Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Terriers

Dwóch prywatnych detektywów, którzy zarabiają na codzienny kawałek chleba tostowego z masłem orzechowym to jeden z amerykańskich filmowych banałów. Tyle że tu jest rozegrany genialnie. Hank Dolworth jest byłym policjantem po rozwodzie, Britt Pollack to były drobny złodziejaszek, teraz nawrócony na drogę prawa, acz z szerokim repertuarem sztuczek z czasów, kiedy nie był jeszcze zakonnicą. Obydwaj mają pokomplikowane życie uczuciowe, pracują dla znajomych i z polecenia, czasem porwą psa, czasem bzykną seksowną panią, czasem szukając córki kumpla trafią na mega aferę, gdzie trup się ściele, a kolega (oczywiście ciemnoskóry) z policji nie zawsze jest w stanie ich do końca wyciągnąć z szamba, w które wpadli. Do tego piękne okoliczności przyrody, błyskotliwe i niewymuszone dialogi, świetny drugi plan - była, acz ciągle kochana żona, narzeczona z kłopotami, genialna siostra w psychiatryku czy nerdzi z podsłuchami, namierzaniem adresów IP i różnymi niezbyt legalnymi sztuczkami.

W zasadzie to mogłabym jeszcze trochę powychwalać, ale znacznie lepiej to ode mnie zrobiło niekoniecznie [link nieaktualny] (stanowczo tylko protestuję przeciwko porównaniu San Diego z Kielcami; dude, tam jest muzeum lotniskowców, znaj proporcję!).

A teraz wszyscy dziękują telewizji FOX, która podpierając się magicznym słowem "oglądalność" pokazała serialowi kciuk w dół po pierwszym i jedynym sezonie.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 6, 2011

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


W tygodniu to jesteśmy cisi

Lubię tworzyć sobie rytuały. Wybieram ten sam dzień tygodnia na te same rzeczy, chociaż nie zawsze muszę. Kiedyś czwartek był Dniem Sałatki z Tuńczykiem (Bez Pomidora) w Starym Browarze, potem Dniem Wyginania Śmiało Ciała. Niedziela - kino. Piątek był Dniem Próbowania Nowej Potrawy w Pyra Barze (Chyba że Jest Zapiekanka Porcięta na Camemberta). Teraz wtorek to czasem poranek na Jeżycach. I jak pogniewałam się na sprowadzane masowo z giełdy wszędzie te same warzywa i owoce, tak nie mogę przejść koło budek z kwiatami. Nie pamiętam takiej zimy, kiedy było pełno tulipanów. Ale dziś urzekły mnie frezje. Takie trochę biedne, nieco przygniecione, ale elegancko szczupłe, w stonowanych kolorach, które u innych kwiatów byłyby krzykliwie jaskrawe.

PS Na listę egzotycznych rozmówców taksówkowych zapisuję pana, który radował się każdym korkiem, szlabanem itp., bo będzie dłużej mógł cieszyć się moim towarzystwem.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 5, 2011

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 3


Zen a sztuka wychodzenia z łóżka

Którejś nocy zostałam poklepana po ramieniu przez zaspane stworzenie, stojące przy moim łóżku.

Kilka dni później obudziłam się i znalazłam na dywaniku pod łóżeczkiem zwiniętą w kłębek córkę, która chciała przyjść do naszego łóżka, ale pewnie się jej benzyna skończyła.

Kiedyś niesprytnie położyłam dziecko głową w stronę wyjścia i jakiś czas później się okazało, że WTEM zdziwione dziecko leży w łóżku już tylko częściowo.

Wczoraj wieczorem TŻ wyszedł z sypialni z dziwną miną, zapytał mnie, czy na pewno przeniosłam dziecko z naszego łóżka (gdzie usnęło) do jej łóżeczka, po czym okazał mi odziane w śpioszki z żyrafami stworzenie, leżące centralnie na naszym łóżku, daremnie macające okolicę w poszukiwaniu pluszowej żyrafki i poduszki. Przez sen.

Co dalej? Chodzenie po krawędzi dachu?

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 4, 2011

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 3


Michal Viewegh - Zbijany

Grupa znajomych z liceum spotyka się co roku od kilkunastu lat i obserwuje, jak siwieją i wypadają im włosy, jak rozstaje się najładniejsza para w klasie, jak układa się życie dwóm najbrzydszym dziewczynom i jak odpadają kolejne osoby ("biorą z naszej półki"). Powieść rozpisana na role, z historii poszczególnych bohaterów, a i czasem z autobiograficznych zapisków autora, składa się obraz dojrzewania, wczesnych miłości i obowiązkowego niezrozumienia kogo przez co w Pradze lat 80. Myszowata jest brzydka i przez całe liceum fabrykuje rozwijającą się historię o swoim kochanku, Liborze, a Maria ją sprawdza na każdym kroku, bo nie wierzy. W ślicznej Ewie kocha się Tom, Jeff i Skippy. Najbrzydsza jest Gałąź. A autor miał nieprzemakalną kurtkę z napisem "Grundig", import z NRD.

