Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Lucy Maud Montgomery - Anne of Green Gables/Anne of Avonlea

Pewnie przemawia przeze mnie wiecznie nastoletnia gąska, ale to dalej jest pełna ciepła historia o tym, że jeśli się da dziecku dom i pokocha (nawet z kiepskimi umiejętnościami pedagogicznymi), to się potem zyska mądrego człowieka. Wiadomo, egzaltacja 11-letniej dziewczynki z nadczynną wyobraźnią jest czasem zbyt lukrowana, ale tło obyczajowe nieustająco urocze.

Tym razem, ponieważ nie czytałam wcześniej w oryginale, głównie skupiłam się na warstwie językowej. Tłumaczenie polskie utrwaliło we mnie ładnie przetłumaczone nazwy geograficzne (Jezioro Lśniących Wód), ale pozostawiło przerażające zamieszanie w kwestii imion. Nie wiem, czemu Rachela została Małgorzatą, Dave i Dora - Tadziem i Tolą, Charlotta - Katarzyną, a Paul - Jasiem. Wyrywkowe porównanie języka również nie stawia tłumaczenia w dobrym świetle - zdania są dość toporne, czasem gubią oryginalny humor, a do tego sporo pomijają; wreszcie wyjaśniła mi się na przykład kwestia uporu Ani w nazywaniu jej Anią (Anne), a nie Andzią (Ann), która to różnica była oczywiście widoczna tylko w pisowni.

Książki są dostępne w ramach projektu Gutenberg: Anne of Green Gable, Anne of Avonlea.

Inne tej autorki:

#73-74

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 13, 2015

Link permanentny - Tagi: 2015, kanada, panie, dla-dzieci - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 10


China Miéville - LonNieDyn

Zanna i Deeba są zwykłymi londyńskimi nastolatkami. Nagle dookoła nich zaczyna się dziać coś dziwnego - ludzie i zwierzęta przyglądają się Zannie, szepczą "Szuassi", dostaje tajemniczą kartę przypominającą bilet sieciowy, ale z przedziwnymi oznaczeniami, a dodatkowo ktoś chce ją zabić oraz w jej głowie pojawiać się dziwne przeczucia. Przez te niejasne myśli przenoszą się niespodziewanie do zupełnie innego świata - niemiasta, które egzystuje tuż obok "zwykłego" Londynu. W LonNieDynie Zanna dowiaduje się, że jest wybrana ("choissi") i ma uratować niemiasto przez złym Smogiem. Tyle że podczas pierwszego starcia zostaje pokonana, wszyscy zapadają w stupor, łącznie z Księgą Przepowiedni, która nie ma scenariusza na taką okazję. Przewrotnie na plan pierwszy wysuwa się Deeba, NieWybrana, która decyduje się opuścić Londyn po raz drugi, ryzykując zapomnienie przez swoich bliskich, żeby uratować LonNieDyn.

Od razu mówię - to nie jest książka dla dorosłych, tylko raczej powieść młodzieżowa. I ze względu na bohaterów, i ze względu na bardzo detaliczne, nie pozostawiające wątpliwości opisanie świata, dość oczywistą wymowę proekologiczną oraz sporą dosłowność w pokazaniu stron walki dobra ze złem. Trochę mnie ta łopatologia wyjaśnień nużyła, ale mimo jest to dobrze napisana książka, pełna zgrabnych neologizmów (zgrabnie przetłumaczonych!), z nieoczywistymi rozwiązaniami fabularnymi (zmiana skupienia z ewidentnie głównej bohaterki na drugoplanową, nietradycyjne prowadzenie akcji - zamiast realizować długi i skomplikowany quest Deeba decyduje z braku czasu, że pominie nakazany przez przepowiednię łańcuszek zadań i przejdzie od razu do finalnej walki mimo nieprzygotowania).

Mój faworyt - ożywiony kartonik do mleka o dźwięcznym imieniu Kwaśny w roli pupila Deeby.

Dobrą recenzję książki można przeczytać na lubimyczytac.pl.

