

#108

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 19, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panie, panowie - Skomentuj


Barbara Krzysztoń - Karolino, nie przeszkadzaj

Upalny początek czerwca. Ewa Karska, studentka II roku Wydziału Malarstwa ASP w Krakowie, zaliczyła rok doskonale, brakuje jej tylko wpisu od profesora Janoty, żeby oddać indeks i ruszyć z przyjaciółmi w góry. Udaje się więc do domu profesora, gdzie niestety jest świadkiem jego kłótni z Arturem, studentem i podopiecznym Janoty, a do tego strasznym palantem i bucem. Tuż przed wyjazdem orientuje się, że podczas szamotaniny z Arturem (palant i buc, wspominałam) upadła jej torba w pracowni profesora i prawdopodobnie zgubiła tam dowód osobisty. Na miejscu znajduje znowu Artura, który nie waha się wejść przez okno, tyle że oprócz dowodu Ewy para znajduje też zwłoki profesora. Sprawę prowadzą kapitan Derko i podporucznik Zieja, przy czym niebagatelną rolę odgrywa tutaj babcia Ziei, pani Karolina, z którą wnuk nieregulaminowo dzieli się detalami śledztwa. Obrotna starsza pani w przerwach od szydełkowych “dziergotek” (brr, obrzydliwe słowo) udaje członkinię komitetu rodzicielskiego u sąsiadów zamordowanego, agituje w imieniu Koła Kynologicznego, odpytując przy okazji pół dzielnicy o różne podejrzane aktywności, wreszcie przygarnia do siebie Ewę ewidentnie w celu połączenia ją w związek z wnukiem (happy end!). W trakcie śledztwa pojawia się kilka wątków - handel psychotropami ze szczególnym uwzględnieniem presji, jaka ciąży na studentach ASP, którym wmawia się, że będą geniuszami; przemyt dzieł sztuki; szantaż; zdrada; stary zapracowany mąż z dzieckiem z poprzedniego związku i młoda, rozbrykana żona; wypadek podczas kłótni z dramatycznymi konsekwencjami.

Się pali: sporty (Artur, podpor. Zieja), klubowe (babcia Karolina), carmeny (pani Monika).

Się wyraża wdzięczność:

Kierowniczka mówi, że jest jej bardzo niemiło, bo ta pani przyniosła wielkie pudło czekoladek i teraz ona czuje się zobowiązana dzwonić do tej paniusi.
— Istotnie, to dziwne.
— No, nie tak bardzo. Ludzie, kupując tapczan, wtykają ekspedientce czekoladki albo usiłują wsunąć sto złotych.

Się nosi: torbę myśliwską (miałam taką w liceum, dostałam od OMC teściowej, matki ówczesnego chłopaka).

Się je: ucztę z pomidorów, sałatki z ogórków, sera edamskiego i kefiru z ciasteczkami orzechowymi na deser, zraziki (domowe), lody (kapitan Derko zaprasza Ewę).

Się pije: dereniówkę (domowej roboty babci Karoliny), zimne mleko (z lodówki).

Się czyta: “Politykę” i opowiadania Kafki (podpor. Zieja).

Się wysyła anonimy: „Stary idioto” — ktoś pracowicie naklei wycięte z gazety litery. — „Ten dziwkarz i pijak Janota znudził się kurwami z ulicy. Zabawia się teraz twoim synem. Wstyd i zgorszenie. Myślisz, że twój Arturek zostanie artystą? Stary idioto! Będzie tylko alfonsem pedałów. Zabierz swojego synalka, póki czas”.

Szowinizm powszechny: Ewa dobrze gra w szachy “jak na dziewczynę”. Niewiele starszy od Ewy podporucznik paternalistycznie ocenia też jej ubiór (chodaki i przykrótka, “jak przerobiona z koszulki niemowlęcej” sukienka, komentując w myśli, “Jak ktoś ma takie chude nogi, powinien stale chodzić w dżinsach (...) Przez te chude nogi wygląda jak nadmiernie wyrośnięty podlotek — pomyślał z sympatią i zapalił papierosa”.

Inne z tej serii.

#107

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 18, 2021

Link permanentny - Tagi: kryminal, panie, prl, 2021, klub-srebrnego-klucza - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Kazimierz Kwaśniewski - Gdzie jest trzeci król?

