Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Jakub Żulczyk - Ślepnąc od świateł

Jacek jest człowiekiem kulturalnym, obeznanym ze sztuką, małomównym, ale dużo myślącym. Budzi zaufanie, a to się przydaje w jego fachu - trzeba mieć zaufanie do dilera narkotyków dobrej jakości. Dzień pracy rozpoczyna się wieczorem, bo wtedy rusza ta prawdziwa Warszawa: celebryci rozpoczynają imprezy, kreatywni z wielkich agencji oddychają po kolejnym dniu i muszą rozładować napięcie, znudzone bogate panie domu potrzebują chwili wytchnienia od swojego pustego życia. A Jacek tylko przejeżdża swoim anonimowym, dyskretnym samochodem, nie ocenia, czasem pójdzie na rękę i pozwoli na mały kredyt. Tak się buduje markę. I do pewnego momentu ten cały układ działa - bezpieczna anonimowość, brak innych związków niż handlowe, wsparcie narkotykowej mafii i rosnące zapasy gotówki, która pozwala na opuszczenie tego pustego świata w chwili, kiedy się już praca znudzi. Jacek planuje kilka tygodni w Argentynie, zamierza jeszcze tylko załatwić kilka interesów, zanim wskoczy na pokład samolotu, bo czas przed Bożym Narodzeniem to czas owocny w tym biznesie. Problem w tym, że sytuacja się komplikuje, nagle pojawia się była dziewczyna, która - mimo że okazała się suką - jednak ciągle coś dla Jacka znaczy. Nagle jeden z biznesów nie idzie tak jak trzeba, a krnąbrny dłużnik nie ulega perswazji tak jak powinien.

6 dni, podczas których wpadasz w coraz głębszą studnię, grzęźniesz razem z bohaterem, zaczyna do Ciebie docierać, że Jacek może do końca nie jest tym dżentelmenem-detalistą, za jakiego się podaje; brak snu, coraz większe problemy, zaczynasz się zastanawiać, czy dowieziesz bohatera na lotnisko. Mocna, gęsta proza na gorączkę (doskonale wchodzi przy ponad 38°C). Może irytować maniera wkładania w prozę faz deliryczno-onirycznych, ale - jak wspomniałam - człowiek z podwyższoną temperaturą jakoś to akceptuje; znacznie mniej akceptuje obraz świata, brudnego, bez wyjścia, gdzie można tylko zejść na dno, gdzie każdy jest bandytą lub dziwką. Najgorsze w tym wszystkim jest miasto - gnijące, aktywujące się nocą, nie do opanowania. W warstwie językowej - świetna książka, pół internetu obsiane jest cytatami; podziwiasz bohatera, doceniasz jego erudycję, tyle że w pewnym momencie łapiesz się na tym, że to wszystko lukier, a pod spodem pozostaje sam brutalizm mafijnych porachunków, o którym autor wie zaskakująco wiarygodnie dużo.

Inne tego autora:

#11

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 10, 2018

Link permanentny - Tagi: panowie, 2018, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj


La casa de papel / Dom z papieru

Silene, uciekającą właśnie przed policją po nieudanym skoku, zatrzymuje na ulicy sympatycznie wyglądający mężczyzna w okularach i proponuje jej udział w unikatowym napadzie. Decyzję nie jest trudno podjąć, bo alternatywą jest powrót do rodzinnego domu, gdzie policja już zastawiła na nią pułapkę przy współudziale jej rodziców. Mężczyzna w okularach, Profesor, zbiera 8 specjalistów i planuje kradzież ponad 2 miliardów euro w nienamierzalnych odcinkach. Ba, nawet wygląda na to, że podczas kradzieży nikt nie ucierpi. Szybko się okazuje, że mimo przepracowania każdego szczegółu, zawsze jest jakiś element, który może zawieść (ze szczególnym uwzględnieniem elementu ludzkiego), stąd grube emocje. Ba, często widz jest wprowadzany w błąd, żeby w kolejnym odcinku przekonać się, czy rzeczywiście sytuacja wymknęła się Profesorowi spod kontroli.

