Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Michał Witkowski - Zbrodniarz i dziewczyna

Chciałam napisać, że to rasowy kryminał, w którym - dziwnym zbiegiem okoliczności - Michaśka zostaje pełnoprawnym uczestnikiem w śledztwie. Ale trudno to tak traktować, bo wątek kryminalny jest dość drugorzędny - to książka o Michaśce - celebrycie, który - mimo że jedzie na antydepresantach, mimo że wyłączył libido i już go te wszystkie cielesne sprawy nie kręcą, to w głębi duszy jednak czeka na wielką miłość (i lans). Wprawdzie autor zrobił porządny risercz pracy policji i przebiegu sekcji zwłok, ale i tak wszystko przykrywa monolog wewnętrzny alter-ego autora.

Wrocław, listopad. W ulubionej knajpie, przy niedietetycznej kaczce przygląda mu się atrakcyjny "Student", po 30-tce, niby zainteresowany, ale niechętny do szybkiej akcji. Zaczynają się wspomagane przez znudzone kelnerki zaloty w rytm piosenki Amy Winehouse, które prowadzą do współpracy z policją w sprawie tajemniczych, stylizowanych na 20-lecie międzywojenne zbrodni. Policja podejrzewa ze względu na sztafaż i lokalizację (dawne miejsca spotkań homoseksualistów), że sprawa może mieć związek z przeszłością pisarza/celebryty, więc wysyła go "na wabia" do jego ulubionych Międzyzdrojów (ze Studencikiem, a jakże). Ogolony na łyso Michaśka podróżuje brudnym TLK, na miejscu spotyka bohaterów poprzedniej "sprawy", tu i ówdzie zasięga języka i - ku swojej radości - może znowu zatroszczyć się o swojego "luja".

Ale. Końcówka rozpaczliwie prosi o napisanie ponownie - jest zrealizowana tylko oczko lepiej niż "a potem się obudził". Przy wielu wątkach, brutalnym i łatwym pozbywaniu się przez przestępcę kolejnych ofiar, przy mocnej akcji z osobą związaną ze śledztwem, nie kupuję zakończenia zostawiającego czytelnika w środku akcji. Dodatkowo, choć to już mniej irytujące, autor nie mógł się zdecydować, czy kontestuje stanie przy ściance i drwi z blogerek modowych, czy jednak nadaje im pewną nobilitację, wspominając w książce. Ale dla scen romansowych ze Studentem oraz Międzyzdrojów - warto.

Inne tego autora tu.

#77

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday July 30, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panowie - Skomentuj


O papierówkach, ale nie do końca takich jabłkach

Cashew pokazała fajne, onlajnowe narzędzie do obróbki zdjęć (Pixlr), więc sobie zrobiłam kolaż zdjęć z dzisiejszego poranka (now you can hate me): 9:00 - kawa w Brismanie po odwiezieniu młodzieży do placówki, 10:00 - usuwanie pestek z mirabelek, 11:00 - koktajl truskawkowo-malinowy, 12:00 - hipsta fryzjer, 14:00 - hipsta lancz w Papierówce, 15:00 - nowa książka do hiszpańskiego. I zeszyt z szafirkami.

TŻ zabrał mnie dziś na lancz do nowej, ciekawej miejscówki - tuż przy Zielonych Ogródkach pojawiła się restauracja "Papierówka", właśnie takiego typu, jaki lubię najbardziej: krótkie menu, z sezonowych produktów, zmienia się codziennie (informacja na facebooku!). Jasne, bardzo konsekwentne wnętrze, otwarta kuchnia z ladą, przy której się zamawia, przed lokalem parasole i leżaki. Mimo że w samym centrum, ze względu na lokalizację jest spokojnie i miło (plus jest plac zabaw do wypasania nieletnich).

Adres: Zielona 8, w wieżowcu za Ogródkami. Wejście po schodach, jest kącik dziecięcy i krzesełka.

Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday July 29, 2014

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 1


Terry Pratchett, Stephen Baxter - Długa wojna

Najpierw drugi tom cyklu o Długiej Ziemi rozkręcał się powoli, po czym - bez wyraźnego punktu szczytowego się kończy. Po ponad dwudziestu latach od odkrycia możliwości przekraczania, na zaludnione Ziemie rusza ekspedycja rządu Stanów Zjednoczonych w celu dokonania spisu ludności, odkrywając, że nie wszędzie są mile widziani, zwłaszcza że rząd Podstawowej chce rządzić twardą ręką. Joshua Valiente i Sally Lindsay, bohaterowie pierwszej części, udają się w misję mającą na celu odkrycie, czemu trolle - łagodne i inteligentne stworzenia - znikają z kolejnych Ziem. Chińczycy wypuszczają ekspedycję naukową, która ma dotrzeć dalej niż jakakolwiek inna. Wszystkie wyprawy się ze sobą splatają, pojawia się kolejna inteligentna rasa i w zasadzie to koniec. Sporo rozpoczętych wątków, sugerujących ciąg dalszy (już zapowiedziany "Długi Mars"), niestety ten tom to taki snuj z wieloma wydarzeniami, nie tworzącymi spójnej całości. Kilka drobnych żartów (typu osoba o nazwisku Higgs ma ksywę Bozon) nie ratuje.

