[30.05.2022]
Zaczęło się od bramek. Bo nawet jeśli się wchodzi na lotnisko jako gość (z identyfikatorem i po podaniu peseli i innych takich), to trzeba przez kontrolę. Dwóm osobom kazano zdjąć obuwie, dziwnym trafem były to w obu przypadkach różowe niubalansy; jedna osoba została fachowo obmacana, dziwnym trafem byłam to ja. Nie narzekam, w moim wieku rzadko się trafia okazja, że ktoś z własnej woli chce dotykać, nawet w rękawiczkach. Po płycie lotniska się chodzi po wyznaczonych trasach, nie żółtych, a niebieskich. W sortowni bagażu do zrzutni nr 13 trafia bagaż z różnych przyczyn zagubiony. Samochód straży pożarnej ma kłujkę, którą się może wbić do palącego się samolotu i wpuścić do środka wodę; jeszcze się taka konieczność nie pojawiła. Można było wsiąść do szoferki albo założyć ciężką, ogniooporną kurtkę strażacką, a ekipa barwnie i z detalami opowiadała o czasie reakcji, ilości wody zużywanej podczas gaszenia i wadze w tonach. Pomachała nam, grupie fotografującej, pilotka samolotu. Niebo robiło robotę, ale startujące samoloty ruszają się strasznie szybko, więc ciężko się wstrzelić z sensownym zdjęciem. Łatwiej, kiedy są holowane przez holownik. Całe wyjście było jak prezent na Dzień Dziecka, lubię lotniska i samoloty.
Udało mi się też zamieść długą sukienką kałużę po pokazie gaszenia #nieustającepasmosukcesów.












GALERIA ZDJĘĆ, zdjęcia pozostałych uczestników na #instameet_poznańairport.
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday June 12, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
photowalk
- Skomentuj
Emerytowani bohaterowie pod wodzą Cohena Babrarzyńcy, do niedawna zasiadającego na tronie Imperium Agatejskiego (por. Ciekawe czasy), zaopatrzeni w tajemniczą beczułkę i porwanego minstrela, kierują się w stronę Cori Celesti, żeby - jak się w trakcie okazuje - zwrócić bogom ukradziony u zarania legend ogień. Co, jak z kolei odkrywa Patrycjusz Vetinari, według jednej z legend może spowodować zapaść magii na jakiś czas, wystarczająco długi, żeby Świat Dysku się rozpadł. Zbiera więc ekipę, składającą się z Leonarda z Quirmu, kapitana Marchewy i słynnego z niemagiczoności maga Rincewinda (tu proszę zaznaczyć, że ten ostatni nie zgłosił się na ochotnika), żeby w zbudowanym przez Leonarda statku powietrznym przeszkodzić bohaterom w ich dosłownie ostatniej wyprawie. Dużą rolę odgrywa Bibliotekarz oraz Myślak Stibbons; pierwszy ma cztery chwytne kończyny, drugi coraz bardziej umie w dyplomację i ma mocny zmysł techniczny. Dużo żartów z korporacji i stylów zarządzania, trochę kreatywnego przekształcania ziemskiej historii wynalazczości i science-fiction, wszystko jest obficie podlane pratchettowskim ciepłym humorem.
”Ostatni bohater” to w zasadzie nowelka, ale całkiem obszerna, a dodatkowo w dużym formacie oraz zawierająca mnóstwo grafik i diagramów, więc dodatkowo uczta dla oczu, tyle że powoli się czyta, bo przewracanie dużych kartek jest taaakie wyczerpujące.
Inne tego autora.
