Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Wiosna, nie?

Słońce świeci na tyle silnie, że nie można chodzić bez okularów przeciwsłonecznych (jakoś dziwnym trafem są zwykle czyściejsze niż niesłoneczne, ciekawe, czemu).

Pachnie powietrze. Mlecze rosną. Bez zakwitł na Wyspiańskiego. Z parku Wilsona dobiega wieczorem śpiew ptaków i zapach świeżo ściętej trawy. Wieczorem jest jasno i dalej ciepło na tyle, że można nosić vintage bluzkę z krótkim rękawem (szytą w czasach studenckich przez mamę[1]).

Słońce zachodzi, malując bezchmurne niebo na interesujący odcień różu (bardziej w kierunku amarantu). Niechętnie zgodzę się, że wiosna ma pewną wyższość nad latem - ludzie nie są spoceni i jacyś tacy bardziej stonowani niż latem.

I taką małą tęczę na ścianie widziałam.

[1] Czasach studenckich mamy, nie moich.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 24, 2008

Link permanentny - Kategoria: Z głowy, czyli z niczego - Tag: park-wilsona - Skomentuj


Konsumpcja - aneks

Weszłam do Esotiq w Galerii Pestka. Zadałam nieśmiertelne pytanie "Czy ma pani coś w egzotycznym rozmiarze 70e" i usłyszałam w odpowiedzi, że nie, ale "mamy 85d". God, root, what's the difference...

Za to kupiłam sobie 3 pary pasiastych skarpet i zielone w kwiatuszki. Wiosna.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 22, 2008

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 3


Zaatakowała konsumpcja

Po jakimś takim dłuższym okresie stagnacji (pewnie skorelowanym z moim kiepskim stanem psychicznym) nagle wyszło, że wywietrzyliśmy portfele. Kupiliśmy kafelki do kuchni (już po 7 latach i nawet mamy wstępnie umówionego pana fachowca). Hanka kupiła nam relingi, bo w poznańskim Tchibo nie mieli. Mieli za to torby na pranie w kolorach zielono-niebieskich, a jakby ktoś nie miał prania, to mogą służyć do za domek dla kota. TŻ kupił wzmacniacz (czarny) i kolumny (czarne z bukową okleiną) i właśnie dokonał rytualnego podłączenia kolumn (przy akompaniamencie entuzjastycznych okrzyków "No, jak tatuś teraz będzie słuchał Sepultury, to cały pion będzie słuchał Sepultury"). Ale największy fun przyjechał z N., który od wujka Sama przywiózł mi suszone mango (już zeżarłam) i obiektyw typu fisheye. Poza zastosowaniem klasycznym (robienie nietypowych fotek architektoniczno-wnętrzarsko-kocich) w pracy przydał się do zastosowań klasycznych inaczej - seryjnej produkcji zdjęć portretowych, przypominających odpowiednio posągi z Wyspy Wielkanocnej, pana Stanisława z Łodzi, moronów, orła Sama z Muppetów czy inne Gorgi i fraglesy.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 22, 2008

Link permanentny - Kategorie: Przydasie, Fotografia+ - Komentarzy: 4


Boris Akunin - Śmierć Achillesa

Ten Akunin już znacznie mniej. Fandorin wraca do Moskwy po pobycie w Japonii i trafia akurat na nagłą śmierć starego znajomego (błyskotliwie zauważyłam, że pewnie z poprzednich tomów, których nie czytałam), prywatnie bohatera Wszechrosji. Nie wierzy, że bohaterowi serce nie wytrzymało podczas erotycznych uniesień z pewną panną nieco lżejszych obyczajów (ale oczywiście z klasą, bo bohater by z byle kurwyzaną nie zalegał w łożnicy) i zaczyna śledztwo.

Znacznie mniej, bo zamiast śledztwa kryminalno-detektywistycznego jest polityczny thriller, gdzie trup ściele się gęsto, jest zły płatny morderca z tzw. przeszłością, a Fandorin wraz z wiernym, acz nieobeznanym w rosyjskich zwyczajach, sługą obrywają co chwila w kolejnych starciach z nastającymi na nich przestępcami. Dużo marzeń o czasach mocarstwowości, kiedy to Rosja była potęgą europejską (tak, również kosztem małego nadwiślańskiego kraju) mimo toczącego ją czerwia wewnętrznej zdrady.

