Rzecz się dzieje w Danii. Sprawna ekipa pod wodzą starzejącego się Konrada Simonsena o niewyparzonej gębie, przyjeżdża na miejsce zbrodni. We właśnie otwartej po feriach jesiennych (zwanych feriami kartoflanymi na część niegdysiejszych wykopków) dzieci znajdują tytułowych "Niegodziwców" powieszonych i nieco zdemolowanych, co utrudnia rozpoznanie, pięciu mężczyzn. Po szkole kręci się niespotykanie spokojny woźny, genialny matematyk, który robi wrażenie, jakby doskonale wiedział, kto delikwentów zabił, ale policja nie jest w stanie nic z niego wyciągnąć. Po czym ucieka im spod nadzoru, a kiedy już wiadomo, że to on był modus operandi całej akcji, popełnia samobójstwo zostawiając policję u progu kryzysu. Powieszeni panowie okazują się być pedofilami, a w całym kraju (i - na podstawie rozesłanego przez anonimowe serwery - również w Stanach, kolebce teorii spiskowych) rozpoczyna się akcja nagonki na konkretne osoby o niewłaściwych skłonnościach. I nagle się okazuje, że praworządne społeczeństwo wcale nie chce ukarania morderców, utrudniając policji prowadzenie śledztwa (na przykład stosując bierny opór lub utrudniając wydanie billingów itp.). Podobnie jest z prasą, która chętnie pokazuje otrzymane od morderców drastyczne materiały, co w śledztwie też nie pomaga, ale - jeśli zrobi się małą prowokację - można obrócić na swoją korzyść. Simonsen jest twardy i doprowadza do ujęcia sprawców, ale z poczuciem, że nie do końca stała się sprawiedliwość.
To trochę nowa jakość: bohaterowie - Nathalie zwana ze względu na majątek i pochodzenie Hrabianką, młoda i atrakcyjna Pauline, uprawiająca pokątnie romans z w pracy (również na miejscu zbrodni) ze swoim żonatym i dzieciatym kolegą, Arnem oraz starszy, dość zmęczony Poul - nie wahają się przed dokonywaniem czynności niekoniecznie zgodnych z prawem, pytają o radę jasnowidzki (proszę...) oraz mają bogate kontakty w tzw. środowiskach (również pedofilskich), gdzie czasem drobnym szantażem mogą coś uzyskać. Malte, dookoptowany właśnie specjalista od komputerów/haker, włamuje się gdzie trzeba, również do niedostępnych oficjalnie zasobów szpitali, tworzy genialną aplikację z wyszukiwarką i umie za pomocą klawiatury rozwiązać w czasie rzeczywistym wszystkie problemy. W śledztwie pomaga też emerytowany przyjaciel Simonsena, odbywają się nieledwie rodzinne kolacyjki operacyjne, podczas których powstają chytre plany.
"Wszystko ma swoją cenę" jest bardziej polityczne. Podczas konferencji klimatycznej delegacja dyplomatów znajduje na lodowcu zwłoki kobiety zamordowanej przed laty. Szybko wychodzi, że jest to jedna z ofiar seryjnego mordercy i - co ciekawe - szybko się okazuje, kto jest podejrzanym. Dowcip w tym, że nie ma dowodów na to, że zamordował oraz powodów do aresztowania. Połowa policji chodzi dookoła delikwenta, jak kawaler koło panny. Kiedy się okazuje, że wszystkie zabite dziewczęta wyglądały podobnie oraz że były bardzo podobne do jednej z policjantek - Pauline - pointa jest dość przewidywalna. Ba, nawet po aresztowaniu potencjalnie naiwnego psychopaty okazuje się, że z powodu błędów proceduralnych muszą go wypuścić. Tutaj Simonsen uruchamia (poza kontaktem z jasnowidzką) swoje powiązania w świecie przestępców i - żeby uratować dwie potencjalne ofiary - decyduje się przehandlować życie jednej osoby za wyciągnięcie z psychopaty, gdzie trzyma kobiety. Moralnie dwuznaczne, podobnie jak kilka innych akcji w czasie śledztwa.
Książki użyczyła mi J., dziękuję.