Inne tych autorów tu.

#76

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday July 27, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, panowie, sf-f - Skomentuj


Wielkopolska w weekend - Koszuty, Zaniemyśl, Śrem

Dworek w Koszutach dorzuciłam do trasy ot, tak, bo był w okolicy. I bardzo się cieszę, że to zrobiłam, bo wizyta w Muzeum Ziemi Średzkiej zachwyciła nawet Majuta (i, jak się okazało, głównym powodem do radości nie był zabytkowym fortepian marki Bechstein z 1905, tylko prosta drewniana zabawka z kominiarzem schodzącym po drabinie). Muzeum jest kameralne, w środku dobrze zachowane wyposażenie dworku z początku wieku (również do poziomu nocnika pod łóżkiem, chociaż nie jest to - jak u Bator - nocnik Napoleona). Dookoła uroczy park, w parku gazebo i służbówka z kuchnią, gdzie służba gotowała państwu posiłki, a potem rączo pomykała z tacami do dworu, żeby nie wystygło. Dodatkowy plus - przemiła pani oprowadza po placówce, a na werandzie spotkaliśmy starszego pana z piękną seterką, Nelą, nieco pomoczoną jeszcze po kąpieli w stawie. Obiecaliśmy, że wrócimy za rok, żeby zobaczyć, jak 8-miesięczna aktualne Nela podrośnie.

W leżącej opodal Słupi Wielkiej też jest dworek, ale wykorzystany nieturystycznie - można obejrzeć z zewnątrz Stację Doświadczalną Oceny Odmian (roślin uprawnych) i przejść się po parku.

Natomiast absolutną porażką okazała się zachwalana we wszelkich przewodnikach impreza plenerowa pt. Zaniemyskie Bitwy Morskie. Nie spodziewałam się morza, oczywiście, bo moja wiara w słowo pisane jednak nie jest aż taka wielka. Na miejscu okazało się, że wstęp 10 zł od łebka pozwala na wysłuchanie koncertu nieco spierzchniętych gwiazd estrady oraz przeraźliwie nagłośnionego wodzireja, organizującego konkursy dla dzieci. Jedynym elementem "pirackim" był plastikowy statek przy scenie. Nie było okrętów, łódek, bitwy, niczego, nawet dostęp do jeziora i plaży był zablokowany, bo "zakaz kąpieli". Następnym razem, kiedy pojadę do Zaniemyśla, upewnię się, że chociaż można znowu popłynąć na Wyspę Edwarda (miała być dostępna jakoś w 2011, 2012, 2013, a teraz już nawet dat nie obiecują).

Planowaliśmy też wizytę w pobliskim dworku w Mechlinie, gdzie mieści się stadnina, ale niestety nie dodzwoniłam się, żeby się upewnić, że ktoś nam otworzy. Więc zamiast tego pojechaliśmy do Śremu na obiad. Też było miło.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday July 26, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ - Tagi: śrem, koszuty, słupia, polska - Skomentuj


Dmitrij Głuchowski - Metro 2033

Coś w tym jest, że nikt tak nie potrafi pisać o sensie życia, ustroju, władzy i jednostce jak Rosjanie. Jednocześnie z patosem, bohatersko, z egzaltacją i serio, a chwilę potem z przymrużeniem oka ("a co mówią dzieła marksizmu o mutantach?").

Postapokaliptyczne moskiewskie metro w 2033 roku to prawdopodobnie ostatnie miejsce na Ziemi, gdzie żyją ludzie. Reszta świata została zmieciona przez konflikt nuklearny 20 lat wcześniej, gdzie to Chiny wystrzeliły pocisk atomowy w Tajwan, a reszta już poszła łańcuchowo. Zamieszkałe stacje metra podzielone są między sojusze i mini-państwa: handlową Hanzę, faszystowską Czwartą Rzeszę, ortodoksyjnych Czerwonych i grupy niezależne. Każdy broni swojego kawałka metra, pilnuje wylotów tuneli i opowiada legendy. O Szmaragdowym Grodzie, gdzie podobno ocaleni z wybuchu naukowcy prowadzą w tunelach i schronach pod Uniwersytetem Moskiewskim badania, o Niewidzialnych Obserwatorach, którzy opiekują się mieszkańcami metra, o Metrze-2, zbudowanym w tajemnicy przez wojsko czy wreszcie o oddziałujących na psychikę gwiazdach na wieżach Kremla. Na powierzchnię wychodzą tylko stalkerzy, szabrujący to, co pozostało po upadłej cywilizacji, a i to ostrożnie, bo biegają tam zmutowane zdziczałe psy i latają popromienne wersje drapieżnych pteranodonów; na klatkach schodowych opustoszałych domów widać ślady śluzu "czegoś", co przepełzało.