#71

Inne tego autora tutaj.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 31, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panie, sf-f - Komentarzy: 2


Edith Nesbit - Poszukiwacze skarbu, Rodzina Bastablów

Otworzyłam nowego Jo Nesbo i po pół akapitu zapragnęłam lektury miłej, łatwej i przyjemnej. I trafiłam bez pudła. Wprawdzie jedno z pierwszych zdań "Poszukiwaczy" ustawiło mnie do pionu - "jest nas sześcioro, prócz ojca, a nasza mama umarła" - ale to naprawdę urocza wiktoriańska ramotka (wprawdzie bez zwyczajnej u Nesbit magii), pisana z perspektywy 13-latka. Rodzeństwo Bastablów usiłuje na wszelkie sposoby - rozbojem, różnej uczciwości pracą, nauką czy czasem podstępem - zdobyć majątek, żeby pomóc ojcu, który z utrzymaniem owdowiałej rodziny sobie nie radzi. W tle przewija się smutny motyw bankructwa życiowego - srebra rodowe poszły na spłatę długów, ojciec się rozchorował ze stresu, wspólnik go opuścił, podobnie znajomi, ale mimo to zestawienie pomysłowości ośmio-czternastolatków, świeżości odbioru świata i niefiltrowania otoczenia przez pryzmat doświadczenia i dyplomacji daje sympatyczny efekt.

W dwóch tomach młodzież odstrasza włamywacza, zajmuje się wynalazczością, pozwala zakochanemu młodzieńcowi na ukradkowy ślub z bogatą panną, zajmuje się handlem obwoźnym, pozyskuje bogatego wuja, sprzedaje plotki lokalnej prasie, próbuje uzyskać pożyczkę z banku (żydowskiego!) czy przeszukuje dwór pewnego naukowca. Wielokrotnie zaliczają burę od ojca, który jednak niespecjalnie ingeruje w ich wychowanie, ponieważ raczej go nie ma w domu, a jedyną osobą dorosłą jest służąca, która głównie zajmuje się sprzątaniem i posiłkami. Czasem ocierają się o naruszenie prawa, ale zawsze wychodzą obronną ręką, wszak to dzieci.

#63-64

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 7, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, dla-dzieci, panie - Skomentuj


P.D. James - Przedsmak śmierci

W niepozornym kościele w londyńskiej dzielnicy Paddington stara panna i 10-latek znajdują zwłoki byłego premiera oraz bezdomnego. Premier chwilę wcześniej podał się do dymisji, ponieważ doznał olśnienia religijnego, a dwie chwile wcześniej zwierzył się Dalglieshowi, z którym był luźno zaprzyjaźniony, że otrzymał obrzydliwy anonim, sugerujący mu udział w śmierci trzech kobiet. Bogata rodzina od pokoleń, młoda wdowa w ciąży, która męża niespecjalnie kochała (co chociażby sugerował prawie że jawny kochanek), zbuntowana przeciw establishmentowi (a więc ojcu) córka, lojalna służba oraz matka - głowa rodu; wszyscy coś ukrywają w śledztwie. Gorzej, plącze się też afera aborcyjna, prasa i kontrwywiad.

Dalgliesh z jednej strony ciągnie śledztwo tak jak wszystkie poprzednie, z drugiej czuje się jednak nieco zaangażowany osobiście. Dodatkowo na każdym kroku ludzie nazywają go poetą, a on od czterech lat niczego nie napisał i jednak chyba mu to trochę ciąży, więc snuje sobie różne przemyślenia o roli policji, człowieka i poety. Tym razem dość mocno pojawiają się drugoplanowi współpracownicy Dalgliesha, nawet - w przypadku Kate Miskin - stają się pierwszoplanowi. Kate jest pierwszą kobietą w zespole (a mamy bujne lata 80.), natyka się na niechęć, bo kobiety od biedy mogą się zajmować nieletnimi, nawracaniem prostytutek czy pocieszaniem wdów. A nie że wydział zabójstw. Każdą sytuację analizuje więc pod kątem "czy zachowałam się jak profesjonalista, czy jak kobieta", każdą swoją wypowiedź pod adresem kolegów, każdą akcję dokładnie przemyśla. Prywatnie usiłuje żyć samodzielnie, odciąć się od babki-staruszki, która ze wszystkich sił chce, żeby z nią mieszkała kosztem życia prywatnego; finał książki przynosi dość nagłe rozwiązanie tej sytuacji, nie wiem, czy zgodne z duchem książki. Massingham, drugi ze współpracowników, z pochodzenia lord, jest w porównaniu z pochodzącą z "gminu" Kate dość nieokrzesany, rzadko się zastanawia, ale podobnie jak ona usiłuje sobie poukładać stosunki (z akcentem na niezależność) z właśnie owdowiałym ojcem.