#7-8
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 8, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, kryminal, panie, panowie
- Komentarzy: 1
Ten tom nieco ratuje honor, akcja przynajmniej raz jest priorytetowa. W tle Anna, siostra Eriki, ma depresję po dramacie na końcu poprzedniego tomu, ale rozgrzewa się na myśl o nadchodzącym ślubie. Dużo wybierania sukni, diety (bo Erice się przytyło w ciąży i połogu), usadzania gości i romantycznych uniesień, tym bardziej, że Anna nawiązuje nić porozumienia z eks-chłopakiem Eriki; na tyle mocną, że całują i obmacują się po kątach ku uciesze podglądających. Ale wracając do akcji, na komisariacie w Tanumshede na miejsce patałacha Ernsta, zwolnionego w poprzednim tomie, pojawia się nowa policjantka, Hanna Kruse, która wraz z mężem psychologiem zamieszkała w okolicy. Od razu rozpoczyna się sprawa - ofiara wypadku po pijanemu okazuje się być abstynentką, co pozwala podejrzewać, że ktoś jej pomógł się rozstać ze światem. Patrick odkrywa, że podobne modus operandi pojawiło się w kilku innych sprawach - większość została uznana za zgon z przyczyn naturalnych, a na pozostawioną na miejscu zbrodni kartkę z książki z bajkami nikt nie zwrócił uwagi. Dodatkowo we Fjällbacce odbywa się właśnie reality show, więc miejscowość pełna jest przyjezdnych, dziennikarzy i łowców sensacji. Potem uderza kolejny piorun - jedna z uczestniczek show zostaje zamordowana, jej pamiętnik wycieka do prasy, a Patrick - w jednym ze swoich "przeczuć" - ma wrażenie, że sprawy się łączą.
Po drodze poruszone są ważne kwestie obyczajowe - zakładanie rodzin przez lesbijki (które udają przed nastoletnią córką jednej z nich, że są tylko współlokatorkami), stosunki homoseksualne w pracy (piekarnia!), kwestia zaufania do przypadkowo poznanych kobiet oraz problem kazirodztwa (niezdrowe!). A na końcu jest wzruszający ślub. Na szczęście więcej tomów nie mam i kompulsywnie ich nie przeczytam.
Inne tej autorki tu.
#6
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 6, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, kryminal, panie
- Komentarzy: 1
Najpierw kupiłam słoiczki. Chociaż nie, najpierw przywiozłam zapiaszczone muszelki z Portugalii w plastikowym pojemniku. I kupiłam pojemniki. Żeby mieć każdy kawałek plaży zamknięty w oddzielnym słoiczku. Czarny, wulkaniczny piasek z Ajuy, błyszczący jakby miał w sobie drobinki brokatu. Kawałki szkła i obłe elementy muszelek; na plaży w Caleta nie było całych, były za to drobne, gładkie kamyczki. Bogaty połów z zatoczki w Puerto del Rosario - białe muszelki wyglądające jak z porcelitu, gdziekolwiek nie postawiło się stopy, były; ten moment, kiedy już wybierasz te najładniejsze. Oraz nieco muszli profesjonalnych, zapakowanych w koszyczek w sklepie z pamiątkami. Maj wybierał, myślę, że skusiła ją ta czerwona rozgwiazdka.
Słoiczki 100 ml - Allegro (ok. 3 zł). Słoik 500 ml - Korken, IKEA. Paznokcie - pani Małgorzata.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 1, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Przydasie, Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
wyspy-kanaryjskie, hiszpania
- Komentarzy: 1
Dawno mnie nic tak nie zachwyciło w warstwie literackiej, w konstrukcji, w umiejętności celnej obserwacji codzienności. Zmęczona nieco topornością języka Zeydlera-Zborowskiego weszłam w świat Bator z ogromną przyjemnością, kupując od razu słowotok pani w pociągu, tłum opętany psychozą bronienia lokalnego świętego, nawołujący do ekshumacji (WTEM poczułam, jakbym znowu trafiła na hałaśliwą i niezborną relację obrońców), ślicznie opisane kociary z ich słownictwem, internetowe forum niczym grecki chór opisujące tło społeczne tragedii.