#15

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 20, 2008

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2008, kryminal, panowie - Komentarzy: 2


Staruszek portier

... nie dał nam z uśmiechem klucza. Ale za każdym razem, kiedy wracam do domu ulicą Strzeszyńską (skądinąd brzydką i przemysłową), kojarzy mi się ta piosenka, kiedy przejeżdżam obok instytutu Genetyki Roślin bodajże. Przy wjeździe jest portiernia i siedzi starszy pan, co nie byłoby niczym niezwykłym, ale siedzi też zwykle wielki i gruby kot czarny, co już mnie strasznie cieszy. Dzisiaj na portierni siedział czarny puchacz w formie kulki, a obok siedział piękny szaro-beżowy pręgacz z białym kołnierzem.

Ostatnio dotyka nas techniczna czarna seria. Popsuła się pralka, kupiłam nową. Spalił się wzmacniacz, TŻ się zebrał i kupił nowy, a przy okazji kolumny. Zatkał się sedes, TŻ zdobył nowy skill czyszczenia za pomocą spirali hydraulicznej (ja jednak odmówiłam bezpośredniego udziału w rozrywce, ograniczyłam się do kręcenia korbą z okolic przedpokoju bez zaglądania do łazienki). Wczoraj po powrocie z kolacji u znajomych woda z kranu poleciała zimna, a piec zastrajkował. Ma już swoje lata, ale mimo wszystko nie spodziewałam się, że muszę teraz-już kupować nowy (a bez pieca jak bez ręki - nie ma jajecznicy, kaloryferów i ciepłej wody, można najwyżej sobie coś upiec w piekarniku, a herbatę zmajstrować w czajniku elektrycznym), więc zaowocowało to frustracją i wkurzeniem, a ostatecznie toaletą w misce i dolewaniem wody z czajnika. Nastawiłam się już na to, że dziś czeka mnie seria telefonów pod posiadane numery do macherów gazowo-piecowych, po czym okazało się, że piec nie grzeje z powodu niedochodzenia (dochodzenia nie) gazu, a o poranku dostałam sms-a od sąsiadów z pytaniem, czy u nas też (co wykluczyło kwestię niezapłacenia ostatniej faktury za gaz). Z tego też powodu śniadanie odbyliśmy wprawdzie nie-aż-tak świeży, jak wskazywałby na to niedzielny poranek, ale w zrelaksowanej atmosferze "Monidła". Śniadanie nowojorskie składa się z grzanek serowo-szynkowych, kiełbasek, boczku i jajek sadzonych, wiedeńskie z grzanek, twarożku z kaparami i ziołami oraz z jajek w szklance. Jajka mogłyby być bardziej ścięte, ale całość bardzo fajna, zwłaszcza z kawą cynamonowo-kardamonowo-imbirową.

Poproszę niedzielę codziennie. I kwiaty z rynku Jeżyckiego.

PS Uwielbiam tę chwilę, kiedy podczas kolejnej wizyty w restauracji kelnerka przynosi herbatę, mówi "Proszę chwilę poczekać, aż się zaparzy... Ale chyba państwu nie muszę mówić, bo państwo wiedzą".

PPS Dzięki szafirkom i agnusowi mam plany na następny długi weekend. Szukając obrazków z niebieskimi kwiatami w celu okazania, trafiłam na zdjęcie pochodzące z ogrodu Keukenhof w Lisse pod Amsterdamem, zakochałam się i nie ma opcji, że za rok tam nie trafię.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 20, 2008

Link permanentny - Kategorie: Koty, Fotografia+ - Komentarzy: 1


Wiosna

Jak są tulipany, jasno, kiedy wracam z pracy i 19 celsjuszów na termometrze, to jest wiosna. I niech będzie, że zrzynka z yarnstorm, warto zrzynać (nawet nieudolnie) z najlepszych.

Kot Hera lubiła tulipany.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 14, 2008

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 1


Michal Viewegh - Sprawa niewiernej Klary

Przywiązujecie się do bohatera powieści? Mnie się zdarza. Viewegh pewnie sobie z tego zdaje sprawę i wykorzystuje to przewrotnie. Powieść ma dwóch narratorów - prywatnego detektywa, który bierze sprawę śledzenia narzeczonej pewnego poczytnego praskiego pisarza (jak się łatwo z tytułu domyślić, zadanie nie jest trudne) i samego autora, który - jako wszechwiedzący - wie to, co bohater książki pisanej przez niego usiłuje przed nim ukryć. I przez całą książkę narasta poczucie, że książka się dla bohatera skończy źle.