#71
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday June 11, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, panowie, sf-f
- Skomentuj
[1.05.2022]
Z miśnieńską Starówką jest tak, że można zacząć od dołu i wspiąć się na zamkowo-katedralne wzgórze, a potem wrócić albo odwrotnie - zaatakować od góry i zejść, albo nawet zjechać windą (jest koło Zamku Albrechtsburg). Myśmy wybrali opcję drugą, kierując się nawigacją, która - i owszem - dotrzymała słowa, że da się podjechać prawie pod samą katedrę, ale jednakowoż niekoniecznie się da tam zaparkować. Po dłuższym krążeniu i zawracaniu wreszcie się udało, weszła kawa, ciasto i lody z widokiem na miasto, co tę narzekającą na “daleko jeszcze i czy już możemy wracać” część wycieczki podziało pacyfikująco. Wprawdzie planowałam i Zamek Rezydencyjny, i Katedrę świętych Jana i Donata, bo można wspólny bilet, ale w trosce o zdrowie psychiczne ograniczyłam zwiedzanie tylko do katedry. A warto, bo ascetyczna i skromnie zdobiona katedra ma takie światło, że nie miałam słów. Jeśli nie chcecie zwiedzać katedry, to można zajrzeć do wewnętrznego ogrodu, z którego przechodzi się do kas, nawet to miejsce jest przepiękne. Na Zamek jeszcze wrócę.
Stare Miasto jest urokliwe - place, kamienice, czasem zupełnie niespodziewane zakątki, restauracje, kawiarnie i inne pułapki na turystów, kościół z kurantami wygrywanymi na porcelanowych dzwonkach; można pobłądzić, znaleźć się i pobłądzić znowu.
Przypadkiem znaleziony niewielki, ale klimatyczny cmentarz. Rododendrony, krematorium i estetycznie przyjemne nagrobki.
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday June 5, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
misnia, niemcy
- Skomentuj
USA, 1943. 20-letnia Anna Kerrigan pracuje w dokach, ogłupiająca, powtarzalna robota przy mierzeniu jakichś elementów do okrętów wojennych; marzy o tym, żeby zostać nurkiem, ale w tej epoce - nawet w czasie wojny - nie jest to proste. Jej praca musi zapewnić byt matce i mocno niepełnosprawnej siostrze, ojciec - drobny cwaniaczek na usługach półświatka - zniknął 5 lat wcześniej. Niespodziewanie Anna spotyka Dextera Stylesa, gangstera, do którego ukochany ojciec zabrał ją kiedyś jako zasłonę dymną. Zbliża się do niego (i tu niestety poza silnym wątkiem emancypacyjnym jest też dość zbędny wątek erotyczny), żeby wyjaśnić kwestię zniknięcia ojca, bo nie wierzy, że mógł ją z własnej woli opuścić.
I jak jest to książka z potencjałem, tak jest krojona na wzór Wielkiego Amerykańskiego Eposu. Mnóstwo stron, wiele wątków, rozliczenie z historią - jest tu wszystko. Przymusowa pseudo-emancypacja kobiet w czasie wojennego niedoboru rąk do pracy, która pokazała dwa zjawiska - że chętne kobiety są dobre lub czasem lepsze od mężczyzn, ale mężczyźni i tak wolą korzystać z kobiet przedmiotowo, więc sytuacja jest równościowa tylko na papierze, a jakikolwiek sukces może odnieść tylko osoba bardzo zdeterminowana. Opieka nad silnie niepełnosprawnym dzieckiem i obciążenie, jakie niesie to dla rodziny bez wsparcia; to okazało się przygniatające dla ojca Anny, Eddiego, który uciekał od ukochanej żony i córki, żeby nie widzieć postrzeganej jako wadliwą córki młodszej. Świat gangsterów, w których ludzie uwikłani w ciemne interesy, czasem bez innej opcji, mimo wżenienia się w elity, nie są w stanie wyjść ponad pewną sferę. Wreszcie pojawia się wątek stricte wojenny, opowiadający o pechowym rejsie statku handlowego, zatopionego przez U-booty i o heroicznej walce jednej z postaci, która tchórzliwość w życiu prywatnym usiłuje zmazać bohaterstwem na morzu. I każdy z tych wątków sam w sobie jest ciekawy, widać ogrom pracy, jaki autorka włożyła w zbudowanie realiów, ale połączone razem to za dużo.
Za to bardzo ładna okładka, na zdjęciu nie widać specjalnie, ale niebieski jest metaliczny.