Ale nie o sam język chodzi. Podziemny Wałbrzych, tajemnica sprzed lat, wielowątkowe poszukiwania skarbu zamku Książ, zaginione dzieci, kamienice z siecią podziemnych przejść - to wszystko, czego brakowało w "Bezcennym" - absolutnie wierzę w tę historię, w jej magię. Alicja, pochodząca z Wałbrzycha dziennikarka, wraca po latach do miasta, z którego uciekła po rodzinnej tragedii - śmierci siostry, a potem ojca. Chce zrobić reportaż o zaginionych dzieciach - kilkuletniej Andżelice z rodziny patologicznej, wychowywanym przez opiekuńczą babcię Patryku i rezolutnej Kalince z domu dziecka. Odkopując historię dzieci, odkrywa też swoją własną. Pomaga jej w tym cała galeria niesamowitych postaci drugoplanowych, znanych jej z dzieciństwa (transseksualna bibliotekarka, stary ogrodnik w pilotce, syn właścicielki sklepu mięsnego i klubu ze striptizem). Sama Alicja jest nieco nijaka i posklejaną z kawałków, dopiero ta przygoda - jak wyprawa jej imienniczki wgłąb króliczej nory - pozwala jej dorosnąć.
To historia o ludziach skrzywdzonych przez historię. O patologiach powielanych z matki na córkę, o dziedziczeniu krzywd, ale jednak z nadzieją, że dzieci nie muszą być takie jak ich rodzice. Historie, które pozwalają spojrzeć na dziedzictwo II wojny światowej i PRL-u ze świeższej perspektywy. Nie mogę natomiast wybaczyć autorce jednego - detalicznych opisów pornografii dziecięcej i krzywdzenia dzieci. Wbrew temu, co mówi w wywiadzie, nie musiała tego robić czytelnikowi, bez względu na powody.
I jak do 3/4 książki skłonna byłam stać w miejscu publicznym (i poniekąd stałam, tyle że w internetsach), łapać przechodniów i mówić, że to nowa jakość w literaturze polskiej, koniecznie trzeba przeczytać, bo doskonale napisane, tak po skończeniu musiało minąć dużo czasu, zanim się z tej książki i opisanych w niej obrazów otrząsnęłam. Wróciłabym do niej ponownie, ale się boję. Weźcie to pod uwagę. Zakurzona [2019 - link nieaktualny] też nie chce wracać, nie dziwię się jej.
Inne tej autorki:
#5
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 1, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 7
Czytam, ale słowa zużywam w celach biznesowych i chwilowo nie mam głowy, żeby. Zbyt dużo słów.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 31, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Skomentuj
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 25, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Fotografia+
- Komentarzy: 4
Niestety, im dalej w las, tym bardziej cykl przeradza się w familijnego soft-harlequina o rodzinie, dzieciach, ślubach i miłościach, z pretekstowo doczepionymi sprawami kryminalnymi. W "Kamieniarzu" Erica urodziła, alleluja. Tyle że ma depresję, więc płacze, śpi, jak nie karmi, nie sprząta, tylko ogląda talk-showy w telewizji z dzieckiem przyssanym do bufetu. Co jakiś czas przyjeżdża teściowa i ją irytuje (narzekając na kłębku kurzu, brudne naczynia w zlewie, że stoi z dzieckiem w przeciągu oraz za często karmi, bo za jej czasów się niemowlę karmiło co 4 godziny, a nie że na żądanie, znacie temat). Niewyspany Patrick siedzi w pracy, bo znaleziono utopioną (szybko się okazuje, że nie z przyczyn naturalnych) córeczkę koleżanki Eriki, Charlotte. Rodzina Charlotte w ogóle dość specyficzna - mąż, lekarz, nie ma alibi i nie odbierał telefonów w czasie zbrodni. Jego ojciec, kościelny, ma psychozę i poczucie misji w kwestii zbawiania świata przez modlitwę. Matka Charlotte, z kolei, kłóci się z sąsiadem o wszystko, zgłaszając wszystko - najdrobniejsze pierdoły typu balkon wystający 5 cm nad posesję - na policję oraz narzekając, że syn sąsiada ma Aspergera i jest mało komunikatywny. Na posterunku też nie ma szału - szef każe Patrickowi pracować z nielubianym przez niego Ernstem, patafianem sabotującym z głupoty każde śledztwo oraz z leniwym Göstą, który marzy o emeryturze i golfie (a najtrudniejszym zadaniem, jakiemu podołają, jest wyjaśnienie kradzieży roweru). Niestety, przez udział obu panów śledztwo nie dość, że wpada w ślepy tor, bo jeden z nich kryje znajomego, to jeszcze dochodzi do tragedii, kiedy drugi zabiera na posterunek bez żadnego przygotowania autystycznego mężczyznę. Kiedy już śledztwo się kończy, a Patrick wreszcie decyduje się, żeby uczynić z Eriki uczciwą kobietę, w domu Anny, siostry Eriki, mieszkającej z mężem-psychopatą, pada trup.