Narratorką jest specjalistka od napadów, Silene, aktualnie nosząca pseudonim Tokio. W zaatakowanej przez drużynę Mennicy Narodowej w Madrycie poza nią jest ekspert od zabezpieczeń (Rio), znawca materiałów wybuchowych i drążenia tuneli (Moskwa) z synem-mięśniakiem (Denver), ekspertka od fałszowania pieniędzy (Nairobi), dwóch silnych i milczących mężczyzn o etnicznym pochodzeniu, obeznanych z bronią (Helsinki i Oslo) oraz psychopatyczny znawca ludzkich zachowań (Berlin). A, i zakładnicy - pracownicy banku oraz przypadkowa grupka uczniów, odwiedzających Muzeum Pieniądza, nieprzypadkowo w skład której weszła córka ambasadora Wielkiej Brytanii, 67 osób. Profesor obstawia całość z zewnątrz i z gracją wkręca się w bliską okolicę prowadzącej negocjacje specjalistki, Raquel (w czym pomaga wydatnie fakt, że matka Raquel ma Alzheimera, a sama policjantka wiele problemów ze sobą).

Wiadomo, przy takiej skali przedsięwzięcia czasem trzeba zawiesić niewiarę na kołku (serio - opieranie akcji na tym, że uda się założyć w okularach policjantowi podsłuch to jednak za dużo nawet dla mnie; ale może są ludzie, którzy nie zwrócą uwagi na taki drobiazg jak metalowy krążek o pół centymetra średnicy wspawany w zausznik, nie wiem, nie oceniam) i nie zadawać pytań np. w jaki sposób wyżywić przez ładne kilka dni ponad 70 osób. Z takimi założeniami to bardzo smaczny serial, zwłaszcza że nieamerykański i z ciekawymi rozwiązaniami fabularnymi.

Absolutnie czekam na drugi sezon.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 8, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


Kamil Fejfer - Zawód. Opowieść o pracy w Polsce. To o nas

Wielką fanką ironiczno-depresyjnego profilu Magazynu Porażka na Facebooku będąc, nastawiłam się chyba na coś innego niż 10 felietonów o tym, że w zasadzie wszędzie w Polsce jest kijowo pracować. Owszem, jest coś złowrogo nie tak, że pracownik naukowy z dorobkiem zarabia mniej kasjerka w markecie (i równie złowrogie jest to, że za ciężką pracę kasjerki również nie ma sensownego wynagrodzenia, które pozwala zasypiać bez strachu i mieć oszczędności), że udawanie etatu przez umowę-zlecenie czy jednoosobowądziałanośćgospodarczą nie jest chronione prawem pracy (#BTDT, dwie niezapłacone faktury), a celem korporacji jest wyżęcie z pracownika wszystkiego, co wymagane, mamiąc go wizją awansu i kartą Benefit. No jest źle. Niestety, nie ma recepty na to (poza wyjazdem za granicę, gdzie z kolei nikt człowieka nie tytułuje kierownikiem i nie ma kolegów czy rodziny). Nie jest to lektura na depresję, na rosnący licznik odrzuconych (lub - gorzej - pozostawionych bez odpowiedzi) cefałek, niestety, nie jest to lektura na żaden stan ducha, tylko smutny signum temporis.

#10

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 7, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, panowie, reportaz - Skomentuj


Carl Zafon Ruiz - Więzień nieba

Przedświąteczny kryzys 1957 roku daje się we znaki w księgarni Sempere i Syn, co motywuje ojca do wstawienia na wystawę świątecznej szopki w celu przyciągnięcia klienteli. Efekt zostaje osiągnięty, aczkolwiek oprócz klientów właściwych pojawia się tajemniczy starzec bez ręki, który dokonuje zakupu nietypowego prezentu dla... Fermína Romero de Torres. Akcja rozdziela się na dwa tory: współcześnie Daniel Sempere, aktualnie młody ojciec, śledzi dziwnego mężczyznę, próbując zapobiec problemom w życiu przyjaciela, który właśnie się dowiedział, że będzie ojcem, a na dniach ma zostać młodym małżonkiem; jednocześnie Fermín rozpoczyna wreszcie swoją opowieść o przeszłości, której unikał od lat. Historia wydarzeń z 1939 roku, kiedy to Fermín został osadzony w więzieniu Montjuic i poznał Davida Martina (bohatera "Gry Anioła"), wyjaśnia tajemnicę nagłej śmierci matki Davida, Isabelle (asystentki Martina) oraz ujawnia trochę przeszłości samego Fermína.