Czesko melancholijny kontrast między marzeniami i potencjałem wieku lat kilkunastu a kryzysem 40-latka, ze smutną pointą, że dorosłe życie to taki sama gra w "zbijanego" jak na wuefie.

Inne tego autora:

#1, chociaż awansem z poprzedniego roku.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 4, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Eternal Sunshine of the Spotless Mind

Film jest dość stary i zakładam, że dawno obejrzany. Ale jak kto nie widział, a chce, to lepiej sobie obejrzeć niż czytać, bo film ładnie odsłania po kolei całą historię.

Można zniszczyć dowody, ale nie można zniszczyć wspomnień. ESotSM to najładniejszy film o miłości, jaki znam (no, jeden z ładniejszych). O tym, czy gdybyśmy się spotkali w innych okolicznościach, to byśmy się pokochali. Czy nowa szansa z czystą kartą pozwala na uniknięcie tych wszystkich błędów, które popełniliśmy wcześniej?

W Lacuna Inc. można sobie wyczyścić pamięć po związku nieudanym albo bez przyszłości. Wystarczy wyrzucić wszystko, co przypomina o drugiej osobie, poprosić znajomych o nie poruszanie tematu i odbyć krótką nieinwazyjną procedurę, usuwającą wszystko, co związane z byłym partnerem i już. Nie ma, nie boli. Joel po dwóch latach życia z Clementine dowiedział się, że po ostatniej kłótni Clementine wytarła jego ślady ze swojej głowy. Wprawdzie chciał ją przeprosić, ale zdecydował, że lepiej będzie o niej zapomnieć. Ale w trakcie znikania kolejnych wspomnień dotarło do niego, że wcale nie chce. Chce zachować w głowie wszystko, co miało z nią związek - pierwsze spotkanie, kolor włosów, kłótnie, ciepłe momenty.

Świetny, melancholijny i tragiczny Jim Carrey, szalona i uczuciowa Kate Winslet, drugoplanowo naiwnie czysta Kirsten Dunst i nieco psychopatyczny manipulant Elijah Wood. Oniryczny i symboliczny Gondry, podobnie w "Jak we śnie" wchodzi w podświadomość, wspomnienia i sny. I mimo tego, że świat w głowie się rozsypuje, to jednak da się na gruzach poskładać całość i zacząć od nowa, trochę mądrzej, cierpliwiej i rozważniej. Optymistycznie, bo mówi, że są drugie szansy.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 3, 2011

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


#jestemstaraimamzazłe, czyli o tolerancji

Zawsze na przełomie roku fascynuje mnie, że według większości ludzi tolerancja polega na tym, że należy nie przeszkadzać im w hucznym obchodzeniu. Owszem, jestem w stanie się domyślić, że będzie głośno, nie potrzebuję wizyty sąsiada, uprzedzającego, że może być hałas (i tak naprawdę na co mi to uprzedzanie, nie jestem w stanie wygłuszyć mieszkania, żeby nie słyszeć kłótni i łomotów pijanej pary na klatce schodowej o 3 nad ranem). Nie ogarniam natomiast, czemu nagle się ludziom wyłącza jakakolwiek przyzwoitość, muzyka łupie tak, że ściany drżą, a pijane bydło pali na klatce schodowej, co chwila otwierając drzwi i wypuszczając jeszcze głośniejszą muzykę, prowadząc wrzaskliwe dyskusje oraz biegając z łomotem po schodach, a próba pacyfikowania starcza krótkofalowo na 3 minuty, a długofalowo może się najwyżej skończyć tym, że wesołki będą łomotać w moje drzwi, wychodząc z imprezy do domu (BTDTGTT). Uprzedzając pytania, zdarzało się, że bywali u nas goście, ale muzyka nie wyła do wczesnych godzin porannych, a jak ktoś wychodził, to bez dodatkowych atrakcji typu stado słoni na schodach. Chciałabym zacząć promować inną wersję tolerancji, konkretnie "Jestem tolerancyjny, nie wszyscy muszą uczestniczyć w mojej imprezie". Ale to chyba niepopularny pogląd.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 1, 2011