Podobnie jak w poprzednim tomie, historia śledztwa przeplata się z historią z lat 20. ubiegłego wieku. To modus operandi autorki, która usprawiedliwia zbrodnię traumą z przeszłości bądź chorobą psychiczną, bo przecież normalni ludzie mają najwyżej mandaty za parkowanie.
"Zamieć śnieżna i woń migdałów" to nowelka z jednym z drugoplanowych bohaterów; dodatek dla fanów Agathy Christie. Martin Molin, policjant z posterunku w Tanumshede koło Fjällback, zostaje przez aktualną flamę, dziedziczkę rodu Liljecrona, zaproszony na zjazd rodzinny. Zjazd odbywa się w odciętym od świata pensjonacie na wyspie Valö, na którą można się dostać tylko promem, ale aktualnie nie, bo śnieżyca. Atmosfera się zagęszcza, bo Martin niespecjalnie czuje się na miejscu w roli narzeczonego po dość przypadkowej znajomości, rodzina nie jest dla siebie miła, a jak zwykle idzie o kasę. W pewnym momencie kolacji ginie dziadek (zapach gorzkich migdałów, czyli otrucie). Molin zaczyna prowadzić sprawę, mając pewność, że budynku nikt nie opuścił, ani do niego nie wszedł, a podejrzani są członkowie rodziny. Z braku nowoczesnej aparatury policyjnej pozostaje dedukcja. Rozwiązanie jest co najmniej pretekstowe, a związek z panną nie wytrzymuje. Co mnie wzruszyło, to opisy świątecznej uczty bogatych Szwedów - szynka, rolada z boczku, marynowane śledzie, sałatka śledziowa, parówki i klopsiki.
Inne tej autorki tu.
#4 (i pół)
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 25, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, kryminal, panie
- Komentarzy: 5
Wyprowadzający psa mężczyzna znajduje pokawałkowane zwłoki młodej kobiety. Ekipa Alexa Rechta odkrywa, że to zaginiona ofiara niewyjaśnionej sprawy sprzed dwóch lat, w którą osobiście się Recht zaangażował. Rebecca Trolle, obiecująca studentka literaturoznawstwa, miała jechać na imprezę, ale nie dotarła. W śledztwie uparcie przewijał się jej były chłopak, Nilsson, na tyle uparcie, że był podejrzany mimo alibi. Po odnalezieniu zwłok okazało się, że dziewczyna była w ciąży, a wszystkie wyjaśnienia Nilssona były kłamstwem. Podczas śledztwa Frederika Bergman, która właśnie w tempie przyspieszonym wróciła z urlopu macierzyńskiego, zostawiając dziecko z chwilowo bezrobotnym partnerem (bezrobotnym, bo była studentka oskarżyła go o gwałt, o czym nie wspomniał konkubinie), odkrywa, że ojciec jej dziecka może być zamieszany w sprawę studentki.
Opis śledztwa przerywany jest protokołami z przesłuchania poszczególnych policjantów, ponieważ - jak się łatwo domyślić - sporo poszło źle z przyczyn osobistych. Frederika ukrywa dowody w sprawie konkubenta, reszta ekipy ukrywa przed Frederiką to, że też znaleźli podobne dowody, konkubent ukrywa przeszłość i sprawę oskarżenia, a Recht - związek z matką denatki.
Przypadkiem trafiła mi się książka na przecenie, niestety to trzeci tom cyklu i wielokrotnie w trakcie akcji wywlekane są zdarzenia z poprzednich tomów (poparzone ręce jednego z bohaterów, związek policjantki ze starszym od niej profesorem), ale mam nadzieję, że zanim przeczytam wcześniejsze, to i tak zapomnę. Śledztwo jest dość nieporadne, wielokrotnie są już tuż-tuż, ale coś ich odrywa od właściwego tropu, ale - rzeczywiście - nie jest łatwo, bo sprawa zatacza spore kręgi w świecie znanych w okolicy osób.