Inne tej autorki:
#70
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday June 4, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Fotografia+ -
Tagi:
2022, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Nie wspominałam tutaj, że chwilę temu skończyłam remont łazienki; będą zdjęcia i horror story o 5 tygodniach bez prysznica, ale czekam jeszcze na zamówioną szybę na wymiar, żeby już było całkiem pięknie, wtedy pokażę (teraz jest zasłona, całkiem zgrabna, ale zaciemnia). Jednocześnie z remontem łazienki wspólnota remontowała też podciekający balkon nad wykuszem (ryzalitem, nie ważne) w mojej sypialni, co dokładało do poczucia mieszkania na placu budowy. Ale czemu o tym wspominam. Otóż wczoraj wreszcie wjechała kolejna ekipa, co to będzie wykopywać fosę dookoła budynku, żeby zaizolować fundamenty i pozbyć się, oględnie mówiąc, bagiennego waloru z piwnicy. Ogród idzie na rozkurz, coś tam udało mi się uratować, ale eloy wczoraj, zbierając hamak i huśtawkę, stwierdził, że jest jak w "Tales from the Loop". No jest.
Oraz dziś był taki dzień, że słońce, deszcz, światło i na jodze zrobiłam pozycję drzewa. Wprawdzie na jedną stronę, ALE I TAK.
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday May 31, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
P jak Posesja, Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
[1.05.2022]
Do Miśni (por. Meissen, Meißen) pojechałam popatrzeć na porcelanę. Po wizycie w muzeum przy XVIII-wiecznej manufakturze, gdzie za czasów Augusta II Mocnego rozpoczęto wytwarzanie rzeczy z tego surowca na masową skalę, mam dwa wnioski. Pierwszy, że jest to obłędnie piękne i absolutnie szanuję ludzki kunszt i wyobraźnię, dzięki czemu z kaolinowej glinki można wyczarować absolutnie wszystko. Drugi, że może warto włożyć w wyroby z porcelany wszystkie oszczędności, chociaż patrząc na ceny w muzealnym sklepiku - typu 35 000 euro (nie, nie pomyliłam liczby zer) za figurkę - nie na wiele by mnie było stać. Zwiedzanie muzeum, poza ślinieniem się do eksponatów, można urozmaicić audioprzewodnikiem po polsku, 20-minutowym filmem o procesie produkcji oraz przejściem przez tzw. żywe muzeum, gdzie można podejrzeć proces wytwarzania i techniki zdobienia. Ze względu na ograniczenia cierpliwości niektórych uczestników wycieczki tylko się śliniłam, zwłaszcza do kafli i wzorników kolorów. Anegdotka - podobno tzw. wzór cebulowy powstał, gdy kobiety, zatrudnione do ręcznego kopiowania azjatyckich wzorów, uznały, że nieznany im granat występujący często w tamtejszym wzornictwie jest zbliżony do rodzimej cebuli i właśnie na tym warzywie się wzorowały. W następnym odcinku będzie o chodzeniu po schodach, katedrze i cmentarzu.
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday May 28, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
niemcy, misnia, sztuka
- Komentarzy: 6
Trochę przypadkowo kupiłam na super-przecenie w Wydawnictwie Znak, po części dlatego, że tanio (pozdro z Poznania), po części dlatego, że z przyjemnością oglądam filmy Karoliny na youtube. Stąd wiem, że nie dość, że zna się na historii mody, to jeszcze jest osobą inteligentną, z uroczym sarkastycznym poczuciem humoru i ma do siebie dystans. Książka eksponuje akurat bardziej wiedzę historyczną (co widać np. po imponującej bibliografii), mniej humor i celny sarkazm, ale nie ujmuje to jej lekkości; uprzedzając zarzut, że no ale książka od jutuberki, daj bogini wszystkim taką erudycję, błyskotliwość i umiejętność władania słowem jak Karolina. Fakt, że niespecjalnie się interesuję modą jako taką, ale nawet w takim ujęciu to arcyciekawa pozycja o tym, czemu kobiety nie pokazywały kolan, skąd się wziął stanik, o ewolucji postrzegania koloru czarnego, że buty na obcasach były pierwotnie przeznaczone dla mężczyzn, o ekologii, zastosowaniu tworzyw sztucznych w obuwnictwie czy o tym, kto ubierał królowe oraz o skandalach i ich konsekwencjach. Bardzo ładne zdjęcia samej Karoliny oraz sporo historycznych rycin i zdjęć zachowanych przykładów odzieży i obuwia z epoki.
