Jeden z komentujących pod notką o książce Hellera narzekał na brak spójnej fabuły. Serial daje na to rozwiązanie złe i dobre. Złe dla fanów, bo usuwa zabawę z czasem i perspektywą na korzyść rozwiązania dobrego, czyli linearnej opowieści o przypadkach Johna Yossariana, żołnierza z przypadku, którego na każdym kroku ktoś chce zabić. Każda akcja, podejmowana przez Yossariana, żeby wydostać się z wojska i żeby wreszcie wszyscy przestali do niego strzelać, skutkuje tragedią - zwiększeniem liczby misji, utratą samolotów (i załóg) czy śmiercią jego przyjaciół (w tym dość komiczną, acz tragiczną wizytą majora de Coverley w Bolonii). 6 odcinków pokazuje fabułę znacznie okrojoną w stosunku do książkowego pierwowzoru, ale wystarcza to do pokazania idiotyzmu wojska, brutalności wojny i bezsensu akcji militarnych, prowadzonych - jak w dobrze naoliwionej korporacji - żeby dać ludziom pracę, a nie z realnej potrzeby.
Bardzo dobra obsada - doskonały Clooney w roli Scheisskopfa, epizodycznie Hugh Laurie (de Coverley) i mnóstwo młodych, nieopatrzonych aktorów w rolach żołnierzy, co dodawało dodatkowego smaczku, przenosząc wiek głównych bohaterów raczej w okolice wczesnej 20. niż książkowej 30. (niewinność, naiwność). Niektóre wątki zniknęły z serialu (Joe Głodomór), niektóre zostały znacznie złagodzone (np. machinacje finansowe Milo są raczej slapstikowe, a zbombardowanie bazy ma wymiar tylko materialny), niektóre - jak śmierć kolejnych żołnierzy - są pokazane z nasyceniem fizjologicznością. To serial wizualnych kontrastów - amerykańskie uśmiechy zwierzchników, rozpryskująca się krew, sielska Pianosa z turkusowym morzem i wakacyjnym słońcem, groza ludzi stłoczonych w małych śmierdzących samolotach, z których mogą już nie wyjść. W zestawieniu z książką serial jest uboższy, ale nie uznałabym go za bezwartościowy, chociaż raczej nie do oglądania wielokrotnie (a książkę to bym i owszem, bo czytałam dość dawno).
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 30, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
[29.06.2019]
Ogromną sympatię do terenów tuż-przygranicznych miałam już po wizycie w Mużakowie/Kromlau dwa lata temu, wizyta w Dreźnie i okolicach w tym roku mi tylko tę skłonność ugruntowała. Forst to małe miasteczko tuż przy granicy[1], w zasadzie nazywa się Forst (Lausitz) po niemiecku, a po łużycku Baršć (Barszcz albo Barść). Samo miasteczko jest urocze - niewielkie, schludne, pełne zadbanej architektury (chociaż i kilka malowniczych ruinek na sprzedaż się znajdzie), ale głównym celem był Wschodnioniemiecki Ogród Różany, w którym w ostatni weekend czerwca odbywa się Różany Festyn. Ogród ma ponad 100 lat (założony został w 1913 roku) i jest przepięknym zadbanym ogrodem botanicznym, w którym oprócz róż jest mnóstwo letnich kwiatów i - automatycznie - powietrze drży od zapachu, motyli, pszczół i innych trzmieli. Oczywiście nie warto czekać na festyn, żeby Ogród obejrzeć (tym bardziej, jeśli nie jesteście zainteresowany dwukrotnie wyższą ceną za wstęp, zakupami egzotycznych odmian róż, występami zespołów[2] czy pokazami musztry lokalnego Bractwa Kurkowego), można jechać w dowolnym momencie rozkwitu róż.
Lokalna specjalność / Latolistek cytrynek
Biali / Klomb / Niebiescy[3]
Suche, ale ładne / Rzeczka przez ogród / Wtem granica nad Nysą
Na specjalne życzenie TŻ na obiad znalazłam niemiecką restaurację w leżącej opodal miejscowości Sacro (Zakrjow), a w zasadzie Neu Sacro. W zasadzie to znalazłam dwie obok siebie, bo w pierwszej stała tabliczka “jesteśmy na urlopie od 27.06 do 14.07”, za to droga do drugiej prowadziła koło pola z młodymi danielami. Przypadek? Nie sądzę. Najpierw były trzy, ale WTEM pojawiło się ich kilkadziesiąt i bardzo rozczarowane były, że mam do dyspozycji tylko pogłaskanie, a nie kosz warzyw i owoców. Przepraszam.
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Granicę przekraczaliśmy w Zasiekach (dawniej części Forst, zwanej przed wojną Berg), co oczywiście spowodowało mnóstwo żartów pt. mamy Zasieki na granicy z Niemcami. Tyle że nie, nie ma zasieków, za całą granicę jest mostek na Nysie Łużyckiej i trójkolorowe słupki przy rzece.
[2] Pełen wyboru - Antonia aus Tirol albo Fools Garden, autorami jednego hitu. Pierwsze nie dziwi, drugie jednak zaskakuje, bo nie wiedziałam, że to niemiecki zespół.
[3] Przymiotnik od Forst to Foster, strasznie mnie to bawi.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 29, 2019
Link permanentny -
Tagi:
niemcy, ogrod-botaniczny, forst, forstlausitz, neu-sacro -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+
- Skomentuj
Młody Han, podczas próby wyrwania się z dziewczyną Qi'Rą z planety Corelia, zyskuje ksywkę Solo, bo jemu się udaje, a dziewczynie nie. Zaciąga się do armii Imperium, ale nie jest zachwycony byciem mięsem armatnim (zamiast prestiżowym pilotem), usiłuje więc przyłączyć się do grupki przemytników. Zamiast tego trafia do więzienia, poznaje Chewbackę, przyjaźń na całe życie, chociaż ten drugi jest mocno niedomyty, po błyskotliwej - w stylu ToT - ucieczce, inni przemytnicy pozwalają im dołączyć do bandy. Jest brawurowa akcja napadu na pociąg (w stylu “Train Job” Firefly’a) we współpracy ze starszym, doświadczonym i należycie cynicznym wyrzutkiem społecznym Beckettem (świetna rola Harrelsona), w której uczestniczy także Qi’Ra, dziwnie związana z lokalnym mafiozo. A, i pojawia się fantastyczny, dandysowaty, nieco przerysowany Lando (Donald Glover). Jest trochę dramatu, trochę slapstikowych scen, moment wzruszający, zaskoczka co do jednego z bohaterów i misja inna niż wszystkie do tej pory (i też z kimś w rodzaju księżniczki).
To nie tak, że to zły film, bo spełniał wszystkie założenia serii i gatunku. Problemem dla mnie było to (poza tym, oczywiście, że #jestemstaraimamzazłe), że tak do połowy filmu nie byłam w stanie się zaangażować, mimo że bohaterowie nie papierowi, a tło społeczne było dość wnikliwie odrobione (bieda na zarządzanych przez Imperium i lokalnych możnych planetach, służących jako źródło taniego wojska). Na szczęście w drugiej połowie było już znacznie dynamiczniej, emocje się pojawiły, więc nie uznaję oglądania za stracony czas. Może nie ma takich wzruszeń jak 30 lat temu, ale umiarkowany fan się nie rozczaruje (aż tak).
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 27, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
[22.06.2019]
Znalazłam na instagramie zdjęcie prześlicznego domeczku, takiego z książki Bechlerowej czy innej Szelburg-Zarembiny. Dopytałam uczynnych ludzi, jak trafić, powiedzieli (co nie jest takie oczywiste, bo jest pewna grupa fotografów, którzy ignorują uprzejme pytania o lokalizację czy wręcz odpowiadają, że chcą mieć unikalne zdjęcia, więc nie będą ułatwiać innym dotarcia w "ich" miejsca), zanotowałam sobie na zaś. Po czym przy okazji "a może pojedziemy na wieżę na Szachty na zachód słońca", pogubiłam drogę wracając i wtem trafiłam, gdzie chciałam.