Inne tej autorki:
#3
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 21, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, kryminal, panie
- Skomentuj
Otóż, jak wspomniałam na facebooku, zabrałam dziecko pierwszy raz do kina. Z różnych przyczyn, przeważnie związanych z rodzinną dezorganizacją, wcześniej jakoś nie było okazji. W każdym razie, ponieważ wszyscy kochamy Minuscule - przepięknie filmowane na prawdziwych łąkach i lasach historie o animowanych owadach (dostępne na DVD na amazonie, o czym można się przekonać oglądając spory wybór na youtube) - poszliśmy na tytułowe "Robaczki". Zdziwiło mnie, że dubbing, ale może film pełnometrażowy rządzi się innymi prawami niż krótki metraż. Wprawdzie miałam poczucie, że narracja Dziadka Biedronka (Grabowski) i wnuka Bzykusia (rezolutny młodzian z wyjątkowo niezłą, jak na film polski, dykcją) niespecjalnie rozwija to, co pokazywały obłędnie zanimowane obrazki, ale potraktowałam to jako dobrodziejstwo inwentarza, czasem nawet podśmiewając się z Czerwonych czy kleptomanki Pajęczycy. Dopiero wpis na blogu Mateusza Skutnika sprawił, że opadło mi wszystko. Zapłaciłam cenę DVD za to, że ktoś wymyślił, że film składający się ze świetnych scen, doskonałej animacji, efektów dźwiękowych i muzyki się NIE SPRZEDA, więc okleił go narracyjnym dialogiem od czapy. Owszem, dziecku to w niczym nie przeszkodziło, ale jeśli chcecie mieć pojęcie, co jest nie tak, zobaczcie niemiecką Różową Panterę. To ta klasa zniszczenia zamysłu autorów.
Kupię oryginalne francuskie DVD/Blue Raya, ale nie dam zarobić grosza dystrybutorowi w PL.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 20, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 10
To w zasadzie po części kryminał, a po części powieść obyczajowa. Patrick, śledczy na prowincjonalnym posterunku i Erica, pisarka-biografka, są razem po tym, jak Erica wtrącała się w śledztwo. Ona w ciąży, upalne lato, nudzi się w domu i męczy, on ma urlop, ale kiedy tylko w pobliskim wąwozie zostają znalezione zwłoki dwóch młodych kobiet - jednej świeżo zamordowanej, drugiej - przed 30 laty, zwiewa na posterunek, żeby wyjaśniać sprawę. I tu jest parę fajnych momentów - nie każdy policjant jest geniuszem, jeden ze starszych to ewidentnie platfus umysłowy i przez swoje olewanie oraz ignorancję kilkukrotnie opóźnia śledztwo. Jednocześnie przewija się wątek z przeszłości - zamknięta w lochu kobieta jest torturowana i krzywdzona. Wiadomo, że tej z 1979 nic nie uratuje, ale kiedy znika kolejna dziewczyna, cała policja ściga się z czasem, bo wie, że to samo się dzieje z następną ofiarą. Tropy nieustająco prowadzą do rodziny nawiedzonego kaznodziei, który wiele lat wcześniej ze swoimi synami dokonywał cudów. Rozwiązanie zagadki jest dość, powiedziałabym, wydumane - przetaczanie krwi i pomyłka w określeniu DNA oraz - to jeden z powtarzających się leilmotiwów u Lackberg - morderca, który dokonuje przerażających zbrodni, musi być chory psychicznie.
I do tego momentu sam kryminał jest zjadliwy. Niestety, oprócz tego jest to romans/powieść obyczajowa. Patrick i pozostali policjanci w pracy opiera się głównie na przemożnym przeczuciu, że coś mu właśnie umknęło i tylko dzięki temu kilkakrotnie dokonuje przełomów w śledztwie. W domu śledczy co chwila mówi coś głupiego, czym irytuje swoją pełną hormonów konkubinę. Dodatkowo, bo Fjalbaccka jest znaną miejscowością letniskową, najeżdżają ich krewni i znajomi (a bohaterzy narzekają na to, że krewetki są drogie, a goście dużo jedzą). Wizyta kapryśnej rodziny kończy się tym, że Erica wylewa na głowę kuzynki talerz spaghetti. Dodatkowo siostra Eriki, która ledwo wyplątała się z małżeństwa z bijącym ją i dzieci mężem, weszła w kolejny związek z bubkiem z tytułem szlacheckim, który też ustawia ją przy każdej okazji do pionu. Na samym końcu, po tym, jak jej eks-mąż demoluje jej mieszkanie, żeby uniknąć problemów... wprowadza się z dziećmi do niego. Bo może wtedy tylko jej wtłucze, a dzieci zostawi w spokoju. Rozwojowa sytuacja na następne tomy.
Inne tej autorki tu.
Dorzuciłam też zdjęcia z Ajuy.
Jeszcze #99/2013
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 17, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Fotografia+ -
Tagi:
2014, kryminal, panie
- Komentarzy: 2