Książka dość erotyczna i frywolna, bo pan detektyw mimo 50 na karku prowadzi bujne życie erotyczne. Dodatkowy smaczek to przelot Air Finlandia do Chin przez Helsinki ("Kocham Air Finlandia!". "Wszyscy pasażerowie to mówią" - stwierdziła stewardesa, dolewając wódki) i opis kolacji w chińskiej restauracji (to jedna z niewielu rzeczy, za jakimi tęsknię[1] po powrocie z Tajwanu).

[1] Czy jest w Poznaniu prawdziwa chińska restauracja? Ale taka, gdzie nie walą wszystkiego na jeden talerz, nie dokładają surówki z gara, mają pałeczki i podają dania wspólne dla wszystkich? I jeszcze żeby nie wyrywali podszewki z portfela?

Inne tego autora: tu.

#14

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 14, 2008

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2008, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Andrzej Zbych - Bardzo dużo pajacyków

Straszny produkcyjniak. Biedny milicjant podejmuje decyzję o zakupie syrenki, żona rzuca mu się w ramiona z tej radości, a syn wzrusza ramionami, bo musi sam zarobić na non-ironową koszulę. Koszula skądinąd jest tropem w sprawie tajemniczego samobójstwa - z balkonu spada młody kontroler PIH-u, a w jego domu znajduje się tajemniczy pajacyk. W praniu wychodzi, że za pajacykami (których, jak tytuł wskazuje, było bardzo dużo) stoi gang wymuszający od niezbyt uczciwych prywaciarzy haracz. Tajemniczy szef jest sprytny i wie, że każdy prywaciarz przynajmniej kantuje skarb państwa (czy co tam wtedy było), więc nie będzie chętnie leciał z jęzorem na milicję, bo wprawdzie od szantażysty się uwolni, ale będzie musiał odpracować swoje w zakładzie pod nadzorem. Dodatkowo w kieszeni mężczyzny, który wpadł pod pociąg (dla tych, co wstrzymali dech - przeżył bez większych uszkodzeń) znaleziono adres samobójcy, co pozwalało wątpić w to, że posprzątał w domu, a potem potknął się i wypadł z balkonu. Słabe i dość przewidywalne.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 14, 2008

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2008, kryminal, panowie, prl, klub-srebrnego-klucza - Komentarzy: 2


Butelki zwrotne

Ciepły, miły i sympatyczny film o pogodnej starości. Po przepracowaniu kilkudziesięciu lat Pepa rezygnuje z pracy w szkole, bo z coraz bardziej krnąbrną młodzieżą, co to piękna czeskiej i nie tylko poezji nie docenia, nie bardzo mu idzie. Z drugiej strony nie chce mu się też siedzieć w domu ze starzejącą się i wiecznie narzekającą żoną (zapewne incydent z czajnikiem nie pomógł na atmosferę), więc szuka pracy. Dynamicznej i z ludźmi. Najpierw zostaje kurierem rowerowym, potem trafia do lokalnego spożywczaka, gdzie przyjmuje butelki. Ma czas, żeby porozmawiać z ludźmi, popatrzyć na nogi pięknych prażanek w promieniach zachodzącego słońca i pozmieniać to w życiu innych ludzi, co im się nie bardzo udało.

Mottem filmu mogłaby być piosenka "Wesołe jest życie staruszka", zwłaszcza że i Praga piękna, ludzie raczej uśmiechnięci i życzliwi, sny o seksownie rozebranych konduktorkach w przedziale osobowego, który przez dłuższy czas się nie będzie na żadnej stacji zatrzymywał, powtarzają się często, a nawet wtedy, kiedy butelki zwrotne zacznie przyjmować automat, zawsze można znaleźć inną nieśpieszną pracę, pozwalającą co jakiś czas wrócić do domu i powiedzieć "Kochanie, wróciłem".

EDIT: Tak, wiem. 65 lat to nie staruszek. Ale mi cytat pasował.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 13, 2008

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Kawiarnie jak grzyby na deszczu

Dzisiaj zaprowadziliśmy Reputaka do Chimery (herbaciarnia z deserami, śniadaniami i daniami bardziej obiadowymi) na rogu Żydowskiej i Dominikańskiej. Ale w zasadzie to chciałam tylko pokazać szyld Cafe Bemehot (zaraz obok, na Kramarskiej).


Ciekawe, czy mają prymusy.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 12, 2008

Link permanentny - Kategorie: Koty, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 3