Młody Artem (anagram "metra"?), wychowany prawie całkiem w metrze, ale urodzony jeszcze nad ziemią, udaje się zupełnie przypadkiem na wyprawę swojego życia. Idzie ze stacji WOGN, gdzie pomagał w patrolach i suszył herbatę w fabryce, na Ryżską z misją humanitarną, ale tak naprawdę chce się dostać do Polis - siedziby inteligencji - żeby dostarczyć wiadomość o mutantach ze stacji Ogród Botaniczny. Przypadek? przeznaczenie? ktoś, kto nim się opiekuje? prowadzi go jak mitycznego Odyseusza przez metro, które kiedyś - jak głosi legenda - dało się przejechać w godzinę z jednego końca na drugie, a teraz idzie się niebezpiecznymi tunelami przez całe dni. Po drodze spotyka różnych ludzi - nawiedzonych, oświeconych, pogodzonych z losem i ciągle jeszcze mających nadzieję, że da się wyjść z Metra na powierzchnię i odrodzić ludzkość - ostatniego potomka Czyngis-Chana, Bojówkę imienia Che Gevary ("jakiego Gewary? - zapytał Artem"), strażnika Antona i jego syna Olega z pozytywką czy młodego bramina, dbającego o książki i wiedzę.

To świetna, wciągająca historia, koniec nieuchronnie nasuwa porównanie do "Tel Raqren", ale nie jest wada (mimo pewnego braku odkrywczości). Dookoła książki zostało zbudowane już wielojęzyczne uniwersum (książki innych autorów, gra), co mnie nie dziwi, bo konstrukcja świata jest spójna i ma potencjał na wiele fabuł. Warto czytać z mapą, czy to współczesnego metra, czy przygotowaną specjalnie. W wersji audio czytana przez Krzysztofa Gosztyłę brzmi jak słuchowisko.

Jak nie lubię oceniać książek, tak tu 5/5.

Inne tego autora:

#75 / #3

Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday July 24, 2014

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2014, panowie, sf-f - Komentarzy: 10


Robert Makłowicz - Cafe Muzeum

Niewielka objętościowo dygresyjna relacja z wyjazdów Makłowicza do tej części Europy, która kiedyś należała do Austro-Węgier - Dalmacji, Transylwanii, Węgier i krajów byłej Jugosławii. Niewielka, ale pyszna, zarówno kulinarnie, jak i językowo. Kilka historii nostalgicznie hrabalowskich w duchu (o tym, że świniobicie jednak lepiej wypada w literaturze niż w rzeczywiści), o radości z zacierania się granic między kulturami i pokojowym współistnieniu, o nadużywaniu alkoholu i skutkach sypiania w podłym hotelu. Lubię zwłaszcza ten cytat:


Gdy już sam mogłem decydować o miejscu własnego pobytu, a los sprawił, że granice stały się przekraczalne, podejmowałem nieraz wyprawy bez konkretnie określonego celu, byle tylko usłyszeć inny język, zjeść inny rodzaj zupy, spróbować innego alkoholu, zobaczyć inny krajobraz. By zobaczyć własne odbicie w innym lustrze.

W zasadzie nie ma przepisów (poza "weź dobre i świeże").

Inne tego autora tu.

#74

Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday July 22, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, panowie, podroze - Komentarzy: 3


O monarchii

Szeroko pojęty los (i wybory własne) rzucają mnie w różne miejsca. TŻ pracuje teraz w okolicy Garbar i tam też chodzę na hiszpański, gdzie mozolnie wspinam się na trzecie piętro i od progu melduję, że buenos dias, hoy hace mucho calor. Uprawiam więc przy okazji turystykę kulinarną, mimo że okolica nastraja raczej funeralnie ze względu na sporą liczbę zakładów o mitologicznie brzmiących nazwach.