GALERIA ZDJĘĆ i poprzednio na Szachtach (2018).
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 22, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
korona-poznania, szachty
- Komentarzy: 3
Gdyby scenarzyści “Two Broke Girls” zeszli z wysokiego konia oglądalności, politycznej poprawności i śmiechów z puszki, mogłoby powstać właśnie “Broad City”. Albo i nie, bo urodą serialu jest nieprzewidywalność i świeżość, a to nie pochodzi z analizy trendów, a z życia. Abbi Jacobson i Ilana Glazer przez kilka lat publikowały krótkie historyjki o dwóch nowojorskich millenials(k)ach na Youtube, co zaowocowało 5 sezonami absolutnie zabawnego, choć często dość ryzykowego serialu; nawet mi trochę zajęło, żeby oswoić się do końca z niektórymi rozwiązaniami fabularnymi.
Dwie przyjaciółki - Abbi i Ilana (zbieżność imion i aktorek nieprzypadkowa) - mieszkają w Nowym Jorku, serial pokazuje wyrywkowo przypadkowe dni z ich życia, kiedy któraś z nich (zwykle Ilana) ma świetny plan, ale wszystko wychodzi jak zwykle. Abbi aspiruje do bycia ilustratorką, ale żeby mieć na mieszkanie i chleb (oraz alkohol i miękkie narkotyki), pracuje jako sprzątaczka w prestiżowej siłowni (gdzie wolałaby być trenerką i trenować Shanię Twain). Wynajmuje pokój ze współlokatorką Melody, której przez cały serial nie ma, zamiast tego na sępa pomieszkuje Bevers, chłopak Melody. Ilana jest, oględnie mówiąc, hedonistką i junkie, pracuje w agencjo mediowej, ale dzięki temu, że sterroryzowała szefa i współpracowników, nie ma zbytniego obłożenia pracą. Abbi jest osobą raczej spokojną i pracowitą, ale przy Ilanie - feministycznej królowej przyjemności[1] - budzi się w niej imprezowe zwierzę. Żadna z nich nie uczestniczy w wyścigu szczurów, obie są przekonane, że - owszem - fajnie mieć pieniądze, ale znacznie fajniej mieć możliwość spędzania czasu z przyjaciółką i zapalenia z nią jointa.
Nie jest to absolutnie serial gładki i elegancki, więc jeśli jesteście wrażliwi na punkcie fizjologii, ostrożnie sugeruję poszukać czegoś innego; jeśli z kolei pragniecie obejrzeć serial, w którym mowa jest o miesiączce, skrobaniu pięt, chorobach skórnych czy defekacji, to jest to TEN serial. Jest za to w nim fantastycznie sportretowany Nowy Jork - miasto freaków, żyjące, szalone (sceny z metra!), z wyraźnym podziałem między elitami a plebsem. Millenialsi nie mają etosu pracy, za to mają Skype’a i znajomego dealera, a jeśli potrzebują pieniędzy, mogą wyprowadzać psy, sprzątać w bieliźnie albo pracować w biurze poselskim Hilary Clinton (chociaż to ślepy zaułek, bo biuro to wolontariat). Niektóre odcinki bawiły mnie do łez, przy niektórych odczuwałam coś, co nazywa się second hand embarrassment, ale żaden z nich nie był nudny czy powtarzalny (black-out Abby, podczas którego stawała się Val, ratowanie kanapy ze śmieciarki, elektroniczny odwyk i jego konsekwencje, odbieranie paczki z przedmieść, designerskie dildo sąsiada Abby, związek Ilany z stabilnym dentystą Lincolnem).
[1] W jednym z odcinków wyjaśnia się tajemnica braku orgazmu z powodu prezydentury Trumpa.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 21, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 1
[2.06.2019]
Czarnków - punkt widokowy Krzyżowa Góra, tym razem tuż przed zachodem słońca.
GALERIA ZDJĘĆ oraz poprzedni raz.
[8.06.2019]
Świdwowiec. Podobnie jak dwa lata temu, cykl roku wyznaczają imprezy urodzinowe przyjaciół mojej córki, jeżdżę więc w te same miejsca w tym samym momencie roku. Cóż z tego, że zrobiłam prawie identyczny zestaw zdjęć co dwa lata temu, skoro w słoneczną, leniwą sobotę wszystko jest świeże i zachwycające.
GALERIA ZDJĘĆ oraz dwa lata wcześniej.
[9.06.2019]
Na pole lawendy w Pakszynie w tym roku wybrałam się za wcześnie, więc w ten weekend macie doskonałą opcję, żeby zobaczyć (i powąchać) lawendę w pełni rozkwitu.
W drodze z Pakszyna do Czerniejewa, przy stawie Kąpiel, na początku czerwca rosły maki. Teraz pewnie już nie, ale sam widok na staw jest uroczy.
Na deser Czerniejewo: obiad w restauracji pałacowej, spacer po parku i lody na ryneczku.
GALERIA ZDJĘĆ oraz wcześniejsze wizyty.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 20, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tagi:
czerniejewo, pakszyn, czarnkow, swidwowiec
- Skomentuj
[19.06.2019]
W upalne czerwcowe wieczory, kiedy można już było oddychać po całodniowej gorączce, szłam w Dębiec, wyrobić moje 10k kroków dziennie. Taki zwykły, codzienny Dębiec, nie insta-glam i z filtrami. Pachnące lipy, meble wystawione w oczekiwaniu na doroczny odbiór tzw. gabarytów, mieszczanie polerujący chodniki i trymujący żywopłoty przez procesją Bożego Ciała, koty w ogródkach. Gdzieniegdzie późna posiadówka w ogrodzie na plastikowych krzesłach, pogawędka sąsiadów przy płocie. Lokalny bezdomny z siwą brodą, kręcący się po dzielnicy w fazach nakładających się z moim spacerem; ja chodziłam po obrazy, nie wiem, czego szukał on, czasem mówił “dzień dobry”, czasem mruczał coś niezrozumiałego do siebie. Skomplikowana geometria ulic, zaułki, przejścia i ślepe uliczki. Pociągi przez stację Poznań Dębina, ostrzegawczy dzwonek rogatek, współfotografujący zachód słońca na wiadukcie opodal. I ogrody zza płotu.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 19, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
debiec
- Komentarzy: 3
Pewnego dnia na środku Okrągłego Morza, pomiędzy Ankh-Morpork i Klatchem, wynurza się wyspa Leshp, co oczywiście wzbudza chęć podboju w obu krajach. Nie pomaga też, że ktoś strzela w Ankh-Morpork do przedstawiciela rodu królewskiego z Klatchu, co powoduje silne dyplomatyczne reperkusje. Elita ogłasza stan wyjątkowy, zdejmuje Patrycjusza ze stanowiska oraz rozwiązuje Straż, żeby rozpocząć przygotowania do wojny. Patrycjusz się tym faktem nie przejmuje, uruchamia tzw. opcję niespodzianki i wyrusza do Klatchu okrętem podwodnym wraz z Leonardem z Quirmu oraz ekipą fizyczną w postaci sierżanta Colona i kaprala Nobbsa. Vimes odkrywa, że bycie świeżo mianowanym szlachcicem ma swoje zalety, powołuje własną armię, rekwiruje statek i w pogoni za okrętem 71-godzinnego Ahmeda (na pokładzie którego jest tajemniczy pakunek i Angua) również rusza w tym samym kierunku, co Vetinari. Obie ekspedycje mają na celu utrzymanie pokoju, podczas gdy flota ankh-morporskiej szlachty chce wojny, zdobyczy i dominacji.
Poza szczegółową analizą wojny jako siły niszczącej i sytuacji, w której nagle zawiesza się bycie człowiekiem (zwłaszcza w odniesieniu do drugiej strony konfliktu) z wieloma aluzjami do mocarstwowości i szlachty Wielkiej Brytanii, Pratchett opisuje trudności emigracji i po raz pierwszy rozdziela czas na dwie linie. Vimes, z niewłaściwą wersją De-terminarza z coraz większym przerażeniem słucha informacji o wydarzeniach ze scenariusza, w którym mógł zostać w Ankh-Morpork i jakie byłyby tego konsekwencje. Autor dla równowagi też pokazuje, czemu warto wybierać wróżbę za 10 dolarów zamiast tej tańszej, jaka jest kobieca strona Nobby’ego Nobbsa, w jaki sposób sprowadzić osła z minaretu oraz czy Patrycjusz potrafi żonglować (potrafi, i to jak).
Inne tego autora tutaj.
#42
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 18, 2019
Link permanentny -
Tagi:
2019, panowie, sf-f -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Z ekranizacjami mam taki problem, że albo są dość dowolne i zmieniające tempo książki/komiksu ("Preacher", "Amerykańscy bogowie"), ale dzięki temu dobudowują coś do świata znanego z literatury, albo są wierne. I jakkolwiek mój wewnętrzny fan cieszy się, że "Dobry omen" został nakręcony wiernie (a to, co mi nieco zgrzytało, to były dodatkowe sceny spoza fabuły[1]), tak jednak wierne ekranizacje są nieco nudne. Nie przeszkadza narratorka (Frances McDormand, anonsowana jako Głos Boga, co nadaje nieco smaczku całości zwłaszcza w kwestii rozumienia boskiego planu przez Azirafala i Crowleya), dostarczając nieco pratchettowskiej warstwy literackiej. Świetnie dobrani aktorzy, moim faworytem jest Tennant (Crowley). Efekty specjalne są bardzo przyzwoite, choć nieco teatralne, co absolutnie nie psuje oglądania. Można bez czytania książki (a o książce tutaj).
[1] Widziałam, że inni chwalili wprowadzenie historii przyjaźni Azirafala i Crowleya, ciągnącej się przez wieki, ale dla mnie był to zapychacz połowy odcinka. Ze zbyt mocną sceną ukrzyżowania Jezusa.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 15, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Dwóch starszych mężczyzn - skromny kapłan i kustosz Muzeum Chleba Krasnoludów - zostają znalezieni martwi. Nowy nabytek Straży - krasnolud płci żeńskiej, Cudo Tyłeczek, zajmująca się badaniem śladów - odkrywa, że ostatnim obrazem, zapisanym w źrenicach zmarłego, są płonące oczy golema. Niedługo potem do Straży zgłasza się golem Dorfl, przyznający się do zabójstw. Przez Ankh-Morpork przetacza się fala nienawiści w stosunku do glinianych… nie wiadomo czego - stworzeń, przedmiotów, część z nich zostaje zniszczona, część popełnia samobójstwo. Jednocześnie ktoś truje Patrycjusza Vetinariego, Vimes podejmuje więc szeroko zakrojoną akcję, żeby wykryć, kto za tym stoi i jak to robi. Ponieważ Patrycjusz jest chwilowo osłabiony, ankh-morporkska elite planuje kolejną edycję akcji “A może jednak przywróćmy monarchię”; Marchewa w poprzednich tomach okazał się być zbyt prostolinijny i uczciwy do wywierania wpływu na, więc tym razem pada na Nobby’ego Nobbsa, doskonały materiał na diuka Ankh, nieprawdaż.
Oprócz śledztwa pojawiają się wątki równouprawnienia i feminizmu wśród krasnoludów, którzy zakładają, że kobiety mają takie same możliwości jak mężczyźni, pod warunkiem, że nie można ich od mężczyzn odróżnić. Kiedy Cheri (która zmieniła imię, bo jednak Cudo w zestawieniu z nazwiskiem Tyłeczek nie jest bardzo prestiżowe) używa szminki, lakieru do paznokci, pokazuje kolana i, gasp, instaluje w metalowych butach obcasy, nawet Marchewa jest nieco zdegustowany. Pysznym tematem jest emancypacja golemów, które - otrzymawszy wolną wolę - stają się Trudnymi Partnerami W Każdej Dyskusji. Jako cameo pojawia się Ciut Szalony Artur, przedstawiciel Ciut Ludzi w Ankh-Morpork (i niechętny członek Straży pod koniec tomu).
Inne tego autora tutaj.
#41
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 14, 2019
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2019, panowie, sf-f
- Skomentuj