(Rozładowuję stosy papierowych książek, bo pożyczyłam nastolatce kindla w celu lektury i nie mogę się doprosić zwrotu. Nie że zaczęła czytać, tylko męczy tę nieszczęsną "Balladynę" od dwóch tygodni chyba).
#69
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday May 27, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, panie, historia
- Skomentuj
[22.05.2022]
To będzie, dla odmiany, notka bez zdjęć. Bo tym razem to ja oprowadzałam ekipę Igerspoznan_ po dzielnicy, w której od prawie 7 lat mieszkam. Dębiec to specyficzne miejsce w Poznaniu, jak to mówią - stan umysłu, kuniec-Dymbiec, dawna dzielnica robotnicza, przyklejona do tzw. Ceglorza, a jak dzielnica robotnicza, to szara, brzydka, blokowiska oddzielone od świata torami. A, i jeszcze każdy z Dębca to przestępca. Tyle że nie. Dzisiejszy Dębiec to pełna zieleni dzielnica mieszkalna, gdzie bloki przechodzą płynnie w osiedla willowe, w parkach śpiewają ptaki, z ogrodów oszałamiająco pachnie bzem, konwaliami, robinią, jaśminem, a na ulicach już za chwilę zakwitną lipy, można znaleźć piękne murale, domy z historią, malownicze cmentarze, a w wielu miejscach takie zakamarki, że zupełnie by się człowiek nie spodziewał. Przeszłam prawie 7 kilometrów, a historycznie przeprowadziłam gości przez ponad 150-letnią historię - od bamberskich chat z końca XIX wieku i fragmentu Festung Posen, przez początek wieku XX, międzywojnie i PRL aż do współczesnych murali i grodzonych osiedli deweloperskich. Efekty można zobaczyć na Instagramie, tag #instameet_dębiec, a w archiwum mojego bloga tu.
PS Czy było to wyjście ze strefy komfortu? Oczywiście.
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday May 26, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Moje miasto -
Tagi:
photowalk, debiec
- Skomentuj
Jest sobie szwedzki artysta, Simon Stålenhag malujący przedziwne obrazy, gdzie zwyczajne, sielskie pejzaże zaludniają dziwne roboty, budynki rodem z enerdowskiego socrealizmu, uzbrojeni w futurystyczne artefakty żołnierze czy wreszcie ludzie, którzy się zupełnie temu, co jest wokół nich, nie dziwią. I to - na pewnym poziomie - jest doskonałym streszczeniem tego nietypowego mini-serialu. Rolnicze Ohio, koło niedużego miasteczka mieści się Pętla - miejsce pracy urzędników i naukowców, głównie fizyków - którzy coś badają. Co konkretnie - nie wiadomo, ale po całej okolicy poniewierają się maszyny nieznanego pochodzenia, o czasem zaskakujących mocach - przenoszenia w czasie, zatrzymywania czasu, przepowiadania przyszłości, rozdzielania rzeczywistości na alternatywne ścieżki, czasem też są świadome i człekokształtne. Każdy z odcinków jest niezależnym epizodem, ale ich fabuła splata się ze sobą. I tak jak na obrazach, nikt się niczemu nie dziwi[1]. 10-letnia Loretta szuka matki, która pracuje w Pętli; matka zabrała jeden z kamieni, z których zbudowana jest tajemnicza kula. Loretta z tym kamieniem przenosi się kilkadziesiąt lat w przyszłość, gdzie spotyka samą siebie - matkę dwóch synów, również pracującą w Pętli. Jeden z synów Loretty wędruje w jeszcze dalszą przyszłość, dziewczyna drugiego odkrywa, że umie wstrzymać czas dla całego świata, strażnik Pętli wtem odkrywa, że w innej linii czasu miałby inne życie.