Łapu Papu to malutki bar hamburgerowy, wpisujący się w nurt dobrej jakości street foodu. Można wziąć bułkę w rękę, można zjeść na miejscu w lokalu przy kilku dostępnych stolikach. Z kolei Caryca i Król S mimo dość nietypowej nazwy to domowa restauracja z szerokim menu polskich potraw, również sezonowych - czernina, żurek, placki ziemniaczane, pierogi, świeża ryba, sznycle czy wątróbka. Lokal jest spory, dodatkowo ma przytulne podwórko z werandowym przedsionkiem, gdzie można wypasać młodzież (są zabawki). Podobno na posesji jest rudy kot, ale nie spotkałam. Co mnie ujęło, to obsługa - poczułam się jak na obiedzie u rzadziej widywanej ciotki, która jednak cieszy się z wizyty. Miło. Tylko w toalecie trzeba uważać, bo muszla jest na podeście i jak się człowiek zagapi na detal (jak ja), to się nagle spada przy wychodzeniu z łazienki. A, jest też zdradliwy moment przy płaceniu - trzeba mieć gotówkę oraz silną wolę, bo płaci się przy ladzie cukierni. Ciężko jest wyjść bez ciasteczka na deser.

Adresy:

  • Łapu Papu - Garbary 47 [2021 - link nieaktualny].
  • Caryca i Król S - Garbary 65.


Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday July 20, 2014

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


Long gone day

Za każdym razem, kiedy patrzę po południu w moje kuchenne (brudne, ale może się zbiorę i umyję któregoś dnia) okno, nie wiem czemu przypomina mi się senno-leniwa, ale rytmiczna piosenka Mad Season "Long Gone Day". Lipcowa.

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday July 18, 2014

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 4


Jo Nesbo - Syn

Wydawałoby się, że Harry Hole oczyścił policję w Oslo z elementów skorumpowanych i moralnie wadliwych, ale nie. Sonny Lofthus, syn policjanta, który popełnił samobójstwo, oznajmiając, że donosił przestępcom, co się dzieje w policji, odsiaduje karę w więzieniu. Zasadniczo jest mu wszystko jedno, potwierdza kolejne, nawet najbardziej absurdalne oskarżenia, ponieważ dzięki temu ma dostęp do heroiny i może spokojnie wegetować za kratami. Do momentu, kiedy jeden z więźniów nie wyjawi mu, że jego ojciec wcale nie był "kretem", został zamordowany, a przyznanie się w liście miało tylko uratować jego rodzinę. Sonny wtem rzuca heroinę, niesamowitym zbiegiem okoliczności ucieka z więzienia i zaczyna oczyszczać miasto z elementu - morderców, którzy uniknęli kary i nietykalnych baronów narkotykowych. Policja z jednej strony się cieszy, bo w końcu ktoś robi za nich pracę, z drugiej - ponieważ siedzi w kieszeni przestępców - usiłuje młodzieńca o niewinnych błękitnych oczach aresztować. Zajmuje się tym dawny kolega jego ojca, Simon i Kari, ambitna prawniczka.

Jakkolwiek świetnie się czyta, tak to kolejny tom z cyklu "Zabili go i uciekł", w którym supermen jest nie do pokonania nawet przez doskonale uzbrojone gangi (brakuje tylko ataku rakietowego), a jednocześnie pozostaje słodkim, uczciwym chłopcem, opiekującym się dziećmi i zdolnym do miłości.

Inne tego autora tu.

#72

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday July 18, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panowie - Skomentuj


P. D. James - Całun dla pielęgniarki

W szkole dla pielęgniarek, podczas pokazu techniki karmienia sondą żołądkową, zostaje otruta jedna z uczennic. Nie wiadomo, czy miała być ofiarą, czy została zabita przez pomyłkę - zastępowała chorą koleżankę. I jak jeszcze można by się upierać, że był to żart albo nieszczęśliwy wypadek, tak niedługo potem zostaje otruta kolejna dziewczyna. W pięknym zabytkowym gmachu za kulisami szkolnych zajęć dzieje się sporo - ktoś sypia z lekarzem, ktoś inny wymyka się ze szpitala nocą, jest wczesna ciąża i tajemnica z przeszłości. W to musi wejść refleksyjny Dalgliesh i ustalić, kto zabił i dlaczego.

Tym razem Dalgliesh zakochuje się w pięknej przełożonej pielęgniarek, o interesującej twarzy. Platonicznie, jak to on. Za to jego podwładny, sierżant Masterson, bynajmniej nie platonicznie zabiera na stopa jedną z podejrzanych pielęgniarek, która - mimo że jest w skrywanym związku z inną kobietą - na tylnym siedzeniu miło spędza z sierżantem czas. W szpitalnej stołówce na obiad ryba z frytkami albo gotowana.

Inne tej autorki tu.

#71

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday July 18, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panie - Skomentuj