Jak na autorkę-kobietę przystało, duży akcent jest postawiony na wygląd poszczególnych postaci dramatu, na wnętrza ich domów, opisane detalicznie i ze szczegółami, czasem niekoniecznie z potrzebą dla akcji.

Inne tej autorki tu.

#62

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 6, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panie, kryminal, cwa - Skomentuj


Eleanor Catton - Wszystko, co lśni

Koniec XIX wieku, gorączka złota w Australii, szlachetnie urodzeni, cwaniaczkowie, biznesmeni, politycy i dziwki. Do Hokitiki przypływa młody Szkot, Walter Moody, który planuje szukać złota. Zamiast złota początkowo i przypadkiem wpada w sam środek spotkania 12 mężczyzn, pragnących wyjaśnić kilka tajemnic - zaginionych kufrów, nie podpisanego dokumentu, złota, która wzięło się prawie że znikąd i wielokrotnie zostało wykorzystane przez różne osoby, śmierci, zaginięcia oraz prawie śmiertelnego przedawkowania opium przez lokalną kurtyzanę. Spotkanie relacjonowane jest przez kilkaset stron, przez kolejne kilkaset - jego reperkusje.

Znęcona mnóstwem superlatywów pożyczyłam od dees i zmęczyłam się strasznie, przedzierając przez kolejne rozdziały. To doskonały przykład, jak forma zabija całkiem ciekawą historię. Każdy z bohaterów jest starannie i dokładnie przedstawiany (a jest ich kilkunastu), historie z przeszłości są najpierw relacjonowane, czasem przez kilka osób i dopiero całość relacji pozwala na poskładanie wszystkich elementów układanki. Język jest kwiecisty, dygresyjny i bogaty, co pewnie jest zaletą, ale gubi się w tym płynność narracji i buduje komplikacja. Do poszczególnych rozdziałów doklejone są diagramy astronomiczne, chociaż kompletnie nic nie wnoszą. Rozdziały, początkowo długie, skracają się, im dalej w książkę, dochodząc na końcu do absurdu, gdzie tytuł rozdziału ma kilkadziesiąt wyrazów i bywa dłuższy niż właściwa treść.

#55

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 12, 2015

Link permanentny - Tagi: 2015, obyczajowy, panie, australia - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 1


Agatha Christie - Autobiografia

Dawno temu, w swojej "Autobiografii", Joanna Chmielewska zachwalała tę książkę bardzo, twierdząc, że autorka poczytnych kryminałów wyjęła jej frazę i treść. I to, niestety, jest prawda. Niestety, bo z perspektywy czasu obie panie są, nie wiem, jak to dobrze określić, niezbyt strawne. Apodyktyczne, siejące jedynymi słusznymi poglądami swojej epoki, z tą nieznośną pewnością siebie, która wyklucza inny sposób życia i inny punkt widzenia. Czytając o życiu Christie, starałam się oddzielić męczącą mnie warstwę poglądów od samej biografii, barwnej i ciekawej. Przemknęłam nad przeraźliwie wiktoriańskim dzieciństwem (oddawanie dzieci pod opiekę bogatej siostrze, szkoły z internatem, dziecko pod skrzydłami niani, widujące rodziców od czasu do czasu), na dłużej zatrzymałam się na podróżach (gdzie znowu "córkę oddamy mojej siostrze, to tylko 9 miesięcy"), prowadzonych jak na epokę przystało koleją, okrętami i wielbłądami. Temat samego pisania został potraktowany dość powierzchownie - autorka mogła pisać wszędzie, wszędzie znajdowała inspirację, była przeraźliwie skromna i nie szanowała specjalnie większości swoich książek. A szkoda, bo ten kawałek mnie dość interesował.

Przemęczyłam się czytając, i ze względu na sposób pisania (oraz w większości rozjechanie wspólnoty poglądów) oraz na gabaryt książki - prawie 500 stron dużego formatu. Mama mi pożyczyła, mogę z czystym sumieniem oddać, bo raczej nie będę do autobiografii wracać.

Inne tej autorki:

#52

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 29, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, biografia, panie - Komentarzy: 2