Mimo mrocznej tematyki - więzienia w żadnym chyba systemie politycznym, a już zdecydowanie we frankistowskiej Hiszpanii, nie są tematem lekkim - książka to kopalnia pysznych dialogów (bo nie tylko Fermín jest człowiekiem złotoustym, bez względu na mizerię sytuacji); są szlachetni przestępcy i równie szlachetne damy negocjowalnego afektu, bandytami okazują się za to ludzie na stanowiskach. Epizodycznie pojawia się Cmentarz Zapomnianych Książek.

Niestety, ten tom ma kilka wad - absurdalnie największą z nich jest mikra objętość. Zanim akcja w ogóle zdążyła się rozkręcić - koniec (zgaduję, że to kamyk pod kolejną część, ale zdecydowanie dynamika na tym traci). Część wątków pozostaje nierozwiązana (np. dokąd Bea wybierała się, skoro nie na spotkanie z byłym narzeczonym), kolejne są skwitowane jednym prawie że zdaniem (co się stało z Martinem i jego wieloletnim prześladowcą). Irytację budzi przejście Davida i Bei ze stanu radosnego zakochania do siermiężności życia małżeńskiego, w którym ona dba o dom i dziecko, a on siedzi w pracy, wracając czasem nad ranem, bo akurat ma męskie sprawy przy alkoholu.

Inne tego autora.

#9

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 7, 2018

Link permanentny - Tagi: beletrystyka, panowie, 2018 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Rita

Jeśli myślicie, że nie ma nudniejszego serialu niż obyczajówka o szkole, to setnie się mylicie. Przede wszystkim szkoła jest w Danii, gdzie niekoniecznie typowe rozwiązania pedagogiczne są w cenie, a ludzie - oczywiście dalece nie wszyscy - bywają dość nietradycyjni w swoich poglądach i zachowaniu. Rita jest nauczycielką i to całkiem niezłą - dobrze dogaduje się z dziećmi, nawet tymi problematycznymi. Jak sama mówi, wybrała bycie nauczycielką, żeby chronić dzieci przed niektórymi rodzicami (co w trakcie kolejnych sezonów, kiedy pojawia się jej matka i ojciec, niejako wszystko wyjaśnia). Absurdalnie, sama niespecjalnie dobrze dogaduje się ze swoimi dziećmi - najmłodszym Jeppe, który właśnie odkrywa, że jest homoseksualistą, średnią Molly, która na progu dorosłości nie jest w stanie zachowywać się jak dorosła czy wreszcie z najstarszym Rocco, w stabilnym związku, tuż przed założeniem rodziny. Rita postępuje zawsze po swojemu, ale ma przy okazji wiele deficytów, w czym nie pomaga rozwiązywanie problemów za pomocą alkoholu i przygodnego seksu[1].

Uwielbiałam pierwsze trzy sezony - skomplikowany związek między Ritą a dyrektorem szkoły Rasmusem, przerywany różnymi epizodami z innymi panami[2], walkę o trudnych uczniów, drugoplanowych nauczycieli (zwłaszcza Hjordis, która jest niesamowitym połączeniem szczeniaka i elfa, absolutnie przy tym nieirytującym). Czwarty sezon, mam wrażenie, został zaplanowany jako schyłkowy - Rita po zamknięciu szkoły, której poświęciła sporo swojego dorosłego życia, wraca do miasteczka, w którym się wychowywała, żeby tam podreperować lokalną szkołę. Niestety, jest to sezon najsłabszy, bo Rita głównie przemyka się po swoich śladach, kiedy miała 16 lat i próbuje naprawić to, co wtedy zaszło.

[1] Totalnie wierzę, że jak się ma prozopagnozję, to można wyrwać w pubie bwpn fjbwrw anwoneqmvrw ceboyrznglpmarw hpmraavpl.

[2] Wprawdzie kibicowałam bardzo dynamice duo Jonas-Rita, ale scenarzyści mniej (robiąc z tego pierwszego palanta zamiast erotomana), więc moim faworytem został Said.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 6, 2018

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Stanisław Lem - Kongres futurologiczny

