Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
[4-5.11.2024]
Mam takie marzenie i to nie dlatego, że naczytałam się ostatnio Głuchowskiego (o czym niebawem), żeby przejechać całe berlińskie metro (a echo odpowiedziało “a potem inne metra, wszystkie metra na świecie”). Wiadomo, pewnie ogarnęłabym to w jeden dzień przy pewnym uporze i rezygnacji z obiadu, ale jakby nie taki jest cel tej anegdotki. Pojechałam[1] do Berlina na konferencję i tu kolejna dygresja - konferencja odbywała się w tym samym centrum konferencyjnym co zarazem moja pierwsza konferencja w Berlinie i pierwsza wizyta w tym mieście. Jak widać, spodobało mi się i regularnie wracam od 2005 roku. Z konferencji nie wróciłam prosto do hotelu, tylko autobusem i metrem udałam się do KaDeWe. Robiłam tam przymusowe zakupy kilka lat temu (2014!), kiedy to pani kierowniczka przemoczyła buty i potrzebowaliśmy na cito, ale okazało się, że to niekoniecznie dobry adres, chyba że szukacie Diorów i innych takich. Ale jechałam w konkretnym celu ruchomych schodów (por. Zuzanka i jej dziwne hobby), misja udana. Jeśli nawet nie gustujecie w schodach, to warto na samą górę, bo jest tam kawiarnia przy oszklonym łuku z widokiem. Trasy metrem: Hallesches Tor - U3 - Wittenbergplatz, a potem już do hotelu Wittenbergplatz - U3 - Möckernbrücke - U7 - Blaschkoallee.
Jako że hotel mieścił się w całkiem egzotycznej dla mnie dzielnicy Neukoelln, chciałam bladym świtkiem wyskoczyć przed wyjściem służbowo, żeby obejrzeć sobie założenie architektoniczne Hufeisensiedlung i/albo Schloss Britz. Ale - błąd początkującego - założyłam nierozchodzone buty i otarłam sobie paluszek, więc nigdzie nie poszłam, nawet po obklejeniu plastrem.
Po drugim dniu konferencji znalazłam chwilę na szybki lancz i zakupy w firmowym sklepie Rittersport, gdzie dojechałam oczywiście metrem, a potem metrem już na dworzec. Bardzo ładny zresztą i mają Rewe. Trasy metrem: Hermannplatz - U7 - Mehringdamm - U6 - Unter den Linden, a potem Unter den Linden - U5 - Berlin Hauptbahnhof, czyli w sumie po kawałku 4 linii.
A potem zaczęłam dwutygodniową przygodę z odzyskiwaniem zostawionego w hotelu Kindla, odzyskałam, ale nie polecam.
Adresy:
[1] Znak czasów - we Frankfurcie n/Odrą kontrola dokumentów. Z powrotem - nie.