zazdroszczę. nie wiem czemu na to nie wpadłam...
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
To w zasadzie jeden, podzielony na trzy tomy, zbiór opowiadań o 5 latach życia bałaganiarskiej i ekscentrycznej (również jak na współczesne czasy) rodziny Durrellów na Korfu. Historie opisane w książkach małego Gerry'ego (na Korfu mieszkał, gdy miał 10-14 lat) zapewne w wielu miejscach mijają się z dokładną przeszłością (ot - według wikipedii na Korfu sprowadził się najpierw najstarszy brat, pisarz Larry z żoną, o której w książkach ani słowa), ale mimo to są zabawnym i pełnym codziennego zamieszania obrazem z jednej strony życia rodzinnego w dość egzotycznym dla nich kraju (dość, bo Durrellowie mieli za sobą, jak większość Brytyjczyków wtedy, życie w Indiach), z drugiej - pięknym i pełnym zachwytu obrazem greckiej wyspiarskiej przyrody. Gerald od dziecka fascynował się fauną i właśnie na Korfu mógł przez kilka najbardziej chłonnych lat zbierać żaby, pająki czy skorpiony, hodować sowy, sroki i ratować szczeniaki, obserwować owady, ryby i płazy, często doprowadzając własną rodzinę na skraj rozsądku (sekcja martwego żółwia na werandzie - bezcenna). Rodzina również miała własne barwne upodobania - najstarszy Larry głównie czytał i pisał, ale też zapraszał nieustająco znajomych z całego świata. Leslie, drugi z kolei, polował na wszystko, co się ruszało. Margo, wtedy obsypana trądzikiem tłustawa nastolatka, romantycznie snuła się po ogrodzie i zakochiwała. Do tego matka - koniecznie należy zaznaczyć, że wdowa - usiłowała utrzymać kolejne wynajmowane wille w jakim-takim porządku, dbać o finanse (również przez unikanie listów z banku) oraz namiętnie gotowała obłędnie opisane potrawy. To historie pełne koloru, zapachu i ciekawości świata; w tle mnóstwo interesujących lokalnych mieszkańców - rolników, nietypowych nauczycieli, filozofów, marynarzy, nawet więźniów z pobliskiego więzienia. I czuć ciepło z kartek, ciepło greckich plaż i ciepło domowe.
A czemu o tych książkach wspomniałam właśnie teraz? Planując tegoroczny wyjazd z ciepłe, długo nie mogłam się zdecydować, gdzie. Bo czy iść tropem alfabetycznym i zaliczyć kraj na D (Dania, drogo), czy europejsko-wyspiarskim (wyspy są miłe!)? Po ostatnim obiedzie w poznańskim Mykonosie, napchana po uszy fetą, dolmades, keftą czy innymi oliwkami, wiedziałam, że Grecja. I wtedy zalał mnie nadmiar wyboru - bo i Zakyntos, i Kreta, i Santoryn. I inne. Więc czemu nie zacząć od sprawdzenia, na ile Korfu zmieniło się od 1939 roku?
Inne tego autora tu.
#35-37