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 13


I love you, Phillip Morris

Steven Russell był doskonałym ojcem, mężem i bogobojnym katolikiem. Miał też jedną malutką wadę - trochę kłamał. Bo oprócz tego był zdeklarowanym gejem oraz oszustem. Z krótkiego epizodu pracy w policji wyciągnął umiejętność pozyskiwania danych i nagle się okazało, że może być kim tylko zechce - prawnikiem, specjalistą od finansów, a przede wszystkim troskliwym partnerem. Kiedy po raz pierwszy trafia do więzienia, poznaje uroczego blondynka, Phillipa Morrisa i się zakochuje. Jim Carrey i Ewan McGregor są duetem uroczym, chociaż bardzo jaskrawym (i jak ktoś dostaje gęsiej skórki na myśl o tym, że dwóch panów się całuje, to jednak nie polecam), ale film głównie opowiada o pomysłowych ucieczkach Stevena z więzienia. Tym bardziej zabawne jest, że powstał w oparciu o fakty i że po ostatniej ucieczce zapadł wyrok w sumie na 144 lata pozbawienia wolności. Sympatyczna, niezobowiązująca słoneczna komedia, którą bym umieściła między "Skazanymi na Shawshank" i "Gangiem Olsena".

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 31, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Maj Sjöwall/Per Wahlöö - Mężczyzna na balkonie

Upalne skandynawskie lato, komisarz Martin Beck jedzie na taki trochę oszukany urlop, bo żonę z dziećmi zostawia w domu, a sam udając sprawę służbową popija i wędkuje z kolegą po fachu. Po czym wraca i trafia w sam środek przykrej sprawy, w której mordowane (oraz molestowane) są 8-9- letnie dziewczynki, a potencjalnymi świadkami jest sprytny rabuś, napadający ofiary w parku w celach pozyskania mienia oraz 3-latek. Sprawę udaje się rozwikłać tylko dlatego, że pewna obywatelka zadzwoniła na policję w sprawie mężczyzny, który stał na balkonie.

I jak uważam tę serię za niezłą, tak książka ma kilka słabo klejących się i niedokończonych wątków. Irytuje mnie zamykanie akcji w momencie wiezienia złapanego przestępcy na komisariat, bez słowa wyjaśnienia, dlaczego to robił. Dziwne jest wprowadzenie rozwiązłej studentki, którą przesłuchuje Kollberg i wspomnienie o jego dylematach, bo z jednego strony seksowna panna bez majtek, z drugiej w domu żona w 9. miesiącu ciąży. Nawet życie prywatne Becka nie nadaje powieści tonu, ot - pokłócił się o coś z żoną, żona ma za złe, że nie jeździ samochodem, a mógłby, bo dostawałby dofinansowanie za każdy przejechany kilometr, nijako.

Inne tych autorów: tu.

#50

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 31, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, kryminal, panie, panowie - Komentarzy: 1


The Color of Magic

Jak bardzo jestem fanką w zasadzie każdej książki Terry'ego Pratchetta, tak nie dałam rady obejrzeć ekranizacji "Koloru magii". Wszystko było jak trzeba - świetny Vetinari (Jeremi Irons), doskonały Trymon (Tim Curry), fantastyczna scenografia, cameo Pratchetta, tylko... nudne. Odpadłam w okolicy walki na magiczne miecze na Zmokbergu. W zasadzie to nie jest nawet wina ekranizacji, bo sam "Kolor" to zbiór gagów, luźno zahaczający o fabułę. Pewnie nada się dla kogoś, kogo trzeba na czytanie "Świata Dysku" namówić, bo nie ma wartości dodanej w stosunku do książki, tym bardziej, że w filmie pratchettowy język zupełnie nie gra. Nie mam działu "Nie oglądam", ale nie chce mi się obejrzeć do końca.

Inne książki tego autora tu.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 30, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 5


Tessa Capponi-Borawska - Moja kuchnia pachnąca bazylią

Lubię wspominkowe książki, w których akcja dzieje się w kuchni, zwłaszcza jak w historię wplecione są przepisy. Niestety, mimo że pani Capponi pochodzi z włoskiej szlachty, a dzieciństwo we Florencji i okolicach miała barwne (zwłaszcza jak na standardy PRL-u), jakoś całość nudzi. Dzieci w "nursery", a utytułowani rodzice na balach, dieta dzieci w wieku szkolnym, przemknięcie się przez potencjalnie interesujący czas wchodzenia w dorosłość, winnica i oliwki, machnięcie przygodą w Stanach i kilka stron o dzikim PRL-u. Miałkie jakieś to, może kwestia opisu i języka. Dodatkowo dość ubawiłam się przy przepisach, bo nawet biorąc pod uwagę, że książka wydana została w roku 1994, wolałabym wersje oryginalne przepisów, a nie ciągłe dopiski typu "z braku świeżej bazylii i pinioli pesto zrób z pietruszki i orzechów włoskich, a parmezan zastąp dowolnym ostrym serem" bądź "nie zastępuj selera naciowego selerem korzeniowym, bo to nie to samo, lepiej nie dawaj wcale".

#49

Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 29, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, kulinarne, panie - Komentarzy: 4