Pan Gomez, pośrednik południowoamerykańskiego milionera, przybywa do Stuttgartu do masterminda zbrodni[1], pana Grubera, żeby zamówić kradzież trzeciego obrazu z tryptyku Ribery (tytułowy “trzeci król”. Kradzież, bo obrazu nie da się kupić za żadne pieniądze, ponieważ znajduje się za żelazną kurtyną, w polskim muzeum. Przedstawiciel pana Grubera dostaje idealnie podrobioną kopię, żeby ją podmienić bez wzbudzania podejrzeń. Na szczęście Interpol czuwa i sprawnie wyciąga wnioski, więc jest w stanie skomunikować się z polskimi władzami. Do Borów, gdzie w dawnej rezydencji magnackiej znajduje się muzeum państwowe, Komenda Główna w osobie kapitana Półtoraka, zwanego z nieznanych bliżej przyczyn “Telewizorem” (bez wpływu na akcję) deleguje dwójkę funkcjonariuszy undercover[2] - kapitana Wieczorka i porucznik Rogalską, udających małżeństwo - poetę i jego muzę. Wprawdzie kustosz w Borach ma wiedzieć o ich prawdziwej roli, ale już bez wiedzy zarządzającego muzeum mają zabezpieczyć oryginalny obraz, podmieniając go - tak - na idealnie zrobioną kopię. Na miejscu wszystko idzie świetnie, nikt nie przeczuwa niczego, przy kolacji opowiadane są historie o śmierci i zwiastujących ją dźwiękach dzwoneczków z obrazu Ribery, po czym - niedługo po podmianie przez milicję obrazu - ktoś zabija kustosza strzałem z kuszy, a tajemnicza osoba wynosi pakunek za bramę. Jako że do pałacu nikt nie wszedł, morderca i złodziej jest wśród obecnych. Zaimprowizowane przez kapitana Wieczorka śledztwo ujawnia kolejne kopie obrazu - w sumie z oryginałem zmienia miejsce pobytu pięć obrazów, a do przyjazdu milicji o poranku sprawa jest wyjaśniona.

Się je: bułeczki, dżem, masło (w samolocie).

Się pije: kawę i koniak (również w samolocie), czerwone wino (w gabinecie kapitana MO).

Się przesiada: z Brazylii do Stuttgartu w Paryżu, wystarczy 15 minut, bo tranzytem.

Się usprawiedliwia: kradzież obrazów jest moralnie neutralna, bo… “Czy prawie wszystkie wielkie kolekcje na kuli ziemskiej nie powstały częściowo z rozboju? Czy Anglicy mają jakiekolwiek prawo do swoich greckich zbiorów w British Museum? A Francuzi — czy kupili chociaz polowe tego, co zdobi ściany Luwru? Nie, moi drodzy panowie!”.

Się nosi: pyjamę!

Się pali: wawele.

[1] Ponownie, zbrodni, ale etycznej:

Nigdy nie przelewać krwi ludzkiej i nie splamić się zbrodnia, gdyż jak wiadomo kodeksy karne całego świata mają zupełnie inny stosunek do przestępstw popełnianych przez osoby bezbronne, nie dokonujące gwałtu, a działające wyłącznie przy pomocy intelektu. Poza tym uważamy zabójstwo za rzecz absolutnie niedopuszczalną. Nie wolno jest jednemu człowiekowi odbierać życia innemu człowiekowi. Jest to niezgodne z etyką chrześcijańską. Wyjątek stanowią oczywiście zdrajcy. Ale nie będziemy ich wspominali w naszym gronie. (…) I właśnie dlatego chciałbym zapytać: czemu, jeśli nikt, kto nie posiada obu tych obrazów równocześnie, nie mógłby stwierdzić fałszerstwa, nie pośle pan naszej kopii temu kolekcjonerowi z Ameryki Południowej, który — jak wszyscy prywatni kolekcjonerzy — nie ma zapewne wielkiego pojęcia o sztuce i nigdy nie miałby nawet cienia wątpliwości, że to, co otrzymał, jest autentycznym Trzecim Królem? Zamiast wykonać to zadanie, wystarczyłoby po prostu dać do zrozumienia, że zostało ono wykonane. Ryzyko zmniejszyłoby się wówczas oczywiście do zera, a zysk byłby ten sam, prawda?
— Jak to, doktorze?! — Pan Gruber potrząsnął głową z wyraźnym niezadowoleniem. — Odpowiedz na pytanie pana jest bardzo prosta: To byłoby nieuczciwe. (…) Zapamiętajcie sobie panowie jedno: nikt nie musi być tak uczciwy jak człowiek żyjący poza prawem. Ale dość już o tym. Powróćmy do naszego zadania.

[2] Dacie im dwie złote obrączki… na miarę.. Co?… A czy nie ma czegoś na przechowaniu… Co?… A cóż to za różnica? Niech będzie z topielicy… Co?… Nieznany samobójca przejechany przez pociąg?… A obrączka cala?… No, to i dobrze! Tak… za rewersem… Sami zwrócą…

Inne tego autora, inne z tej serii.

#104

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 13, 2021

Link permanentny - Tagi: 2021, kryminal, panowie, prl, klub-srebrnego-klucza - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 2