Sama fabuła opowiadania nie jest skomplikowana - Ijon Tichy uczestniczy w Kongresie Futurologicznym na fikcyjnej Costaricanie; sytuacja świata jest dość ciężka ze względu na niepokoje społeczne, przeludnienie, zatrucie środowiska i zbrojenia, więc coś trzeba przedsięwziąć. Czas na to przychodzi szybko, bo już w trakcie pierwszego dnia obrad wybucha wojna domowa. Ci uczestnicy Kongresu, którzy przeżyli (a dalece nie wszyscy) ukrywają się w kanałach pod Hiltonem, ale nie są bezpieczni - dostały się do nich środki halucynogenne, rozproszone przez pacyfikujące zamieszki oddziały. Tichy zapada się w coraz głębszy ciąg urojeń, z którego nie jest w stanie wyjść - za każdym razem, kiedy się budzi, ma poczucie, że ciągle jest w świecie wirtualnym. Ucieka z kanałów, żeby obudzić się po wypadku w obcym ciele, potem zostaje zamrożony na kilkadziesiąt lat, bo jego psychoza narasta, wreszcie budzi się w świecie idealnym, gdzie za pomocą dobrze dobranej chemii są zaspokajane wszelkie potrzeby ludzkości. Niestety, nie wszystko się Tichemu i w tym świecie zgadza, usiłuje więc i tu dociec, czy środki psychotropowe, na które jest nieustająco narażony, nie maskują czegoś okropnego.

Jakkolwiek opowiadanie było dla mnie dość męczące pod względem językowym (co skądinąd doceniam, bo Lem był genialnym słowotwórcą, ale zabawa w wymyślanie określeń na środki chemiczne różnego autoramentu jednak nuży po kilku akapitach), tak porusza kilka przełomowych (zwłaszcza jak na czas powstania opowiadania) tematów, aktualnych również dziś - czy rzeczywistość wirtualna może być nieodróżnialna od realnej (i jak być pewnym, co się aktualnie postrzega[1]?); czy warto za wszelką cenę dążyć do poznania prawdy, nawet ze świadomością, że jest ukrywana dla naszej korzyści; dokąd zmierza cywilizacja (ze szczególnym uwzględnieniem nadawania rangi rzeczom wirtualnym, szczególnie aktualne w dobie cywilizacji wiecznej autoprezentacji w mediach cyfrowych).

[1] Patrz "Incepcja".

#8/#3

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 6, 2018

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2018, panowie, sf-f - Skomentuj


Stephen King - Koniec warty

Trzecia część trylogii (czyli łatwo się domyślić pewnych finalnych rozwiązań fabularnych) o detektywie Billu Hodgesie i jego ekipie. Morderca z Mercedesa, Hartsfield, jest pacjentem Kliniki Traumatycznych Uszkodzeń Mózgu, ponieważ cios w czaszkę skarpetką wypełnioną kulkami z łożysk raczej nie robi nikomu dobrze; okazuje się jednak, że jego stan absurdalnie się poprawił - potrafi korzystając z nieuwagi albo zahipnotyzowania przejmować ciała swoich lekarzy i pielęgniarzy. Hodges, coraz bardziej wychudzony detektyw, odkrywa, że ma słabo rokującego raka trzustki. Nie jest to specjalnie dobra nowina w żadnej sytuacji, ale tym bardziej kiedy okazuje się, że Pan Mercedes planuje zmusić do samobójstwa wszystkich, których uważa za swoich wrogów, na szczycie listy umieszczając ekipę detektywa. Niestety, to najsłabsza książka i najmniej detektywistyczna, a najbardziej nadprzyrodzona. Do przejęcia umysłu wystarczy dać ofierze specjalnie spreparowaną konsolę do gier (wystarczy odrobina socjotechniki), a wgapiająca się w kolorowe rybki osoba staje się podatna na wpływ mordercy (bez względu na odległość). Dobrze się czyta, jakieś tam napięcie się buduje, ale miałam poczucie, że przeczytałam książkę napisaną według listy kroków "jak napisać bestseller".

Inne tego autora tutaj.

#7

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 5, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, panowie, sf-f, kryminal - Skomentuj


Frankfurt nad Menem, czyli o delegacjach

[1-2.02.2018]

Największym pechem jest lecieć w delegację w ciekawe fotograficznie miejsce: a) podłą, ciemną zimą, b) tylko z planem na siedzenie w biurowcu, kiedy światło dzienne, c) z rosnącą gorączką podczas tych kilku godzin przed lotem powrotnym. Poza przejmującym zimnem i poczuciem absolutnego zniechęcenia światem, zarejestrowałam tylko trochę kolorów i faktur. I niezłą włoską restaurację (służbowo).

GALERIA ZDJĘĆ.

Restauracja: Das Leben Ist Schön - Hanauer Landstraße 198 (kuchnia włoska).