Serial ma 1 sezon, 8 odcinków, nie wiem, czy będzie więcej. Wbrew moim obawom, stanowi zamkniętą całość, zagadki są - do pewnego poziomu - wyjaśnione. Do pewnego poziomu, gdyż, jak wspomniałam, tu się nikt niczemu nie dziwi, nikt niczego nie wyjaśnia - skąd się wzięły artefakty, kto je stworzył, raz pojawia się informacja, że Pętlę założył teść Loretty, drugi raz, że niektóre z tworów są jego projektu. Tymczasem wszystko jest dość stare, często zniszczone, nawet pracownicy Pętli nie znają zastosowania niektórych mechanizmów. Desant obcej cywilizacji? Świat alternatywny, w którym czas zatoczył tytułową pętlę i cywilizacja odrodziła się w prawie identycznym kształcie na gruzach poprzedniej (przeskoki są między latami mniej więcej 1960 do połowy lat 80., potem do okolic roku 2000)? Poza małym miasteczkiem jest też duże, bardzo futurystycznie wyglądające miasto, ale czy świat tak samo tak wygląda jak w okolicach Pętli? Dziwne i dość niepokojące, ale bardzo ciekawe; klimatem podobne do Eureki czy Fringe’a.
[1] Co oczywiście strasznie mnie irytowało i zmuszało do głośnej dyskusji z ekranem. No na litość, niszczeje sobie budowla, w której można zamienić się z kimś na jaźń, wchodzą tam dzieci bez nadzoru, wychodzą, gromada naukowców jest tak zajęta, że tego nie bada. Bo po co.
Przeczytałam też w międzyczasie Złodzieja czasu Pratchetta.
#68
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday May 25, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam, Seriale -
Tagi:
2022, panowie, sf-f
- Skomentuj
[30.04 / 3.05.2022]
Tuż obok Radebeul leży miejscowość Moritzburg, znana głównie ze swojego barokowego zamku i uwierzcie mi, że nie jest znana bez powodu. Zamek, jak łatwo zobaczyć w internetach, najlepiej wygląda z lotu ptaka, ale i z ziemi zupełnie niczego (do drona jakoś mi się nie spieszy, jestem słaba w nowe rzeczy). Na wyspie na jeziorze, z licznym ptactwem dookoła; niestety ptactwo, jak to ptactwo, zostawia ślady obecności i piknikowanie na trawie jednak niekoniecznie, chociaż okoliczności nader. Można zwiedzać, chyba że wycieczka jęczy, że może by już na obiad, chociaż chwilę temu było śniadanie; zwiedzanie wnętrza jest płatne, natomiast spacer po parku dookoła zamku - darmo. Ubolewam, ale mam drugi powód, żeby wrócić, pierwszy to niesprytne pominięcie Bażanciarni i jedynej w Saksonii latarni morsk^Wjeziornej (nb. po niemiecku nie dość, że nazywa się toto Leuchtturm, więc nie precyzuje typu zbiornika, to jeszcze jakby co, jezioro i morze to See, różnią się tylko rodzajnikiem), bo okazały się być oddalone o spory spacer od samego zamku.








Miasteczko jest urokliwe, można na dłuższy spacer, chociażby po cmentarzu przy kościele luterańskim.




Rozczarowaniem z kolei było mini-zoo opodal - Wildgehege Moritzburg. Reklamowało się posiadaniem wilków, żbików, lisów i innego lokalnego dobra, w praktyce okazało się, owszem, bardzo przyjemnym leśnym zakątkiem, w którym czasem można było zobaczyć z oddali kozę, daniela czy inne ptactwo. Część była pozamykana, część opustoszała. Sympatyczne na spacer, ale nie na oglądanie zwierząt. Tak, wiem, zwierzęta nie są tam po to, żeby mi robić miło, ale jednak rozczar.




Adresy:
- Wildgehege Moritzburg - Radeburger Straße 2
- zamek - Schloßallee
- Bażanciarnia (Fasanenschlösschen), latarnia (Leuchtturm) - Fasanerie
GALERIA ZDJĘĆ
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday May 21, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
niemcy, moritzburg, ogrod-zoologiczny
- Komentarzy: 2