Imagine
Wielostronnie nie wiem dziś, co napisać. Poza tym, że szkoda.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Wielostronnie nie wiem dziś, co napisać. Poza tym, że szkoda.
Można udawać, że modelarstwo jest dla dzieci, ale to hobby dla rodziców. Pewnie, że chcę mieć specjalny pokój z wielką makietą, po której będzie jeździł pociąg. Nie do końca odpowiada mi estetyka niektórych elementów, ale uwielbiam miniaturowe domki, tory, latarnie, ławeczki i płotki. Pewnie, Majowi się podobała też karuzela i rybki akwariowe (przedyskutowaliśmy temat zamieszania u nas czarnego skalara i mimo że koty byłyby zachwycone, to jednak nie), ale kolej to kolej.
Impreza trwa do jutra, więcej o targach i GALERIA ZDJĘĆ.
(2 celsjusze, wietrznie)
Tymczasem okazało się, że mgła zalega lokalnie, we wsi, a poza wsią jest słonko, urokliwie, ciepło i magicznie. Tęskniłam za ogrodem botanicznym, który chyba najpiękniejszy jest jesienią, zwłaszcza w taki wyzłocony dzień, z resztkami mgły przechodzącymi na krawędzi widoczności. Słońce, mgła, wata cukrowa i rosa na liściach. A w kieszeniach Majuta żołędzie, szyszki, owoce głogu, liście i gałązki. Skajby do mojej kojekcji! I tylko w głowie mam cały czas smutną konstatację, że teraz nadejdą miesiące chude (patrz o kruszki [kruszka.blox.pl - link nieaktywny]).
Jakbym była na tym kursie szybkiego czytania, co Woody Allen, to bym powiedziała, że książka jest o imigrantach. Ale nie byłam.
Trzy rodziny w Londynie - starszy Brytyjczyk i młodziutka Jamajka, starszy Bengalczyk i młodziutka Bengalka (z małżeństwa zaaranżowanego przed kilkudziesięcioma laty) oraz para naukowców - Żyd i Brytyjka stykają się ze sobą najpierw za sprawą ciągle żywej dla panów II wojny światowej, a potem za sprawą dzieci. To skomplikowana saga rodzinna, w której ważniejsze od więzów krwi są wspólna przeszłość, wiara i dziedzictwo kulturowe. I w imię tych wartości członkowie rodzin podejmują dziwne czasem decyzje. Londynu jest mało, chociaż jest mocnym tłem, przesuwa się za oknem akcji tak jak Nowy Jork siedzi głęboko pod prozą Austera. Jest za to etniczność osadzona na gruncie obcym, bo na kulturze zachodnioeuropejskiej, tolerancyjnej, ale do pewnego momentu.
Niezaprzeczalnie jest to książka ironiczna, ale niespecjalnie zabawna, raczej tragiczna, zwłaszcza że Los (napędzany źle pojmowaną wiarą, ideałami czy miłością) rzuca ludźmi w sytuacje zaskakujące. Nie spodziewałam się natomiast, że jest to wielowątkowa powieść sensacyjna, z bardzo fajnie zagranym finałem i rozwiązaniem nitek do tego finału prowadzących, a nie tylko studium kulturowe multi-kulti w Wielkiej Brytanii. Miłe zaskoczenie.
Inne tej autorki:
#78
... oraz o tym, że cały świat zbiera grzyby, a ja nie. Bo ani nie lubię zbierać, ani jeść. I tak, o. Tyle o grzybach.
Skąd mgła (nazywana przez Maja "głą"), wiadomo. A psy można znaleźć między Kiekrzem a Złotnikami; dawno nie było mi tak przykro odchodzić od bramy, zza której dobiegało smutne skomlenie dwóch kudłaczy, które bardzo-bardzo-bardzo chciały iść na spacer z mniejszą od nich trzylatką.
Dawno, dawno temu (a konkretnie w 2005 roku) wybraliśmy się na Węgry z mapą wydrukowaną na papierze. Kilkanaście kilometrów przed celem, w okolicach 22, okazało się, że stoimy przed nieczynną przeprawą promową, o czym dzielny serwis mapowy (chyba wtedy map24.de) zapomniał wspomnieć. I dzisiaj obudził mnie, bo przysypiałam w październikowym słoneczku, grzejącym przez szybę, śmiech TŻ, który stał przed analogiczną scenką sytuacyjną. Dwie dzielne nawigacje wyprowadziły nas najkrótszą drogą, która okazała się być nienajsprytniejsza[1]. Dzięki temu do drzwi muzeum im. Adama Mickiewicza dobiliśmy o 15:57 (czynne do 16), szczęśliwie ogród i park są czynne dłużej. Ubolewam, bo zdjęcia na stronie muzeum są smakowite.
Nazwa dnia: Bieździadów oraz Żerków przeczytany jako Żeberków (chciałam przerobić na Wyżerków, ale nie znalazłam tamże restauracji). W Śmiełowie była w pałacu, ale zamknięta do 26 października z przyczyn nieznanych.
Maj ożwawił się nieco na widok mchu i małych grzybków, ale ogólnie był nie w sosie. Bo tak.
[1] Z Poznania najlepiej jechać do oporu krajową 11[2] i skręcić w Klęce.
[2] TŻ: "Jak już tu jesteśmy, to jedźmy do Gliwic".
Wbrew tytułowi, to całkiem dobry poradnik, jak sobie radzić w życiu i nie psuć go innym. Tylko trzeba czytać odwrotnie. Zaskakująco dużo wad znalazłam u siebie (och, nikt tak jak ja umie _nie słuchać_ innych), rozważam zrobienie listy zachowań, w których siebie nie lubię. Garść porad jest dla babć, dla teściowych, dla rodziców - dla każdego coś pod ręką. Warto tylko czytać ze zrozumieniem.
Błękitne niebo nad głową, gołębie czają się na drzewie, żeby zaatakować, jak tylko chleb się pojawi, a zamiast par młodych na Sołacz wyległy szafiarki.