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 2, 2018

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: niemcy, frankfurt - Skomentuj


Zadie Smith - Lost and Found

Zbiorek trzech opowiadań, niestety obarczonych tym, co w opowiadaniach najmniej cenię - zarysem akcji i brakiem rozwinięcia, nie wspominając o puencie. Co z tego, że świat ciekawy, język gładki, a postaci budzą zaintrygowanie, jak całość urywa się przed pierwszym zakrętem?

"Martho, Martho" to nowelka o wynajmie mieszkania - Martha, nietypowa, samotna kobieta zjawia się i między wierszami opowiada o swoim życiu podczas ustalania warunków wynajmu i oglądania domu. Ba, wszystko odbywa się między wierszami - i pracowniczka biura pośrednictwa myśli mimo woli o zmianach w swoim życiu, i aktualni lokatorzy zaczynają mówić o zmianie, jaka ich czeka. Historia kończy się tym, że Martha wychodzi, nie podjąwszy decyzji.

"Hanwell w piekle" to wspomnienie, jakim dzieli się z córką tytułowego Hanwella człowiek, który spędził z jej ojcem przypadkiem jedną noc. Nic zdrożnego - najpierw Hanwell podał mu awaryjną kolację w restauracji, potem poprosił go o nietypową przysługę (doradztwo). Między wierszami jest o rozbitej rodzinie i próbie odkrycia, czemu się rozbiła przed laty.

Najbliżej do powieści ostatniemu opowiadaniu - "Ambasadzie Kambodży"; jest najdłuższe, podzielone na rozdziały, a akcja trwa jakiś mierzalny czas. Na przedmieściach Londynu w jednej z willi mieści się Ambasada Kambodży, wchodzą tam i wychodzą różni ludzie, a za wysokim murem ktoś rozgrywa niekończącą się partię badmintona. Fatou, służąca w jednym z okolicznych domów, w zasadzie niewolnica, bo pozbawiona paszportu i nie zarabiająca poza wiktem i łóżkiem do spania, przechodzi obok Ambasady w drodze na basen, z którego nielegalnie (na wejściówkę swoich państwa) korzysta. Historia kończy się, kiedy Fatou z bliżej niewiadomych względów (po tym, jak uratowała życie duszącej się dziewczynce) zostaje zwolniona, a za murem Ambasady w dalszym ciągu trwa mecz.

Inne tej autorki tutaj.

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 29, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, beletrystyka, panie - Skomentuj


Anna Cieplak - Lata powyżej zera

2001. Samolot porwany przez terrorystów wbił się w wieżowce World Trade Center, co zmieniło kształt wielkiego świata. Czy miało wpływ na dorastanie w prowincjonalnym Będzinie, gdzie celem życia był wypad po kasetę do walkmana na targowisko? Anita, która kończy szkołę podstawową, dochodzi do momentu granicznego - wyrzuca kasety z dzieciństwa, bo oznaką dorosłości i przemiany jest dla niej (i niektórych rówieśników) nowa płyta Paktofoniki. Jak każda (auto)biografia, to nie książka akcji, prowadząca do jakiegoś spektakularnego fabularnego rozwiązania, ale to nostalgiczna (chociaż pozbawiona kolorów) opowieść o czasach post-PRL: komunikacja statusami na Gadu-gadu, pierwsze ciężkie cegły telefonów komórkowych tylko dla zamożnych, perspektywa "do zakończenia szkoły", bo przyszłość jest absolutnie nieznana, układanie swojego dorastania w kontaktach z dorosłymi.

Nie jest to dokument czy świadectwo pokolenia. Ba, nawet sama bohaterka jest pretekstem do pokazania szerszego tła - 40-letnich "starych", którzy łapią jeszcze resztki młodości (będąc oczywiście śmiesznymi dla swoich dzieci), pierwszych nastoletnich miłości, prób aspirowania do tego, co pokazują zagraniczne seriale czy ilustrowane czasopisma. Co ciekawe, Anita z inteligentnego dziecka wyrasta na na wskroś przeciętną nastolatkę, która podejmuje szereg kiepskich decyzji i ląduje "na zmywaku" bez perspektyw, chociaż "rokowała". Czepiać się mogę otwartego zakończenia, pozostawiającego narratorkę tuż przed otwarciem koperty z informacją, która zdeterminuje resztę jej życia; mimo to czyta się gładko, nawet jeśli nie jest tym pokoleniem (ale ma dobrą pamięć).

Inne tej autorki:

#5

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 27, 2018

Link permanentny - Tagi: 2018, panie, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj