Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Han Solo

Młody Han, podczas próby wyrwania się z dziewczyną Qi'Rą z planety Corelia, zyskuje ksywkę Solo, bo jemu się udaje, a dziewczynie nie. Zaciąga się do armii Imperium, ale nie jest zachwycony byciem mięsem armatnim (zamiast prestiżowym pilotem), usiłuje więc przyłączyć się do grupki przemytników. Zamiast tego trafia do więzienia, poznaje Chewbackę, przyjaźń na całe życie, chociaż ten drugi jest mocno niedomyty, po błyskotliwej - w stylu ToT - ucieczce, inni przemytnicy pozwalają im dołączyć do bandy. Jest brawurowa akcja napadu na pociąg (w stylu “Train Job” Firefly’a) we współpracy ze starszym, doświadczonym i należycie cynicznym wyrzutkiem społecznym Beckettem (świetna rola Harrelsona), w której uczestniczy także Qi’Ra, dziwnie związana z lokalnym mafiozo. A, i pojawia się fantastyczny, dandysowaty, nieco przerysowany Lando (Donald Glover). Jest trochę dramatu, trochę slapstikowych scen, moment wzruszający, zaskoczka co do jednego z bohaterów i misja inna niż wszystkie do tej pory (i też z kimś w rodzaju księżniczki).

To nie tak, że to zły film, bo spełniał wszystkie założenia serii i gatunku. Problemem dla mnie było to (poza tym, oczywiście, że #jestemstaraimamzazłe), że tak do połowy filmu nie byłam w stanie się zaangażować, mimo że bohaterowie nie papierowi, a tło społeczne było dość wnikliwie odrobione (bieda na zarządzanych przez Imperium i lokalnych możnych planetach, służących jako źródło taniego wojska). Na szczęście w drugiej połowie było już znacznie dynamiczniej, emocje się pojawiły, więc nie uznaję oglądania za stracony czas. Może nie ma takich wzruszeń jak 30 lat temu, ale umiarkowany fan się nie rozczaruje (aż tak).

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 27, 2019

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj

« Broad City - Catch 22 »

Skomentuj